czwartek, 31 lipca 2014

Nathaniel - Rozdział 17_epizod 1



Nogi jej drżały, kiedy podchodziła do anioła. Thomas odsunął się nieco na bok, jednak nie na tyle daleko, by nie mógł w każdej chwili interweniować. Przesunęła dłońmi po twarzy, ścierając, a właściwie rozmazując krew na policzkach. Nie przejmowała się tym jednak, w tej chwili liczył się tylko Nathaniel.
Mężczyzna nie spuszczał z niej wzroku. Jego twarz była napięta, a dłonie kurczowo zaciskały się na rzemieniach, którymi go skrępowano. Z pociętych skrzydeł, krew ściekała na podłogę.
– Zrób to – szepnął cicho. – A potem uciekaj – dodał bezgłośnie.
Skinęła głową. Nie chciała się z nim teraz sprzeczać. Oczywiście, że nakarmi go swoją krwią, a potem ugryzie. Nie zamierzała jednak uciekać, tylko uwolnić go, a przynajmniej dopilnować, by zrobiły to anioły. Jeśli przy okazji zginie – trudno – życie Nathaniela było warte takiego poświęcenia.
Zatrzymała się przy stole, ostrożnie dotykając jego ramienia, choć tak naprawdę miała ochotę pogłaskać go po twarzy. Nie zrobiła tego jednak i to wcale nie dlatego, że być może anioł nie życzyłby sobie takiej czułości. Nie chciała, by Thomas był świadkiem intymności ich relacji.
Nathaniel nie spuszczał wzroku z jej twarzy. Oczy anioła przybrały barwę pochmurnego nieba, włosy posklejane krwią i potem, sterczały wokół niego głowy.
– Przepraszam – szepnęła bezgłośnie, a on skinął głową.
Uniosła własny nadgarstek do ust, przegryzając go. Krew trysnęła, ochlapując jej ubranie i ciało anioła. Sue pochyliła się nad mężczyzną, rozchylając jego usta i wlewając mu krew do gardła.
Nic nie powiedział, wpatrywał się w nią tylko z szeroko otwartymi oczyma. Pierwsze krople szybko wpadały do ust mężczyzny, niszcząc jego ciało. Dłonie anioła zacisnęły się w pięści. Widziała jak bez jednego słowa protestu przełyka truciznę, którą wlewała mu do gardła. Twarz Nathaniela szybko przybrała odcień szarości, żyłki widoczne pod skórą, pękały, rozlewając się, krwawiąc intensywnie. Nie krzyczał, ale jego ciało coraz bardziej sztywniało, porażone bólem.
Oderwała rękę od ust anioła, dopiero kiedy jego oddech zwolnił na tyle, że już nie mogła go usłyszeć. Thomas stał za jej plecami, klaszcząc w dłonie, wielce zachwycony tym co zrobiła. Mówił coś do niej, być może nawet jej gratulował, ale ona nie zwracała uwagi na jego słowa. Nathaniel umierał na jej oczach, wampirza krew niszczyła komórki w jego ciele, posyłając go w ramiona śmierci. Głowa kochanka opadła na bok, odsłaniając szyję. Tyle jej wystarczyło. Nie czekała, aż Thomas zrozumie co planowała. Przylgnęła do ciała anielskiego wojownika, wgryzając się w nie żarłocznie. Nie miała czasu, by delektować się krwią, spijała zachłannie każdą kroplę, wysysając truciznę, którą go chwilę wcześniej uraczyła.
Za jej plecami Thomas śmiał się w głos, zachwycony jej zawziętością, myśląc że rozochocona zapachem krwi, dobijała kochanka. Sue nie zwracała na niego uwagi, nawet gdyby próbował wbić jej teraz kołek w plecy, nie oderwałby jej od Nathaniela. Bezbłędnie wyczuła moment w którym ciało anioła obudziło się do życia. Serce mężczyzny przyśpieszyło, szaleńczo tłukąc się w piersi.
Chciała wypić jak najwięcej, oczyścić jego żyły z wampirzej krwi i pewnie by to zrobiła, gdyby ktoś brutalnie nie odepchnął jej od anioła. Poleciała na ścianę, zderzając się twardą powierzchnią. Przez moment ją zamroczyło i sporą chwilę zajęło jej zrozumienie, co się wydarzyło.
W piwnicy panował chaos. Psy Thomasa szczekały, biegając po pomieszczeniu, gryząc istoty, wbiegające do piwnicy. W pierwszej chwili myślała, że to aniołowie przybyli na odsiecz Nathanielowi, szybko jednak zrozumiała, że walczący nie mieli skrzydeł, tylko ostre zęby w ustach – wampiry. Jej przerażenie wzrosło jeszcze mocniej, kiedy zobaczyła Heinricha szamoczącego się w Thomasem.
Dwa stare wampiry walczyły pośrodku pomieszczenia, drapiąc pazurami, kąsając siebie nawzajem, nie szczędząc sobie razów nożami. W pomieszczeniu zresztą nie tylko oni walczyli. Był jeszcze olbrzymi wampir, którego widziała na piętrze. Rozprawiał się on z ludźmi Heinricha, niewiele sobie robiąc z przewagi liczebnej, jaką nad nim mieli. Rozwścieczone psy nie odstępowały go na krok, rozszarpując na strzępy każdego, kto upadł na podłogę.
W dłoni Heinricha błysnęło długie ostrze. Zamierzył się nim na Thomasa, ale ten w porę odskoczył w bok. Oba wampiry zlane były już krwią, ale o poddaniu nie mogło być mowy.
– Myślisz, że jestem tak głupi, iż nie przygotowałem się na twoje przybycie? – warknął Thomas. – Zawsze wiedziałem, że nie można ci ufać.
– Nas jest więcej – odciął się Heinrich. – Zabiję cię, a twoją córkę wezmę sobie jako trofeum.
– Chciwość wylewa ci się uszami – krzyknął Thomas. – Mało ci krajów, które podbiłeś? Musisz wchodzić z butami w moje życie?
– Szybko się nudzę – wampir zamachnął się ostrzem, trafiając Thomasa w udo.
– Nie oddam ci nawet skrawka mojego terytorium, a Sue jest moja, sam zdecyduję, kiedy ją zabić. – Odepchnął ostrze, kopniakiem posyłając Heinricha na stos skrzyń.
Stary krwiopijca upadł, łamiąc drewno. Sue jęknęła, widząc jak bez najmniejszego trudu podnosi się z podłogi, łapie w dłoń kawałek drewna i rusza na Thomasa. Zmagania wampirów były tak intensywne, że chwilowo nikt nie przejmował się aniołem.
Dziewczyna zaczęła ostrożnie czołgać się do niego. Będąc już przy stole, rozerwała rzemienie pętające jeden z jego nadgarstków. Nathaniel nie wyglądał dobrze, ciągle był szary na twarzy i sprawiał wrażenie nieprzytomnego. Jednak kiedy więzy pękły, otworzył oczy.
– Uciekaj – syknął przez zęby do Sue.
– Bez ciebie nigdzie się nie ruszę – jęknęła, próbując mu pomóc, ale anioł warknął na nią.
– Nie bądź głupia, Michael zaraz tu będzie. Zabije cię bez zastanowienia.

środa, 30 lipca 2014

Szmaragdowe Serce - Rozdział 19_epizod 1




Nie miała powodów, by narzekać. Król miał co prawda pretensje, że ukrywała przed nim swą prawdziwą naturę, ale zabicie wrogiego gada puścił jej płazem. I to właśnie najbardziej ją martwiło. Skoro taki władca jak Ariel, miłujący pokój, nagle nie ma nic przeciwko zgładzeniu dwóch gadów, znaczy że sytuacja w Kirragonii ponownie zaczynała się komplikować.
Zmarszczyła brwi, zastanawiając się, co król miał na myśli mówiąc, że jest gorzej niż im się zdawało. Czy groziła im kolejna wojna? Nie podobała jej się ta wizja. Przez wojnę straciła rodzinę i przyjaciół.
Usiadła na kamiennym murku, obracając w dłoniach ozdobny sztylet. Zastanawiała się jakie kwestie Ariel chciał omówić z Quinkelem, i co było tak ważne, że wyproszono ją z komnaty. Walki smoków… wojna? A może coś zgoła innego?
W głębi ducha obawiała się, że Quinkel zdradzi w jakiś sposób zawiązała się ich znajomość, miała tylko nadzieję, że oszczędzi królowi kompromitujących ją szczegółów.
Zaklęła w myślach. Wiele by dała, żeby być w tej chwili w komnacie i słyszeć, o czym mężczyźni rozmawiali. Król jednak dał wyraźnie do zrozumienia, że chce porozmawiać z baronem na osobności.
– Rzeczywiście jesteś smokiem – śpiewny głos rozległ się tuż za Khariną, powodując, że dziewczyna zerwała się na równe nogi, stając twarzą w twarz z przybyłą.
Kobieta ubrana w jasną suknię z misternie upiętymi włosami, stała na tarasie. Była drobną osobą, jednak blask bijący z jej oczu, przeczył kruchości jej postaci. Towarzyszyło jej kilku zbrojnych, mierzących, Kharinę wrogimi spojrzeniami. Dłonie gwardzistów spoczywały na rękojeściach mieczy, świadcząc, że użyją ich, gdy zajdzie taka potrzeba.
Dziewczyna zamarła, zaskoczona słowami kobiety, zaraz jednak padła na kolana, zdając sobie sprawę, że ma przed sobą królową Elenę.
Władczyni obejrzała się przez ramię, dając znać rycerzom, by zostali na miejscu. Sama zaś zbliżyła się do Khariny.
– Twoje oczy przypominają szmaragd – powiedziała. – Ale zapewne o tym wiesz.
Dziewczyna uniosła głowę do góry. Nie powinna była tego robić, ale nie mogła się powstrzymać. Elena była naprawdę piękną kobietą, co więcej królowa kiedyś trzymała w dłoniach szmaragdowe serce. Mogła coś poczuć. Ale czy była w stanie odczytać jego historię?
– Wstań – ciągnęła monarchini.
Kharina zastosowała się do poleceń, prężąc się przed Jej Wysokością, zaraz jednak zgarbiła ramiona, świadoma jak mocno górowała wzrostem nad Eleną.
– Wasza Wysokość jestem zaszczycona mogąc cię poznać – powiedziała, a królowa skinęła tylko głową.
– Zakładam, że baron dał ci klejnot? – W głosie władczyni pojawiło się zaciekawienie.
Zamarła.
– Przepraszam pani, ja wiem, że Quinkel przysięgał przed tobą, że będzie strzec kamienia, ale...
– Musiał ci go oddać – dokończyła za nią królowa.
– Nie zmusiłam go do tego, chociaż zrobiłabym nawet i to, byle dostać szmaragd – rzuciła z mocą, za późno zdając sobie sprawę, że nie powinna była tego mówić.
Jej Wysokość uśmiechnęła się lekko, choć był to smutny uśmiech.
– Nie musisz się przede mną tłumaczyć. Ja wiem, że miejsce szmaragdu jest przy tobie. Ten kamień zrobiłby wszystko, byle wrócić do ciebie, tak samo jak ty zrobiłabyś wiele, by go odzyskać.
Mimowolnie łzy zakręciły się w oczach dziewczyny.
– Skąd Wasza Wysokość to wie?
Zamiast odpowiedzieć, Elena spytała:
– Masz go przy sobie?
Kharina skinęła głową, a potem sięgnęła do kieszeni. Szmaragd rozbłysnął na jej dłoni. Królowa podeszła bliżej, pochylając się nad klejnotem. Jej dłoń zawisła nad mieniącym się kamieniem, nie dotknęła go jednak.
– On krzyczy – szepnęła władczyni. – Woła o pomoc... Szepcze twoje imię. Dziewczyna przycisnęła odruchowo szmaragd do piersi, łzy popłynęły po jej policzkach.
– Skrzywdziłam ją – powiedziała, mimo wszystko zaskoczona tym, że królowa tak łatwo odczytała historię kamienia. – Chciałam ją uratować, a zamiast tego stałam się sprawcą jej bólu.
Elena uśmiechnęła się smutno.
– Nie obwiniaj się więcej niż to koniecznie. To ona dokonała wyboru, ty tylko próbowałaś ją ocalić.
– Źle zrobiłam, ściągnęłam na nią przekleństwo.
– Mój brat zaprzedał duszę demonowi, by mnie odnaleźć, ty również zrobiłaś to, co było konieczne.
Słowa królowej niosły pociechę, ale nie zmazały poczucia winy, które nosiła w sobie przez te wszystkie lata.
– Przez cztery wieki byłam więźniem w Przeklętej Górze. Nigdy nie przestałam wołać o pomoc, ani też wyglądać ratunku. – Ciągnęła królowa, jej spojrzenie stało się odległe, a myśli wróciły do tamtych, tragicznych chwil. – Mogłam obwinić go za swój ból i cierpienie... Miał mnie strzec, a pozwolił im mnie zabrać... – Przerwała, przyglądając się dziewczynie. – Prawda jest jednak taka, że oboje dokonaliśmy wyboru. Moje zachowanie ściągnęło na mnie ból i cierpienie, decyzje, które on podjął, wepchnęły go w otchłań rozpaczy i wyrzutów sumienia.
– Nie wiem czy jeszcze mam szansę ją ocalić – powiedziała, głaszcząc kamień. Szmaragd ożywał, przy każdym muśnięciu, mieniąc się zielenią, błyskając światłem.
– Słyszysz jak woła twoje imię? – zapytała Elena.
Kharina skinęła głową.
– A więc jeszcze masz czas.
– Tylko czy ona mi wybaczy?
– Ważniejsze, byś ty wybaczyła samej sobie.
***
– Niezwykła z niej niewiasta – powiedział Ariel, przyglądając się smokowi.
– Tak – na czole barona pojawiła się pionowa bruzda, sugerując jak trudno było mu o niej rozmawiać.
– Zdradzisz mi co przywiodło ją do twojego zamku?
Smok westchnął.
– Mój panie, jeśli pytasz jako król, powiem ci wszystko, jeśli jako przyjaciel chcesz zaspokoić swoją ciekawość, wolałbym zatrzymać sporą część tej historii dla siebie.
Monarcha uśmiechnął się lekko.
– To nie jest dziewczyna, której można do woli rozkazywać.
Quinkel skinął głową.
– Niestety masz rację. To niepokorne dziewczę.
– Nadal trudno mi uwierzyć, że jest smokiem. – Król potarł nos. – Nie przeczę, że cieszy mnie ta wiadomość, wszak należy ona do mojego rodu. Zastanawiam się jednak, w jaki sposób ukrywała to przed całym światem?
– Mnie i mieszkańców Querm również wprawiła w osłupienie, zmieniając się w smoka.
– Otaczała się magią?
– Tak, jej matka była elfem i jeśli się nie mylę wywodziła się z rodu spokrewnionego z królem Orsefem.
– Kalzedonia… – Ariel zamyślił się. – To wyjaśniałoby jej zdolności, nie tłumaczy jednak powodu, dla którego odwiedziła twój zamek.
– Och… – sapnął Quinkel. – Ta kobieta jest nieprzewidywalna. Wtargnęła w moje życie tak niespodziewanie, wywracając je doszczętnie do góry nogami.
– Nie obraź się Quinkelu, ale jakoś nie wyglądasz na kogoś, kto błaga by zdjąć z niego ten słodki ciężar? – Ariel zaśmiał się głośno. – A może się mylę? Jest moją krewną mogę przygarnąć ją pod swoje skrzydła.
Mina barona stężała w jednej chwili. Kharina może i była irytująca, krnąbrna, a do tego pyskata, ale zżyła się z mieszkańcami Querm, a oni wyjątkowo mocno przywiązali się do niej. A on? Czy wyobrażał sobie powrót do domu bez niej? Zrobiło się mu zimno na samą myśl o tym, a smok wewnątrz niego warknął rozdrażniony.
– Nie – powiedział ostrożnie. – Dam sobie z nią radę. Poza tym obiecałem pomóc jej załatwić pewną sprawę w Lahmar.
– W skalnym mieście? – zdziwił się władca. – Co ją łączy z tym przeklętym miejscem? Mam nadzieję, że nie są to interesy z kurellami, czy krasnoludami?
Quinkel pokręcił głową.
– Nie, mój panie. To coś innego – zaczął, przeklinając w myślach. Prawda była taka, że nie miał pojęcia, co ciągnęło Kharinę do Lahmar. – Oddałem Kharinie szmaragd, który znalazłem w Dolinie Ciszy i to on pcha ją w góry.
– Dlaczego to zrobiłeś – Ariel podniósł się z fotela. Mina władcy sugerowała, że jest wzburzony. – Elena podarowała ci go w podziękowaniu za twoje oddanie. Miałeś go pilnować.
– Ten klejnot należał do rodziny Khariny – powiedział Quinkel, zatajając fakt, że kamień błyszczał w jej dłoniach. – Zdaje się, że smok z północy ukradł go jej rodzicom. – Tego ostatniego co prawda tylko się domyślał, ale co innego mogłoby się zdarzyć?
– To bardzo możliwe, jednak nadal nie rozumiem, czego dziewczyna szuka w Lahmar.
– Jeszcze tego nie wiem, wątpię jednak, by łączyło ją coś kurellami.
– Mimo wszystko miej ją na oku. Nie podoba mi się to, co dzieje się w górach. Huria skarżył mi się, że kolejne dwa transporty nie dotarły do Farrander.
– Sprawdzę to. – Zapewnił skwapliwie baron. – Wieści, które otrzymałem z Lahmar sugerują, że krasnoludy doszły do porozumienia z kurellami i wspólnie okradają twój skarbiec, panie.
– Tego się właśnie obawiałem – rzucił Ariel. – Złe nowiny, lubią chodzić parami.
Baron poruszył się niespokojnie.
– Smoki – szepnął.
Ariel skinął głową.
– To, co wydarzyło się w twoim zamku, nie jest pierwszym przypadkiem. W całej Kirragonii dochodzi do podobnych incydentów.
– Nie miałem pojęcia – w głosie barona pojawiła się złość. – Czy królestwo jest w niebezpieczeństwie?
– Nie, ale musimy mieć się na baczności. Zwolennicy Tollesto ciągle zamieszkują nasze ziemie. Tylko patrzeć jak zaczną zbierać się w większe oddziały.