niedziela, 29 czerwca 2014

Szmaragdowe Serce - Rozdział 16_epizod 1


Nie miał pojęcia jak długo dreptał pod drzwiami komnaty, był jednak prawie pewien, że wyżłobił głębokie bruzdy w kamiennej podłodze. Czas wlókł się nie miłosiernie i nic nie zapowiadało, żeby coś miało się zmienić.
– Ile to jeszcze może trwać?! – Irytował się Quinkel.
Farel, który siedział w niszy okiennej i kawałkiem szmatki polerował swój miecz, z lekkim uśmiechem spojrzał na barona.
– Tyle ile będzie konieczne – odpowiedział. Doskonale rozumiał zdenerwowanie mężczyzny. Rany odniesione przez dziewczynę były poważne i należało je niezwłocznie opatrzyć, wątpił jednak, by coś zagrażało życiu Khariny.
Inna rzecz, że Quinkel zachowywał się, jakby za drzwiami rozstrzygała się cała jego przyszłość. Choć może faktycznie tak było? Stary smok zamyślił się. Nie uwierzył żonie, gdy zapewniała go, że Kharina jest smoczym wybrańcem. On w ślicznej niewieście poza twardym charakterem i oczywiście urodą, nie dostrzegał żadnych cech świadczących o jej przynależności do smoczej rasy. Esna jednak upierała się przy swoim. Jej zdaniem dziewczyna była smokiem, potrafiła jednak doskonale maskować swój zapach, przez co pozostawała dla wszystkich wokół zwykłą śmiertelniczką.
Farel nie rozumiał dlaczego miałby to robić, ale widocznie musiał istnieć jakiś powód, inaczej nie trwałaby tak mocno w swoim uporze.
Baron chodził w tę i z powrotem, warcząc na każdego, kto miał czelność postawić stopę na korytarzu. W związku z czym nikt z zamku nie miał pojęcia co się działo z Khariną. Zresztą sam Quinkel również nie miał pojęcia jak ona się czuła.
Dla wszystkich w Querm ostatnie godziny były bardzo nerwowe, sporo czasu zajęło gaszenie pożarów, które wzniecił Murra. Spłonął jeden ze spichlerzy i stajnia. Sporo innych budynków miało naruszone mury i dachy.
W mniejszej izbie na parterze urządzono prowizoryczną lecznicę, kładąc tam wszystkich rannych. Khariny jednak tam nie położono. Smok osobiście zaniósł ją do komnaty na piętrze, żądając by Esna zajęła się nią wyjątkowo troskliwie.
– Nie podoba mi się to – mruknął Quinkel, przeczesując nerwowo włosy.
– Myślę, że trochę przesadzasz, nic jej nie będzie...
– Jak to nie będzie! – warknął baron, zatrzymując się naprzeciwko Farela. – Widziałeś jej rany? Widziałeś jak były głębokie, jak mocno krwawiły? Ona może...
– Umrzeć? – dokończył za niego mężczyzna. – Quinkelu, ona jest smokiem, takim samym jak ty, czy ja. Parę zadrapań jej nie zabije, może co najwyżej zostanie jej kilka blizn.
Baron wciągnął głęboko powietrze do płuc. Od ładnych paru godzin próbował przyswoić sobie tę informację i jakoś nie potrafił. Kharina była smoczym wybrańcem, takim samym jak on, czy Ariel. Nie powinno go to dziwić, a jednak świadomość tego zszokowała go. Była harda, nie mógł zaprzeczyć. Piękna jak wszystkie przedstawicielki jego rasy i temperamentna. No i nie bała się go jako smoka, już samo to powinno być dla niego wskazówką. Niestety, zwiodła go nienawiść jaką żywiła do smoków. To najbardziej wprowadziło go w błąd. Bo jak można nienawidzić wszystkich przedstawicieli własnej rasy?
– Dlaczego ukrywała to przed nami? – zapytał cicho. – Nie potrafię tego zrozumieć.
Farel westchnął, on sam zastanawiał się nad tym od dłuższego czasu i nic nie wymyślił. Podejrzewał jednak, że nie wiedział o dziewczynie tyle co Quinkel.
– Może napijemy się wina? – zaproponował, wstając z niszy i chowając miecz do pochwy. Widząc jednak, że baron nie reaguje, dodał jeszcze. – Przyda się nam trochę przepłukać gardła.
Quinkel spojrzał raz jeszcze na drzwi, za którymi Esna opatrywała Kharinę. Korciło go, by wyłamać je i wpaść do środka, żądając widzenia z ranną kobietą, obawiał się jednak, że zarówno zarządczyni jak i dziewczyna wyśmieją jego troskę lub co gorsza wyrzucą go za próg.
– Może masz rację – mruknął, niechętnie ruszając za Farelem.
– Chciałbym obgadać z tobą kilka spraw – zaczął stary smok, jak tylko opuścili korytarz. – Kazałem sprawdzić stan murów i nie jest za dobrze. Wschodnia ściana oraz wieża doznały poważnego uszczerbku. Trzeba będzie ściągnąć kamienie z gór, by uzupełnić wyrwy. Spichlerz przed zimą również będziemy musieli odbudować.
Quinkel zmarszczył brwi.
– Wydaj stosowne dyspozycje. W pierwszej kolejności wykonujcie tylko najpotrzebniejsze prace. A poza tym chciałbym zobaczyć szczegółowy raport z uszkodzeń i poznać liczbę zabitych.
Farel kiwał tylko głową. Już parę godzin temu, zarządził szczegółową inspekcję warowni. Esna miała dostarczyć mu listę poległych i rannych oraz liczbę osieroconych dzieci. Z tym zawsze był problem. Śmierć mężczyzny praktycznie skazywała matkę i dzieci na życie w nędzy. Od decyzji barona zależeć będzie, czy osierocone pociechy otrzymają pomoc i wsparcie, czy nie.
W głównej sali panował spory harmider, część stołów i ław wyniesiono do pomieszczeń obok, by móc ułożyć na nich rannych, na pozostałych ustawiono półmiski z jadłem, tace z serami i dzbany pełne mleka. W koszach leżało pieczywo i owoce. Wszędzie kręcili się ludzie, dzieci i psy. Jedni wchodzili, by szybko się posilić, inni opuszczali jadalnię i biegli usuwać szkody poczynione przez smoka.
Baron spoglądał na umęczone twarze i ponownie poczuł jak ogarnia go gniew. W gruncie rzeczy była to jednak złość skierowana na samego siebie, za to, że nie przewidział napaści i tak łatwo dał wywieść się w pole. Na domiar złego będzie musiał wytłumaczyć się przed królem.
Weszli do sali kominkowej i Farel natychmiast podszedł do stołu, łapiąc za dzban z winem. Nalał dwa kubki, podając jeden Quinkelowi. Baron zacisnął palce na pucharze, w przeciwieństwie jednak do zarządcy, który jednym haustem opróżnił swój kielich i już nalewał sobie drugi, nie wypił ani kropli.
– Gdzie popełniłem błąd? – zapytał, spoglądając na ciemny płyn falujący w kielichu. Czerwień wina przypominała mu krew na twarzy Khariny i smok musiał zacisnąć wargi by nie poderwać się i nie pobiec z powrotem pod jej drzwi.
– Mówisz o napaści, czy dziewczynie? – Farel rozsiadł się wygodnie. Ten dzień był tak burzliwy, że należało mu się odrobinę wytchnienia.
– Nie mogę uwierzyć, że nie zauważyłem, iż jest smokiem – w głosie barona pojawiła się irytacja. I pomyśleć, że w zasadzie widział ją nagą w łaźni, przecież, gdyby wtedy nie pozwolił jej uciec, odkryłby prawdę wypisaną na jej plecach.
– Nie ciebie jednego zmyliła – odparł stary smok. – Ja również nie wyczułem w niej smoczej krwi, chociaż moja Esna od pierwszej chwili wyczuła ją.
–  Co?! – baron z hukiem odstawił puchar na stół. – Jak to możliwe? W jaki sposób?
Stary smok wzruszył ramionami.
– Nie mam pojęcia. Może to jakaś kobieca sztuczka, albo inne niezrozumiałe dla nas samców, triki. Tak czy siak moja połowica jak tylko zobaczyła ją na podwórzu, wiedziała z kim ma do czynienia.
Baron zamyślił się. Może rzeczywiście kobiety kierowały się innymi zmysłami. A może po prostu patrzył na nią nie dość uważnie. Nieprawda, skarcił siebie w duchu, a smok wewnątrz niego zawtórował mu. Znał jej twarz na pamięć, wiedział, w jaki sposób uśmiechała się, kiedy coś ją śmieszyło i jak marszczyła nos, kiedy coś szło nie po jej myśli. Teraz również wiedział jak wyglądała doprowadzona do ostateczności. W smoczej skórze była jeszcze piękniejsza. Jej łuski były czarne jak noc, przy krawędziach delikatnie szmaragdowe. Nic jednak nie mogło się równać z blaskiem jej oczu.
– Powiesz mi po co przybyła do Querm? – zapytał Farel, wyrywając Quinkela z jego rozmyślań. – Bo z pewnością nie po to, by zamieszkać na południu.
Baron zmieszał się odrobinę. W sumie nie musiał nic mówić, wszak to, co było między nim a Khariną, to była ich prywatna sprawa, a jednak miał ochotę podzielić się z kimś swoimi rozterkami. Poza tym Farel i Esna byli dla niego jak rodzina.
– Trudno to wyjaśnić – zaczął ostrożnie.
Stary smok uśmiechnął się krzywo.
– Jakoś nie wyobrażałem sobie, żeby mogło być inaczej – stwierdził.
– Myślę, że przyjechała tutaj za mną – powiedział i prawie natychmiast pożałował tych słów. Oczy Farela rozbłysły, co tylko mogło oznaczać, że stary smok nie spocznie póki nie pozna całej historii.
– A to ci nowina – uśmiechnął się krzywo. – Wielu mężczyzn dałoby się pokroić, by taka kobieta podążała ich śladem przez Kirragonię.
Quinkel skrzywił się.
–To coś zupełnie innego. Ona nie... to znaczy ja...
– Może zacznij od początku – podpowiedział smok, nalewając sobie kolejny kielich wina.
Baron westchnął.
– Poznałem ją w Farrander, kiedy byłem z wizytą u króla.
– Jakoś nie zakładam, by odwiedzała Farrander na zaproszenie Ariela.
– Przeciwnie – Quinkel upił łyk wina. – Pojmano ją na ulicach królewskiego miasta pod zarzutem kradzieży – nie dodał, że to on przyczynił się do jej aresztowania.
– Kradzieży? – zdziwił się Farel. – To do niej nie pasuje. O co ją oskarżono?
– Tak naprawdę to nie wiem... – mężczyzna podrapał się po brodzie. Żaden z zarzutów, które jej postawiono nie wydawał się być godny uwagi. Teraz to rozumiał. Wcześniej sądził zupełnie inaczej, dzięki bogom król był innego zdania. – Chyba o kradzież miecza – szepnął, czując się jak idiota.
Farel parsknął.
– Co na to król?
– Nic, przyjrzał się jej, wypytał o rodziców, obejrzał ostrze, a potem kazał ją uwolnić.
– No i bardzo dobrze, Ariel to sprawiedliwy władca.
– Niestety Kharina złamała zakaz wstępu do Farrander, dlatego też król kazał odesłać ją na dół.
– No tak, zupełnie o tym zapomniałem – stary smok zamyślił się. – Musiała podstępem dostać się do zamku, tylko po co to zrobiła?
Wiedział dlaczego dziewczyna wdarła się do zamku. Chciała zdobyć kamień, oczywiste więc było, że zaczęła od królewskiego skarbca.
– Ariel nie pytał jej o to – odpowiedział wymijająco.
Farel przekrzywił głowę.
– Co było potem? – Quinkel nie mówił wszystkiego. Ta historia miała jakieś drugie dno, ale smok nie chciał lub nie mógł zdradzić mu całej prawdy.
– Udałem się do Lahmar, by wypełnić rozkazy króla i zaprowadzić tam porządek.
– A dziewczyna? Dowiedziała się kim jesteś i pojechała do Querm? – wtrącił Farel. – Musiałeś faktycznie zrobić na niej piorunujące wrażenie.
„Nic z tych rzeczy” – przeszło mu przez myśl. Głośno jednak powiedział:
– Najpierw zjawiła się w Lahmar – oczywiście narobiła sporo zamieszania, ale do tego zaczynał się powoli przyzwyczajać.
Zarządca pochylił się w fotelu do przodu.
– Skąd wiedziała, że tam będziesz?
Baron zmarszczył brwi.
– Nie wiedziała.
– Jesteś pewien, że jej nie znasz? Jakoś często na siebie wpadacie – w głosie zarządcy pojawiło się niedowierzanie.
Quinkel pokręcił głową.
– Nie, ale faktycznie nasze spotkanie w skalnym mieście, a potem jej przyjazd tutaj, nie był przypadkowy. Kharina wdarła się do Farrander, pokonała góry i przybyła do Querm, by odnaleźć coś, co jak twierdzi skradły jej smoki z północy.
– Niewiarygodne – sapnął Farel. – Ale co ty masz z tym wspólnego?
Quinkel milczał dłuższą chwilę, ważąc w myślach słowa. W końcu sięgnął do szuflady biurka, wyciągając z niej maleńkie zawiniątko. Ostrożnie położył je na stole. Materiał zsunął się lekko, odsłaniając połyskujący szmaragd. Kamień mienił się lekko, rozjarzył się jednak, kiedy baron dotknął go palcami.
– Co to jest? – stary smok z zaciekawieniem oglądał klejnot.
– To dla niego Kharina przybyła do Querm.
– Powinienem zapytać, czy chce ci go ukraść, ale bardziej interesuje mnie skąd go masz? Wszak nie należy on do rodowych pamiątek.
 Quinkel skrzywił się nieznacznie.
– Dostałem go w podarunku od królowej – nie zamierzał wspominać, że obiecał monarchini nie rozstawać się ze szmaragdem.
– Nadal niewiele z tego rozumiem – Farel podrapał się po brodzie. – Kharina przemierzyła Kirragonię i naraziła siebie na tyle niebezpieczeństw dla jakiegoś kamienia?
– Tak – baron zakrył z powrotem szmaragd, owijając go szczelnie suknem.
– Nie powiem, bym cokolwiek z tego rozumiał, ale widać tak ma być. Powiedz mi tylko, co chcesz teraz zrobić?
Szmaragd przyjemnie ogrzewał palce mężczyzny. Delikatny kształt klejnotu budził jakąś łagodność w smoku, każąc mu się o niego troszczyć. Nie chciał go stracić, w głębi duszy jednak wiedział, że nie należy on do niego. 
Redakcja tekstu - Sylwia Ścieżka

czwartek, 26 czerwca 2014

Nathaniel - Rozdział 13_epizod 2



Stare drzewo i noc idealnie skrywało postać, pozwalając mężczyźnie w spokoju przyglądać się postaciom stojącym na tarasie. Śnieg przestał padać kilka godzin temu, ale jego gruba warstwa nadal otulała domy, drzewa, a nawet samochody. Jednak dwóm osobom stojącym na tarasie biały puch oraz zimno zupełnie nie przeszkadzał. Tulili się do siebie i nawet z odległości widać było ich zażyłość. Heinrich zacisnął dłonie w pięści, wściekłym spojrzeniem obrzucając kochanków.
Nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Zaskoczyła go, a do tej pory, w ciągu całego jego długiego życia, nikomu się to nie udało. Miał wobec niej plany, snuł wizje i fantazje, nie wierzył, że w jakikolwiek sposób dziewczyna będzie w stanie obronić się przed nim. Zakładał, że wpadnie w jego sidła, tymczasem sam dał się wykiwać. Przyjechał tu by ją pojmać i uczynić swoją niewolnicą, nie spodziewał się, że zobaczy ją w ramionach anioła. I to w dodatku jakiego anioła – jednego z najwierniejszych sług Michaela. Nie pamiętał imienia skrzydlatego wojownika, wiedział jednak, że szeptano o nim, iż ból to jego drugie imię.
Ten anioł lubił w równym stopniu go odczuwać co zadawać.
Heinrich zmarszczył brwi. Nie podejrzewał dziewczyny o takie skłonności. Do tej pory zdawała się mu być zbyt delikatna i krucha. Sam chciał ją złamać i nauczyć czerpania radości z widoku krwi i bólu. Ktoś jednak go wyprzedził. W dodatku był to anioł.
To on zapewne był na lotnisku w Paryżu i załatwił wszelkie formalności z transportem ciała dziewczyny do Kanady. Wampir był do tej pory pewien, że Sue otaczali ludzie – słudzy, którymi się żywiła w nocy, a którzy pilnowali jej w dzień. Śmiertelników – niezależnie jak wielu by ich nie było – łatwo się pozbyć.
Anioł przekreślał jego plany na szybkie załatwienie sprawy. Heinrich przyjechał tutaj z zupełnie innych powodów, pragnąc jedynie posiąść dziewczynę. Ale teraz sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. Nie mogąc do niej podejść, ani tym bardziej skłonić by mu uległa,  będzie musiał użyć podstępu lub też całkowicie z niej zrezygnować. Z drugiej strony może warto będzie poświęcić ją dla szczytniejszych celów. Jeśli w ten sposób zabije Thomasa i anioła, uzna swój wyjazd tutaj za nadzwyczaj udany. A dziewczynę może i  tak w końcu zdobędzie.
Mężczyzna uśmiechnął się okrutnie. Nie wątpił, że dziewczyna odwiedziła Kanadę tylko po to, by spotkać się ze swoim stwórcą. Nie miała jednak pojęcia, że on – najpotężniejszy wampir we Francji – już odkrył miejsce pobytu Thomasa.
Należąc do elity wampirów musiał znać całą prawdę i nie tylko, o swoich rywalach, to zaś oznaczało szpiegowanie bliźniaczych gniazd, a tym samym odkrywanie największych tajemnic przywódców wampirzych społeczności.
Tak więc, Heinrich wiedział o wszystkich kryjówkach Thomasa, tak samo jak wiedział, że właśnie mieszkanie w Wancouver wampir wybrał na swoją obecną siedzibę.
Nie pojmował jeszcze co ciągnęło Sue do Thomasa, być może był to nakaz od stwórcy, a może całkiem inne powody. Nie mniej jednak był gotów założyć się o swoją głowę, że wampir nie ma pojęcia, iż jego córeczka związała się z aniołem.
Tę informację należało skrupulatnie wykorzystać.
– Sue, spójrz na mnie – głos Nathaniela docierał do niej z oddali. Zdawała sobie sprawę, że anioł tuli ją do siebie, a jego palce muskają jej policzki, nie potrafiła jednak mu odpowiedzieć. Głos Thomasa w jej głowie doprowadzał ją do szaleństwa, całkowicie obezwładniając jej zmysły.
Moja córko, gdzie byłaś przez cały ten czas? Miała wrażenie, że wampir wgryza się w jej głowę, próbując odczytać myśli. Kiedy nie odpowiadała, głos stwórcy przybierał na sile.
Odpowiadaj dziecko, nie znoszę niesubordynacji!
Uciekłam – jęknęła po dłuższej chwili. Bałam się, że mnie odnajdą. – Prawda, takich chwil grozy, jakie przeżyła w willi, nie zapomni do końca życia.
Tropili cię?
Tak, ojcze. – Kolejna półprawda, a może nie? Wszak Nathaniel spotkał ją kilka dni po ucieczce, a potem bez trudu odnalazł w Paryżu.
Jesteś w bezpiecznym miejscu? Gniew odmalował się w jego głosie.
Tak. – Teraz anioł dbał o jej bezpieczeństwo.
Czuję twoją obecność mocno i wyraźnie. Jesteś blisko mnie.
Nie wiem panie, nie mam takich mocy jak ty. – Nie miała i nie chciała mieć. Prawda była również taka, że najchętniej uciekłaby od niego na koniec świata.
Miej oczy otwarte – szepnął a potem zniknął z jej umysłu.
Opadła w ramiona Nathaniela niezdolna by się poruszyć. Miała sucho w ustach w głowie szumiało jej od nadmiaru wrażeń. Nie podejrzewała, że telepatia była tak bardzo wyczerpująca.
Dłonie anioła objęły ją mocniej i nim zdołała zaprotestować uniosły do góry, zaraz potem znalazła się w powietrzu. Pisnęła zaskoczona jego zachowaniem i bezceremonialnym poczynaniem sobie z jej ciałem. On jednak szybował coraz wyżej, a chłodny wiatr owiewał jej rozgorączkowane policzki i rozczesywał włosy.
Bała się, że ją upuści, trzymała się go więc kurczowo za ramiona. Czy był na nią tak wściekły, że chciał ją zabić? Co zrobiła nie tak? Skrzydła mężczyzny furkotały na wietrze niczym dwie szarobiałe flagi. Piękne i dostojne.
– Nie zrobiłam nic złego – jęknęła próbując przekrzyczeć szum wiatru.
– Oczywiście, że nie – powiedział, zatrzymując się gwałtownie i zawisając w powietrzu. Było tak ciemno, że nie miała pojęcia jak wysoko się znajdują, gdyby jednak teraz ją puścił – roztrzaskałaby się o ziemię. – Nie zabrałem cię tu dla kary – w jego głosie pojawiła się dobrze jej znana ironia.
– W takim razie dlaczego? – przełknęła niepewnie ślinę. Z tym mężczyzną nigdy nic nie było pewne. Troszczył się o jej bezpieczeństwo, choć jej nie szanował. Przyniósł jej posiłek, mimo iż uważał ją za największą zarazę ludzkości. A teraz zabrał ją pod niebiosa. Gwiazdy świeciły jasno nad ich głowami, błyszcząc i wabiąc swoim blaskiem, zachwycając mnogością. Wokół nich panowała absolutna cisza i ciemność, przerywana tylko szybkimi ruchami skrzydeł Nathaniela. Nawet zimno panujące na tej wysokości im nie przeszkadzało. On wszak był aniołem, ona zaś była martwa.
– Chciałem byś była daleko od niego – mruknął lekko zirytowany. Może żałował że ją tu przyniósł, a może po prostu nie potrafił rozmawiać tak zwyczajnie.
– Dlaczego? – zapytała ponownie, jej dłonie szczelniej oplotły jego szyję.
– Mieszał ci w głowie – odparł szybko. – Chciałem cię od niego uwolnić.
– Myślałeś że wydaje mi rozkazy?
– Nie, raczej obawiałem się, że wyczyta z twojej głowy mój obraz.
– Przepraszam nie pomyślałam o tym – zmieszała się odrobinę.
– Nie pytał jak się tutaj znalazłaś?
– Nie, chciał tylko wiedzieć, czy nic mi nie grozi.
– Oczywiście, że nie – oburzył się anioł, jego dłonie mocniej zacisnęły się wokół Sue. – Jestem przy tobie i póki co, to ja, nie on, stanowię dla ciebie największe zagrożenie.