sobota, 31 marca 2012

Mroczny Dotyk - Rozdział 5 _epizod 5




Torin ukrył twarz w dłoniach. Ostatnie dni i godziny wyczerpały go całkowicie. Miał gdzieś, że Lucien stoi tuż obok i przypatruje się mu z niekłamanym zainteresowaniem.
Ta dziewczyna...
Nie rozumiał, kim była i dlaczego stanowiła dla nich zagrożenie. Wszak zniszczyła ich kamerę, być może poprzednie dwie również.
Nie powiedział Lucienowi, że poszedł do klubu sprawdzić co się stało z kamerą. Nie powiedział, że znalazł totalnie spalone urządzenie i kto to zrobił. Zamontował co prawda nową kamerę w zupełnie innym miejscu. Jeśli jednak dziewczyna była tym, za kogo Lucien ją uważał, to z całą pewnością swoimi wyczulonymi zmysłami odkryje również to urządzenie.
Zniszczenie kolejnego aparatu było więc tylko kwestią czasu. Nie życzyła sobie szpiegowania na swoim terenie, jasno dała im to do zrozumienia. Czy jednak wiedziała, kto zamontował urządzenia?
– Cholera – zaklął Lucien, przerywając ponure rozmyślania Torina. – Tego nam tylko brakowało.
Jasnowłosy wojownik uniósł głowę, spoglądając w ślad za ruchem głowy Luciena. Jedno z urządzeń zarejestrowało Galena rozmawiającego z kimś przed drzwiami Destiny. Jak na ironię losu, była to ta sama kamera, którą kilka godzin wcześniej Torin wymienił. Osobę, z którą Galen gawędził zasłaniały potężne skrzydła dozorcy demona Nadziei.
Torin zamarł, było gorzej niż się spodziewał. Jeśli Galen przybył do Destiny, znaczyło to, że klub rzeczywiście należał do Łowców.
Mężczyzna ruszył do przodu, długie skrzydła bezszelestnie sunęły tuż za nim po ziemi. Łowca oparł się bokiem o kamienną ścianę budynku, odsłaniając tym samym twarz swojego rozmówcy.
Torin wciągnął gwałtownie powietrze.
– Wiedziałem! – warknął Lucien, wskazując palcem na twarz Wiktorii, wyraźnie teraz widoczną obok Łowcy.
– Kim ona jest? – ponownie zapytał Torin. – I co ją łączy z Galenem? – Nie wiedzieć czemu, ostatnie słowa z trudem przeszły mu przez gardło.
Lucien kręcił z dezaprobatą głową.
– Ta sprawa coraz bardziej śmierdzi – powiedział, zaciskając dłonie w pięści.
Torin milczał, choć gniew wypełniał również jego serce. Galen tymczasem, jak gdyby nigdy nic, uśmiechając się od ucha do ucha, ucinał sobie słodką pogawędkę z dziewczyną.
Ku rozpaczy Torina wyglądało na to, że doskonale się dogadują. A potem ona odsunęła się od ściany, stając plecami do kamery.
Dopiero wtedy światło lampy padło na jej nagie ramiona, oświetlając białą skórę i skomplikowany tatuaż wijący się wzdłuż lewego ramienia. Mnogość różnego rodzaju znaków i symboli, niczym pnącza krzewu otaczała miecz wyryty na jej ramieniu.
Wojownik poczuł jak robi się mu gorąco. Miecz! Znał ten oręż, już kiedyś go widział, tylko nie potrafił sobie przypomnieć gdzie to było.

Mroczny Dotyk - Rozdział 5 _epizod 4



Zapukał dwa razy do drzwi wojownika, a kiedy nie odpowiedziało mu żadne: spadaj lub wynocha, wszedł do środka.
Torin siedział przy biurku, nie studiował jednak tekstu, ani nie był zajęty buszowaniem po necie. Ze zmarszczonym czołem siedział gapiąc się w okno.
– Wszystko w porządku? – zapytał Lucien, podchodząc bliżej.
– Taaak – dopiero po dłuższej chwili odpowiedział mu wojownik.
– Jakieś postępy? – zapytał Lucien, wskazując dłonią na stosy kartek i szkiców walające się po biurku wojownika.
Mężczyzna wzruszył ramionami.
– Nie jestem pewien – powiedział, odwracając się i układając stos papierów na blacie.
– Ale coś już masz? – dopytywał się Lucien.
– Tak jakby – Torin położył przed Lucienem jedną z kartek. Był to fragment pergaminu, tyle że zeskanowany komputerowo.
– Czytanie wspak nic nie dało, spróbowałem więc zamienić kolejność liter.
– I co? – zainteresował się Lucien.
– Gówno – prychnął w odpowiedzi Torin. – Kompletna klapa. Próbowałem nawet rozwikłać tekst za pomocą szyfrów przedstawieniowych, ale… – Machnął ręką zrezygnowany.
– Czyli totalne dno? – zapytał Lucien drapiąc się po brodzie.
– Można tak powiedzieć, chociaż – wojownik wyprostował się na krześle. – Mam pewną teorię. Tyle że jeśli mam rację, rozszyfrowanie ukrytej treści na tabliczce będzie jeszcze trudniejsze.
Lucien potarł z zakłopotaniem czoło. Łamigłówki nigdy nie były jego mocną stroną. Potrafił dowodzić i rozkazywać, zagadki jednak wolał pozostawiać innym.
– Możesz jaśniej? – zapytał ostrożnie.
Torin westchnął.
– Chodzi o to, że tekst chociaż wydaje się być pozbawiony sensu, ma prawdopodobnie jakieś głębsze znaczenie. Sposobem na rozszyfrowanie treści jest znaleźć klucz, lub co gorsza, kolejną tabliczkę ułatwiającą odczytanie tej.
– To coś jak rebus? – zapytał mężczyzna.
– Mniej więcej – potaknął Torin. – Tyle że napisany w bardzo starym języku.
– Fajnie – skwitował Lucien. – W zasadzie przyszedłem do ciebie, bo mamy trochę większy problem w Destiny.
Mężczyzna zbladł, gdzieś podświadomie czuł, że przyjaciel właśnie z tym przyszedł do niego. Sam ledwie dwie godziny temu wrócił ze swej pieszej eskapady do klubu. Jak dotąd nikomu nie powiedział co znalazł na miejscu, ani też co zapisała kamera na chwilę przed tym nim została zniszczona.
– Co się dzieje? – zapytał ostrożnie. – Znowu Łowcy?
– Spotkaliśmy nowego właściciela klubu – odpowiedział Lucien. – A właściwie powinienem powiedzieć właścicielkę, bo to kobieta.
Torin milczał, dłonie zaciskał kurczowo kartkach papieru. To była ona! Z całą pewnością przyjaciel spotkał właśnie .
– Jaka jest? – zmusił się by zadać to na pozór niewinne pytanie.
– Na imię ma Wiktoria – odparł wojownik, drapiąc się po brodzie. – I z całą pewnością nie jest człowiekiem – dokończył pawie szeptem.
– Co?! – krzyknął Torin, zrywając się z miejsca. Kartki papieru upadły bezładnie na podłogę, tworząc biały dywan u jego stóp. – Co masz na myśli mówiąc nie jest człowiekiem?
– Mój demon ją rozpoznał – krzywy uśmiech pojawił się na twarzy dozorcy demona Śmierci. – Początkowo nie rozumiałem, o co diabłu chodzi, czułem tylko wokół niej śmierć i przerażający brak energii życiowej. Sądziłem, że z klubem jest coś nie tak, ale myliłem się. To nie miejsce jest martwe, tylko ludzie tam przebywający…
– Chcesz powiedzieć, że ona jest martwa? – Głos ugrzązł gdzieś w gardle Torina. – Martwa?
– To wampir – odparł Lucien. – Cała reszta obsługi lokalu również. Tak mi się przynajmniej wydaje.
– Wampiry? – Wojownik z niedowierzaniem wpatrywał się w przyjaciela. – Jesteś tego pewien? – Wampiry owszem prowadziły nocny tryb życia, więc klub byłby dla nich dogodnym miejscem. Ale przecież nigdy nie ujawniłyby swojej obecności przed większą liczbą osób. Zawsze żyły w ukryciu. Od setek lat nie natknęli się na żadnego. Skąd nagle tyle w Budapeszcie?
– Tak – potaknął Lucien. – Jestem pewien, że jej serce przestało bić dawno temu.
– Nie mogę w to uwierzyć! – jęknął Torin opadając na krzesło.
***
Wyszedł z cienia, jak tylko dziewczyna znalazła się w zasięgu lampy. Nie była tym, kogo szukał, ale i tak postanowił przyjrzeć się jej osobiście.
Kiedy wczoraj Stefano poinformował go, że wybiera się na spotkanie do Destiny, od razu wiedział, że musi pójść zamiast niego. Nowa właścicielka klubu wyraziła ogromną chęć do spotkania i być może również do współpracy.
Galen miał gdzieś, do kogo należał lokal, chociaż biorąc pod uwagę jego położenie, Destiny mogło stać się dla Łowców doskonałą bazą wypadową i miejscem do spotkań.
Jeśli będą mieli trochę szczęścia, zwerbują kobietę na swoją stronę, a Destiny przejdzie w ręce jego organizacji. Prawdopodobnie zleciłby tę sprawę Stefano, gdyby nie słowa jednego z młokosów o wyjątkowej urodzie i seksapilu kobiety.
Legion! – twarz kobiety demona natychmiast zagościła w umyśle mężczyzny. Od ich feralnego spotkania minęło wiele miesięcy, ale on nigdy nie przestał jej pragnąć i nienawidzić jednocześnie.
Czas upływał, a o Legion wszelki słuch zaginął. Na szczęście Galen potrafił być bardzo cierpliwy. Pewnego dnia miał zamiar wyrównać rachunki z małą diablicą, poderżnąć jej gardło, a potem stać i patrzeć jak będzie zdychać. Najpierw jednak zamierzał zerżnąć ją za wszystkie czasy, dopiero potem wykończyć.
Osobiście wątpił, by to Legion była właścicielką Destiny. Była na to zdecydowanie za głupia. Niemniej jednak sam klub stanowił smaczny kąsek dla jego Łowców i nie można było z niego ot tak po prostu zrezygnować.
Ostrożnie stawiając stopy wszedł w krąg światła rzucanego przez niewielką lampę zwisającą tuż nad tylnymi drzwiami do lokalu. Dziewczyna stała niedbale oparta o ścianę klubu, jedną nogę opierała o kamienny gzyms, dłonie skrzyżowała na piersi. Miała na sobie czarne skórzane spodnie i mocno wycięty top, odsłaniający jej kształtne piersi. Mimo chłodu panującego o tej porze na dworze, jej nagich ramion wcale nie pokrywała gęsia skórka.
Nie przeraził jej również widok postawnego mężczyzny ze skrzydłami na plecach. Już to samo w sobie było zaskakujące. Oznaczało to jednak, że nie była zwyczajną ludzką istotą. Człowiek najpewniej wziąłby go za wariata, w najlepszym wypadku za anioła. Na niej jego widok nie zrobił żadnego znaczenia.
Powolutku zbliżył się do dziewczyny, pozwalając by przyjrzała się mu dokładnie. Nie lubił bawić się w podchody. Jeśli była kimś ważnym i miał ją zwerbować na swoją stronę, lepiej by od razu przekonała sięjak potężną nadprzyrodzoną istotą był. Albo zaakceptuje go teraz, albo będzie musiał ją zabić.
Wiki czuła, że ziemia osuwa się jej pod nogami. Ostatkiem sił powstrzymywała się przed ucieczką. Gdyby żyła, jej serce zapewne teraz waliłoby jak oszalałe.
„Tylko spokojnie” – powtarzała sobie w myślach. „Tylko spokojnie. Chciałaś tego, czekałaś właśnie na niego. Nie panikuj”.
Tyle że spodziewała się każdego, Stefano, lub niższego szczebla dowódcy, ale nie Galena. Dlaczego zjawił się osobiście? Czyżby ktoś ją zdradził i doniósł bękartowi, kim była naprawdę?
Galen przypatrywał się jej z niekłamanym zainteresowaniem. W końcu uśmiechnął się szeroko, jak kot mający zamiar schrupać kanarka.
– Witam, moja piękna – powiedział lekkim tonem, nie spuszczając z niej wzroku. – Wiele o tobie słyszałem.
Kiwnęła tylko głową, dłonie drżały jej tak bardzo, że ledwie mogła utrzymać je na piersi.
„Nie panikuj” – krzyczała do siebie w myślach. „Przecież nie pozwolisz mu się zabić!”
– Cześć – powiedziała zduszonym głosem.
– Muszę przyznać, że czuję się przyjemnie zaskoczony – ciągnął dalej. – Wiele słyszałem o nowym właścicielu Destiny, ale nie przypuszczałem, że to ktoś tak wyjątkowy… – zawiesił głos, dając jej tym samym znać, iż docenia fakt, że nie padła trupem na jego widok.
– Dzięki – odparła, nagle zdając sobie sprawę że ON zupełnie jej nie pamięta! Jak mógł ją zapomnieć!