niedziela, 7 czerwca 2015

Zdrada niejedno ma imię - Rozdział 13_epizod 1




Szukał jej przez całe popołudnie, wypytując pokojówki i inne dwórki. Większość kręciła głowami i nie chciała z nim w ogóle rozmawiać. Czas mijał, a on coraz bardziej zaczynał się niepokoić.
Helena zniknęła. Od śniadania nikt jej nie widział, a wkrótce dzwony miały zacząć bić na obiad. Dwukrotnie zajrzał do komnaty, którą zajmowała. Nie zastał jej tam, podobnie jak nie znalazł żadnej wskazówki mogącej ułatwić mu poszukiwania smoczycy.
Stojąc pośrodku głównego holu, nerwowo przeczesał palcami białe włosy. Najchętniej zakląłby siarczyście i zapewne zrobiłby to, gdyby nie kręciło się wokół niego tak wiele osób. Myśli w jego głowie wirowały jak szalone, a wszystkie podążały w jednym kierunku – kobiety z ciemnymi włosami i oczami przepełnionymi smutkiem. Gdzie była i co robiła? Czy opuściła zamek i, odszukawszy spiskowców, knuła intrygę przeciwko władcy, czy też może sama stała się ofiarą i leżała teraz gdzieś w jakimś zaułku z poderżniętym gardłem?
Istniała jeszcze jedna możliwość – mogła najzwyczajniej w świecie pójść na spacer ulicami Farrander. Tylko czy wtedy nie powiedziałaby nikomu, dokąd idzie? Zniknięcie kobiety wydawało się mu bardzo dziwne i postanowił zrobić absolutnie wszystko, by ją odszukać i wyjaśnić kilka spraw. Jednak nade wszystko chciał się upewnić, że była bezpieczna. Ta ostatnia myśl sprawiła, że bestia śpiąca w jego sercu obudziła się, mrucząc nisko, zaciekawiona zmianą nastroju mężczyzny.
– Sprawiasz wrażenie, jakbyś nie wiedział, dokąd pójść, przyjacielu. – Niski, lekko zachrypnięty głos rozbrzmiał tuż za Melirem, sprawiając, że smok spojrzał przez ramię.
Urlis, stary szambelan, stał kilka kroków z tyłu i z zaciekawioną miną przyglądał się lordowi.
– Rozmyślam – odrzekł lakonicznie lord.
– Naprawdę? – Siwe brwi Urlisa podjechały do góry. Stary gad nie dał się łatwo nabrać na byle jakie wykręty. – A dałbym sobie rękę odciąć, że nie wiesz, czy wejść do środka, czy wybiec na zewnątrz.
Hrabia Karez nic nie odpowiedział. Marszcząc brwi, obrócił się ku przyjacielowi. Szambelan był chyba bodaj jedynym, któremu mógł zaufać.
– Jest parę spraw, które mnie intrygują – zauważył oględnie.
– Ja bym powiedział, że raczej rozpraszają – dodał lekko starzec.
Twarz Melira stała się jeszcze bledsza, bruzda na czole pogłębiła się, zaś nozdrza zaczęły falować.
– Ściągnąłeś mnie tu, bym rozwiązał kilka zagadek, czemu więc się dziwisz, że róże sprawy mnie niepokoją?
Starzec uśmiechnął się krzywo, a potem, nie spuszczając wzroku ze smoka, powiedział:
– Niepokoić może brak świeżej pościeli, ale wieczne rozglądanie się za ranną smoczycą zaczyna podchodzić pod obsesję.
– Nie mam obsesji na punkcie Heleny! – warknął tak głośno, że większość osób przechodzących przez hol zatrzymała się, zerkając na niego. Zbyt późno zdał sobie sprawę, że swoim wybuchem przyznał rację szambelanowi. Urlis, jak przystało na starego wygę, uśmiechnął się jeszcze szerzej i dodał:
– Mów sobie, co tam uważasz, ale pamiętaj, że ja znam cię lepiej.
– Jest wielce prawdopodobne, że coś ją z nimi łączy, czemu więc się dziwisz?
– Naprawdę? – W wyblakłych oczach smoka błysnęło światełko rozbawienia. – To jest jakaś myśl, a może nawet trop, jednak czy zaprowadzi cię on do rozwiązania, tego nie wiem.
– Co sugerujesz? – dociekał Melir, podchodząc bliżej, ale Urlis pokręcił tylko głową.
– Stary już jestem, wiele widziałem. Jedno wiem na pewno: nie wszystko zawsze jest tym, na co wygląda.
– Sugerujesz, że ona jest tylko ofiarą? – Melir spojrzał wyczekująco na szambelana, lecz ten tylko machnął pomarszczoną dłonią.
– Tego nie wiem, zastanawiam się jednakże, czy może mieć jakikolwiek powód, by pragnąć śmierci Ariela. Jest trochę zbyt młoda na tego typu intrygi, nie uważasz?
Białowłosy lord skrzywił się. Nie miał pojęcia, ile Helena mogła mieć lat. Jej twarz i rysy faktycznie były bardzo delikatne, wręcz dziewczęce. Musiała być niewiele starsza od królowej, zatem nie mogła mieć osobistych zatargów z obecnym władcą ani tym bardziej z jego poprzednikiem. Było jednak bardzo możliwe, że któryś z jej opiekunów je miał, a ona tylko kierowała się wpojonymi za młodu ideałami.
– Chyba tak, chociaż nie mam pewności. Musiałbym ją o to zapytać – odrzekł zdawkowo, zastanawiając się, czy mogła działać na czyjeś zlecenie: ludzi z północy, syna Tollesto?
Urlis uśmiechnął się chytrze niczym lis, który zwietrzył zwierzynę.
– Zatem zrób to. Kiedy już rozwiejesz swoje wątpliwości, łatwiej ci będzie szukać prawdziwego zdrajcy.
Melir zasępił się. Miał ochotę wrzasnąć, że tak właśnie by uczynił, gdyby oczywiście wiedział, gdzie szukać owej pannicy. Nie zdołał jednak wypowiedzieć tej myśli na głos, gdy szambelan ponownie włączył się do rozmowy.
– Kiedy opuszczałem bibliotekę, studiowała historię smoczych rodów. To aż dziesięć opasłych tomisk, zakładam więc, że jeszcze długo zabawi wśród przykurzonych ksiąg.
Mina Melira musiała być bardzo zaskakująca, gdyż Urlis zarechotał głośno, a chwilę później najzwyczajniej na świecie odwrócił się na pięcie i odszedł, najpewniej kierując się ku swoim komnatom.
Lord jeszcze długo stał pośrodku holu, analizując słowa starca, nim dotarło do niego, że Helena wcale nie opuściła zamku, tylko zaszyła się w bibliotece i dlatego też nikt przez cały dzień jej nie widział.
– Głupiec – mruknął sam do siebie, ruszając na spotkanie z dziewczyną.
Nie wierzył, że ją tam zastanie, tak samo jak nie sądził, że zdejmie okrycie z głowy i pozwoli, by światło swobodnie oświetlało jej pokiereszowany policzek. A jednak pozwoliła. I bynajmniej nie wyglądała strasznie. Raczej niezwykle. Jak osoba nosząca blizny wojenne. Jak ktoś, kto sporo przeżył i nie miał powodu się tego wstydzić. Błysk w oczach potęgował tylko jej urodę.
Stojąc w progu przybytku, którym zarządzał Baltor, spoglądając na filigranową postać pochyloną nad księgą, odczuł ogromną ulgę. Nie podejrzewał, że tak uraduje go jej widok. Helena zaś, nieświadoma jego obecności, w skupieniu studiowała historie smoczej krainy. Nawet z daleka widział, jak marszczyła brwi za każdym razem, kiedy przeczytała coś, co wprawiło ją w zdumienie.
Ostrożnie, by nie jej nie przestraszyć, obszedł regały i stosy ksiąg, których Baltor nie odłożył jeszcze na miejsce. Stary bibliotekarz z łatwością go dostrzegł, uniósł nawet rękę, by go pozdrowić, widząc jednak zainteresowanie smoka kobietą, szybko powrócił do swoich zajęć.
Melir przeszedł przez izbę, zatrzymując się dopiero przed stołem Heleny. Jej zainteresowanie czytaną księgą było tak wielkie, że nie zauważyła pojawienia się smoka, dając mu dogodną okazję, do przyjrzenia się z bliska jej twarzy. Miała pełne, idealnie wykrojone usta, wąski nos i wystające kości policzkowe. Jej czoło również było wysokie, jakże typowe dla smoczych wybrańców. Mrużyła oczy, z uwagą czytając zapisane zdania. Smukłymi palcami przesuwała po linijkach tekstu.
Musiał chrząknąć dwa razy nim zdecydowała się unieść wzrok znad tomu. Zaskoczenie natychmiast odmalowało się w jej spojrzeniu.
– Zrobiłam coś złego? – wyrzuciła z siebie jednych tchem.
Smok pokręcił głową. Nadal nie potrafił oderwać wzroku od pięknych ust kobiety i ta myśl przerażała go bardziej niż hordy zdradzieckich gadów czyhające, by zniszczyć pokój w Kirragonii.
– Nie – wydusił w końcu. – Chociaż...
– Szukałeś mnie, panie? – zapytała, przerywając mu.
Zamrugał, zaskoczony jej przenikliwością. Zdawał sobie sprawę, że uważnie się mu przygląda.
– Nie powiedziałaś nikomu, dokąd idziesz – rzekł, siląc się na władczy ton, ale ciemne brwi dziewczyny podjechały do góry, świadcząc tym samym, że raczej nie uwierzyła w jego insynuacje.
– Każdy ranek spędzam w bibliotece – powiedziała, uśmiechając się lekko. – Jej Wysokość wie o tym doskonale, wyraziła na to zgodę.
Tego się nie spodziewał. Nagle poczuł się jak idiota, który całkiem niepotrzebnie wszczął panikę. Stworzył w swojej głowie przeróżne wersje tego, co mogło przydarzyć się niewieście, gdy tymczasem ona siedziała sobie w centrum zamku, otoczona starymi księgami, mając na to przyzwolenie królowej.
– Tak, zauważyłem – odrzekł zdawkowo. – Jaka historia tak bardzo cię wciągnęła? – zapytał, usiłując zmienić temat.
Gładko przyjęła jego wykręty, chociaż zapewne zdawała sobie sprawę, że zrobił z siebie głupca. Spuściła wzrok na stronice księgi leżącej przed nią.
– Czytam o początkach naszego królestwa. Nie miałam pojęcia, że to takie fascynujące.
Hrabia zmrużył oczy.
– Nie znasz historii naszej rasy? – zapytał zaskoczony. – Każde dziecko wie, skąd pochodzimy.
– Mnie nikt tego nie uczył. Powiedziano mi zaledwie, że jestem smokiem i miało mi to wystarczyć – rzekła, rumieniąc się lekko. Blizna szpecąca jej policzek stała się przez to jeszcze bardziej widoczna.
Hrabia zacisnął usta w wąską linię, powstrzymując przekleństwa cisnące się na usta. Ponownie zaczął się zastanawiać, co za potwory wychowywały tę piękną kobietę, skoro nie były chętne do streszczenia jej historii własnej rasy.
– Wiedziałam, że trzynaście smoków zawiązało przymierze, wybrało spośród siebie przywódcę i nazwało ziemię, na której stali, Kirragonią.
Melir westchnął ciężko, a w następnej chwili już taszczył do stołu ciężki fotel. Usadowił się obok niewiasty i zaczął opowiadać:
– Trzynastu wybrańców rozeszło się po smoczej ziemi, przysięgając sobie, że spotkają się w tym miejscu za sto lat. Przez ten czas mieli nauczyć się żyć jak zwyczajne istoty: w ludzkich skórach, bez używania magii i karmienia się rozumnymi stworzeniami. Tak też uczynili. Jeden wiek później spotkali się ponownie na szczycie góry, dzieląc się opowieściami i doświadczeniami – hrabia mówił spokojnym głosem, a w miarę jak mówił, coraz większa fascynacja malowała się na twarzy Heleny.
– Czy przez ten czas zdążyli założyć rodziny? – dociekała niewiasta.
– Nie. – Smok pokręcił głową. – Jednak każdy z nich zdołał już zbudować sobie dom, choć bardziej trafnym określeniem byłoby legowisko. Pierwsi smoczy wybrańcy nie potrafili zdecydować się, w którym wcieleniu wolą żyć. Toteż ich domostwa bardziej przypominały skalne schronienia dla gadów niż warownie. Jeszcze wiele lat musiało upłynąć, nim zaczęli budować bardziej cywilizowane domostwa. Kolejne setki lat minęły, nim zdali sobie sprawę, że mogą łączyć się w pary z ludźmi oraz elfami.
– Rozumiem. – Pokiwała głową. Palcem wskazała na jedną ze stronic i widniejącą na niej mapę Kirragonii, po czym odezwała się: – Nie sądziłam, że nasze ziemie są tak rozległe.
Hrabia przełknął ślinę; korciło go, by dotknąć smukłej dłoni. Zamiast tego zapytał:
– Czego jeszcze chciałabyś się dowiedzieć? Służę pomocą.
Betowanie rozdziału - Wiktoria Filipowska

1 komentarz:

  1. Widzę, że Melir wpadł po same uszy. Ciekawi mnie czy Helena to odwzajemnia. Bardzo dziękuję za ten uroczy rozdział. Pozdrawiam, Meg

    OdpowiedzUsuń