niedziela, 31 maja 2015

Zdrada...

Kochani, zapraszam na 11 rozdział "Zdrady...".

Wszystkich gorąco przepraszam, ale nie dodałam dwóch epizodów.
Dziś, zgodnie z obietnicą, naprawiam błąd. Stąd małe przetasowanie rozdziałów na blogu.

Jeśli chcesz przeczytać 11 rozdział kliknij w link
Zdrada niejedno ma imię - Rozdział 11_epizod 1 i 2

piątek, 29 maja 2015

Twierdza Wspomnień - Rozdział 16_epizod 2



Raz jeszcze spojrzał na trzymaną w ręku wiadomość i zmiął w ustach przekleństwo. Nie podobała mu się jej treść, a jeszcze bardziej fakt, że musiał wysłać ją do Farrander. Nie miał jednak wyboru. Król domagał się sprawozdania z pobytu Gerenisse w Gelar i żadną miarą nie mógł wykręcić się od tego obowiązku.
Jednak nie konieczność wysłania listu do stolicy go tak irytowała, jak świadomość, że nie wydobył z kurellki nic istotnego. Kobieta stanowiła dla niego nie lada zagadkę, choć prawda była również taka, iż niezbyt starannie przyłożył się do zadania. Patrząc na jej pobyt w Gelar, raczej skłonny byłby uznać, iż dziewka oswajała się z nowym miejscem i zdobywała przyjaciół, niż drżała ze strachu przed swym więzieniem.
Westchnął ciężko. Mały kawałek papieru wręcz parzył mu palce, gdy zwijał go w rulon i przymocowywał do nogi drapieżnego sokoła.
Tammy, najmłodszy syn sokolnika nawet nie mrugnął, nie skomentował również zachowania swego pana. Poczekał, aż lord przymocuje wiadomość do nogi ptaka i dopiero wtedy zabrał podopiecznego, by wypuścić go w długi lot do Farrander.
– Zastanawiam się, czy bardziej lubisz się obijać, czy patrzeć na pracujących z góry. – Ciepły, zmysłowy głos, który rozległ się tuż za Cedricem, sprawił, że mężczyzna odwrócił się gwałtownie. Gerenisse, przyodziana w błękitną suknię, podkreślającą swym kolorem i krojem jej idealną figurę, stała ledwie kilka kroków za panem Gelar, przyglądając mu się z lekką kpiną.
Starał się utrzymać poważną minę, a raczej zmusić się do zachowania spokoju, w obliczu tej dziwnej kobiety. Nie było łatwo, zwłaszcza że bestia również się zbudziła i pomrukując nisko, zachęcała go do sięgnięcia po dziewkę. Zlekceważył szepty własnej krwi.
– Co tu robisz? – zapytał, siląc się na stanowczy ton. Niestety, marnie mu szło, zamiast tego łakomym wzrokiem pochłaniał jej postać. Z pewną irytacją zauważył, że zmieniła już przemoczoną suknię na czystą, jej włosy również wyschły. Sprawiała wrażenie rześkiej i świeżej.
 – Może chciałam sprawdzić, czy ciągle jeszcze masz trawę we włosach? – rzuciła, przypominając mu o ich niecodziennej przygodzie w poidle dla koni.
Uśmiechnął się szeroko, odruchowo poprawiając pas na biodrach.
– Zdążyłem się już wykapać, jeśli o to pytasz... chociaż jeśli tak bardzo cię to ciekawiło, mogłaś potowarzyszyć mi w łaźni... – zawiesił znacząco głos, ale dziewczyna nie dała się nabrać na jego podstęp.
– Pomyliłeś mnie chyba z córkami stajennych – rzekła, uśmiechając się lekko, a Cedric poczuł, że jego ciało twardnieje. Kusiła go swym uśmiechem i głosem, a on, chociaż doskonale zdawał sobie z tego sprawę, łapał się na jej sztuczki.
– Uważaj moja pani, zaczynasz prowadzić bardzo niebezpieczną grę, nie jestem pewien, czy zdajesz sobie sprawę, dokąd ona ciebie zaprowadzi.  – Zmusił się, by ją ostrzec, chociaż bardziej prawdopodobne, że chciał ostrzec samego siebie.
– Jak słyszałam smoki to najlepsi przewodnicy, zatem nie powinnam przy tobie zabłądzić, prawda? – odcięła się błyskawicznie, a Cedric zaśmiał się głośno.
– Oj, umiesz drażnić i wodzić na pokuszenie – stwierdził.
Gerenisse nie odpowiedziała, zamiast tego podeszła do murów i przechyliwszy się przez flanki, spojrzała w dół. Cedric obserwował ją spod przymrużonych powiek. Gdyby była smokiem, mógłby obawiać się, że skoczy, ale jako człowiek nie miała praktycznie żadnej możliwości ucieczki. No, chyba że planowała popełnić samobójstwo. Nie podejrzał jednak by była do tego zdolna. O nie, ta kobieta bardzo kochała życie. Ciekawość świata i nowych wrażeń wprost biła z jej oczu. Ta myśl zaskoczyła go równie mocno, jak to, że wcześniej tego nie zauważył.
Podszedł do dziewczyny i opierając się o stanowisko strzelnicze, wyciągnął w jej kierunku rękę. Dwoma palcami ujął miękkie kosmyki jej jasnych włosów. Były miękkie i ciągle jeszcze pachniały mydłem. Nagle pożałował, że nie było go przy tym, jak spłukiwała resztki nieczystości, że nie widział, jej nagiej i lśniącej od piany.
– Skrywasz w sobie tak wiele tajemnic – powiedział, a kiedy nie zareagowała na jego słowa, dodał: – Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym je wszystkie odkryć.
– Odkryć? – odwróciła głowę, spoglądając na niego spod długich rzęs. Mężczyzna puścił włosy, pozwalając im opaść na kształtną pierś. – Twoje słowa wskazują raczej, że nie myślisz już o mojej przeszłości, tylko o tym, co skrywam pod suknią. Niskie to pobudki i niegodne lorda.
– Zapewniam cię, że doskonale pamiętam, kim jesteś i co tutaj robisz, ale masz rację, równie mocno, jak interesują mnie twoje sekrety, ciekawisz mnie ty sama?
– Ja? – zaskoczenie odmalowało się na twarzy dziewczyny. – Nikogo nie obchodzi, jaka jestem naprawdę, liczy się tylko moje ciało i korzyści, jakie może przynieść.
Cedric wyprostował się, słowa dziewczyny podziałały na niego jak kubeł zimnej wody. Ostrożnie, by jej nie spłoszyć, cofnął się jeden krok. Spojrzenie mężczyzny uciekło daleko na dziedziniec zamkowy i kręcących się po nim ludzi. Bestia mieszkająca w jego sercu zamruczała gardłowo, stając w obronie kobiety, mężczyzna jeszcze się wahał rozdarty pomiędzy pożądaniem a lojalnością względem królestwa.
– Jesteś piękna, nie możesz temu zaprzeczyć – zauważył w końcu.
– A także, złośliwa, pyskata i krnąbrna. Gdybym się postarała, znalazłabym pewnie jeszcze parę innych cech, którymi można by mnie opisać – odrzekła hardo.
Smok zaśmiał się głośno.
– Tak, trzeba ci oddać, że jesteś nietuzinkowa – potwierdził, zaraz jednak dodał już poważniejszym tonem. – Trudno cię rozszyfrować, a jeszcze trudniej zrozumieć, jaka jesteś naprawdę.
– Nieprawda, po prostu nikt nie próbuje spojrzeć na mnie i nie dostrzec kurellki, czy też siostry Lamisa. Nikogo nie interesuje dziewczyna imieniem Gerenisse.
Cedric zmarszczył brwi. Po podwórku kręciło się sporo kobiet. Większość z nich stanowiły służące, pomocnice zamkowe, lub też córki gelarskich czeladników i innych najemników. Każda z nich przybiegłaby na jedno jego skinienie. Każda śmiałaby się z jego dowcipów i prawiłaby mu komplementy. Każda, z wyjątkiem, tej jednej stojącej obok niego na murach zamku. Była najpiękniejszą istotą, jaką do tej pory spotkał i najbardziej irytującą kobietą, z jaką miał okazję przebywać pod jednym dachem. Nie wątpił, że bez wahania wbiłaby mu sztylet w pierś, gdyby miała ku temu okazję. A jednak pragnął jej ciała w równym stopniu, co chciał odkryć, kim naprawdę jest dziewczyna z włosami jasnymi jak słońce.
– Opowiedz mi o sobie? – poprosił, starając się nadać głosowi łagodne brzmienie. – Daj się poznać.
Nie odpowiedziała, zamiast tego podobnie jak on oparła się o zimne kamienie i spojrzała na dziedziniec.
– Masz naprawdę bardzo ładny dom – stwierdziła.
– Gerenisse… – upomniał ją łagodnie, sugerując, że zboczyła z tematu lub raczej unikała odpowiedzi.
Westchnęła.
– Dobrze, może opowiem ci coś o sobie. Ale niech nie wydaje ci się, że będziesz mnie bezkarnie przesłuchiwać. Nie dam się tak łatwo podjeść i oszukać.
– Czego żądasz w zamian? – zapytał, wietrząc w powietrzu podstęp.
– Niczego specjalnego, odpowiedzi za odpowiedź.
– Chcesz mnie przepytać? – smok spojrzał na dziewczynę, wyglądał na wielce zaskoczonego.
– Tak jak ty, chcę dowiedzieć się paru rzeczy – rzekła, uśmiechając się chytrze.
Mężczyzna zmarszczył brwi. Przez chwilę chciał odmówić, dziewczyna mogła zażądać wszystkiego: by powiedział jej o siłach zbrojnych Ariela, lub jego największych słabościach. Szybko jednak doszedł do wniosku, że te pytania były zupełnie irracjonalne. Zdrajcy doskonale wiedzieli, z jaką potęgą mają do czynienia, a w pobliże króla i tak nie mogli się dostać.
– Zgoda, pytanie za pytania.
– Ja zdecyduję, kiedy kończymy – weszła mu w słowo.
Mężczyzna ponownie się zamyślił. Twardo stawiała warunki. Mogła całkiem sporo mu zdradzić albo nie powiedzieć nic.
– Skąd mam wiedzieć, czy mnie nie okłamiesz? – zapytał.
Wsunęła niesforne pasma włosów za ucho.
– Nie możesz, musisz mi zaufać. Tak samo, jak ja muszę zaufać tobie.
– Zgoda, ale nie będziesz unikać i kręcić.
Posłała mu kpiące spojrzenie.
– To samo tyczy się ciebie.
– Kto pierwszy? – zapytał, puszczając mimo uszu jej ostatnią uwagę. Palce zaczynały go świerzbić z podekscytowania.
– Ty? – stwierdziła, machając na niego ręką.
– Jesteś pewna? – Na ustach mężczyzny pojawił się szeroki uśmiech. Czuł się jak drapieżnik na łowach, osaczający piękną łanię.
– Oczywiście.
Cedric myślał kilka chwil. Przez jego głowę, przelatywały dziesiątki myśli i pytań. Chciał zapytać ją o Lamisa, o plany kurella względem króla, o układy ze zdrajcami. Ale równie mocno chciał wiedzieć, w jaki sposób ona trafiła do zdradzieckich gadów. Ostatecznie zdecydował się na ostatnią myśl.
– Smoki, na które natknęliśmy się w lesie druidów – powiedział. – Co u nich robiłaś?
Parsknęła wesoło.
– Mogłeś zapytać mnie o tysiąc innych rzeczy, a ciebie interesuje, co robiłam u smoków?
Skinął głową. Jak cholera chciał wiedzieć, co Gerenisse robiła z takimi szumowinami.
– Tak, a teraz odpowiedz.
– Dobrze, byłam tam, ponieważ mój brat zawarł układ ze stworami, a ja stałam się gwarancją jego wykonania. – Wypowiadając ostanie słowo, skrzywiła się. Prawie zapomniała jak wyglądało jej życie z Favienem, a teraz cały ten koszmar na nowo wrócił do niej.
– Jaki układ? – Cedric nalegał, by kontynuowała swoją wypowiedź. Spojrzenie smoka stało się czujne. Nie uszło jego uwadze, zniesmaczenie malujące się na twarzy kobiety.
– To kolejne pytanie, a ty nie odpowiedziałaś jeszcze na moje.
– Nieprawda – zaprzeczył. – Nie wyczerpałaś odpowiedzi. Powiedziałaś układ, chcę wiedzieć jaki?
– Protekcja w zamian za skarby – wyrzuciła z siebie jednym tchem. Nie miała żadnych oporów, by zdradzać sekrety Lamisa, ale czyż brat jej również nie zdradził, sprzedając Favienowi?
– Smoki chciały waszych skarbów? – dociekał, ale chwilę później jego twarz wykrzywił grymas gniewu, gdy zdał sobie sprawę, o jakie bogactwo chodziło. – Kosztowności, które ukradliście z Lahmar, kamienie i złoto należne królowi?
Skinęła głową.
– Zakładam, że potrzebowali ich, by się uzbroić.
– Ich przywódca, podaj mi jego imię – zażądał ostro, ale dziewczyna pokręciła głową.
– Tego twoje pytanie nie obejmuje, teraz moja kolej.
Skrzywił się, miał ochotę zaprotestować, a nawet potrząsnąć nią. Teraz kiedy już wiedział, po co Lamis przyłączył się do zdrajców, chciał poznać więcej szczegółów.
– Pytaj?! – warknął, a ona uśmiechnęła się przekornie.
– Twoja matka, w jaki sposób została zamordowana?
Pytanie to tak bardzo go zaskoczyło, że zapomniał o smokach i kurellach.
– Zamordowana? Co ty mówisz? A tak w ogóle, to skąd wiesz o mojej matce i co cię ona obchodzi?
Przymknęła oczy, pozwalając ciepłym promieniom ogrzewać swoją twarz.
– Powiedzmy, że mam pewien dar, który pozwala mi wyczuwać przeszłość przedmiotów. Rzeczy należące do zmarłych mają szczególną moc, zaklęte są w nich uczucia i emocje ich właścicieli. Z przedmiotów twojej matki bije strach i przerażenie. Dlatego jestem pewna, że ją zamordowano.
– Niemożliwe! – warkot wydobył się z ust smoka, mężczyzna podszedł do dziewczyny i chwytając ją mocna za ramiona, potrząsnął. – Kłamiesz, moja matka nie została zamordowana, zachorowała i nie udało się jej wyleczyć.
– Naprawdę? – zakpiła. – A od kiedy to smoki tak łatwo umierają z powodu choroby?
Zwiesił nisko głowę.
– Nie wierzę. Nikt nie miał powodu, by się jej pozbywać.
Nie uwierzyła w jego zapewnienia. Nie miała żadnego powodu, by wierzyć. Przez tych kilka dni udało się jej poznać lepiej matkę Cedrica niż jemu samemu, gdy był dzieckiem.
– Odeszła w kwiecie wieku, zostawiając małego syna i męża, który nie widział poza nią świata! – zawołała. Zaraz jednak dodała. – Ach nie, zapomniałam, twój ojciec odsunął się od żony i trzymał ją na uboczu, jakby była trędowata albo, co gorsza, jakby dopuściła się zdrady? Nigdy nie interesowało cię, co naprawdę wydarzyło się w tym zamku, w twoim domu?! – Ostatnie słowa prawie wykrzyczała.
Cedric puścił ją równie gwałtownie, jak jeszcze chwilę temu ściskał.
– To nie twoja sprawa. Nie twój dom, nie twoja rodzina! – warknął, a potem obrócił się na pięcie i odszedł, zostawiając dziewczynę samą na murach.

Zdrada niejedno ma imię - Rozdział 12_epizod 2

Minął przekupkę zachwalającą swój towar, ręką dając jej znać, że nie interesuje go, co ma do zaoferowania i podążył dalej. Krocząc szerokimi uliczkami królewskiego miasta, dziś zapełnionymi po brzegi, sprzedającymi i mieszkańcami, zastanawiał się, jak w gąszczu ludzi i informacji wyłowić pierwsze symptomy zagrożenia nim stanie się ono realne.
Przeludnienie Farrander, wyraźnie widoczne i namacalnie odczuwalne, tylko utrudniało mu zadanie. Wiele dni krążył ulicami i zaułkami, szukając chociaż wątłej nitki spisku, poszlaki, bodaj jednej podejrzanej osoby. Na razie jednak z marnym skutkiem.
Rozmowy z rodzinami, które otrzymały na wychowanie dzieci zdrajców, również nie przyniosły spodziewanych rezultatów. Wszyscy zgodnie zapewniali, że ich pociechy zostały wychowane na patriotów i ze swymi rodzicami nie mają nic wspólnego. Żadna z osób, z którą rozmawiał, nie miała nawet cienia podejrzenia co do zdradzieckiej roli ich przybranego dziecka w spisku na króla.
Powoli z jego listy znikały kolejne nazwiska, a on nie miał nic. Zostało naprawdę niewiele osób, z którymi mógłby porozmawiać, a król naciskał na zakończenie śledztwa.
– Nie, dziękuję! – warknął, odtrącając rękę kupca, który usiłował narzucić mu na ramiona złoty materiał. Handlarz mruknął coś niezrozumiale i zaczął nagabywać innych przechodniów. Melira zaś zaczęła ogarniać irytacja.
I wtedy go zobaczył. Stał niedbale oparty o kolumnę jednego z domów, chłodnym wzrokiem lustrując to, co działo się wokół niego. Zadziwiające, ale nikt nie próbował go nawet zaczepiać, choćby nakłaniać do kupna pieczywa lub też sukni dla kochanki.
Melir w myślach odszukał imię mężczyzny i, upewniwszy, że smok go widzi, skierował się ku niemu.
Hargar skinął głową, gdy tylko hrabia Karez zatrzymał się przed nim.
– Lordzie Kiral... – zaczął ostrożnie. – Mały rekonesans?
Melir wykrzywił usta w grymasie uśmiechu.
– Wolałbym w tej chwili stać na polu bitwy, otoczony armią wrogów, niż przedzierać się przez dżunglę jazgoczących sprzedawców, spoconych dziewek oferujących swe wątpliwe wdzięki i piekarzy zachwalających chleb leżący w koszach obok rynsztoku.
Hargar uśmiechnął się lekko, a potem, wskazując na północny kraniec ulicy i widoczny w dali zamek, zapytał:
– Przejdziemy się?
Melir zmiął w ustach przekleństwo.
– Z chęcią się stąd wydostanę – rzucił.
Ruszyli przed siebie, na powrót zagłębiając się w gęstwienie straganiarzy. Jednak tym razem nikt nie raczył do nich podejść. Widać dwa smoki z wielce niezadowolonymi minami skutecznie odstraszały wszystkich chętnych. A może to obecność Hargara tak działała na mieszkańców? Tego Melir nie wiedział.
– Byłeś u mnie w domu, hrabio? – Młody smok odezwał się jako pierwszy. Mężczyzna dorównywał wzrostem Melirowi, idąc zaś, stawiał długie kroki. Ciemnofioletowe włosy związane w kucyk falowały na jego plecach. Ciemny strój nie pozwalał na dokładniejsze przyjrzenie się mu, był to jednak imponujący wojownik. Kroczący obok niego Melir, ze swymi białymi jak śnieg włosami i złotą skórą stanowił nie lada kontrast dla gwardzisty króla.
– Sam mi mówiłeś, że mogę śledzić cię do woli .
– Prawda, niczego innego się nie spodziewałem. Mam jednak nadzieję, że mój ojciec cię nie obraził. Jest już dość stary i nie lubi obcych.
– Nie – rzekł sucho Melir, prawda była jednak taka, że ojciec wojownika, gdy tylko usłyszał, kto przyszedł, chciał zepchnąć go ze schodów. Sytuację załagodziła żona starego mieszczanina, podając mężczyznom piwo i besztając męża za niegodne smoka zachowanie.
Ona była bardziej rozmowna. Podczas gdy stary gad patrzył cały czas na Melira podejrzliwie, Sara opowiadała, jak to się stało, że trafili do nich chłopcy i jak wspaniale udało się im wychować Hargara. O drugim synu nie chciała mówić, wspomniała tylko, że nie można było go zmienić, tak bardzo zakorzeniła się w nim chęć zemsty za śmierć swoich biologicznych rodziców. Wszystko to sprawiło, że uciekł przy pierwszej okazji.
– Wnioskując z twojej miny, nie znalazłeś odpowiedzi na swoje pytania – ciągnął młodszy smok.
– Bystry jesteś – zauważył kąśliwie Melir.
– Korci mnie, by powiedzieć ci, że tracisz czas, przepytując ludzi, prawda jest jednak taka, że im więcej się kręcisz, tym większe poruszenie panuje w mieście i koszarach. O korytarzach zamkowych nie wspomnę.
– Naprawdę? – Na twarzy lorda odmalowało się zdziwienie. – Nie sądziłem, że budzę aż takie przerażenie. – Chociaż jak się nad tym zastanowić, mieszkańcy Farrander nigdy nie mieli o nim dobrego zdania. Wielu tolerowało go tylko dlatego, że był lordem i stanął po stronie zamordowanego króla. Inni brali go za brutala, obwiniając o zamordowanie żony. Tylko nieliczni wiedzieli, że Agatte przeżyła, chociaż niech przodkowie mu wybaczą, nawet dziś nie potrafił wybaczyć sobie tamtej chwili słabości. Powinien był skręcić jej kark, a jej truchło wyrzucić na zboczach Awer.
– Nikt nie jest pewien tego, co się wydarzy i czy nie zapukasz do jego drzwi. Ale to dobrze – ciągnął niezrażony małomównością towarzysza Hargar. – Wiedziałeś, panie, że tą właśnie uliczką biegła hrabina Querm, uciekając przed zbrojnymi, kiedy pochwycił ją Quinkel? – zapytał, zmieniając temat.
Po twarzy Melira po raz pierwszy przemknął cień rozbawienia.
– Coś tam słyszałem, ale sądziłem, że to tylko plotki.
– Nie, to prawda. Hrabia złapał dziewczynę i oddał ją zbrojnym, a ci oskarżyli ją o kradzież, król zaś okazał jej łaskę, mimo iż pochodziła z północy.
– Hmm, dziwna historia – zaciekawił się białowłosy smok. Do tej pory niewiele wiedział o tym, w jaki sposób jego stary przyjaciel zdobył młodą żonę. – Sprawiasz wrażenie, jakbyś dobrze znał hrabinę... – zwrócił się do zbrojnego, a ten tylko skinął głową.
– Pomagałem baronowi kel Warez zaprowadzić porządek w Lahmar, kiedy ona się tam zjawiła. Mało spotkałem w swoim życiu kobiet, które potrafiłyby narobić takiego bałaganu, ale tej jednej się udało. Skuteczność, z jaką doprowadzała barona do szału, była wprost godna podziwu – zaśmiał się mężczyzna.
Reakcja wojownika spowodowała, że Melir zaczął zastanawiać się, z kim naprawdę ma do czynienia.
– Quinkel ci ufał? – zapytał.
– Jego musisz o to zapytać – odrzekł smok lekko rozbawionym głosem.
– Z twojego tonu wnioskuję, że tak – stwierdził Melir, w duchu zaś zanotował, by wysłać pilną wiadomość do Querm z zapytaniem o wojownika imieniem Hargar.
– Trochę żal mi ciebie, lordzie – ponownie odezwał się gwardzista, znowu przeskakując z tematu na temat. – Niełatwe zadanie spadło na twoją głowę. Nie dość, że musisz odnaleźć spiskowców, to jeszcze ta dziewczyna… – rzucił, wskazując jednocześnie głową na jeden ze straganów i stojącą przy nim szczupłą kobietę.
Melir odruchowo skierował wzrok w tamtą stronę. Jego serce natychmiast szybciej zabiło. Stała tam, przed kramikiem ze skórzaną biżuterią. Oglądała małe rzemyki z wisiorkami w kształcie smoków. Ubrana w ciemną suknię, otulona płaszczem, sprawiała wrażenie bardziej ducha niż żywej kobiety. Na głowie miała chustę, która owijała twarz i szyję.
Hrabia zmiął w ustach przekleństwo. Powinien był wcześniej zauważyć Helenę.
– Nie wiedziałem, że pozwolono jej wychodzić poza teren zamkowy – powiedział bardziej do siebie niż do swego towarzysza.
– Rilla mówi, że król jest wobec niej ostrożny, ale Jej Wysokość bardzo polubiła dziewczynę.
Uwaga smoka sprawiła, że Melir aż zachłysnął się z wrażenia.
– Spotykasz się z dworką królowej?
Smok pokręcił głową, a jego spojrzenie stało się ostre i przeszywające.
– Znam lady Rillę – stwierdziło chłodno. – Pomagałem uwolnić ją z jaskini. Czasem rozmawiamy. Nie doszukuj się, panie, czegoś, czego nie ma, tak samo jak nie zakładaj, że tamta dziewczyna jest zdradziecką suką tylko dlatego, że urodziła się na północy.
Melir milczał, mimo iż w jego głowie kłębiły się dziesiątki pytań. Niestety,  zbliżyli się już  na tyle mocno do kobiety, że musieli uciąć dziwną pogawędkę. Obiecał sobie jednak, że przy najbliższej okazji odszuka smoka i dokończy rozmowę.
– Heleno – powiedział zamiast tego. Dziewczyna drgnęła zaskoczona. Obróciła się gwałtownie, z przestrachem spoglądając na mężczyzn. Na jej twarzy malowały się różne uczucia, począwszy od strachu, a skończywszy na zakłopotaniu. Hargar jako pierwszy podszedł do kobiety i, ujmując jej rękę, złożył na niej pocałunek.
– Pani, cieszę się, że pobyt w Farrander ci służy – rzekł, kłaniając się nisko, i, nim zaskoczona niewiasta zdołała cokolwiek powiedzieć, oddalił się.
– Ja… ja... Nie znam go... – wychrypiała, spoglądając to na znikającego w tłumie smoka, to na Melira.
Hrabia nic nie powiedział, jednak w jego głowie zalęgła się myśl, że on również nie znał Hargara i chyba nadszedł najwyższy czas, by to zmienić.
– Nie sądziłem, że pozwolono ci wychodzić do miasta – zauważył nieco ostro, widząc jednak zażenowanie malujące się na twarzy kobiety, dodał nieco łagodniej: – Mam na myśli twoje zdrowie, Heleno.
Odetchnęła z wyraźną ulgą, mimo to jej ton pozostał poważny.
– Dziękuję za troskę, lordzie Kiral. Wiem, że mi nie ufasz, ale taka już twoja rola – rzekła, wprawiając go tym jednym zdaniem w osłupienie.
Zamrugał zaskoczony. Do tej pory nie bardzo wiedział, co myśleć o młodej smoczycy. Kiedy ją pierwszy raz zobaczył, była w opłakanym stanie, na skraju śmierci. Wiele dni minęło, nim pozwolono mu ponownie zobaczyć istotę, którą ocalił. Wyglądała co prawda dużo lepiej, skóra nie zwisała już w strzępach, kości zaczęły się zrastać, rany pozszywano, a smocza krew załatwiła resztę, mimo to była nieobecna myślani, unikała wzroku i rozmowy. Niewiele się wtedy dowiedział, zrozumiał jednak, że wcale nie pragnie, by okazała się zdrajczynią. Od monarchy usłyszał, że faktycznie urodziła się na północy, a jej życie nie było sielanką, tylko walką o przetrwanie. Nikt nie wiedział, czy można jej zaufać.
Melir zaś doszedł do jeszcze jednego wniosku, była pionkiem, którym ktoś próbował sterować. Nie znalazła się przypadkiem na gościńcu królewskim, tylko ktoś ją tam podrzucił. Milczała, kryjąc odpowiedzialnych za swój ból. Tylko czemu to robiła? Czego się bała?
 – Jestem jednym z doradców Jego Wysokości, muszę  go chronić i dbać o sprawy królestwa – odrzekł zdawkowo.
Skinęła głową, pozornie rozumiejąc, o czym mówił. Chusta, którą zakrywała twarz, przesunęła się nieznacznie, odsłaniając długą bliznę, i kobieta szybko chwyciła brzeg materiału, poprawiając okrycie. Melir nie skomentował jej zachowania. Wstydziła się tego, jak wyglądała, i nie mógł mieć o to do niej pretensji. Mężczyzna na jej miejscu nosiłby szramę jak pamiątkę po bitwie, dla kobiety jednak była ona przypomnieniem gwałtu, jakiego dokonano na jej ciele.
Osobiście nie uważał, by blizna zniszczyła jej urodę. Była świadectwem tego, co Helena przeżyła i o czym już na zawsze będzie musiała pamiętać.
– Ty również jesteś poddaną króla Ariela, o twoje bezpieczeństwo również będę zabiegać – powiedział, uważnie wypatrując jej reakcji na tak jawną prowokację. Tak jak podejrzewał, pionowa zmarszczka pojawiła się na czole niewiasty.
– Nie musisz mnie okłamywać, hrabio – rzekła nieco ostrym tonem. – Nikomu na mnie nie zależy. Tak było zawsze, chociaż był czas, kiedy łudziłam się, iż żyję w otoczeniu kochających mnie ludzi.
– Na północy? – szybko podchwycił jej słowa.
– Nikt nie przejmuje się losem podrzutków; nie ważne, czy urodzili się na północy, czy południu, ich los zawsze był godny pożałowania.
Zaskakujące, ale wyraźnie usłyszał bunt w jej słowach. Spojrzenie zaś mówiło samo za siebie. Stojąca przed nim kobieta doświadczyła wiele bólu i, nauczona doświadczeniem, nie zamierzała błagać o pomoc.
– Masz rację, ale to wcale nie oznacza, że tak powinno być. To dorośli odpowiadają za wychowanie nowych pokoleń. Czasem  zaś opiekun potrafi być lepszym nauczycielem i przewodnikiem po życiu niż rodzic.
Uśmiechnęła się smutno, a jej spojrzenie uciekło do grupki dzieci bawiących się piłką uszytą ze skrawków skóry. Maluchy biegały po ulicy, śmiejąc się i przepychając, usiłując wyrwać sobie zabawkę. Hrabia podążył za jej wzrokiem.
– Nie musisz być tym, kim nie chcesz – dodał prawie szeptem, podchodząc bliżej smoczycy. Z bliska jej twarz zdawała się mu jeszcze drobniejsza, a skóra bardziej delikatna. Pachniała jaśminowym mydłem i olejkami. Mieszanka ta sprawiła, że zakręciło się mu w głowie. Cofnął się tak gwałtownie, że potrącił idącą obok kobietę. Kiedy ostatni raz czuł tak wyraźną woń, należała ona do jego byłej żony, chociaż Agatte używała zazwyczaj wyciągu z rumianku i stokrotek.
– Wydaje ci się panie, że życie jest takie proste? – zawołała, łapiąc spódnicę w dłoń i szykując się do odejścia. Była wyraźnie zagniewana, a ogień, który błyskał pod jej skórą, zdecydowanie mówił, do jakiej rasy należała. – Nie wszystko jest czarne albo białe. Nie każdy jest tylko dobry albo całkowicie zły. Przeszłość i przyszłość potrafią mieć wiele warstw i odcieni. Z niektórych jesteśmy dumni, o innych najlepiej byłoby zapomnieć, a jeszcze inne są przyczyną naszych łez.
– Nie patrzę na ciebie jak na wroga, tylko jak na ofiarę ludzkiej zawiści... – zaczął, ale nie dała mu dokończyć.
– Nie rób tego – przerwała mu. – Nie ufaj mi i nigdy nie zakładaj, że wiesz, co zrobię! –  krzyknęła, a chwilę później odwróciła się na pięcie i odeszła, pozostawiając osłupiałego mężczyznę z niedowierzaniem malującym się na twarzy.
Hrabia jeszcze długo stał pośrodku ulicy. Nie potrafił rozgryźć młodej smoczycy. Z jednej strony sprawiała wrażenie, jakby nieustannie potrzebowała pomocy, z drugiej zaś uparcie pragnęła wmówić mu, iż jest niebezpieczna.
Nie uwierzył w ani jedno jej słowo. Za to coraz bardziej kiełkowała w nim myśl, iż ktoś przysłał ją tu w złych zamiarach. Ten ktoś pragnął jej krzywdy ponad wszystko, a ona bała się go przeraźliwie.
Betowanie rozdziału -  Wiktoria Filipowska