niedziela, 12 czerwca 2016

Twierdza Wspomnień - Rozdział 28_epizod 1




Zapukał do drzwi lorda Tanisa i dopiero kiedy usłyszał zachrypnięte wejść, złapał za klamkę. Stary lord siedział w głębokim fotelu nieopodal okna. Ciepłe promienie wpadały do izby, oświetlając jego pomarszczoną twarz, rozjaśniając również wnętrze komnaty. Smok nie był sam, towarzyszył mu Zakir, dawny służący. Mężczyźni grali w szachy i na partyjce skupiali całą swą uwagę.
Nimra rozejrzał się po izbie i nie znajdując tej jednej osoby, którą miał nadzieję tu zastać, poczuł ogromne rozczarowanie.
– Lordzie, czy mogę zająć chwilkę? – zapytał. Podszedł do staruszków, z bliska zerkając jak idzie im partyjka.
Tanis nawet nie uniósł głowy znad rozdania. Machnięciem ręki polecił zarządcy streścić sprawę, z którą przyszedł.
– Szukam lady Gen. – Nimra postanowił przejść od razu do rzeczy. – Widziałeś ją dzisiaj, mój panie?
– Była u mnie wczoraj. Zjedliśmy razem śniadanie. – Padła odpowiedź.
– Tak, wiem, panie. – Smok niecierpliwił się coraz bardziej. – Czy widziałeś ją później? Dzisiaj?
Tanis oderwał wzrok od partii szachów i spojrzał na zarządcę.
– Coś się stało?
– Mam nadzieję, że nie. – Mężczyzna starał się brzmieć spokojnie, ale na lord widać nie uwierzył w jego zapewnienia. Podniósł się z miejsca i stanął naprzeciwko zarządcy. Kiedyś górowałby nad nim wzrostem, teraz starość mocno już przyciągała go do ziemi, sprawiając, że to on musiał unosić głowę, by zerknąć na Nimrę.
– Co się dzieje? Gadaj szybko i nie denerwuj starego człowieka?
Młody mężczyzna przełknął ślinę. Korciło go, by skłamać, ale po chwili namysłu stwierdził, że nie zrobi tego hrabiemu.
– Od wczorajszego popołudnia nikt jej nie widział.
– Sprawdziłeś zamek? Byłeś w wieży? Pytałeś służących? – Tanis wyrzucał z siebie pytanie za pytaniem.
– Byłem wszędzie, w komnacie z pewnością jej nie ma. Wczoraj nie zeszła na obiad, nie pojawiła się również na wieczerzy. W obejściu zamkowym też nikt jej nie widział. – Przerwał dla zaczerpnięcia tchu. Nie musiał dodawać, że sprawa była poważna.
– Nie mogła zniknąć ot tak po prostu. – Tanis podrapał się po siwej brodzie. – Pytałeś Bursę? Wzmianka o zarządczyni sprawiła, że w piersi Nimry rozgorzał gniew. Starucha była właśnie główną podejrzaną w tej sprawie, nie mógł tego jednak powiedzieć lordowi.
Wchodząc wczoraj do wielkiej sali, na wieczorny posiłek, Nimra minął Bursę. Babsko uśmiechało się do wszystkich promiennie, co nieczęsto się jej zdarzało. Już wtedy zdawało się mu to dziwne, nie zareagował jednak, nawet nie zamienił z nią słowa. Teraz bardzo tego żałował. Kiedy godzinę temu przybiegła do niego młoda służka imieniem Kira, już wiedział, że coś się stało. Dziewczę było blade jak niewypieczone bułeczki. Ze łzami w oczach skarżyło się, że nigdzie panienki Gen nie ma. Nie zeszła na wczoraj kolację i dziś na śniadanie.
Nim minęła pora obiadu, w zamku zapanowała panika. Co się stało z dziewczyną? Dokąd mogła pójść? I czy faktycznie odeszła? Może ktoś postarał się, by zniknęła? Jakiekolwiek Nimra by nie zadał pytanie, wszystkie tropy prowadziły do Bursy.
– Jeszcze z nią nie rozmawiałem – stwierdził sucho.
– Zrób to czym prędzej.  – Tanisowi również udzielił się niepokój zarządy. – A może poszła do wsi?
Smok cofnął się zaskoczony. Gerenisse nigdy nie opuściła zamku, nie miała pojęcia, co było poza murami Gelar, dlaczego miałaby więc tam pójść? Nagle go olśniło. Tajemniczy kupiec! Bursa wyglądała na bardzo zadowoloną z jego przybycia. Możliwe, że handlarz zauważył panienkę i jej również usiłował coś sprzedać. Czy zatem mógł widzieć dziewczynę nim zniknęła? Należało to sprawdzić.
– Porozmawiam z nią. – Zarządca skinął głową i raźnym krokiem ruszył do drzwi.
– Przyślij narzeczoną syna do mnie, kiedy już ją znajdziesz! – krzyknął za nim Tanis, ale Nimra już go nie słuchał.
Wyszedł z budynku najszybciej jak się dało. Dziedziniec zamkowy pokonał biegiem. Wartownicy przyglądała mu się co prawda ze zdziwieniem, kiedy opuszczał mury zamku, ale nie przejął się nimi. Dysząc ciężko zatrzymał się przed karczmą Darena.
Oberżysta, który siedział na stopniach oberży i palił fajkę pokiwał głową z politowaniem.
– Chłopie, czyżby w warowni skończyło się piwo?
Nimra zamachał rękoma w powietrzu. Minęła jeszcze chwila nim odzyskał oddech.
–Ten... Handlarz... Zawołaj go! – Wycharczał.
Ciemne brwi Darena podjechały do góry.
– O kim ty mówisz?
– Chłopina z pokiereszowaną facjatą i ten jego okropny towarzysz!
– Simal? – Smok podniósł się ze schodów. Wysypał resztę popiołu z fajki. – Spóźniłeś się. Wczoraj wyjechał.
Z twarzy Nimry odpłynęły wszelkie kolory. Przez chwilę z trudem łapał powietrze.
– Kiedy? – zapytał pełen złych przeczuć.
– Mówiłem, wczoraj. Zjadł wczesny obiad i po południu opuścił wioskę. – Daren był coraz bardziej zdziwiony zachowaniem przyjaciela. – Nimra, wszystko w porządku, jesteś jakiś nie swój. Gnojek coś zmajstrował? Może nabroił w zamku?
Zarządca musiał oprzeć ręce na kolanach, by nie upaść. Kurwa zaklął w myślach. Cedric mnie zabije. Oskalpuje, wypatroszy i powiesi na murach zamkowych.
– Rozmawiał z kimś? Ktoś go odwiedzał?
– Yyy, nie. Tylko chodził do zamku. – Karczmarz podrapał się po brodzie. Teraz i jemu udzieliło się zdenerwowanie przyjaciela. – Nie prowadziłeś z nim interesów? Mówił, że zawarliście umowę.
– Nie, kurwa! – wrzasnął w końcu Nimra. – Nie chciałem mieć z nim do czynienia. Widziałem go jednak parę razy z Bursą, a starucha chodzi po zamku radosna niczym skowronek.
– Niedobrze mi. – Daren udał, że wymiotuje za barierkę. – Simal musiał być naprawdę zdesperowany, by tknąć sukę. Wybacz, ale to o niczym nie świadczy, poza paskudnymi skłonnościami kupca.
– Przeciwnie! – wrzasnął zarządca Gelar. Smok, który doszedł już do siebie po emocjonalnym wstrząsie, zaczął spacerować w tę i z powrotem przed oberżą. – Lord Cedric wyjechał i zostawił pod moją opieką swoją ukochaną, lady Gerenisse. Dziewczyna jest naprawdę piękna i mądra, a Bursa jej nie znosi. Pan wiedział, że smoczyca zrobi wszystko, by pozbyć się dziewki z Gelar, zmusił więc staruchę do złożenia przysięgi, że nie podniesie ręki na Gen.
Daren zagwizdał z uznaniem, poczym zszedł ze schodów i stanął na drodze przyjaciela.
– Zacznij od początku. Nasz pan ma kochankę na zamku, tyle zrozumiałem. Bursa jej nie lubi, to też raczej mnie nie dziwi. Każda kobieta przy tej wiedźmie to piękność. Ale jak do tego wszystkiego ma się sprawa z kupcem?
– Przyrzekłem Cedricowi pilnować Gerenisse, a ona zniknęła. Od wczorajszego popołudnia nikt jej nie widział. Bursa zaś niczym młódka szczerzy się do wszystkich.
Z twarzy Darena w jednej chwili wyparował uśmiech.
– Wczorajsze popołudnie?! Simal wtedy wyjechał, myślisz, że on mógłby…?
– Nie wiem, kurwa?! Ty mi powiedz! – krzyczał Nimra. Smok był bliski wyrywania włosów z głowy. – Starucha knuła coś z tym gnojkiem, to pewne jak słońce na niebie. Z teraz Gen zniknęła i twój gość również.
– Mogli się dogadać. – W spojrzeniu oberżysty błysnął ogień. – Tylko jak wywiózłby dziewkę z zamku, nie miał wozu, zaledwie konia i tego bękarta do pomocy.
– Wartownicy nie przepuściliby go z nią. – Zarządca Gelar ponownie zaczął krążyć w tę i z powrotem. – Jakim więc cudem uprowadził kobietę?
– Może to nie on? – powątpiewał Daren.
– Taa, a Bursa jest niewinną młódką. – Nimra westchnął ciężko. Przetarł rękoma zmęczoną twarz. – Lecę na patrol, spróbuję wyśledzić bękarta.
– Kierował się do Kalzedonii. – Daren schował fajkę do kieszeni spodni i poprawił pas. – Frunę z tobą. Jeśli skurczybyk faktycznie porwał pannicę lorda, będzie miał również ze mną do czynienia. Wpuściłem go pod swój dach, ugościłem, a on cierpką monetą mi się odpłacił.
Nimra nic nie powiedział, zniknięcie Gen było głównie jego problemem, jednak w sytuacji, w jakiej się znalazł nie zamierzał gardzić żadną pomocą. Powszechnie wiadomo było, że smoki miały doskonały wzrok, zaś co dwa stwory to nie jeden. Szanse na odnalezienie narzeczonej Cedrica wzrosną, jeśli nie będzie działał sam.
Zarządca cofnął się dwa kroki i chwilę później, bez zbędnej zwłoki, zaczął przybierać smoczą postać. Przemiana w ognistego stwora zajęła mu ledwie chwilę. Daren poszedł w jego ślady. Niedługo później dwie bestie wzbiły się w powietrze i pofrunęły ponad Gelar. Z lotu ptaka zamek prezentował się naprawdę okazale. Większość prac ukończono, co niewątpliwie mogło napawać dumą Cedrica.
Stwory okrążyły warownię i skierowały się na północ. Do Kalzedonii wiodły dwie drogi. Pierwszy trakt skręcał nieco na wschód, prowadząc do wpierw do Smoczej Zatoki, a następnie wzdłuż linii brzegowej do królestwa elfów. Była to jednak droga długa i mecząca. Drugi szlak wiódł poprzez gęste lasy północy, zahaczając o puszczę druidów. Tę trasę wybierali ci, którym się spieszyło i którzy nie obawiali się napaści ze strony zbuntowanych mieszkańców północy.
Smoki sprawdziły pierwszy trakt, kierując się do zatoki, jednak po kilku godzinach lotu i żadnej żywej duszy w zasięgu wzroku doszły do wniosku, że kupiec wybrał trasę najczęściej uczęszczaną. Zawróciwszy więc na właściwy szlak, frunęli co sił w skrzydłach. Sprawdzali każdy podejrzany ruch w dole, każdy wóz i podróżnego i chociaż wiele razy obniżali lot, nie natknęli się na kupca i jego towarzysza.
– Gdzie ten skurwiel się podziewa? – warknął Nimra. Miał coraz więcej obaw, że handlarz porwał kobietę lorda Cedrica.
– Jesteśmy już za bardzo na północy, lada chwila dotrzemy do lasu druidów – zagrzmiał Daren kilka godzin później. – Nawet gdyby jechali całą noc, nie dotarliby tak daleko.
– Może skryli się w którymś w zagajników? – Nimra właśnie przestał się łudzić, że odnajdzie kobietę przed powrotem pana. – Zawracamy.
Lamis ścisnął boleśnie rękę siostry.
– Kontroluj zaklęcie, jeśli ci życie miłe – zasyczał Lamis.
Gerenisse chwiała się w siodle. Ze zmęczenia ledwie miała siłę utrzymywać powieki otwarte, a brat kazał jej jeszcze nie zdejmować uroku. Padała z wyczerpania, mimo to konie ciągle parły naprzód, a uciekinierzy nie zatrzymywali się dłużej niż na kilka chwil, by napoić wierzchowce.
– On i tak mnie znajdzie. – Z trudem wymawiała słowa. W głowie jej szumiało od nadmiaru magii. Wargi miała całkiem zdrętwiałe, koniuszki palców szczypały. Ale i tak chciało się jej płakać. Dwa razy usłyszała nad głową szelest smoczych skrzydeł. Dwa razy potężne stwory przefrunęły nad drzewami. Jedna z bestii miała szaro-brązowe łuski, druga zielono-złote. Nie miała pojęcia, kim były stwory, nie rozpoznała ich barw, ale też nigdy nie widziała żadnego smoka z Gelar, poza Cedricem, w jego prawdziwym wcieleniu. Stwory nieustannie zerkały na drogę, co kilka chwil obniżały lot, uważnie przypatrując się każdemu podejrzanemu krzakowi czy kształtowi. Szukali kogoś, lub czegoś. Możliwe, że właśnie jej, choć było równie prawdopodobne, że bestie należały do wrogiego obozu i wypatrywały potencjalnych ofiar albo pożywienia.
Lamis trzymał nóż na gardle siostry, co skutecznie powstrzymało ją przed wołaniem o pomoc. Jednak to zaklęcie niewidzialności było najistotniejszym punktem ich planu ucieczki. Gen bała się coraz bardziej, czas upływał i nic nie wskazywało na to, że ktokolwiek przyjdzie jej z pomocą. Mogła mieć tylko nadzieję, że w Gelar nikt nie pomyśli, iż uciekła dobrowolnie. Co zrobi Cedric, kiedy wróci i jej nie zastanie? Czy będzie jej szukał?

środa, 1 czerwca 2016

Zdrada niejedno ma imię - Rozdział 24_2



Thargar nie zawracał sobie głowy pukaniem ani tym bardziej czekaniem na zaproszenie. Bezceremonialnie wtargnął do izby matki. Agatte siedziała w fotelu nieopodal kominka. W dłoni trzymała złoty kielich, który obracała w palcach. Płomienie odbijały się od pucharu i kamieni, którymi był wysadzany, tworząc w izbie barwną kompozycję światła.
– Twój brak manier jest doprawdy irytujący – skarciła go kobieta.
– W dupie mam maniery, zresztą ty również nie należysz do osób przesadnie dbających o pozory. – Odciął się matce.
Kobieta posłała mu gniewne spojrzenie.
– Nie pozwalaj sobie! – warknęła. – Moje decyzje to moja sprawa, dla ciebie jestem matką i należy mi się szacunek.
Skrzywił się, urażony jej słowami, nie drążył jednak tematu. Zamiast tego omiótł wzrokiem izbę. W bogato urządzonej komnacie królował jeden mebel – gigantyczne łoże. Wykonane z solidnego drewna, przyozdobione czerwonym baldachimem, wprost zachęcało do odpoczynku. Na miękkim materacu, wśród stosu poduszek, spało dwoje małych dzieci. Maluchy przykryte ciepłym pledem, wtulone w siebie nawzajem zdawały się nie dostrzegać niczego wokół. W Thargarze rozgorzał gniew.
– Co one tu robią?! Mało ci bękartów wokół?
– Masz na myśli kogoś konkretnego, czy po prostu zwyczajnie lubisz być złośliwy? – Agatte z ciężkim sapnięciem odłożyła kielich na stolik.
– Uważaj, matko, obrażasz mnie. Mówię o tych darmozjadach. – Wskazał ręką na łoże i drzemiące dzieci. – Nie są nam do niczego potrzebne.
– Przeciwnie. – Smoczyca zbyła jego słowa machnięciem ręki. – Po pierwsze to smoczy wybrańcy. W ich żyłach płynie czysta krew, a nie muszę ci mówić, jakie to ważne. Są zbyt cenne, by je stracić. Po drugie, stanowią jedyny powód dla którego Helena musi być nam posłuszna.
– Bzdura! – warknął smok. – Minęło już wiele tygodni, a ona ani razu nie skontaktowała się z nami. Wiemy tylko, że dotarła do Farrander. Król jak żył, tak żyje. Zdradziła nas i zapomniała o swoich bękartach.
Agatte potrząsnęła głową.
– Matka nigdy nie zapomina o dzieciach. – Ostry ton smoczycy sprawił, że brwi Thargara podjechały do góry.
– Rozumiem, że teraz stajesz w obronie zdrajcy?
– On nie jest zdrajcą, to twój brat! – Kobieta pogroziła synowi palcem. – To ty go wykorzystałeś i oszukałeś. Myślałeś, że Favien nie odkryje prawdy?
Thargar wzruszył ramionami.
– Mało mnie to obchodzi. Ktoś, kto cichaczem ucieka nocą, nie może być moim bratem.
– A pozwoliłbyś mu odejść? – Gniew pulsował w głosie kobiety.
– Oczywiście, że nie. Zabiłbym go, za próbę zdrady. – Smok wyglądał na oburzonego. – Jak możesz w ogóle myśleć, że miał prawo to zrobić? Był mi winien posłuszeństwo, tobie wierność, a uciekł jak pies z podkulonym ogonem. Myślisz, że dokąd poszedł? Do Farrander, po swoją sukę? A może do domu ojca? Już widzę jak przyjmują go tam z otwartymi ramionami.
Twarz Agatte pokryła się ciemnym rumieńcem. Kobieta zerwała się z miejsca i stanęła naprzeciwko syna. Mimo solidnego wzrostu była dużo niższa od potężnego mężczyzny, nie znaczyło to jednak,, że była mniej niebezpieczna niż Thargar.
– Nigdy nie obrażaj Faviena w mojej obecności. Jest prawowitym synem Melira. To ja pozbawiłam go prawa do Karez, a tobie nic do tego. Wspólnie z Hewarrem zdecydowaliśmy, że Melir nigdy nie pozna prawdy, i muszę żyć z tą decyzją. Nie wiem dokąd poszedł, może opuścił siódmy Ląd, a może nie. Służył nam wiernie przez wiele lat, a myśmy go zawiedli. Dziś to już bez znaczenia, jeśli chciał odejść, miał prawo to zrobić.
– Na południu nie czeka go nic dobrego – zakończył ostro dyskusję Thargar. – Tu zresztą również. – Smok obrócił się na pięcie i ruszył do drzwi, ale matka zatrzymała go mówiąc:
– To nieprawda, że nie mam wieści z Farrander. Wiem, że w zamku doszło do kilku ataków na króla i jego bliskich. Wiem, też, że blady strach padł na monarchę, który w każdej napotkanej osobie upatruje potencjalnego mordercę. Moi informatorzy przewidują, że los władcy jest już przesądzony. Wszystko wskazuje na to, że Helena wzięła się do pracy. – Zakończyła triumfalnie. Nie dodała tylko, że wiadomości mówiły również o białowłosym lordzie tropiącym bezwzględnie spiskowców w stolicy.
– Nie interesuje mnie, ilu z was przeżyje przesłuchanie. – Głos króla odbijał się echem w lochach. Monarcha przechadzał się wzdłuż ściany, do której kajdanami przypięto zdrajców. Było ich zaledwie siedmiu. Dwóch zmarło od ran jeszcze w gospodzie, trzeci już w celi. Pozostali nie wyglądali najlepiej, choć w tej grupie najgorzej trzymali się kupcy. Rany zadane im przez gwardzistów ciągle krwawiły, osłabiając zarówno ich ciała jak i ducha. Smoki aresztowane przez Melira miały się nieco lepiej. Przyzwyczajone do bólu, łatwiej znosiły uciążliwą sytuację, ich rany zaczynały się już zabliźniać.
Nie wszyscy pojmani mieli odwagę spojrzeć w oczy władcy. Po tylu latach knucia i planowania zamachów teraz mieli okazję ujrzeć króla w pełnej krasie. Nic dziwnego, że zabrakło im odwagi, by zmierzyć się z konsekwencjami własnych czynów.
– Gdybyście czyhali tylko na może życie… – kontynuował Ariel. – Może jeszcze patrzyłbym przez palce na głupie zapędy, ale przez wasze działania Elear i Elena również znaleźli się w niebezpieczeństwie. – Król zatrzymał się przed jednym ze smoków. Zmierzył spiskowca pogardliwym spojrzeniem. – Nie liczcie na miłosierdzie, bo nie mieliście go dla mojej rodziny. – Po tych słowach monarcha skierował się do wyjścia. Przechodząc koło Melira, władca powiedział:
– Masz ich złamać, nie ważne ile to potrwa. Chcę wiedzieć wszystko, nazwiska, plany, podjęte działania.
Hrabia Kiral skinął głową.
– Masz na to moje słowo.
– Królu, chcesz nazwisk, proszę bardzo! – Jeden ze smoków szarpnął za łańcuchy, usiłując zwrócić na siebie uwagę władcy, jednak monarcha opuścił już izbę. Był gwardzistą, ale zamiast służyć Arielowi, wolał sprzedać się zdrajcom. Mężczyzna miał pokiereszowaną twarz i podarte ubranie. W jego spojrzeniu błyszczała jednak nienawiść. Bordowe włosy zlewały się z krwią która znaczyła jego czoło . – Dam ci jedno – Helena Orwel! – wrzasnął. – Dlaczego tej suki tu nie ma?! – Wojownik potrząsał kajdanami. – To wszystko przez nią!
– Milcz! – zgasił go Irmin. Jasnowłosy smok wisiał na końcu sali. Dłonie i stopy miał skute grubymi łańcuchami, a metalowa obręcz więziła również jego gardło. Z piersi smoka wystawał sztylet. Głos zdrajcy się rwał, mimo to było w nim wiele wrogości. – Ona zawsze była po ich stronie. Wydała nas królowi, ciekawe tylko za co? Wolność? Pieniądze? A może porządne rżnięcie? – Ostatnie słowa skierował do Melira. – Powiedz, lordzie, czym zapłaciła za swoją wolność?
Twarz hrabiego przybrała ciemny kolor. Ogień błysnął w źrenicach hrabiego. Mężczyzna ruszył ku pojmanemu, ale Quinkel przebywający również w celi zagrodził mu drogę.
 – Odpuść! – Niski chrapliwy głos przyjaciela sprawił, że Melir otrzeźwiał nieco. – Celowo cię prowokuje.
– Wiem o tym, ale powiedz, czy puściłbyś płazem, gdyby ktoś obrażał Kharinę?
Quinkel spojrzał na więźnia, a potem na Melira, chwilę później zaczął się śmiać gardłowo.
– Przyjacielu, tylko głupiec zadzierałby z moją żoną – zawołał, rechocząc.
Melir wyglądał na skonfundowanego. Żona Quinkela słynęła z krewkiego charakteru. Było więc wielce prawdopodobne, że potencjalny idiota, który odważyłby się zaleźć kobiecie za skórę, nie pożyłby nawet tyle, by o tym komukolwiek opowiedzieć.
– Powiem szczerze, że nie wiem, czy ci gratulować, czy współczuć. – Hrabia pokręcił głową. Helena również była silna, miała w sobie jednak pewną delikatność, której hrabina kel Warez nie posiadała.
– Zdecydowanie gratulować. – Quinkel, złapał przyjaciela za ramię i odsunął od pojmanego. – Nie daj się sprowokować, on na to liczy – szepnął mu do ucha. – Oczyść umysł i przyjrzyj się mu uważnie. To strach przemawia przez niego. Bydle wie, że umrze, chce cię jednak sprowokować, byś stracił nad sobą panowanie i skrócił jego cierpienia, pozwalając mu zabrać wszystkie tajemnice do grobu.
– Niedoczekanie jego! – Melir wyglądał na jeszcze bardziej wzburzonego. – Nim z nim skończę, będzie żałował, że nie umarł w gospodzie.
– Tak trzymaj. – Quinkel poklepał przyjaciela po ramieniu. – Jeśli chcesz, mogę ci pomóc. – Baron zatarł ręce, a jego stawy zatrzeszczały. Widok ten podziałał niczym kubeł zimnej wody na kupców, którzy jeden przez drugiego zaczęli mówić i wyrzucać z siebie daty, nazwiska, powiązania. Ich kamraci również wrzeszczeli, ci jednak chcieli zagłuszyć potok zeznań.
Melir i Quinkel wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
– Dosyć! – wrzasnął hrabia z Karez. – Jazgoczecie niczym przekupki na rynku. – Smok skinął ręką na strażników. – Umieśćcie każdego w osobnej celi, bez możliwości kontaktu ze sobą, bez jedzenia i picia.
– Wasze zeznania chwilowo nic nie są warte – dołożył swoje Quinkel, zwracając się bezpośrednio do pojmanych. – Ale bez obaw, za kilka dni zmiękniecie.
– Prędzej ziemia zamarznie – odszczeknął się przykuty do ściany ciemnowłosy smok, którego zwano Mar. – Możecie nas więzić, ale i tak nic nie powiemy. Wolności nic nie zabije. Jest tylko jeden prawowity następca tronu.
– Jesteś tego pewien? – Okrutny uśmiech pojawił się na twarzy Quinkela. – Módl się by nastała wieczna zima, bo kiedy z tobą skończę, nie będziesz umiał przeliterować własnego imienia. – Baron sprawiał wrażenie wielce uradowanego z czekającego go zadania i bynajmniej nie zamierzał udawać, iż będzie to dla niego przykry obowiązek.
Tymczasem Melir wyszedł na korytarz, pozostawiając za sobą jazgoczących więźniów. Chwilę później Quinkel podążył za nim.
– Nie mam dużo czasu, by się nimi zająć – zaczął białowłosy lord jak tylko zostali sami. – Król już wydał rozkaz do ataku na Awer.
– Tak, słyszałem o tym. – Baron Querm potwierdził przypuszczenia przyjaciela. – Z tego też powodu zgodziłem się ci pomóc.
– Z kupcami nie będzie problemu. Już są skłonni mówić, ale smoki trzeba będzie złamać.
– Domyślam się, że chcesz zająć się jasnowłosym gnojkiem? Rób z nim co chcesz, mnie zostaw pozostałą dwójkę. Podobno są braćmi, to powinno ułatwić mi zadanie.
– Dziękuję, twoja pomoc dużo dla mnie znaczy. – Zauważył Melir, ale Quinkel tylko machnął ręką.
– Daj spokój. To miła odmiana. W moim domu aktualnie królują pieluchy. Jak tylko wrócę, Kharina wypuści mnie z Querm dopiero za kilka wieków.
Melir usiłował zachować poważną minę, jednak myśl o Quinkelu zmieniającym pieluchy sprawiła, że śmiech mimowolnie wyrwał mu się z piersi. Minęła dłuższa chwila, nim się uspokoił.
– Śmiej się, śmiej, poczekam, aż ciebie to dopadnie – burknął Quinkel. Smok jednak nie sprawiał wrażenia urażonego, raczej speszonego.
– Ojcostwo nie jest dla mnie. – Melir uspokoił się w jednej chwili. – Jakoś nie widzę siebie z dzieckiem.
– Uważaj, nie znasz dnia ani godziny.
 – Nie będę się z tobą spierał. Wiem tylko, że muszę się pospieszyć, jeśli chcę polecieć do Awer.
– Król wie o twoich planach? – zapytał Quinkel.
– Jeszcze nie, ale się dowie – rzucił hardo lord.
– Wiesz, że ryzykujesz? – Baron Querm pokręcił głową.
– Zapewne – Melir wzruszył ramionami. Chwilę później hrabia zaklął szpetnie. – Cholera, zapomniałem porozmawiać z Cedricem, muszę mu podziękować.
Quinkel wydął wargi.
– Chyba już nie zdążysz, z tego co wiem, to nasz młody druh pofrunął już do Gelar. A pędził przy tym jakby go demon gonił.
– Cholera – zaklął ponownie lord. – Obiecałem wstawić się przed królem w jego sprawie.
Quinkel zagwizdał.
– Radzę ci zrób to nim pofruniesz do Awer , nim narazisz się na gniew władcy. Potem król może nie chcieć z tobą rozmawiać.
Ariel wpadnie w szał, kiedy się dowie, że jego Melir bez zgody pofrunął na północ. Dla Heleny jednak warto będzie podjąć to ryzyko. Hrabia musi zabić Faviena i Agatte. Tylko wtedy będzie miał szansę na lepszą przyszłość.