wtorek, 27 grudnia 2011

Mroczny Dotyk - Rozdział 2 _epizod 1



Z ręcznikiem przewieszonym na ramionach, otwarł szafę, krzywiąc się na widok zawartości: spodnie, T-shirty, golfy, skarpetki i buty. Wszystko w czarnym kolorze. Wszystkie komplety były takie same i służyły do tego samego – jak najdokładniej ukryć jego zdradzieckie ciało przed innymi. Już dawno temu przestał zaprzątać sobie głowę modą i fasonami noszonych przez siebie ciuchów, ani mu to było potrzebne, ani niezbędne.
Przez większość doby i tak siedział w odosobnieniu, zamknięty w czterech ścianach, skazany na samego siebie i swoje komputery.
Sięgnął do pierwszej półki, czarne T-shirty leżały na niej równo poukładane, ale tuż za nimi leżała również broń. Sig Sauery kaliber 40mm i jego ulubione 9.
– Myślisz, że zdążysz? – chłodny głos tuż za nim sprawił, że dłoń wojownika zawisła w powietrzu.
Torin nie musiał się odwracać, by wiedzieć, kto wszedł do jego pokoju. Szelest piór mówił sam za siebie – Zacharel. Niestety, ten anioł był również zabójcą demonów, wyposażonym w bardzo skuteczne narzędzie – Miecz Świetlisty. Torin nie miał najmniejszej ochoty spotkać się z owym ostrzem.
Tylko raz w swoim długim życiu widział, co ten miecz potrafił zdziałać. Było to tamtego dnia, kiedy umarł Aeron. Lizander takim właśnie mieczem wykonał na nim wyrok zasądzony przez Radę Najwyższą. Torin nigdy w życiu nie zapomni smrodu palonej skóry przyjaciela i jego pustych, ziejących śmiercią oczu.
– Zawsze wchodzisz tam gdzie cię nie zapraszają? – rzucił kąśliwie pod adresem anioła. – A może lubisz podglądać nagich facetów?
Jeśli spodziewał  się wywołać jakąś, bodaj najmniejszą, reakcję ze strony anioła, przeliczył się. Na twarzy Zacharela nie drgnął nawet jeden mięsień, zupełnie jakby był ze skały.
Torin nieśpiesznie wciągnął bieliznę i czarne dżinsy. Kusiło go by pozostać bez koszulki i zobaczyć jak anioł się zachowa, szybko jednak odrzucił tę myśl. Niepotrzebne ryzyko, a poza tym i tak nie mógł zabić Zacharela swoim dotykiem. Mógł go co prawda tymczasowo osłabić, ale anioł szybko wróciłby do zdrowia. Reszta ludzkości jednak niekoniecznie.
– Ona już nie przyjdzie – powiedział Zacharel głosem wypranym z wszelkich emocji.
Cameo, niech to szlag. Torin miał ochotę zakląć. Nie chciał co prawda spotykać się z nią tej nocy, jednak uwaga anioła zirytowała go o wiele bardziej niż wiadomość, że przyjaciółka zamierzała złożyć mu wizytę.
Na szczęście miał w sobie wystarczająco dużo samozaparcia, by zignorować słowa Zacharela. Przeszedł przez pokój i nie zaszczycając bodaj jednym spojrzeniem wojownika, usiadł przed swymi komputerami.
Jak podejrzewał, Zacharel ruszył za nim. Z miną zupełnie obojętną, anioł stanął metr za Torinem. Dozorca demona Zarazy skupił się na komputerach, przeglądając zapisy z  kamer umieszczonych w kilku strategicznych punktach miasta. Oczywiście udawał, że interesują go szybko przesuwające się obrazy, w rzeczywistości czekał na kolejny ruch anioła. Czekał z mięśniami napiętymi do granic możliwości na słowa, które choć jeszcze nie padły, mogły doprowadzić do definitywnej rozgrywki pomiędzy nim a skrzydlatym wojownikiem.
Kilka minut upłynęło w zupełnej ciszy, nim wreszcie anioł ponownie zabrał głos.
 – Słyszałeś, co powiedziałem? – zapytał. – Ona dziś już nie przyjdzie.
– Już to mówiłeś – odpowiedział Torin, nadal udając, że przegląda zapisy z kamer.
– Nie jesteś ciekaw, dlaczego? – Anioł nie dawał za wygraną.
– Pewnie wypadło jej coś ważnego – odpowiedział. Bzdura, dla Cameo nic nie było tak ważne, jak ich dziwaczny seks.
– Zabroniłem jej – powiedział Zacharel obojętnym tonem.
Torin zazgrzytał zębami. Od początku czuł, że ta rozmowa zmierzała właśnie w tym kierunku. Niech to szlag trafi! Nie miał ochoty słuchać kazań na temat swojego pokręconego związku z Cam, a już na pewno nie będzie tego wysłuchiwać z ust oziębłego anioła.
Wojownik obrócił się na krześle, spoglądając prosto w oczy mężczyzny.
– To, co jest pomiędzy mną a Cameo to nie twoja pieprzona sprawa – warknął.
– Krzywdzisz ją. – Wyraz twarzy anioła nie zmienił się odrobinę.
Torin poczuł jak zalewa go ślepa furia. Sekundę później był już na nogach. Na szczęście otrzeźwienie przyszło równie szybko. Zdążył zapanować nad sobą, nim jego dłonie zacisnęły się na szyi anioła.
Zacharel nie poruszył się nawet o milimetr. Nic nie było w stanie wyprowadzić go z równowagi, nawet fakt, że od demona Zarazy dzieliło go kilka centymetrów.
– Nigdy bym jej nie skrzywdził – wysyczał Torin. – I nikomu innemu też na to nie pozwolę.
– Nie możesz dać jej pełni szczęścia – powiedział anioł. – Nie możesz dotknąć jej tak jak ona tego pragnie…

czwartek, 15 grudnia 2011

Mroczny Dotyk - Rozdział 1 _epizod 5




Smuga światła przemknęła tuż obok Cameo, by chwilę później przybrać kształt postawnego anioła. Białe skrzydła przyprószone złotem falowały na plecach. Lśniąca szata opinała  muskularne ciało.
Długie, ciemne włosy i zielone przeszywające spojrzenie. Zacharel – anioł, wojownik, zabójca demonów.
Cameo zastygła, zagryzając wargi, ledwo pohamowując się przed puszczeniem przekleństwa pod adresem intruza.
Anioł jak gdyby nigdy nic stanął jej na drodze, obojętnym spojrzeniem obrzucając jej postać. Z jego kamiennej twarzy jak zwykle nie można było nic wyczytać. Czego od niej chciał? I po jaką cholerę się znowu odwiedził ich dom? Czemu zawsze stawał jej na drodze, kiedy szła to Torina?
Skrzywiła się oburzona jego zachowaniem, doskonale wiedząc, że jej twarz wyglądała w tej chwili jak siedem nieszczęść. Na widok takiej miny większość osób uciekłaby gdzie pieprz rośnie, inni spróbowaliby odebrać sobie życie, pozostali zalaliby się łzami.
Anioł nie poruszył się ani o milimetr, po jego twarzy nie przemknął nawet cień uczucia. Cameo miała ochotę wrzasnąć.
Zamiast tego powiedziała tylko:
– Zejdź mi z drogi – chciała zabrzmieć groźnie, ale wyszło jak zawsze – płaczliwie.
Nie poruszył się ani o milimetr, czujnym spojrzeniem lustrując ją od stóp do głów.
– Dlaczego ciągle do niego chodzisz? – zapytał.
Cofnęła się o krok, zaskoczona jego słowami. Czy tylko jej się zdawało, że obojętność w jego głosie ustąpiła… złości? Niemożliwe, ten anioł nic nie czuł.
– To nie twoja sprawa – zaskrzeczała, próbując go wyminąć, ale anioł zdążył już pochwycić ją za ramię. Cameo nie należała do niskich kobiet, ale on był wyższy od niej prawie o głowę. Szerokie ramiona i umięśniony tors mężczyzny przesłaniały jej widok na korytarz.
Trzymał ją mocno i Cameo wiedziała, że bez użycia broni nie byłaby w stanie zmusić go by uwolnił jej ramię. Cholernie ją jednak korciło by użyć sztyletu, schowanego za paskiem spodni. Niestety, wiedziała też, że anioł dysponował o wiele potężniejszą bronią – Świetlistym Mieczem. Jednym ruchem mógłby ściąć jej głowę, a biorąc pod uwagę, że w byle kamieniu płynęło więcej uczuć niż w Zacharelu, anioł prawdopodobnie wcale by się nie przejął, pozbawiając ją życia.
– Puść mnie! – krzyknęła.
– Musisz z tym skończyć – powiedział zimno.
– To nie twoja zasrana sprawa, co robię i z kim – pisnęła płaczliwie.
– Teraz, zaraz, inaczej będziesz cierpieć – ciągnął dalej, jakby nie słyszał jej poprzedniej uwagi.
– Cierpieć? Jak ci się wydaje, co znosiłam przez ostatnie tysiąclecia? Ból, żałość, smutek i agonię. Dzień po dniu, godzina po godzinie, sekunda po sekundzie…
Puścił jej ramię, a jego ręka opadła do boku. Nie patrzył już jej w oczy, tylko gdzieś daleko ponad nią.
– Sama jesteś sobie winna – powiedział obojętnym tonem. Zaraz potem odwrócił się i odszedł, kierując się ku pokojom Torina, zostawiając osłupiałą kobietę na środku korytarza.