czwartek, 4 października 2012

Mroczny Dotyk - Rozdział 9_epizod 2



Nie liczyła się dla niego jej twarz, najchętniej zresztą zakryłby jej gębę poduszką. Ważne żeby miała cycki wielkie jak balony i krągły tyłek.
Dziwka rozsunęła prowokacyjnie nogi, prezentując siebie w całej okazałości.
Galen zagryzł wargi. Chciała go? Proszę bardzo. Zerżnie ją jak nikt inny w jej życiu. Legion też go prowokowała, kusiła…
Pół godziny później, kiedy kobieta ciągle jeszcze leżała z luźno rozrzuconymi kończynami, niezdolna by się poruszyć, by wydać z siebie jakikolwiek dźwięk, a głupkowaty uśmiech zdobił jej usta, Galen wyszedł z pokoju. Zrobił sobie drinka, wypijając go jednym haustem, potem drugiego i trzeciego.
Dopiero po czwartym z kolei, wyciągnął telefon z kieszeni ciągle jeszcze niezapiętych dżinsów i zadzwonił po Stefano.
Jego zastępca zjawił się dwie minuty później. Nonszalancko usiadł na eleganckim fotelu, zupełnie nie przejmując się nagością swojego szefa.
- Czy dziewczyna się spisała? – zapytał swobodnie.
Galen wzruszył ramionami.
- Może być – skwitował krótko. W rzeczywistości, była tragiczna, cały czas jęczała, żądając od niego, by ssał jej piersi. Jej skrzekliwy głos rozpraszał go niemiłosiernie, miał ochotę skręcić kurwie kark. Na szczęście tyłek miała idealny, więc kiedy przekręcił ją na brzuch, przyciskając jazgoczącą głowę do poduszki, mógł w końcu wyrypać ją, tak jak tego chciał.
- Co z ciałami rekrutów – zapytał, zmieniając temat. Fakt, że ostatnimi czasy ginęło sporo z nowo zwerbowanych, mocno działał mu na nerwy. Przez skórę czuł, że stoją za tym Lordowie, wszak Budapeszt stanowił ich siedzibę. Z drugiej strony takie zagrywki, nie leżały w ich naturze. Ich akcje były zazwyczaj spektakularne, zakrojone na szeroką skalę.
- Miejscowe władze zleciły przeprowadzenie sekcji zwłok, ale z raportów, które sporządził patolog, nic nie wynika – oba ciała znaleziono na obrzeżu miasta. Niestety były tak rozszarpane, że cudem było dopasowanie poszczególnych członków do siebie.
- Żadnych podejrzeń? – zapytał Galen, siadając naprzeciwko Stefano.
- Jest pewien… trop – powiedział mężczyzna. – Jeden z młodzików miał przy sobie urządzenie podsłuchowe. Dość prymitywne i pewnie sam je skonstruował, ale zarejestrowało odgłosy tego, co wydarzyło się w trakcie ataku.
- Naprawdę? – Galen z zaciekawioną miną pochylił się do przodu. – Mamy te taśmy?
Stefano potaknął głową.
- Policja znalazła tylko zmiażdżony mikrofon. Na szczęście przesyłał on głos do mieszkania chłopaka.
- Co słychać na taśmie?
Stefano zmarszczył brwi.
- To właśnie mnie dziwi. Podejrzewałem, że demony kasują nam młodą kadrę, tymczasem, oprócz odgłosów walki, słychać w tle ostrą muzykę.
Galen uniósł brwi do góry.
- Coś sugerujesz? – zapytał.
- Kilkoro z moich ludzi potwierdziło, że słyszało, podobną muzę w tym nowym klubie.
- Destiny – dokończył Galen pełen złych przeczuć. – Uważasz, że ktoś z klubu mógł sprzątnąć naszych chłopaków?
Stefano skrzywił się.
- Dźwięk na taśmie jest nieco zniekształcony, ale odgłosy walki, wyraźnie sugerują, że mogła to być kobieta.
***
Wściekła jak sto diabłów i niewiele przejmując się konsekwencjami tego, co właśnie zamierzała zrobić, Cameo wmaszerowała do Destiny. Nie była tu od dawna, nie zamierzała jednak rozglądać się po wnętrzu i delektować jego nowym wyglądem.
Zdecydowanie podeszła do baru i walnęła pięścią w ladę, zwracając na siebie uwagę barmana oraz wszystkich na sali.
- W czym mogę pomóc – wysoki facet wyrósł przed nią w oka mgnieniu. Choć głos miał spokojny, furia w jego oczach świadczyła o czymś zgoła innym.
Cameo uśmiechnę się najpiękniej jak tylko umiała, co biorąc pod uwagę jej demona, oznaczało żałosny grymas.
- Szukam tej zdziry- twojej szefowej – zaskomlała, a fala nieszczęścia rozlała się po sali.
Barman cofnął się o krok, minę miał nietęgą, w kącikach jego oczu pojawiły się łzy.
- Odejdź stąd demonie – warknął, odsłaniając białe kły. – Nic dobrego cię tu nie spotka.
- Ciebie również, jeśli natychmiast nie powiesz mi, gdzie znajdę tę żmiję.
Przerażająca cisza wypełniła klub. Nagle muzyka ucichła, nikt już nie tańczył. Ze smętnymi minami goście wpatrywali się w puste kieliszki. Jedni płakali, rwąc włosy z głowy, drudzy próbowali gołymi rękami rozrywać sobie z żałości żyły.
Wiktoria zjawiła się w klubie w chwili, gdy cisza zamieniła się w przeraźliwy szloch nieszczęśliwych ludzi.
- Co ja tu robię – płakał chłopak przebrany za Gota. – Powinien być gdzie indziej. Moja dziewczyna właśnie urodziła dziecko, a ja uciekłem, jak tchórz… jak tchórz – łkał.
Wiele podobnych głosów i szeptów wypełniło salę.
Wiki warcząc groźnie, stanęła przed ciemnowłosą kobietą. Przybyła była znacznie od niej wyższa, miała długie, czarne, proste włosy. Jej ciało, było smukłe i wysportowane, a twarz choć piękna, naznaczona okrucieństwem.
- Szukałaś mnie – powiedziała spokojnie, mimo iż daleko było jej do spokoju. Miała przed sobą kolejnego dozorcę demona. A biorąc pod uwagę, sceny rozpaczy jakie rozgrywały się wokół nich, był to jeden z demonów niedoli.
- Tak - warknęła przybyła. – Szukałam cię suko.
- Może trochę wyluzujesz? – odparła cierpko Wiki.
Kobieta spojrzała na nią z miną kwaśną jak po zjedzeniu kilograma cytryn. Nie mogła jednak wiedzieć, że na Wiktorię podobne popisy i fale rozpaczy rozsyłane przez jej mrocznego towarzysza, nie robiły żadnego wrażenia.
Gdyby mogła coś poczuć, z pewnością płakałaby teraz rzewnymi łzami nad swoim marnym losem.
- Przyszłam powiedzieć ci, co o tobie myślę – pisnęła wojownika.
- Czyżby? – Wiktoria uniosła dumnie głowę. – Nie znam cię, ale skoro nalegasz na bliższe spotkanie, proponuję byśmy udały się na zewnątrz – powiedziała z naciskiem.
Dozorczyni wzruszyła ramionami.
- Mnie to pasuje – zaskomlała, a fala płaczu ponownie rozlała się wśród gości.
- Raul – Wiki spojrzała na przyjaciela, z trudem panującego nad sobą. – Jak tylko wyjdziemy, podajcie gościom kolejkę na nasz koszt, ok.?
Wampir tylko skinął głową.
Wiktoria ponownie skupiła się na swojej przeciwniczce. Nie ulegało wątpliwości, że była związana z demonami, mieszkającymi w Budzie i co najdziwniejsze miała o coś do niej pretensje. Nie za bardzo ją to obchodziło, ale biorąc pod uwagę, fakt, że już raz dzisiaj natknęła się jednego z jej pobratymców, wolała osobiście dowiedzieć się, o co w tym wszystkim chodziło.
- A więc do zobaczenia na zewnątrz – powiedziała do kobiety-wojownika – chwilę później jej ciało rozmyło się i znikło.
Cameo syknęła wściekle.
- Suka! – warknęła, odwracając się na pięcie i kierując do wyjścia.
Wampirzyca czekała na nią na tyłach klubu. Miejsce było zacienione i całkowicie odosobnione. Żadnych kamer, ulicznych lamp, czy wścibskich osób. Tylko pojemniki na śmieci, para drzwi i niewielka lampa kołysząca się nad nimi.
- Chciałaś rozmawiać, to mów – warknęła Wiki jak tylko Cameo stanęła naprzeciwko niej.
- Nie pozwolę ci zniszczyć mojego życia – syknęła przybyła.
- Twojego życia? – wampirzyca roześmiała się głośno. – Wybacz złotko, ale nie znam cię, poza tym nie przepadam za kobietami, chyba że nadstawiają dla mnie szyję.
Z gardła wojowniczki wydobył się skrzekliwy warkot.
- On jest mój, zapamiętaj to sobie – zaskrzypiała. – Zbliż się do niego raz jeszcze, a przybiję twe martwe ciało to najbliższego drzewa i z radością poczekam na wschód słońca.
W odpowiedzi wampirzyca odsłoniła białe kły, i nim Cameo zdołała wykonać bodaj ruch, rzuciła się na nią, powalając na ziemię. Szczupłe palce uzbrojone w długie szpony wbiły się jej w szyję. Ostre kły błysnęły tuż przy twarzy wojowniczki.
- Nigdy nie groź wampirowi słońcem – warknęła. – Chyba, że sama masz ochotę udać się w zaświaty.
Przez jedną długą chwilę Cameo nie pamiętała jak się oddycha. Zaraz jednak demon przebudził się w jej głowie, podburzając ją: ukarz ją, niech płacze, nich cierpi i rozpacza. Złość wypełniła ciało wojowniczki, dodając jej sił. Zepchnęła z siebie wampirzycę, posyłając ją na betonową ścianę. Tynk posypał się na czerwono-czarne włosy małej pijawki.
Ona sama jednak wstała jak gdyby nigdy nic, otrzepując spodnie z kurzu. Cam warknęła wściele również zrywając się na nogi.
Kobiety ponownie rzuciły się ku sobie, pięści poszły w ruch. Cameo była znacznie silniejsza o drobnej wampirzycy, ta jednak potrafiła poruszać się z zaskakującą szybkością, tak więc tylko nieliczne ciosy wojowniczki docierały do celu. Walczyły zaciekle, próbując choć odrobinę uszkodzić zranić siebie nawzajem. Jednak poza większymi zadrapaniami i siniakami, nie wiele udało się im wskórać.
Nagły rozbłysk światła za plecami Cameo, sprawił, że obie na sekundę zamarły. Dozorczyni Niedoli wiedziała, że to Lucien podążył śladem jej energii życiowej. Tylko on pośród wszystkich wojowników potrafił tak szybko ją zlokalizować. Nie powinna spoglądać w jego stronę, jednak wściekłość wypełniająca umysł, osłabiła jej koncentrację.
Wampirzyca natychmiast wykorzystała wahanie kobiety, doskakując do niej, jednym ciosem powalając Cameo na ziemię. Wojowniczka nie zdążyła nawet mrugnąć, gdy ostre pazury przeorały jej gardło, a ciepła krew zaczęła wypełniać usta. Demon wewnątrz niej zakwilił żałośnie, a wszystko inne dookoła pochłonęła ciemność.
Wiktorii nie dane było cieszyć się ze zwycięstwa, siła wystrzału zepchnęła ją z ciała pokonanej. Kula choć utknęła w piersi, nie sprawiła jej bólu, zdołała ją jednak pozbawić koncentracji.
Nowo przybyły nie czekał aż Wiktoria wyzdrowieje, szybko posłał w jej stronę resztę magazynku. Opadła na kolana, podpierając się rękoma. Ciało pulsowało, naszpikowane pociskami, krew tryskała, ochlapując bruk. W głowie jej szumiało, język jakoś dziwnie plątał się w ustach.
„Nie takie miała plany na dzisiejszy wieczór” przemknęło jej przez myśl, kiedy ciężkie, wojskowe buciory zatrzymały się przed nią.
Z trudem uniosła głowę, by spojrzeć w oczy swemu oprawcy.
Był wysoki i potężnie zbudowany. Niewielka lampa oświetlała tylko połowę jego twarzy, ale i bez tego Wiktoria wiedziała, że drugą stronę zniekształcają szpetne blizny. Kolorowe oczy mężczyzny przybrały szkarłatny odcień, a gniew w nich płonący mógłby powalić tysiące ludzkich istnień. „Nie” poprawiła się szybko w myślach, kiedy twarda jak skała pięść poleciała w jej kierunku, to nie był gniew, tylko śmierć.

wtorek, 14 sierpnia 2012

Mroczny Dotyk - rozdział 9_epizod 1

Zniknęła równie szybko jak się pojawiła. Jej słowa, choć wypowiedziała ich zaledwie kilka, ciągle jeszcze dźwięczały w głowie mężczyzny.
„Zniknij z mojego życia. Jeśli jeszcze raz mnie dotkniesz - zabiję cię”.
Nie potrafił powiedzieć, co bardziej go zszokowało: fakt, że żyła, czy świadomość, iż z jakiś powodów nienawidziła go.
Plan by odwiedzić zabytkowy cmentarz i tam poszukać ukojenia – diabli wzięli. Ręce mu się trzęsły, a serce waliło jak oszalałe. W tej sytuacji pójście na Kerepesi było bezsensowne. Miał ochotę powiedzieć o Wiki całemu światu, a przynajmniej przyjaciołom. Aż do tej chwili nie sądził, że poczuje tak wielką ulgę widząc ją żywą.
Z drugiej strony fakt, że żyła mógł sprawić im nie lada kłopot. Dziewczyna wyraźnie za nim nie przepadała, żeby nie powiedzieć iż była do niego wrogo nastawiona. Nie miał tylko pojęcia, czy jej niechęć tyczyła się wyłącznie jego osoby, czy też wszystkich Lordów. Biorąc jednak pod uwagę, jej bliskie kontakty z Łowcami, zakładał, że stała po przeciwnej stronie barykady niż on i jego przyjaciele.
***
Zacharel zmarszczył brwi. Po raz drugi już tej nocy wspinał się schodami na górę. Sam nie wiedział co tu robi? Od kilku godzin błąkał się bez celu po fortecy, zaglądając po kolei do wszystkich pokoi. Nieliczni obecni w zamku mieszkańcy albo byli zajęci swoimi sprawami, albo też uparcie go olewali.
Najchętniej pewnie pokazali by mu drzwi i kazali spierdzielać, ale zbyt wiele mu zawdzięczali, by okazać tak jawną złośliwość. W końcu podarował nowe życie Haidee, o Siennie już nie wspominając.
Tak więc mógł bezkarnie snuć się po ich domostwie. Nie zmieniało to jednak faktu, że mieli go głęboko w dupie i na każdym kroku jawnie mu to okazywali. Gdyby miał jakiekolwiek uczucia, pewnie, by go to zabolało, ale Zacharel już dawno temu zapomniał, co znaczy czuć cokolwiek.
Powtarzał sobie, że przyszedł tu dziś, by dowiedzieć się jak idą postępy z pergaminem. Torin zniknął i choć Lucien twierdził, że nie wie gdzie jest, Zacharel był pewien, że dozorca Śmierci kłamał. Zresztą gdyby chciał sam z łatwością mógłby go wytropić. Dla anioła takiego jak on, nie stanowiło to żadnego problemu.
Może nawet powinien to zrobić, ale nie bardzo miał na to ochotę. Torin prędzej, czy później wróci do fortecy,  Zacharel musi tylko na niego poczekać.
Pchnął drzwi do pokoju wojownika i nie pytając nikogo o zdanie wszedł do środka. W obszernym salonie służącym Torinowi jako pracownia, migały monitory, rejestrujące zapisy z kamer wokół fortecy, oraz ze wszystkich innych urządzeń do których udało się Torinowi włamać.
Na długim biurku walał się stos zapisanych notatek wojownika, i kser fragmentów zwoju. Sam staro-tekst starannie zwinięty leżał w tubie.
Anioł pokiwał z aprobatą głową, na szczęście wojownik był na tyle inteligentny, że skopiował tekst, zamiast kreślić po oryginalnych zapiskach. Dziesiątki pogiętych kartek leżało na podłodze, świadcząc o nieudanych próbach rozszyfrowania treści pisma.
Zacharel pochylił się nad kopią tekstu. Wojownik powykreślał z niego niektóre słowa i odpowiadające im rysunki. Inne pozakreślał, nie wiedząc co z nimi zrobić. Kolorem czerwonym zaznaczył nieznane mu litery. Zacharel przyjrzał się im z uwagą. Nawet on, który znał tysiące języków i dialektów nie rozpoznawał tego pisma. Każda z liter dzieliła pojedyncze greckie słowo. Każdą zapisano z ogromną starannością, wstawiając ją w różnym miejscu. Czasem na początku wyrazu, lub na jego końcu, czasem w połowie, lub po którejś z liter. Każda była bardziej kombinacją kropek i kresek, niż wyraźnym jednolitym znakiem językowym.
Zacharel ponownie zmarszczył brwi.
A jeśli to wcale nie były litery?
- Po co znowu tu przyszedłeś?! – warknięcie za plecami spowodowało, że obrócił się błyskawicznie, gotów do walki.
Na środku pokoju z furią wypisaną na twarzy stała Cameo,.
- Nie wiedziałem, że powinienem tłumaczyć się ze swych decyzji przed demonem – powiedział wolno cedząc słowa.
W odpowiedzi kobieta skrzywiła się jeszcze bardziej.
- To mój dom nie twój, skrzydlaty popaprańcu – warknęła.
- Z pewnością – potwierdził niezrażony jej złośliwościami.
- Po co więc przyszedłeś? – zaskrzeczała, zmniejszając odległość pomiędzy nimi. Stali teraz tak blisko siebie, że mogliby się dotknąć. Żadne z nich jednak nie zrobiło nic, by to uczynić, choć Cameo miała ogromną ochotę chwycić biało-złote pióra i powyrywać je do cna.
- Mam sprawę do Torina – powiedział powoli.
- Mącisz mu tylko w głowie – zaskomlała, nienawidząc swojego głosu.
- Już kiedyś to powiedziałaś – spokojnie skwitował jej wypowiedź. – Nie wiedziałem, że ta rola przypisana jest tylko tobie?
- Argh! – syknęła zamierzając się na niego pięścią.
Anioł jednak bez trudu chwycił jej dłoń blokując cios. Boleśnie ściskał jej nadgarstek, dopóki fala bólu nie przetoczyła się po twarzy dziewczyny.
- Nie zaczynaj czegoś, czego nie będziesz w stanie skończyć – powiedział beznamiętnie.
- Macie do mnie jakąś sprawę, czy nigdzie indziej nie było wolnego pokoju? – mruknął Torin, zjawiając się nagle w pracowni. Jego złośliwa uwaga, spowodowała, że Cameo i anioł odskoczyli od siebie.
- Przyłapałam go jak grzebie w twoich notatkach – zaskrzypiała szybko Cameo.
- Fajnie – mruknął Torin, wchodząc do sypialni  i ignorując zaciętą minę Cameo. Szybko zdjął z siebie skórzaną kurtę i rzucił ją na łóżko. Czapka poleciała w ślad za nią.
- Nie przeszkadza ci, że pałęta się tu, szpiegując nas? – pisnęła Cameo.
Torin ponownie wszedł do pracowni. Choć głowa napierdzielała, go jakby stado demonów grało w niej w kręgle, to czuł się dziwnie lekki i spokojny.
- Nie bardzo – powiedział, wzruszając ramionami.
- Chyba zapomniałeś już kim jesteś – syknęła. – I kim on jest! – dodała zjadliwym tonem. – On nie jest twoim przyjacielem, wykorzystuje cię…
- Podobnie jak ty i cała reszta domowników – spokojnie skwitował wojownik. – Wyręczacie się mną we wszystkich niewygodnych sprawach, począwszy od zakupów przez Internet, a skończywszy na wyrobie fałszywych dokumentów  i zabezpieczaniu waszych tyłków podczas akcji.
Z twarzy Cameo na moment odpłynęły wszystkie kolory, anioł natomiast nie wydawał się być ani odrobinę poruszony słowami wojownika.
- Nie poznaję cię – zaskrzeczała w końcu kobieta. – Kiedyś byłeś inny.
- Masz rację – ironiczny uśmiech wpłynął na usta wojownika. – Kiedyś siedziałem w klatce, obserwując przez pręty jak wy używacie życia.
- A teraz się to zmieni? – Cam pożałowała tych słów w momencie w którym je wypowiedziała.
Torin zmarszczył brwi.
- Pewne sprawy nigdy się nie zmienią – wycedził przez zęby. – Inne - owszem. Nie dam się już więcej uwięzić w tym pokoju i nieważne czy się to wam podoba, czy też nie.
Stojący tuż obok Zachrel uniósł do góry kształtne brwi.
- Widzę, że wampirzyca porządnie wlazła ci za skórę – uwaga została wypowiedziana spokojnym głosem, ale i tak spowodowała wybuch gniewu na twarzy wojowniczki.
Jej oczy rozbłysły gniewnie czerwienią, świadcząc niechybnie o przebudzeniu się demona. Fala smutku przetoczyła się przez pokój. Jej dłonie drżały tak bardzo, że z trudem panowała nad nimi.
Na Torinie jednak ten popis siły nie zrobił żadnego wrażenia. Spokojnie skrzyżował dłonie na piersi.
- Powiedz to… - wycedził. – Wyduś z siebie to, co od dawna siedzi ci na żołądku i miejmy to już z głowy – dodał chłodno. – A potem wyjdź.
- Powiem, a jakże – zaskomlała. – Żal mi ciebie. Dawniej byłeś dumnym wojownikiem, znoszącym w pokorze los jaki przypadł ci w udziale, teraz stałeś się żałosnym mazgajem, rozczulającym się z powodu jakieś tam pijawki. Dotknęła cię… wielkie mi coś! – prychnęła. – Nie ona pierwsza i nie ostatnia, a teraz jej prochy rozwiewa wiatr. I wiesz co? Cieszę się, że zdechła, zasłużyła sobie na to. Nie dotyka się kogoś, kto nie należy do niej.
- Do ciebie też nie należę – powiedział spokojnie wojownik.
- Jesteśmy do siebie podobni – syknęła. – Oboje zostaliśmy stworzeni przez boga, na jego obraz i podobieństwo, oboje jesteśmy dozorcami demonów. Jesteśmy niezniszczalni, a jej ciało już obróciło się w proch.
- Ona żyje – Torin wszedł jej w słowo.
- Co? – Cam  z wrażenia cofnęła się o krok. – Niemożliwe...
Tylko anioł nie wyglądał na zaskoczonego. Torin warknął, widząc potwierdzenie własnych słów w oczach Zacharela.
- Wiedziałeś, że przeżyła spotkanie ze mną i nic nie powiedziałeś! – zgrzytnął.
Zacharel posłał mu nic nie mówiące spojrzenie.
- Gdybyś mnie o nią zapytał, powiedziałbym ci, że żyje – skwitował krótko.
- Too… niemożliwe… - Cameo kręciła głową na boki. Przez jej twarz przelewały się dziesiątki emocji, począwszy od niedowierzania i smutku, a skończywszy na żalu i złości.
Torinowi nagle zrobiło się jej żal. Bądź co bądź w jakiś zakręcony sposób, przez ostatnie miesiące, dzielili ze sobą życie. Potem pojawiła się wampirzyca, wywracając świat wojownika do góry nogami. Nie oznaczało to wcale, że z powodu Wiktorii, Torin odepchnął Cam. Wątpliwości, co do ich związku dręczyły go już od wielu miesięcy. Sprawa pergaminu i nowej właścicielki Destiny, przyśpieszyła tylko moment rozstania.
Może jednak powinien coś powiedzieć, przeprosić wojowniczkę, tysiące wspólnie przeżytych lat, do czegoś go zobowiązywały.
Dozorczyni Niedoli nie dała mu jednak na to szansy. Ze wściekłym grymasem wypisanym na twarzy, obróciła się na pięcie i wybiegła z jego pokoju.
Ramiona Torina opadły bezradnie w dół.
- Nie powinienem być dla niej tak surowy – bąknął.
- Być może – skwitował krótko Zacharel.
- Okłamałeś mnie – wojownik obrócił się, stając przed aniołem.
- Ja nigdy nie kłamię – mięśnie na twarzy anioła zadrgały. – Gdybyś mnie zapytał, powiedziałbym ci prawdę.
- Albo zręcznie przekręciłbyś  fakty – skwitował Torin. – Po co tym razem przyszedłeś?
Anioł zmarszczył brwi. Widząc jednak, że wojownik nie zamierzał kontynuować tematu Wiki, podszedł do stołu.
- Byłem ciekaw, jak postępują prace. Przejrzałem to, co do tej pory zrobiłeś…
- Utknąłem w martwym punkcie – przerwał mu Torin.
Jestem innego zdania – powiedział anioł.
- Nie udało mi się wykreślić wszystkich rysunków, no i te znaki, nadal nie mam pojęcia co oznaczają?
Anioł pochylił się nad kartką papieru.
- Przyglądałem się tym rysunkom – powiedział spokojnie, wskazując na niewykreślone elementy łamigłówki. – Jak zapewne wiesz, w każdej religii, kulcie, wyznaniu, mamy do czynienia z różnymi symbolami. Wyrażają one zazwyczaj nadprzyrodzone aspekty życia, takie jak: nieśmiertelność, mądrość, boską potęgę, śmierć, życie, itd.
Torin pokiwał głową.
- Czy te ci coś mówią?
Anioł zamyślił się.
- Tysiące lat temu, wiele pogańskich plemion używało podobnych symboli, mówiąc o kresie wędrówki człowieka, o jego przyszłym życiu, śmierci, która czeka go gdzieś po środku drogi i raju, do którego zmierza dusza.
Torin zmarszczył brwi.
- Coś podobnego również kołatało mi się po głowie. Przeszło mi jednak przez myśl, że to nie ciąg pojedynczych symboli, tylko dokładnie wyrysowana, choć zawiła ścieżka.
- Ścieżka? – Zacharel spojrzał na niego zaskoczony.
- Droga, którą powinien kroczyć człowiek od dnia narodzin, poprzez dorosłość, a potem śmierć, by jego dusza mogła znaleźć się w raju. Może to instrukcja, jak powinno się żyć, by przekroczyć bramy nieba?
- Zapewniam cię, że z niebem nie ma to nic wspólnego – powiedział chłodno anioł.
- Nie o tym myślałem – westchnął Torin. – Chodziło mi raczej o ścieżkę przeznaczenia, czy coś w tym rodzaju.
- Przeznaczenia? – oczy anioła rozszerzyły się w nagłym zdziwieniu. Złota skóra straciła nagle swój blask.
- Co się stało? – dopytywał się wojownik. - Wpadłeś na coś?
Zacharel jednak już go nie słuchał, drżąc na całym ciele, pochylił się nad kartką papieru. Nagle wszystko stało się jasne, a symbole same zaczęły układać się w ciąg znaków, tworząc linię – ścieżkę, jak trafnie odgadł Torin.
Nie była to jednak zwyczajna ścieżka, lecz droga, którą wyznaczał…
- Zacharel?! – wojownik podszedł tak blisko do anioła, że jego oddech muskał białe pióra.
Anioł oderwał zamglone spojrzenie od tekstu.
- Nie powinienem był ci tego dawać – powiedział ochrypłym głosem, szybko odsuwając się od Torina. – To nigdy nie powinno było trafić w wasze ręce.