wtorek, 29 kwietnia 2014

Szmaragdowe Serce - Rozdział 10_epizod 1




Prężąc gibkie ciało na szerokim łożu smoka, kotka przeciągnęła się z gracją, domagając się pieszczot i uwagi mężczyzny. Białe futerko lśniło w porannym słońcu.
Baron siedział na brzegu łoża, bose stopy opuścił na podłogę, ledwie dostrzegając chłód bijący od kamieni. Wszystkie myśli Quinkela koncentrowały się wokół Khariny i zdarzenia w łaźni. Popatrzył na swoje duże dłonie, zastanawiając się jak to możliwe, że ubiegłego wieczoru tymi palcami dotykał jej gładkiej skóry.
Wczoraj wpadł w szał widząc ją w swojej posiadłości, zastanawiając się jakim to podstępem wdarła się do jego siedziby. Zresztą, czy powinien się dziwić? Skoro udało się jej dostać do Farrander, to czy mogła mieć jakieś trudności w przekroczeniu granic jego ziem? Nie z jej twarzą i ciałem. Na samą myśl o tym smok wewnątrz niego warknął głośno. Bestia obudziła się już ze snu i ani myślała przestać mruczeć, podsyłając baronowi raz po raz obrazy nagiej dziewczyny.
Kharina miała ciało leśnej bogini i temperament gorący niczym ogień w paszczy smoka. Aż dziw brał, że ktoś tak piękny i zadziorny zarazem mógł istnieć naprawdę.
Quinkel pokręcił głową, a znudzona kotka przeszła przez łoże, wchodząc swemu panu na kolana, unosząc blond łepek do góry, łasząc się.
– Ona tu jest – powiedział mężczyzna, koncentrując swoje spojrzenie na kotce. – Wyobrażasz to sobie, przyjechała za mną. – Wiedział, że to głupie, bo dziewczyna pragnęła przede wszystkim odzyskać kamień, ale myśl, że gnała tutaj za nim, mile łechtała jego męską dumę.
– Złości się na mnie – kontynuował, drapiąc zwierzę za uszami. Kotka odpowiedziała mu gardłowym pomrukiem, skupiając się na dłoniach pana, ignorując nowo przybyłą do zamku kobietę.
– Nie potrafię przestać o niej myśleć – ciągnął smok. Kotka prychnęła gniewnie, po raz pierwszy wychwytując czuły ton w głosie barona, skierowany pod adresem innej kobiety.
Gniewne pomruki wydobyły się z drobnej kociej piersi, a mężczyzna uśmiechnął się lekko, głaszcząc silnymi dłońmi białe futerko.
– Wolałabym baronie, widzieć w twym łożu prawdziwą kobietę, nie tę wredną Paskudę – Esna stała w drzwiach sypialni smoka, opierając dłonie na biodrach. Jej mina wyraźnie mówiła co myśli na temat zapchlonego kota w łożu mężczyzny.
– Niewiasty za mną nie przepadają, ty jedna powinnaś to wiedzieć – wzrok Quinkela nadal był skoncentrowany na kotce. – Ona to co innego. Paskuda nigdy mnie nie zdradzi – smok pogłaskał mały pyszczek, dopiero wtedy spojrzał na zarządczynię.
– Och! – Zirytowała się kobieta. – Już samo nazwanie zwierzaka takim imieniem świadczy, że lubisz panie kłopotliwe niewiasty.
Baron wzruszył ramionami.
– W moim życiu nie ma kobiety i już nigdy nie będzie. Jestem za stary na uganianie się za młódkami.
– Bzdura – ofuknęła go zarządczyni. – Jesteś panie mężczyzną w sile wieku, w tym zamku, ani nigdzie w okolicy, nie ma silniejszego miecza od ciebie, i tylko ty jeden uważasz się za starca. Tymczasem gdybyś zechciał, mógłbyś mieć każdą kobietę.
– No właśnie – głos smoka nabrał ostrości. – Wczoraj do Querm przybyła dziewczyna…
Esna skrzyżowała dłonie na piersi.
– Masz na myśli Kharinę? – zagadnęła lekko. – Co z nią?
– A więc wiesz o jej obecności w zamku? – Na obliczu mężczyzny odmalował się gniew.
– Oczywiście, wiem o wszystkim co się dzieje w twierdzy.
„Nie o wszystkim” – przeszło Quinkelowi przez myśl, o zdarzeniu w łaźni raczej nie wiedziała i lepiej niech tak pozostanie.
– Wpuściłaś ją! – warknął.
– Jeśli już ktoś ją wpuścił, to zrobili to twoi wartownicy, mój panie – odcięła się kobieta. W przeciwieństwie do większości mieszkańców zamku, ona nie bała się barona. Być może wynikało to z faktu, że była przy jego narodzinach, lub może miało to związek ze smoczą krwią płynącą w jej żyłach. Było jej co prawda zbyt mało, by kobieta mogła przybierać smoczą skórę, nie zmieniało to jednak faktu, że czuła się smoczym wybrańcem na równi z Quinkelem i Farelem.
– Wrrr – smok zazgrzytał zębami. – Będę musiał się z nimi rozmówić. – Powiedz mi tylko dlaczego nie kazałaś jej wyrzucić, kiedy już odkryłaś jej obecność w Querm?
– Nie widzę powodu dla którego miałabym zmusić do wyjazdu pracowitą i mądrą niewiastę? – Było coś jeszcze, ale o tym Esna wolała na razie nie wspominać. Widać siedzący przed nią mężczyzna był jak większość przedstawicieli jego gatunku – tak ślepy, że nie potrafił dotrzeć tego, co Kharina próbowała ukryć pod zadziornym charakterem.
– Pracowitą? Chcesz powiedzieć, że ona tutaj pracuje? W zamku?! – Quinkel zdenerwował się już na całego. Paskuda wyczuwając gniewny nastrój pana zeskoczyła przezornie na podłogę. Kotka pobiegła do drzwi, czekając. aż Esna wypuści ją na korytarz.
– Jeszcze z tobą nie skończyłam – syknęła zarządczyni do kotki, otwierając przed nią drzwi. Ta jednak tylko prychnęła w odpowiedzi, prężąc gniewnie grzbiet.
– Nie mogę uwierzyć, że przyjęłaś ją na służbę! – Baron miotał się po izbie, wymachując gniewnie rękoma. – Właśnie ją!
Zarządczyni oparła się o ścianę i z lekkim uśmiechem przyglądała się mężczyźnie. Od pierwszej chwili, kiedy ujrzała Kharinę, wiedziała, że taka właśnie niewiasta powinna ogrzewać łoże ostatniego z rodu kel Warez. Trzeba było tylko tak pokierować sytuacją, by Quinkel dostrzegł dziewkę i zapragnął jej dla siebie. Dopracowując swój plan nie przypuszczała jednak, że dziewczyna i smok zdążyli się już poznać. I wcale nie doszło do tego w Querm.
– Gdybym wiedziała, że to znajoma barona, zapytałabym najpierw o zdanie – powiedziała.
– Moja… znajoma? – Mężczyzna zatrzymał się pośrodku komnaty. Na jego twarzy odbiło się zmieszanie. – Ona wcale… to znaczy… znam ją… a ona…
– Zna barona… – dokończyła zarządczyni, bawiąc się wyśmienicie zakłopotaniem smoka.
– Tak, ale… – mężczyzna zmarszczył brwi, zastanawiając się ile Esna może wiedzieć. Wszak jeśli pamięć go nie myliła, nie zwierzał się nikomu z tego, co przytrafiło się mu w Farrander i Lahmar. A może jednak? Pierwszej nocy po powrocie do Querm sporo wypił, czy mógł po pijaku wygadać się przed Farelem? Smok spojrzał na kobietę, ta jednak stała jak gdyby nigdy nic, czekając, aż on sam wyjaśni, kim dla niego jest dziewczyna.
– Natknąłem się na nią w Lahmar – rzucił, machając w roztargnieniu ręką, licząc, że ta zdawkowa odpowiedź zadowoli zarządczynię.
– I opowiedziałeś jej panie o swoim zamku, oraz o dobrobycie południa. – Zarządczyni nie próbowała już ukrywać rozbawienia. – A więc to tym ją skłoniłeś do przyjazdu do Querm.
– Nie! – zaperzył się smok. Na święte ognie, czy to takimi kłamstwami Kharina przekonała wartowników, by wpuścili ją do zamku? Niech no ją tylko spotka, już on się z nią rozmówi. Kusiło go, by powiedzieć Esnie, po co dziewczyna naprawdę przybyła do twierdzy – powstrzymał się jednak. Zdradzając jej motywy, musiałby przyznać, że posiada szmaragd, a przecież nikt oprócz króla o tym nie wiedział.
– Nie wiemy, czy możemy jej ufać? – powiedział siląc się na lekki ton.
– Zgadzam się z tobą, mój panie. Dlatego też Kharina pozostaje pod moją opieką.
Smok nie wyglądał na usatysfakcjonowanego.
– Mimo wszystko uważam, że powinnaś się była zapytać mnie o zgodę.
– Sądziłam, że najmowanie służących to moje zadanie? –  Esna nie zamierzała tak łatwo zrezygnować. – A skoro już baron raczy się zwierzać, to mogę zapytać, w jakich okolicznościach odnowiliście znajomość? Zamkowe korytarze, dziedziniec…
Smok zassał gwałtownie powietrze.
– Y… tak, no tego, wpadliśmy na siebie przypadkiem.
– Przypadkiem? – zarządczyni wbiła w Quinkela czujne spojrzenie, obiecując sobie w duchu uściskać dziewczynę. Setki lat minęły odkąd ostatni raz widziała tego mężczyznę zmieszanego z powodu jakiejś niewiasty. Ostatni raz miał chyba miejsce jeszcze za czasów życia Qalwina – ojca barona i jeśli dobrze pamiętała smok przyłapał wtedy swego jedynaka, w stogu siana z wiejskimi dziewkami.
– Oczywiście że przypadkiem – warknął smok, odruchowo poprawiając koszulę na piersi, nagle zdając sobie sprawę, że Kharina miała okazję dokładnie przyjrzeć się jego ciału, podczas gdy on widział zaledwie jej piękne piersi.
Niesprawiedliwe.


Redakcja tekstu: Sylwia Ścieżka

piątek, 25 kwietnia 2014

Nathaniel - Rozdział 8_epizod 2


Rozsiadł się wygodnie, na skórzanej kanapie, ledwie rejestrując co dzieje się w pokoju, zwanym  przez inne wampiry – czerwonym. Krew tak często płynęła po drewnianej podłodze, że określenie to, zdawało się być wręcz idealne.
Wszystkie meble zgromadzone w pokoju wykonane były z najszlachetniejszych materiałów, począwszy od egzotycznego drewna z którego zrobiono stół oraz krzesła, a skończywszy na naturalnej skórze pokrywającej kanapy i fotele.
Wyjątku nie stanowiły nawet srebrne łańcuchy zwisające ze ścian. Do jednego z nich przykuto turystkę złapaną dziś wieczorem przez sługi Heinricha. Kobieta nie miała na sobie ani jednego skrawka odzieży, a całe jej ciało pokrywała gęsta sieć śladów po wampirzych kłach.
Branka wrzeszczała od chwili, kiedy przywleczono ją do pokoju i przykuto do ściany. Nie zamilkła nawet gdy oddani panu domu słudzy brali ją, gwałcąc i rozdzierając jej ciało ostrymi kłami.
Heinrichowi powoli wrzaski kobiety zaczynały działać na nerwy. Uniósł do ust kryształowy kieliszek, który chwilę wcześniej jedna z wampirzyc napełniła krwią porwanej. Mężczyzna upił łyk, szukając ukojenia zmysłów w gęstej posoce. Jednak to, co miało ugasić jego frustracje przyniosło tylko rozczarowanie. Krew smakowała strachem i łzami kobiety. Fatalna kombinacja i absolutnie psująca nastrój wampira.
Mężczyzna skrzywił się z niesmakiem, a potem rzucił kieliszkiem o podłogę.
– Skończcie z nią! – wrzasnął do mężczyzn ustawionych wokół uwięzionej. Większość spośród zgromadzonych czekała na swoją kolej, do wnętrza kobiety, inni już tylko spijali resztki krwi z jej ciała. – Jej wrzaski działają mi na nerwy – huknął stary wampir.
Nie wiele potrzeba było, by zakończyć ludzkie życie, wystarczył jeden ruch nadgarstka i głowa kobiety opadła na krwawiące piersi.
„Jakże łatwo skręcić kark ludzkim śmieciom” – przemknęło przez głowę wampirowi. Czy Sue dałaby się równie łatwo złamać?
Na samą myśl o tym Heinrich uśmiechnął się szeroko. Nie zamierzał dłużej wypierać się, iż dziewczyna zrobiła na nim piorunujące wrażenie. Była taka krucha, taka niewinna, taka ludzka. Nie potrafił wyjść z podziwu, jak to się stało, że Thomas ocalił od śmierci taki skarb. Bo, że ocalił, było oczywiste. Była zbyt naiwna i krucha, by bez niczyjej pomocy wyjść z domu, gdzie ziarna śmierci rozsiewały anioły.
Wampir poprawił się nieco na kanapie. Poły czarnego szlafroka, który miał na sobie, rozchyliły się, ukazując jedwabną koszulę. Dwie wampirzyce przysiadły się do niego, wdzięcząc się i domagając uwagi. Myśli starego mężczyzny krążyły jednak wokół Sue i planu zniszczenia Thomasa. Jeśli dobrze zakładał, jego dawny przyjaciel, celowo ukrył dziewczynę w Paryżu, byle tylko trzymać ją z dala od węszących aniołów.
Sprytne posunięcie, które z łatwością wprowadziło zamęt w szeregach anielskich dupków. Jednak Heinrich nie zaliczał się do skrzydlatych debili. On wiedział, co planował Thomas, wiedział też w jaki sposób pokrzyżować jego plany i zniszczyć znienawidzonego rywala. Wystarczy zabić ukochane i zarazem jedyne dziecko Thoma. Nim jednak pozbawi życia słodką Sue, zabawi się z jej delikatnym ciałem.
***
Zmarszczył brwi, raz jeszcze przyglądając się równo ułożonemu stosikowi książek na biurku nauczycielki. Leżały jedna na drugiej, czekając na swoją kolej. Jeszcze kilka dni temu niewiele obchodził go porządek w anielskiej szkole, a zwłaszcza na biurku dyrektor Geriny.
Dziś wszytko wyglądało inaczej.
Owszem, nie dało się zaprzeczyć, że stara anielica potrafiła nieźle zaleźć za skórę, ale kiedy po raz trzeci zrzuciła przybory szkolne na podłogę, miast się na nią wściekać, zaczął pilniej słuchać tego, co starała się mu przekazać.
A mówiła sporo, zresztą nie tylko do niego, raczej do całej klasy malutkich aniołków, a on na równi z dziećmi, chciwie chłonął każde słowo wypowiadane przez Gerinę.
Opowiadała o świecie, ładzie i pokoju. O zwierzętach zamieszkujących równoległe wymiary i rasach istot nadprzyrodzonych. Nie pomijała niczego, surowym tonem wyliczając rodzaje demonów, ich moce i powiązania z piekłem oraz ludźmi. To ostatnie szczególnie zaciekawiło Malosa. To tej pory nie zdawał sobie sprawy, ze związków piekielnych istot z ludzką rasą.
Zastanawiał się czy w ogóle kiedykolwiek wcześniej słyszał o czymś podobnym. Za jego czasów nauczyciele nie raczyli uczniów tak trudnymi opowiadaniami. Czyżby świat zmienił się, aż tak bardzo? Czy tylko on inaczej na niego spoglądał? Tak, czy owak, postanowił dowiedzieć się jak najwięcej. Zaczął więc przymilać się Gerinie, spełniając jej wszystkie rozkazy i polecenia.
Przychodził pierwszy do szkoły i wychodził ostatni, pilnował porządku oraz czystości w szkolnej stołówce. W zamian za to anielica rewanżowała się mu opowiastkami o demonach, harpiach, wampirach i garigach zamieszkujących inne wymiary. Nie znaczyło to wcale, że Malos polubił starą jędzę. Przeciwnie darzył ją jeszcze większą niechęcią, niż wcześniej. Dogryzała mu na każdym kroku, drwiąc sobie z niego przed uczniami i personelem szkoły. Nie mógł jednak zaprzeczyć, że kobieta dysponowała wiedzą, która mogła się kiedyś przydać Malosowi. Zwłaszcza, że planował opuścić Concorę i już nigdy więcej do niej nie wracać.
Anioł zmarszczył czoło, zastanawiając się jakimi złośliwościami na dzień dobry poczęstuje go Gerina i jak bardzo będzie musiał się powstrzymywać, przed skręceniem jej karku.
Na korytarzu rozległy się kroki i Malos spiął się, czekając, aż drzwi do klasy skrzypnął, a chwilę potem dyrektorka rozpocznie swą tyradę. Zamiast tego, miast skrzekliwego głosu starej jędzy usłyszał ciche chrząknięcie. Obrócił się szybko, stając twarzą w twarz z młoda kobietą.
W pierwszej chwili nie rozumiał kogo ma przed sobą. Jego umysł co prawda podpowiadał mu, że to wychowawczyni wróciła do pracy, ale jak miał w to uwierzyć, skoro stojąca przed nim anielica zdawała się być od niego sporo młodsza. Nie wspominając już o tym, że z jej pleców nie wystawały skrzydła, skutkiem czego bardziej przypominała ludzką istotę niż niebiańską istotę.
– Kim jesteś? – zażądał, wcale nie przejmując się, że to raczej on był tu intruzem.
– Mogłabym zadać panu to samo pytanie, panie Malos. Jednak w przeciwieństwie do pana, ja wiedziałam, że zastanę tu skazanego anioła – jej głos chociaż delikatny i śpiewny, przepełniony był głęboko skrywanym bólem, a może wrogością? Malos nie potrafił stwierdzić.
– Jesteś Santi – powiedział nieco łagodniej, choć jego uwadze nie uszedł fakt, że Gerina opowiedziała anielicy o jego karze i zapewne również o relacjach łączących go z Gabrielem . Przeklęte babsko.
Skinęła głową, a potem przeszła przez salę, podchodząc do biurka.
– Nie pasujesz tu – stwierdziła cicho, siadając na fotelu. – Nie ma w tobie pokory, ale podobno dzieci cię lubią.
Chciał powiedzieć jej to samo, ale ugryzł się w język. Skoro nie miała skrzydeł, znaczyło, że sam również musiała coś przeskrobać i dokładnie tak samo jak jego, pozbawiono ją anielskich atrybutów. Nic dziwnego że Gerina królowała w szkole, skoro otaczała się popaprańcami, nad którymi mogła górować.
– Długo chorowałaś – rzucił, przyglądając się jej uważnie. Może faktycznie była chora, a może po prostu leczyła rany na plecach po usunięciu skrzydeł.
Zamrugała, zaskoczona jego słowami.
– To nie pański interes, panie Malos – powiedział, gładząc książki leżące przed nią na biurku. Te same, które chwilę wcześniej poukładał anioł.
– Pewnie tak – wzruszył ramionami. – ale póki co, jeszcze trochę się tu pokręcę, więc lepiej byśmy nawiązali jakąś nić porozumienia.
Uniosła kształtne brwi do góry. Musiał jej to przyznać, była śliczna, z tymi niebieskimi oczami i jasnymi włosami, wyglądała jak ucieleśnienie wszelkich cnót anielskich. Jaka szkoda, że była to tylko fałszywa maskarada.
– Tak, słyszałam, że mamy ze sobą pracować – w jej głosie znowu pojawił się gniewny ton. – Nie oznacza to jednak, że musimy się przyjaźnić.

Redakcja tekstu - Sylwia Ścieżka