piątek, 28 października 2016

Zdrada niejedno ma imię - Rozdział 28 (ostatni)



Melir wrócił do Farrander dopiero kilka dni po ataku na Awer. Wcześniej jeszcze pofrunął, by sprawdzić, co zostało z fortecy i czyją chorągiew zobaczy utkniętą w ruinach. Odczuł ulgę widząc barwy Ariela powiewające z daleka i jego gwardzistów przetrząsających gruzowisko. Z zamku pozostała tylko sterta kamieni, kawałek murów po zachodniej stronie i jedna ściana wartowni. Wzdłuż zboczy góry ciągle leżały ciała poległych smoków, silny odór rozkładu już z oddali drażnił jego nozdrza. Przezornie ominął górę szerokim lukiem, by nikt z wartowników go nie wypatrzył. Trzymając dzieci w potężnych szponach skierował się na południe. Nie oczekiwał przyjaznego przyjęcia. Oszukał króla, nie pomógł w bitwie, tylko skupił się na swoich prywatnych sprawach.
Strażnicy siedzący na murach okalających Farrander przyglądali mu się z niekłamanym zaciekawieniem. Cichymi pomrukami wymieniali się między sobą uwagami, nikt jednak nie usiłował go zatrzymać.
Wylądował przed głównym wejściem do zamku. Zmęczone podróżą dzieci postawił na kamieniach, zaraz też przybrał ludzką postać. Miał świadomość, że wygląda dziwnie: bez koszuli, z nagim torsem, w poplamionych spodniach i miecz przytwierdzonym do pleców.
Maluchy onieśmielone majestatem stolicy przylgnęły do jego nogi. Dla nich nie był już obcy, uznały go za swego wybawcę i chciały być tylko z nim. Pozwolił im chwilę odsapnąć i przyzwyczaić się do nowego otoczenia, potężnego zamku i gorących kamieni pod stopami.
Plac był dziwnie pusty. Nie licząc kilku gwardzistów, którzy zerkali na niego z zaciekawieniem i grupki dworzan, nie zobaczył tego, czego się spodziewał. A oczekiwał zbrojnych z rozkazem pojmania go. Tymczasem z zamku wybiegła Helena, a za nią podążał zasapany lord szambelan. Pochód zamykał Quinkel. Baron szedł ku niemu z poważną miną. Jego brwi były ściągnięte, policzki zapadnięte. Podobnie jak Helena nie wyglądał najlepiej. Dziewczyna wołała głośno swoje dzieci, a one z dzikim okrzykiem rzuciły się w jej ramiona. Cała trójka usiadła na dziedzińcu. Łzy płynęły po policzkach smoczycy. Tuliła i całowała nieprzerwanie swoje potomstwo, one zaś przylgnęły do niej drobnymi ciałkami.
– No, nieźle żeś nas lordzie wystraszył – wysapał Urlis jak tylko zbliżył się do Melira. – Myśleliśmy, że nie żyjesz, że te skurwiele cię... – szambelan machnął ręką.
Brwi Melira podjechały do góry. Tymczasem Quinkel, który zatrzymał się obok Heleny i z zaciekawieniem zerkał to na Melira to na małe smoczątka, dorzucił swoje.
– Nawet sobie nie wyobrażasz, co się tutaj działo przez ostatnie dni. Wolałbym nigdy więcej tego nie doświadczyć, więc jeśli masz w planach podobny wybryk, bądź łaskaw mnie uprzedzić.
– Sprawy trochę się skomplikowały – mruknął Melir. Był wielce zmieszany kłopotem, jaki sprawił swoim bliskim.
– Zdziwiłbym się, gdyby było inaczej. – Quinkel pokręcił głową.
Helena powoli podniosła się i trzymając dzieci za ręce podeszła do Melira. Ten bez słowa objął ją mocno ramionami. Dzieci ponownie przytuliły się do smoka, nie puściły jednak dłoni matki.
– Mówiłem, że wrócę – wyszeptał do ucha ukochanej.
Z westchnieniem położyła głowę na jego ramieniu.
– Ostatnie dni przepłakałam. Bałam się, że wysłałam cię na pewną śmierć, że ona zrobi wszystko, by mi ciebie odebrać.
Melir nie przestawał obejmować Helenę. Jednak jego brwi ściągnęły się groźnie. Słowa ukochanej zaniepokoiły go. Zerknął ponad jej głową, wyłapując spojrzenie Quinkela.
– Agatte – wyszeptał bezgłośnie przyjaciel. Chwilę później dodał głośniej: – Sądziłem, że Helena wie, że powiedziałeś jej, iż Agatte była twoją żoną, że cię zdradziła z Tollesto. Chyba za dużo wypaplałem.
Melir mógł tylko sapnąć. Nie chciał, by dziewczyna w takich okolicznościach dowiedziała się o Agatte, planował sam jej o tym powiedzieć. Stało się jednak inaczej.
Helena powoli odsunęła się od smoka, jej twarz była poważna.
– Tormel przyfrunął z wieściami z Karez – powiedziała, jakby to miało wszystko wyjaśnić. – Favien był w na południu, w twoim zamku.
Melir zaniemówił, tego nie wiedział. Syn mu nie powiedział, że odwiedził jego dom.
– Twój zarządca dostrzegł w nim podobieństwo do ciebie i Agatte. – Quinkel wyglądał na cholernie zakłopotanego, tylko Urlis zerkał na wszystkich nie bardzo wiedząc, o co chodzi.
– Zaraz, zaraz. – Szambelan uniósł ręce do góry. – Melirze, ty masz syna? Z Agatte? Czemu do cholery nikt o tym nie wiedział?
Hrabia nie patrzył na szambelana. Dotknął dłonią policzka Heleny. Smutek i ból w jej oczach był wprost namacalny. Pytania, które chciała zadać, a nie miała odwagi wypowiedzieć ich na głos. Był jej winien wiele wyjaśnień, i zamierzał zrobić to, gdy tylko zostaną sami.
– Dowiedziałem się o jego istnieniu dopiero kilka dni temu. Nie miałem pojęcia, że Agatte była w ciąży, gdy... – Nie dokończył zdania. Zarówno Urlis, jak i Quinkel wiedzieli, że miał na myśli przepędzenie żony. Helena była coraz bledsza.
– Przykro mi – powiedział do ukochanej. – Nie potrafię zmienić swojej przeszłości, chciałem być wolny, dla ciebie.
Potrząsnęła głową, a ciemne włosy zatańczyły wokół jej twarzy.
– Nie powiedziałeś mi, że była twoją żoną. – Wyrzut jawnie pobrzmiewał w jej głosie.
– Wiem, zrobiłem to celowo. Ona bardzo się cię skrzywdziła, oszukała. Nie chciałem, by świadomość, tego, że to moja żona trzymała nas zdała od siebie. Przepędziłem ją trzy milenia temu. Przez cały ten czas nie pozwoliłem sobie o niej myśleć, nienawidziłem jej tak bardzo, że gardziłem każdą kobietą, która choć odrobinę ją przypominała. A potem w moim życiu pojawiłaś się ty i wszystkie wspomnienia, cała moja przeszłość spadła mi na głowę.
Po policzkach Heleny ponownie popłynęły łzy.
– Kiedy Quinkel odczytał wiadomość i powiedział mi, dlaczego naprawdę pofrunąłeś na północ i kim prawdopodobnie jest Favien, myślałam, że oszaleję z rozpaczy. Chciałeś go zabić, by pomścić moją krzywdę, ale to przecież twój syn... Wiem, że go nienawidzisz, ale czy mógłbyś żyć z myślą, że zabiłeś swoje dziecko.
Melir uśmiechnął się smutno.
– Nie – odparł krótko. – Nie potrafiłbym. Przerażało go, że tak dobrze go znała. Starł łzy z jej twarzy. Następnie ponownie ją objął.
Stojący za plecami dziewczyny baron Quinkel odetchnął z ulgą, zaś szambelan tylko sapnął gniewnie.
– Powiedzcie mi w końcu, do cholery, co się tutaj dzieje! – warknął starzec. – Od powrotu gwardii Ariel chodzi wściekły. Zamiast cieszyć się zdobyciem i zniszczeniem Awer, on ciska się i miota po komnatach. Dowódcom legionów oberwało się, że zgubili cię podczas ataku. Wysłał nawet specjalną grupę, która miała przetrząsnąć raz jeszcze gruzowisko w poszukiwaniu twojego ciała. Niewiele brakowało, a uznano by cię za martwego, a ty tymczasem wracasz sobie jak gdyby nigdy nic. Gdzieś ty się do podziewał? O co chodzi z tym twoim synem?
Melir spojrzał wymownie na Quinkela. Helena w jego ramionach napięła się.
– To długa historia. – Nie miał ochoty teraz wdawać się w szczegóły. – Agatte i Thargar uciekli, ścigałem ich, ale zdołali mi uciec.
– I w trakcie tej ucieczki straciłeś przyodziewek? – Urlis pokręcił głową. Może i był stary i zdziecinniały, ale historia Melira nie kleiła się. – Rozumiem, że dzieciaki ciągałeś ze sobą przez góry?
Melir nie odpowiedział, musiałby skłamać.
Urlis westchnął.
– Niech ci będzie. – Machnął ręką. – I tak pewnie wolałbym nie znać prawdy. Ogarnij się i czym prędzej stań przed obliczem króla, nim całkiem zbzikuje, że posłał cię na pewną śmierć.
– Chodźmy – Melir zwrócił się do ukochanej. Po jej minie widział, że również chciała oddalić się od wścibskich spojrzeń i otaczających ich ludzi. Podniosła Maris, a Melir zabrał Marcela. Nie uszli jednak kilku kroków, jak zatrzymał ich głos szambelana.
– A co się stało z twoim synem? – zawołał. Hrabia momentalnie zamarł, katem oka dostrzegł, że twarz Heleny napięła się w oczekiwaniu.
– Nie wiem, zniknął mi z oczu, po tym jak dach się zawalił. Pewnie uciekł. – Kłamał, ale czy miał inne wyjście.
– On również ci uciekł? A to ci dopiero ciekawe. – W głosie Urlisa pobrzmiewała kpina.
Melir nie przejął się tym jednak, tylko ruszył do zamku, czas na wyjaśnienia miał dopiero nadejść. I była tylko jedna osoba, która miała prawo się ich domagać, ona zaś szła u jego boku.
Król rozmawiał sekretarzem, gdy wszedł Melir. Na widok białowłosego lorda, monarcha odsunął papiery, które właśnie podpisywał.
– Później – zwrócił się do protokolanta. Wstał z tronu i zbliżył się do hrabiego. – Cholera, Melir, myślałem, żeś tam zginął – powiedział, ściskając go. W głosie władcy słychać było ulgę.
– Wybacz, panie, nie miałem zamiaru cię straszyć. – Hrabia Karez wyglądał na nieco zakłopotanego, zamieszaniem, jakie wywołał.
– Co się wydarzyło? – Ariel nie spuszczał wzroku ze swego poddanego. – Wiesz, ile osób cię szukało? Cholera, kazałem przeszukać każdy pieprzony zakamarek ruin. Nie miałem pojęcia, co mam powiedzieć Helenie. Nawet moja żona obraziła się na mnie, że puściłem cię na tę misję.
Melir mógł tylko przybrać skruszoną minę. Spodziewał się awantury i oskarżenia o zdradę, tymczasem wszyscy się o niego martwili. Widać żaden gwardzista biorący udział w ataku na Awer nie powiedział, że hrabia Karez wcale nie walczył ze spiskowcami. Nie bardzo to rozumiał, chwilowo jednak zamierzał się z tego cieszyć.
– Przepraszam – powtórzył. – Sprawy na miejscu mocno się skomplikowały.
– Mów – zażądał król. – Nie znaleziono ciała Thargara, nikt go nawet nie widział, prawdopodobnie w ogóle nie było go w warowni. Wielka szkoda.
Melir pokręcił głową.
– Był tam, zapewniam. Widziałem go, walczyliśmy.
Pionowa bruzda pojawiła się na czole władcy.
– Nie zabiłeś go? Dlaczego? – Władca był wyraźnie zawiedziony.
– Sufit zwalił się nam na głowy. Nim zdołałem się wydostać, on i Agatte uciekli. – Bez mrugnięcia oszukał swojego króla, ale nie czuł się z tego powodu winny. Może gdyby nie był pewien Faviena, gdyby nie widział w jego spojrzeniu skruchy, miałby wątpliwości. Jednak ten krótki czas, który spędził z synem sprawił, że wiedział już, że musi dać mu szansę na zmazanie win.
– Rozumiem, że to wszystko? – Ariel skrzyżował dłonie na piersi. Wyraźnie czekał na ciąg dalszy historii. I Melir musiał mu ją zapewnić.
– Nie, ale jak wiesz panie, nie pofrunąłem tam tylko przez wzgląd na Agatte.
– Oczywiście, chciałeś zabić żonę i się zemścić na smoku, który poturbował Helenę. Czy zatem uwolniłeś się od przysięgi małżeńskiej?
Hrabia skrzywił się, te kwestia bolała go najbardziej. Wiele by dał, by móc cofnąć czas i raz jeszcze znaleźć się w Awer, inaczej rozegrałby tamta sytuację.
– Nie i wielce nad tym boleję. Chciałem nade wszystko spełnić obietnicę, którą dałem Helenie, chciałem uwolnić dzieci, które przetrzymywano na północy. Walki trwały już na dobre, nim udało mi się w końcu dostać do wnętrz zamku, przeczesywałem komnaty i korytarze w poszukiwaniu maluchów. W końcu zobaczyłem Agatte uciekającą z nimi. – Prawda była taka, że to Favien uciekał z dziećmi, ale tego wolał nie mówić.
– Zatem odebrałeś bliźnięta, czemu nie pozbyłeś się żony? – Pytanie bardzo słuszne, tyle że nie było na nie prostej odpowiedzi.
– Ona nie była sama. – Melir zaczerpnął tchu i wyrzucił z siebie całą gorzką prawdę. – Byli tam również jej dwaj synowie: Thargar i Favien… Oni walczyli ze sobą. – Mógł przemilczeć ten fakt, ale ponieważ zakładał, że wkrótce wyjdzie na jaw, że pierworodny syn Agatte jest również jego synem, wolał kłamać tylko tam, gdzie będzie to konieczne.
Wiadomość o walce między synami Agatte bardzo zaskoczyła monarchę.
– Dlaczego?
– Zapewne o władzę. – To było kłamstwo, niewielkie i nic nie znaczące. – Kiedy mnie zobaczyli, walka rozgorzała na nowo. Starałem się pokonać ich obu, ale nie zdążyłem, strop się zawalił i przysypał nas wszystkich.
– Co z dziećmi Heleny? – Ariel opuścił dłonie i podszedł do tronu. Z ciężkim westchnieniem usiadł na nim ponownie. – Zginęły?
Melir pokręcił głową.
– Nie, miały bardzo dużo szczęścia. Podczas, gdy ja usiłowałem wyciągnąć je spod gruzów, reszta uciekła.
Władca przymknął oczy. Jego twarz nie zdradzała emocji, ale były to zapewne tylko pozory.
– Skupiłeś się na dzieciach, nie mogę cię za to winić. Dzieci są przyszłością naszej krainy. Dobrze zrobiłeś, trudno jednak pogodzić się z myślą, że straciliśmy tak dobrą okazję, by schwytać przywódców rebelii.
Melir oblizał, usta. Musiał powiedzieć to czego nie chciał, prawda jednak i tak miała wyjść na jaw, czy miał zatem jakieś wyjście?
– Jest coś jeszcze, mój panie. Kiedy sprawy przybrały naprawdę zły obrót, kiedy kamienie spadły nam na głowy, a ja rzuciłem się by ratować dzieci, Agatte wyznała, że jej pierworodny syn Favien jest również moim synem.
Król wciągnął gwałtownie powietrze do płuc, jego dłonie zacisnęły się na poręczach fotela. W zielonych źrenicach błysnął ogień.
– Uwierzyłeś jej? Mogła kłamać? Nie raz cię oszukała.
– Uwierzyłem, on jest mój. – Proste potwierdzenie największej prawdy i tragedii w jego życiu.
– Pomogłeś mu zbiec? – Ariel pochylił się do przodu. Uważne spojrzenie wbił w swego lorda.
– Mogę się przyznać tylko do tego, że nie przeszkodziłem mu w ucieczce. Wydobyłem dzieci, wyniosłem je z walącego się zamku i upewniłem się, że są bezpieczne. Potem zacząłem ścigać Thargara i Agatte, niestety uciekli za morze.
– A twój syn, co się z nim stało?
– Nie wiem, nie towarzyszył matce i bratu. Możliwe, że ciągle jest w Kirragonii, albo jest już bardzo daleko.
Ariel milczał dłuższą chwilę, nim w końcu powiedział.
– To co opowiadasz, rzeczywiście trudno pojąć rozumem. Nie wszystko mi się podoba, nie wszystko do siebie pasuje, ale biorąc pod uwagę, że całe życie wiernie służyłeś królestwu, nie będę podważał twojej wersji. Powiedz mi tylko, czy jeśli twoje drogi i Faviena kiedyś się skrzyżują, będziesz go ścigał, jak zdrajcę?
– Nie proś mnie panie o odpowiedź, bo nie wiem, co ci rzec. Mam nadzieję, że nie będę musiał, że nigdy więcej go nie ujrzę.
– A Helena, czy ona również tak myśli, po tym wszystkim, co jej uczynił?
– To mądra kobieta, ma prawo do własnego zdania. – Hrabia hardo spoglądał w oczy króla. Nie zamierzał dać się zapędzić w kozi róg. Tak wiele lat spędził w pustce, bez miłości, bez bliskiej osoby. Helena stała się jego wybawieniem z obłędu, dzięki niej zrozumiał, że jeszcze ma po co żyć. Miał syna, którego nigdy nie dane było mu poznać, nie miał żadnego wpływu na jego wychowanie, ale były jeszcze bliźnięta. One potrzebowały rodziców i miłości.
– Zapewne, ale dokąd was to zaprowadzi? Nie jesteś wolnym człowiekiem. Nadal masz żonę, a ja nie uwolnię cię od niej. Twoje małżeństwo zostało zawarte zgodnie z prawem i musi trwać.
– Wiem i nie proszę cię o to. Zaproponowałem Helenie, by udała się ze mną w Karez. Ostateczna decyzja będzie należeć do niej.
– Chcesz, by zamieszkała w twoim domu, ale jako kto? – Brwi Ariela podjechały do góry. – Wiesz, że nie życzę ci źle. Jednak zastanów się, czy zabierając ją ze sobą do Karez, jako twoją kochankę, nie skrzywdzisz jej bardziej?
Głęboka bruzda pojawiła się na czole hrabiego, dłonie zacisnął w pięści, mimo to, kiedy przemówił, jego głos był spokojny.
– Co proponujesz, panie?
– Nie nalegaj na jej wyjazd. Zostaw ją w Farrander, sam zaś wyrusz na poszukiwania Agatte. Znajdź ją i zabij. Nie masz innego wyjścia.
***
Podała mu dłoń, małą, drobną i zaskakująco ciepłą, a on zamknął ją w swojej. Myślał, że będzie się bała, ale nie, w jej spojrzeniu dostrzegł strachu tylko miłość i oczekiwanie.
Nie posłuchał rady króla, nie powiedział Helenie, że może zostać w Farrander, chciał ją mieć przy sobie, zaczynać z nią każdy dzień i patrzeć jak zasypia. Pragnął dzielić z nią radość dni i codzienne troski. Chciał wychować jej dzieci, jakby były jego, dać jej rodzinę i bezpieczeństwo, którego nigdy nie zaznała. Zgodziła się, nim jeszcze skończył wyliczać wszystko, co mógł jej zaoferować. Nie zawahała się nawet, gdy tłumaczył, że nie może jej poślubić.
O Favienie nie rozmawiali, ten temat był ciągle bolesny.
Lądując w Karez chciał jak najszybciej dowiedzieć się, czy faktycznie jego syn odwiedził warownię. Usłyszał z ust Jadena relację, jakiej się nie spodziewał: obcy smok uratował transport wina i zabił wszystkich napastników. Zarządca bardzo żywiołowo opowiadał o niecodziennym gościu, o jego manierach, żywym zainteresowaniu winnicami i zamkiem.
Pojawienie się Heleny i dzieci w Karez wywołało spore zamieszanie. Zakładał, że jego ukochana zostanie dobrze przyjęta, nie sądził jednak, że przyjmą ją z tak wielką euforią. Omia, żona Jadena natychmiast wzięła dziewczynę pod swoje skrzydła, a służące zajęły się dziećmi. Kobiety zniknęły wewnątrz zamku, nim Melir zdołał komukolwiek wytłumaczyć, kim jest dla niego piękna smoczyca. Stary Jaden tylko mruknął:
– No, czas był wielki. – I na tym skończyła się dyskusja.
Melir spoglądał w oczy ukochanej i zastanawiał się, o czym myślała.
– Możesz się jeszcze wycofać – powiedział. – Nie będę miał ci tego za złe. Wiesz, że cię kocham, to się nie zmieni. – Nie chciał, by się wycofała, pragnął, by połączyła ich krew, tak jak to zrobili kiedyś Ariel i Elena. Jego Wysokość nie miał, co prawda, pojęcia, co uczynił, jednak przymierze krwi sprawiło, że stali się jednością na długo przed tym, jak połączył ich ślub. Melir nie mógł ofiarować Helenie obrączki, mógł jednak sprawić, że ich ciała, dusze i bestie połączą się na wieki.
Uśmiechnęła się promiennie.
– Czyżbyś się bał, hrabio? – W jej głosie kryła się psota i Melir natychmiast poczuł jak dreszcz ekscytacji spływa po jego plecach. Nagle zamarzył, by było już po wszystkim, goście poszli do swoich domów, dzieci zasnęły w swoich łóżeczkach, a on mógł zająć się Heleną. Jakże wiele sobie obiecywał po tej nocy.
Tymczasem stała naprzeciwko niego, ubrana w błękitną suknię z długimi rękawami. Na jej szyi lśnił złoty wisior z rubinem – prezent od króla. Służki uplotły wianek z polnych kwiatów, który teraz zdobił jej głowę.
Uroczystość miała być skromna i tylko w małym gronie. Tak zaplanował to Melir. Wysłał Tormela do świętego lasu z listem i prośbą, by któryś z mędrców przybył do Karez. Chłopak miał nic nikomu nie mówić, jednak nim opuścił warownię, wiedzieli już wartownicy, a chwilę później wszyscy wojownicy w koszarach. Jaden i jego żona jeszcze mniej trzymali język za zębami. Cały zamek wiedział, co się szykuje nim hrabia i Helena wstali na śniadanie. Tajemnica przestała istnieć.
Teraz stali na zamkowym dziedzińcu, w otoczeniu dziesiątek osób, które przyszyły zobaczyć jak ich pan zawiera przymierze krwi i układa sobie życie z nową kobietą. Wszędzie płonęły lampiony i zwisały kwiatowe girlandy.
Ktoś chrząknął i zarówno Melir jak i Helena skupili się na druidzie stojącym obok nich.
– Możemy zaczynać? – Faramides uśmiechnął się do stojących przed nimi zakochanych. Nie słysząc sprzeciwu, kontynuował. – Wielce mnie raduje, że pragniecie zawrzeć unię krwi, że wasza miłość jest tak wielka, iż pragniecie, by wasze serca biły jednym rytmem. Ta przysięga złączy was na zawsze. Od dziś dnia twoja krew, Heleno, będzie płynąc w żyłach Melira. Będziesz wiedziała, czy jest szczęśliwy lub czy targa nim gniew, poczujesz jego ból i strach. Hrabio, oddając krew Helenie, złączysz się z nią po wsze czasy. Jej łzy i radość staną się cząstką ciebie, jej ból, będzie twoim bólem, a rozpacz twoją bolączką. Jej szczęście będzie twoim szczęściem. Niezależnie jak daleko się od siebie znajdziecie, będziecie wspólnie przeżywać każdą chwilę. Bez trudu również odnajdziecie się, jeśli koleje losu was rozdzielą, czego oczywiście wam nie życzę. – Zakończył druid z szerokim uśmiechem. Kapłan sięgnął do kieszeni i wydobył z niej przedmiot owinięty w płótno. Ostrze było stare, rękojeść wytarta tak bardzo, że nie można było dostrzec, czy posiadała kiedyś jakieś zdobienia. Mimo to sztylet błyszczał jasnym blaskiem, a wyryte na nim runy połyskiwały głęboko skrywaną mocą.
Faramides zbliżył się do smoków, Melir jako pierwszy podał mu rękę, druid rozciął wnętrze jego dłoni mężczyzny, krew natychmiast rozlała się po skórze. Hrabia nie poruszył się, na jego twarzy nie drgnął nawet jeden mięsień.
– Heleno, skosztuj krwi Melira. – Druid zachęcił dziewczynę. Nie miała żadnych oporów, bez wahania zlizała krople życiodajnej posoki. Hrabia nie spuszczał z niej wzroku, nawet kiedy druid rozcinał jej dłoń, a potem nakazał powtórzenie rytuału. Uczynił to więcej niż chętnie. Smakowała wybornie, świeżością, życiem, przyszłością.
– A teraz złączcie dłonie i pozwólcie, by krew, która w was płynie, połączyła smocze dusze na wieki. Hrabia ponownie ujął rękę Heleny, splótł jej palce ze swoimi, dotknął krwawiącą raną do rany.
– Jesteś moja – szepnął. – Teraz i na zawsze, reszta nie ma znaczenia.
To już koniec historii Heleny i Melira. Dziękuję wszystkim, za żywiołowe zainteresowanie i komentarze. Z niekłamaną radością kreśliłam losy tej dwójki bohaterów.

czwartek, 20 października 2016

Twierdza Wspomnień - Rozdział 30_epizod 2 + epilog



Cedric postawił ją na dziedzińcu zamkowym i natychmiast zaczęli podchodzić do niej służący oraz dworzanie, ściskać ją, zapewniając, że bardzo się radują, widząc ją w zdrowiu.
Przyjmowała te wszystkie gesty sympatii z zażenowaniem, nigdy dotąd nie doświadczyła takiej atencji, tak ciepłego przyjęcia. Smok stał z boku. Cichym głosem wydawał polecenia swoim podwładnym, nie przestawał jednak zerkać na ukochaną, jakby musiał upewnić, się że znowu mu nie ucieknie.
– Chodźmy do mojego ojca. – Lord skończył rozmawiać z wojownikami i zbliżył się do ukochanej. Dziewczyna tylko skinęła głową.
– Myślisz, że twój ojciec powinien znać całą prawdę? – zapytała, kiedy zatrzymali się przed komnatą lorda.
Cedric zmarszczył brwi. Na jego twarzy malowały się dziesiątki emocji. W końcu westchnął ciężko.
– To zaszło już za daleko. Nie mogę dłużej żyć i udawać, że o niczym nie wiem.
Tanis przebywał w swoim pokoju, ale nie był sam. Towarzyszył mu Zakir. Grali w szachy i dyskutowali cicho. Stary służący uśmiechnął się szeroko na widok Gen, nic jednak nie powiedział.
– Zostaw nas samych – zażądał Cedric.
– Coś się stało? – Lord senior podniósł się z miejsca i nieprzytomnym spojrzeniem omiótł syna. – Gen, moja duszyczko, znalazłaś się! – zawołał, dostrzegając kurellkę. – Wszyscy się o ciebie martwili, ale ja mówiłem, że musisz być gdzieś w zamku, przecież nie wyjechałabyś bez pożegnania.
Stary smok rozłożył szeroko ramiona i dziewczyna podeszła do niego, pozwalając mu się objąć.
– Masz rację, panie. Za nic nie opuściłabym tego miejsca.
– Starzec poklepał ją po plecach.
– Usiłowałem to wytłumaczyć mojemu synowi, ale mnie nie słuchał.
– Ojcze, chcieliśmy z tobą porozmawiać. – Cedric chrząknął. Chciał zmusić rodzica, by oprzytomniał z sennego rozmarzenia i skupił się na obecnej chwili.
Gerenisse odsunęła się od Tanisa, który z wielce zaskoczoną miną wpatrywał się w młodych ludzi.
– Coś przeskrobaliście? – zapytał.
– Że, co? – Cedric zamrugał zaskoczony
– Coś nabroiliście. – Ciągnął lord. Z miną podekscytowanego dziecka wpatrywał się to w syna to w Gerenisse. – Będę dziadkiem?
Cedric z wrażenia zapomniał języka w ustach, natomiast Gen wykazała się większą przytomnością.
– Jeszcze nie, ale pracujemy nad tym – rzuciła lekko, co uspokoiło Tanisa, zaś na twarzy jego syna wywołało jeszcze większy rumieniec. – Chcemy, panie, porozmawiać się z tobą o pamiętniku.
Smok westchnął ciężko.
– Dlaczego? Już mówiłem wam, że to śmieć, nie ma w nim nic ponad romantyczne wynurzenia i wspomnienia zgorzkniałej kobiety.
– Nie. – Gen nie odpuszczała. – Jest w nim dużo więcej. Hrabina opisywała w nim wasze wspólne życie, narodziny dzieci... – Przerwała, szukając u Cedrica wsparcia. Smok pospieszył jej z pomocą.
– Mama pisała o Cecylii, jej śmierci i wszystkim, co się w tamtych dniach wydarzyło, o Bursie, królu, baronie Lewer…
– Nie waż się wymawiać tego nazwiska przy mnie. – Z ust Tanisa wydobył się warkot. Stary lord cofnął się o krok. Nagle jego spojrzenie stało się przeraźliwe przytomnie. Starcze obłąkanie zniknęło bez śladu. – Nie zamierzam raz jeszcze przeżywać tamtych okropności. Dość. Moja żona... Ona...
– Została zamordowana – Cedric wszedł ojcu w słowo. – Wiem, że myślałeś inaczej, ale oszukano cię.
Z twarzy Tanisa odpłynęły wszelkie kolory. Mężczyzna zachwiał się i gdyby nie silne ramię syna, upadłby na podłogę.
– Pamiętnik...? – Ledwie miał siłę mówić.
– Tak, mama zawarła w nim cenne wskazówki. Ale to nie wszystko. – Cedric podprowadził rodzica do fotela, stojącego nieopodal kominka. Posadziwszy go na miękkiej poduszce, uklęknął obok.
– Mów! – zażądał Tanis. Chwycił syna z rękaw koszuli, prawie rozrywając materiał. – Skąd to wszystko wiesz?
Cedric nie odpowiedział, zamiast tego zerknął na Gen.
– Od twojej żony, mój panie. – Gerenisse stała nieruchomo pośrodku komnaty. Miała świadomość, że zarówno syn jak i ojciec badawczo się jej przyglądają. Przełknęła ślinę i ciągnęła swoją opowieść, chociaż wiedziała, że słowa, które wypowie sprawią wielki ból lordowi. – Ona ciągle tu jest. Mury Gelar przesiąknięte są jej cierpieniem, jej rozpaczą i udręką.  Każdy zakamarek w tym miejscu, każdy kamień w ścianie nuci pień o lady, która kiedyś tu mieszkała. Te same ściany, które były świadkami wielkiej miłości, szepczą o zdradzie i śmierci.– Przerwała, bo po twarzy Tanisa zaczęły płynąc łzy.
– Widziałaś ją? Moją Gerenisse? – Zrozpaczony zgrzyt wyszedł jego ust.
Skinęła głową.
– Mam taką moc, że w miejscach naznaczonych tragiczną śmiercią potrafię rozmawiać z duchami zmarłych. Oni przychodzą do mnie, szepczą swoje historie, proszą o pomoc, czasem żądają sprawiedliwości.
– Nosisz jej imię. – Tanis z trudem wypowiadał słowa. – Czy dlatego cię wybrała?
– Być może. – Nie wiedziała, czy imię miało jakieś znaczenie dla cierpiącej duszy, możliwe, że hrabina czekała na kogokolwiek, kto usłyszy jej krzyk. – Jestem kurellką, lordzie Tanisie. W moich żyłach płynie krew elfów, to dzięki ich dziedzictwu widzę rzeczy, których inni nie są w stanie dostrzec. To wielki dar, ale też przekleństwo. Nie ma miejsca na Siódmym Lądzie, które nie nosiłoby śladów przeszłości i śmierci. Twój dom zaś jest niczym twierdza bolesnych wspomnień.
– Co widziałaś? – Tanis chciał podnieść się z fotela, ale Cedric nie pozwolił mu na to.  – Powiedz, co widziałaś?! – wykrzyczał.
– Wiem, że straciliście córkę. Jej śmierć zachwiała waszym związkiem. Musisz jednak wiedzieć, że to wszystko zostało ukartowane. Cecylię zamordowano, by ukarać twoją żonę za nieposłuszeństwo.
Myślała, że jej wyznanie załamie Tanisa, jednak ku jej zdziwieniu w oczach lorda pojawił się ogień. Smoczysko może i było stare, ale ciągle drzemało pod skórą hrabiego.
–Kto?! – ryknął, a dźwięk ten pochodził z głębi jego trzewi.
Gerenisse podskoczyła. Nie chciała od razu podawać imienia zdrajczyni. Wolała wpierw uświadomić lordowi ogrom spisku.
– Przez ostatnie tygodnie wędrowałam korytarzami twojego domu, a zmarła hrabina pokazywała mi wspomnienia ze swego życia. Wiem, w której komnacie mieszkała dziewczynka, wiem w co była ubrana, gdy składaliście ją na stosie. Wiem, że nie usiłowałeś ukryć łez patrząc na jej zwłoki, ale wiem też, że byłeś zły na żonę, bo wmówiono ci, że to z jej powodu dziecko umarło. To wszystko kłamstwo. Byłam świadkiem dziesiątek rozmów i złowrogich szeptów toczonych w tych murach. Spisków, które zawiązywano tylko w jednym celu: zabiciu króla. Zbrodnia ta miała się dokonać rękami twojej żony, niestety ona zbuntowała się i nie uległa szantażowi. Za co zapłaciła najwyższą cenę: straciła dziecko, szacunek poddanych i twoją miłość.
Tanis milczał, mięśnie na jego twarzy drgały nerwowo, bestia powarkiwała ostrzegawczo. Gerenisse nie bała się jednak, Cedric trzymał ojca. Nie mogło się jej nic stać.
– Ja wszystko widziałam, lordzie. Byłam w jej sypialni, kiedy próbowano zmusić ją do uległości, narzucić kochanka, którego nie chciała. Widziałam jak opierała się tamtemu mężczyźnie, jak brzydził ją jego dotyk. Słyszałam jej błagania, by zostawili ją w spokoju. Nikt jednak nie liczył się z jej zdaniem, była zbyt delikatna, zbyt krucha i łatwowierna, a ty kochałeś ją tak mocno... Tak zazdrośnie. Uwierzyłeś w każdy złośliwy szept...
Tanis ciężko dyszał, jego policzki pokrył ciemny rumieniec.
– Nie chciała go...? – wychrypiał. Nawet po tylu latach nie był w stanie wypowiedzieć imienia rywala, tamta rana ciągle krwawiła.
– Gardziła nim i bała się go.
– Moja Cecylka – wychrypiał smok i nagle głos się załamał. Stary lord ukrył twarz w dłoniach, a jego ciałem wstrząsnął szloch.
Gerenisse również łzy zakręciły się w oczach, starała się jednak powstrzymać, w przeciwnym razie nie zdołałaby dokończyć historii.
– Wykorzystano ciebie, mój panie i twoją żoną do pozbycia się władcy. Zamach się nie udał, król przeżył, ale twoja rodzina i tak została zniszczona.
Tanis uniósł głowę. W zapłakanych oczach ponownie błysnął gniew.
– Kto?! – warknął ostro. – Powiedz, kto ośmielił się zdeptać moje szczęście, kto był tak bezczelny, że stanął między mną a żoną.
– Jedno imię już znasz. – Do rozmowy wtrącił się Cedric. Hrabia nadal klęczał przed ojcem. – Zabiłeś go.
– Lewer! – Na twarzy starca odmalowała się pogarda. – Kto jeszcze?
Gerenisse spojrzała błagalnie na Cedrica. Wolała, by to on oskarżył Bursę. Znał ją od lat, mógł więcej powiedzieć ojcu o smoczycy niż ona.
– To Bursa. – Cedric ścisnął rękę ojca. – Przykro mi, wiem, że uważałeś ją za przyjaciółkę, ale ona zdradziła cię wieki temu. Zawsze sympatyzowała z Tollesto i w jego imieniu również planowała pozbyć się króla. Wiedz również, że chciała być panią tego zamku, a moja matka stała jej na drodze.
 – Szantażując lady Gerenisse, usiłowała zmusić ją do zabójstwa króla. – Dodała Gen.
– Mama obszernie opisała wszystko w swoim pamiętniku, a Gen doświadczyła wizji,  które potwierdziły zapisy w dzienniku. Nie wiemy tylko, czym Bursa szantażowała swoją panią. – Cedric uważnie wpatrywał się w ojca, który kręcił głową.
– To musiało być coś ważnego. – Gerenisse dodała prawie szeptem. W izbie zapadła przeraźliwa cisza. Cedric milczał, a dziewczyna bała się poruszyć, w obawie, że serce smoka nie wytrzyma tych rewelacji.
Tanis siedział nieruchomo w fotelu. Z jego piersi wydobywał się cichy świst. Ręce mu drżały, ale Cedric trzymał je mocno w uścisku swoich dłoni.
– Ojcze? – zapytał, kilka minut później, gdy rodzic nadal się nie odzywał. – Bardzo mi przykro.
Hrabia w końcu podniósł wzrok i wbił udręczone spojrzenie w twarz syna.
– To nie było nic ważnego, w każdym razie, nie dla mnie.
– Co? – Cedric zamrugał zaskoczony.
– Tajemnica, którą Bursa szantażowała twoją matkę. Nie wiem, jakim sposobem odkryła prawdę o pochodzeniu mojej żony, ale musiała wykorzystała ten fakt przeciwko niej. – Tanis wysunął dłonie z uścisku syna. Potem pogłaskał go po nieogolonym policzku.  – Jak wiesz, moja Gerenisse pochodziła ze szlachetnego rodu, była jedynym dzieckiem en Misserów, ich ukochaną córką. Kiedy podrosła mężczyźni z całego królestwa zabiegali o jej rękę. Stoczono wiele pojedynków, wiele krwi przelano o tę szlachetnie urodzoną dziewczynę. – Głos Tanisa był pozbawiony emocji.
– Ale wybrała ciebie. – Cedric chłonął każde słowo ojca. Nigdy wcześniej nie słyszał tej historii.
– Tak, wybrała mnie, choć ja, jako jedyny nie chciałem się o nią bić. Otwarcie wyznałem jej swoje uczucia i przedstawiłem propozycję małżeńską, a potem czekałem. Nie sądziłem, że mnie wybierze: lorda posiadającego tylko mały zamek i kilku znaczących przodków w rodzie, skoro o jej rękę  starał się nawet król. – Na twarzy Tanisa po raz pierwszy pojawił się słaby uśmiech.
– Ale wybrała mnie, nic nie znaczącego młokosa. Porzuciła luksusy i dworskie zabaw, by osiąść w nędznym Gelar.
– Pokochała twoje szczere serce i proste życie. – Gerenisse podeszła do mężczyzn i przysiadła na fotelu obok Tanisa. – Powiedz, panie, czym szantażowała ją Bursa?
Lord przekrzywił głowę i spojrzał na ukochaną syna.
– Tym samym, czym mogłaby szantażować ciebie, moje dziecko. Przeszłością, pochodzeniem.
Gerenisse zbladła, serce zabiło jej gwałtownie, chciała coś powiedzieć, ale starzec ją uprzedził.
– W żyłach mojej Gerenisse nie płynęła szlachetna krew. Lady Misser, matka Gen nie mogła mieć dzieci. W dzieciństwie została napadnięta przez zdziczałe smoki i pogryziona przez nie dotkliwie. Przeżyła, ale stała się bezpłodna.
Cedric podniósł się z kolan i podszedł do kominka. Oparł się ramieniem o kamienny gzyms i ze zmarszczonym czołem słuchał wywodu ojca.
– Była nieślubnym dzieckiem? To właśnie usiłujesz nam powiedzieć? – Smok nie wyglądał na zadowolonego.
Tanis pokręcił głową.
– Misser nigdy nie zdradziłby swojej żony. Za bardzo ją kochał. Pogodził się z tym, że umrze bezpotomnie, jednak los postanowił inaczej. Podczas objazdu przez swoje ziemie w jednej z wiosek pokazano mu niemowlę osierocone przez matkę. Zarządca wsi nie wiedział, co począć z dzieckiem, a nikt inny nie chciał przygarnąć sieroty. Misser od razu zauważył w dziewczynce cechy świadczące o jej smoczych korzeniach. Nie wahał się ani chwili, zabrał maleństwo do zamku i pokazał żonie. Nadano jej imię Gerenisse, a służbie przykazano mówić, że lady Misser powiła dziecko.
– Bursa myślała, że szlachetny rodowód jest dla ciebie tak ważny, że oddalisz żonę, gdy dowiesz się, że jest córką chłopki? – Cedric patrzył chwilę na ojca, poczym  ochylił głowę do tyłu i zaśmiał się gardłowo.
Tanis nie uśmiechnął się, zamiast tego, sięgnął po rękę dziewczyny siedzącej obok niego. Drobna dłoń utonęła w szerokiej ręce smoka.
– Nie pozwól, by poniżano cię, ze względu na pochodzenie – powiedział. – Nikt nie ma do tego prawa. Nie można wybrać sobie rodziców, można jednak zdecydować wśród jakich ludzi chce się spędzić życie. – Kurellka zarumieniła się, a starzec kontynuował swój wywód. – Lord Misser powiedział mi prawdę dzień przed ślubem z jego córką. Chciał mi dać szansę na wycofanie się, ale ja za bardzo ją kochałem. Żałuję, że nigdy nie powiedziałem jej, że znam ów nieszczęsny sekret. Może gdybym to zrobił, nadal by żyła.
– Bursa znalazłaby inny sposób, by się pozbyć mamy. Planowała jej śmierć od pierwszego dnia, kiedy ją ujrzała i nie spoczęłaby, póki by tego nie osiągnęła. Wpierw jednak chciała ją upokorzyć i zadać jej jak najwięcej bólu. Czerpała z tego wielką radość. Zabiła moją siostrę, bo wiedziała, że to zrani was oboje. Chciała również pozbyć się mnie. Nie udało jej się, bo mama przejrzała podstęp i nie spuszczała mnie z oczu. Zmusiła również służących, by towarzyszyli mi w dzień i w nocy. Sama zaś próbowała wszystkiego, co jadłem i piłem.
Stary lord nerwowo przełykał ślinę.
– Kiedy umierała, byłem daleko od domu. W jednej chwili zawalił się cały mój świat. Przysięga krwi sprawiła, że czułem jak cierpi, wiedziałem, że zwijała się z bólu, że konała w męczarniach. Gnałem na oślep do domu, mało skrzydeł nie połamałem, ale i tak się spóźniłem. – Głos Tanisa drżał, kiedy wracał do tamtych wspomnień. – Pamiętam jak wyglądała tuż po śmierci, jej ciało leżało tak nienaturalnie wygięte, dłonie miała szeroko rozłożone, usta zsiniałe. Całe łoże było zlane jej krwią. Topiła się w niej. Bursa powiedziała mi, że oszalała i podcięła sobie żyły. Pamiętam, że stałem w jej komnacie i potrafiłem tylko myśleć o tym, że mój syn będzie dorastał bez matki. Nawet przez chwilę nie zastanowiło mnie, czy faktycznie się zabiła, czy zginęła w inny sposób.
– Bursa ją otruła. Chciała zabić Cedrica, ale twoja żona panie wypiła truciznę  przeznaczoną dla Cedrica. – Gerenisse chciałaby przekazać tę wiadomość w jakiś łagodny sposób, ale tego po prostu nie dało się zrobić.
– Byłem takim głupcem. Wolałem myśleć, że moja żona oszalała i nie chciała być już ze mną i swoim synem, niż poszukać prawdy.
– Manipulowała tobą, a resztę zastraszyła, ja również przez lata patrzyłem na jej poczynania i nie protestowałem – dodał Cedric.
– Nadal nie rozumiem, czemu co to zrobiła? – Tanis zerknął na syna. – Przecież nigdy mnie nie kochała?
– Miłość nie miała tu nic do gadania. Chodziło o władzę, jaką mogło dać jej władanie Gelar i co najważniejsze, gdyby zamek wszedł w jej posiadanie, stałby się kolejnym przyczółkiem Tollesto w Kirragonii.
Wzmianka o wiarołomnym lordzie sprawiła, że twarz Tanisa pociemniała z gniewu. Starzec podniósł się z miejsca i mimo, iż jego kości skrzypiały raźnym krokiem skierował się do drzwi. Cedric bez trudu zagrodził ojcu drogę.
– Dokąd chcesz pójść? – zapytał. – Cokolwiek próbujesz w tej chwili zrobić, nie ma  to sensu.
– Zabiję sukę, to zawsze ma sens. – Tanis strząsnął dłonie syna. – I nie powstrzymuj mnie. Tysiące lat ścigaliśmy zdrajców, spiskowców i wszystkich, którzy maczali palce w zabójstwie króla, a tymczasem osoba, która usiłowała doprowadzić do śmierci Mirraga na wiele lat przed tym jak faktycznie zginął, ciągle chodzi na wolności. Na bogów, czy ty rozumiesz, co ona zrobiła? Co usiłowała zrobić? Sądziłem, że całe to paplanie o zdradzie i planach zabójstwa monarchy, kiedy gościł w moich progach, to była czcza gadanina, przykrywka, która miała ukryć romans mojej żony. Tymczasem było wprost odwrotnie. Romans był iluzją, zaś spisek całkiem realny. I w to wszystko chcieli wmanewrować moją Gen.
 Tanis zamilkł, gdy tylko wymówił imię żony. Nagle zabrakło mu siły, musiał podeprzeć na ramieniu syna, by nie upaść. – Co ja zrobiłem, Cedricu, co ja zrobiłem? – Po twarzy starca popłynęły łzy. Drżącą ręką usiłował dotknąć twarzy syna. – Odepchnąłem ją od siebie, wzgardziłem nią, potraktowałem jak ostatnią szmatę, a ona była niewinna, niewinna. Zabiłem ją, na przodków, zabiłem jedyną kobietę, którą kochałem.
Cedric nie słuchał już wywodu ojca. Przytulił go mocno do siebie.
– Nie zrobiłeś tego, nie przez ciebie umarła, chociaż twoje ślepe zawierzenie Bursie bardzo mamę bolało.
– Nie pocieszaj mnie, wiem co zrobiłem, wiem jak ją traktowałem. Mogliśmy być tacy szczęśliwi, a ja to wszystko zniszczyłem.
– Nie zawrócisz czasu, ale możemy postarać się, by dosięgła Bursę sprawiedliwość.
– Zetnij jej głowę – zażądał Tanis, upór odmalował się na twarzy starca.
– Z wielką chęcią, ale nie mogę. Mam za to lepszy plan. – Cedric uśmiechnął się szeroko. – Dostarczę ją do Farrander, gdzie stanie przed sądem.
– Niech ci będzie. Nie chcę jej więcej widzieć. – Tanis nie wyglądał na udobruchanego. Zaraz jednak się rozpromienił, ściszył nawet głos do szeptu. – To nie byle co, odkryć tak stary spisek, może król cię wynagrodzi i pozwoli Gen zostać z nami na zawsze?
Cedric zamrugał zaskoczony, wypuścił nawet ojca z objęć.
– Wiedziałeś? – zapytał. Kątem oka zerknął, czy Gerenisse nie słyszy ich rozmowy, ale
dziewczyna ciągle siedziała w fotelu. Zerkała na nich, co prawda, ze zmarszczonym
czołem, nie była jednak w stanie usłyszeć ich szeptów.
– Nie jestem głupcem – zachichotał starzec. – Widziałem jak z nią przyfrunąłeś. Widziałem też ślady kajdan na jej dłoniach. A biorąc pod uwagę, że jest kurellką, to sam rozumiesz... – Ojciec mrugnął do syna porozumiewawczo. – Nie znosiliście się, nie chcieliście nawet przebywać obok siebie, a jednocześnie iskrzyło między wami, jak w dobrym piecu. To się dało wyczuć. Takie przyciąganie rzadko się zdarza.
Cedric westchnął, sam już nie wiedział, co myśleć o rodzicu. Nie był nawet pewien, czy faktycznie zdziecinniał na starość, czy tylko takiego udawał.
– Masz rację – przytaknął. Wprost szaleńczo ciągnęło go do Gen. Zamierzał udać się do Farrander i nie opuścić stolicy dopóki Ariel nie odda mu Gerenisse.
Epilog
Dzień był piękny i bardzo słoneczny. Po nocnej burzy, jaka przetoczyła się nad Gelar, zanosiło się na cudowny poranek. Gerenisse jednak tego nie widziała, stojąc przed lustrem, nerwowo przestępowała z nogi na nogę. Dłonie miała spocone, a serce biło jej szaleńczo. Co kilka chwil zerkała na drzwi, jakby obawiała się, że stanie z nich posłaniec i oznajmi, że dzisiejsza uroczystość nie dojdzie do skutku, że król zmienił zdanie i miast świętować, zostanie wtrącona do więzienia.
Ledwie tydzień temu wróciła do Gelar po tym jak porwał ją brat. Tydzień bez Bursy, bez kłamstw i intryg. Tanis przez cały ten czas bez przerwy opowiadał o żonie. Starzec na przemian płakał po jej stracie i popadał w rozpacz nad tym, jak źle ją traktował. Nie umiała go pocieszyć, bo choć z jednej strony rozumiała jego rozterki, jego decyzje, sama latami tkwiła w dziwnym układzie z bratem, pozwalając mu decydować o swoim losie. Jakby tego było mało nie potrafiła zapomnieć cierpienia malującego się w oczach zmarłej. Hrabina kochała męża, kochała swe dzieci. Odtrącenie bardzo ją zraniło.
Przeszłości nie dało się zmienić, mieli tylko przyszłość, przynajmniej tak twierdził Cedric.
Kiedy jej ukochany pofrunął do Farrander z Bursą i Lamisem prawie nie spała. Nie mogła jeść, podskakiwała nerwowo na każdy dźwięk. Wiedziała, że będzie targował się z królem o jej wolność. Chwytając Lamisa wypełnił rozkaz władcy, zaś Bursa miała zapewnić mu dodatkowe argumenty w walce o jej wolność.
Bała się tej rozmowy, tego, co powie król, czy w ogóle będzie chciał słuchać Cedrica. Ukochany twierdził, co prawda, że Ariel jest wspaniałym władcą, mądrym i sprawiedliwym, nie miała jednak pojęcia, w czym miałoby to jej pomóc. Pewnym faktom nie dało się zaprzeczyć. Przez lata współpracowała z Lamisem i okradała królewskie kopalnie. Mogła jedynie bronić się tym, że brat zmuszał ją do wszystkiego i że nie posiadała nawet jednego klejnotu skradzionego z Lahmar. Owszem obdarowywano ją drogimi sukniami i kosztownościami. Wszystko to jednak straciła w dniu, w którym Lamis oddał ją Favienowi. Do Gelar przybyła tak jak stała, w przepoconej i podartej sukni. Mieszkańcy warowni przyjęli ją z otwartymi ramionami. Nie zadawali pytań, nie żądali wyjaśnień, zaakceptowali ją taką, jaką była. Zawsze gdy o tym myślała, łzy kręciły się w jej oczach. Nie wyobrażała sobie życia poza zamkiem. Nie rozumiała także, jak to się stało, że tak mocno wrosła w to miejsce.
W dniu, w którym Cedric wrócił ze stolicy nie miała odwagi wyjść mu na powitanie, bała się tego, co zobaczy w jego oczach, nieodwołanej decyzji, która miała zniszczyć jej życie. Nie miała żadnych wątpliwości, że tak się właśnie stanie. Cokolwiek miał jej do powiedzenia, sprawi jej ból. Jeśli król utrzyma w mocy swoją decyzję, będzie czekał ją proces o współudział w kradzieżach z Lahmar. Jeśli oddalił wobec niej zarzuty, Cedric będzie musiał zwrócić jej wolność i pozwolić opuścić zamek, wszak wiele tygodni temu przysiągł jej, że będzie wolna, jak tylko rozwiążą zagadkę śmierci hrabiny. Jakże żałowała, że zmusiła go do tej przysięgi. Nie chciała opuszczać Gelar, nie chciała żyć bez Cedrica. Wszystko wskazywało jednak na to, że tak właśnie będzie. Cokolwiek się stanie, będzie musiała opuścić to miejsce.
Na drżących nogach wyszła tamtego dnia na dziedziniec. Zobaczyła Tanisa stojącego obok Cedrica. Ojciec i syn rozmawiali przyciszonymi głosami. Wokół nich tłoczyli się wojownicy i mieszkańcy Gelar. Było ich tak wielu, że Gen musiała się przeciskać, by dotrzeć do mężczyzn. Pamiętała minę Cedrica, kiedy ich spojrzenia się spotkały. Nie uśmiechnął się do niej, jak to miał w zwyczaju. Jego spojrzenie było poważne. Zimny pot natychmiast spłynął po jej plecach, a w gardle zaschło. Smok wyminął ojca i podszedł do niej. Serce szaleńczo tłukło się w piersi, kiedy czekała na jego słowa, na decyzję, która miała zmusić ją do puszczenia Gelar. I wtedy on ujął jej dłonie w swoje ręce, a następnie uklęknął przed nią. W otaczającym ich gęstym tłumie ludzi natychmiast zapanowała cisza. Jeszcze nie rozumiała, co się działo, dopóki Cedric nie przemówił.
– Gerenisse, tak wiele się wydarzyło, tyle mam ci do opowiedzenia i pewnie niedługo wszystko ci wyjaśnię, ale nie dziś. Teraz chciałbym tylko byś wiedziała, że rozmawiałem z królem o tobie, a on w swej łaskawości przychylił się do mojej prośby.
Nogi prawie ugięły się pod nią, kiedy dotarł do niej sens wypowiadanych przez niego słów. Ludzie wokół nich szeptali, nie bardzo jeszcze rozumiejąc, co to wszystko oznacza. Powinna coś powiedzieć, podziękować, nie była jednak w stanie wydobyć z siebie głosu. Cedric natomiast mówił dalej.
– Przepraszam – szepnął – naprawdę, bardzo cię przepraszam, ale nie dotrzymam danego ci słowa. Po raz pierwszy w życiu złamię przysięgę, ale nie mogę inaczej. – Zbladła, świat zaczął wirować jej przed oczyma. – Obiecałem zwrócić ci wolność, ale nie mogę tego zrobić. Nie potrafię, nie zrezygnuję z ciebie. – Na twarzy smoka wreszcie pojawił się uśmiech.
– Zatem, Gerenisse,  proszę o twoją rękę. Ostrzegam jednak, że jeśli się nie zgodzisz i tak nie pozwolę ci opuścić Gelar, zostaniesz tu, zamknę cię w lochu i będę więził tak długo, aż zmienisz zdanie.
Oniemiała, nawet zdawało jej się, że źle go zrozumiała, ale gdy stłoczeni wokół nich mieszkańcy Gelar zaczęli wykrzykiwać jej imię, dotarło do niej, że to wszystko dzieję się naprawdę. Cedric nie chciał, by odeszła, pragnął być z nią równie mocno, jak ona chciała należeć do niej, jak chciała przebywać w tym miejscu.
– Tak. – Tyle zdołała z siebie wydusić, nim smok porwał ją w ramiona i pocałował na oczach wszystkich.
– Nigdy się ode mnie nie uwolnisz, będę najbardziej namiętnym i najbardziej zaborczym mężem na świecie – wyszeptał wprost do jej ucha. Mogła się tylko roześmiać.
– Pani, już czas, przyszedł Nimra. – Służka stojąca za Gerenisse, dotknęła delikatnie jej ramienia, sprawiając, że wspomnienia ostatnich dni odleciały w niebyt.
Gerenisse przełknęła ślinę. Ponownie zerknęła na drzwi i na stojącego w nich zarządcę. Smok uśmiechnął się do niej promiennie. Miał na sobie odświętne ubranie, ciemny kaftan wyszywany ozdobną nicą. Spod niego wystawała równie elegancka koszula. W wypastowanych butach można było się przejrzeć. Nie miał miecza, ale też dziś go nie potrzebował.
– Lady. – Nimra zbliżył się do niej. Wyciągnął rękę. – Wszyscy już czekają.
Skinęła głową. W ustach miała tak sucho, że bała się, iż nie zdoła wydusić z siebie słowa. Nade wszystko jednak obawiała się, że ten piękny dzień okaże się złudzeniem.
Ujęła pod ramię zarządcę, zaś służące stłoczyły się wokół niej. Po raz ostatni poprawiły złotą suknię, prezent od Tanisa, którą miała na sobie.
Wolnym krokiem wyszli na korytarz. Mijali dworzan, służących i rycerzy i gości. Ludzie uśmiechali się do niej, wołali ją po imieniu, życzyli zdrowia i szczęścia. Ledwie docierały do niej wszystkie te miłe gesty. Z bijącym sercem wchodziła do głównej sali. Izba jeszcze nie tak dawno szara i bezbarwna, pozbawiona mebli oraz ozdób, teraz tonęła w kwiatach. Girlandy uplecione z polnych roślin zwisały z sufitów, oplatały również wszystkie kolumny. Nimra poprowadził ją przez izbę, ku niewielkiemu podwyższeniu, zbudowanemu specjalnie na dzisiejszą uroczystość. Stało tam już kilka osób. Wśród nich wyróżniały się szczególnie dwie: król i królowa Kirragonii. Władczyni smoków ubrana w suknię w kolorze ciemnej purpury, z białym płaszczem na ramionach, wyglądała dostojnie i majestatycznie, mimo iż była to kobieta niewielkiego wzrostu i łagodnym spojrzeniu. W jej ciemnych oczach krył się spokój i dobroć. Król ubrany była na czarno. Czerwone włosy mocno kontrastowały z poważnym strojem.
Widok tak dostojnych osób sprawił, że zabrakło jej odwagi. Nagle wróciły wszystkie jej obawy i lęki. A jeśli król nagle ogłosi, że zmienił, co do niej zdanie i na oczach wszystkich zgromadzonych każe ją aresztować? Zrobiło jej słabo i wtedy spojrzenie monarchy spoczęło na niej. Władca uśmiechnął się leciutko, jego brwi uniosły się nieco wyżej, jakby chciał zapytać, czego idąca ku niemu dziewczyna tak bardzo się obawia?
Cedric wyszedł jej na spotkanie i Gen zapomniała o całym świecie. Ukochany miał na sobie ciemne spodnie i biały kaftan. Rude włosy idealnie zaczesane opadały na jego ramiona. Nawet przystrzygł brodę, by wyglądać schludniej. Gdyby go wcześniej nie kochała, teraz przepadłaby bez reszty. Smok wpatrywał się w nią z tak wielkim zachwytem, że łzy zakręciły się jej w oczach.
– Witaj, piękna – szepnął, biorąc jej dłoń od Nimry. – Dziś będziesz moja, tylko nie waż mi się rozmyślić. – Pogroził jej żartobliwie.
Prawie się roześmiała. Jakże by mogła się rozmyślić. Bycie z nim, pozostanie w Gelar, było jej największym marzeniem. Ostrożnie zerknęła ponad ramieniem ukochanego na Tanisa, który również stał na podium. Stary lord był bardzo wzruszony, jego oczy błyszczały, a dłonie drżały lekko. I wtedy ją dostrzegła. Tuż za hrabią stał ktoś jeszcze. Ktoś, kogo nie było liście gości.
Zmarła hrabina nie spuszczała wzroku ze swego dorosłego syna. Uśmiechała się i Gerenisse przeszło przez myśl, kobieta dopięła swego: morderczyni została pojmana, prawda ujrzała światło dzienne, a ukochany syn był bezpieczny. Cóż, miała rację, Gerenisse nie zamierzała nikogo dopuścić do Cedrica, zwłaszcza jeśli będzie nosić spódnicę. Ozdobny nóż, który trzymała w komnacie, zamierzała mieć zawsze pod ręką i częstować nim każdą zdzirę, która za bardzo zbliży się do jej męża.

To już koniec historii Gerenisse i Cedrica. Wszystkim, którzy śledzili losy tej przedziwnej pary, bardzo dziękuję za komentarze i żywe zaangażowanie w fabułę. Mam nadzieję, że kolejne powieści zainteresują was równie mocno.