sobota, 31 sierpnia 2013

Mroczny Dotyk - Rozdział 16_epizod 2



- Przeciwnie to bardzo dobry pomysł – powiedziała, klepiąc raz jeszcze materac obok siebie. - Muszę powiedzieć ci parę rzeczy, ale by to zrobić potrzebuję twojego ciała obok siebie.
- Ale... - serce waliło mu tak szybko, że lada moment mogło wyskoczyć z piersi. Chyba się przesłyszał. Jeszcze chwilę temu chciała go zabić, bo ją dotknął, a teraz mówiła, że potrzebuje jego ciała? Albo postradała zmysły, albo była bardziej zdesperowana niż on.
- Chodź - powiedziała zdecydowanym głosem.
Powoli wstał z krzesła i podszedł do łóżka.
- Jesteś pewna, że tego chcesz? - zapytał jak głupek, nie mając tak naprawdę pojęcia, co planowała względem niego.
Kiwnęła głową, lekko przygryzając wargi.
Usiadł naprzeciwko niej, krzyżując nogi w kolanach. Był tak blisko dziewczyny, że gdyby wyciągnął dłoń, z łatwością przyciągnąłby ją do siebie. Dotknij zakwilił demon. Moja, śmierć...
„Chciałbyś”, Torin w myślach zganił demona.
Dziewczyna sięgnęła dłonią do jego twarzy, ale Torin pochwycił jej rękę, ściskając delikatnie nadgarstek.
- Przestań - powiedział ostro. - Moja skóra to nie temat do żartów.
- Chcę tylko coś sprawdzić - szepnęła. - Muszę cię dotknąć.
- Nie - jego głos stał się jeszcze twardszy. - Co chcesz sobie udowodnić? Że przeżyjesz? Być może. Nie wiem jednak, kiedy mój demon zechce cię zaatakować. A zrobi to, możesz być tego pewna. To, że pozwolił mi bez konsekwencji dotknąć ciebie, w klubie, a potem w lochach, nie oznacza, że przy kolejnym muśnięciu cię nie zniszczy. Nawet nie wiesz jak rozpaczliwie bękart pragnie cię dotknąć. Jak krzyczy w mojej głowie, bym to zrobił.
- Kilka godzin temu dotknęłam twojej skóry - powiedziała, wskazując głową na podłogę pośrodku pokoju. Przypominając mu o ich namiętnym pocałunku.
- Tak, ale... - jego głos zmiękł odrobinę.
- To nic nie znaczy - dokończyła za niego. - Posłuchaj, nie jestem jak inne wampiry. Różnię się od nich. Zawsze się różniłam. Jestem pewna, że to miecz chroni mnie przed twoim demonem. Dlatego muszę cię dotknąć.
- By sprawdzić swoją teorię? — nie zupełnie go przekonała, choć musiał przyznać, że jej słowa miały jakiś sens.
- Nie, chcę znów choć na chwilę poczuć się żywa.
Zamrugał zaskoczony. Nie takich słów się spodziewał. Posłusznie jednak puścił jej dłoń. Drobne palce dotknęły tak szybko jego policzka, że nie zdążył nawet zaczerpnąć powietrza. Pogłaskała szorstką skórę jego twarzy, obrysowała palcami zarys jego szczęki, a potem skupiła się na miękkości jego ust.
Serce waliło mu jak oszalałe. Tak! Tak! Krzyczał demon w jego głowie. A on równie rozpaczliwie mu wtórował. Całe tysiąclecia czekali na ten dzień, na dotyk jej chłodnej skóry.
W miarę jak palce dziewczyny sunęły po jego twarzy, poznając wszystkie jej szczegóły, po policzkach Wiktorii zaczęły spływać łzy.
Serce Torina zamarło na sekundę. Natychmiast też złapał jej dłoń, odsuwając ją od siebie.
- Nie... - zaprotestowała.
- Zrobiłem ci krzywdę... - szybkim wzrokiem lustrował jej ciało, szukając oznak choroby, a może rozkładu? Każda z tych myśli przerażała go równie mocno.
- Nie... - spojrzała na niego na poły z uśmiechem, na poły z żałością. - Ja po prostu zdałam sobie sprawę, jak bardzo oboje jesteśmy przeklęci.
- Przeklęci? - wymamrotał nic nie rozumiejąc. - Ja owszem, ale ty?
- Mężczyzna, który nie może nikogo dotknąć i kobieta, która nie czuje dotyku - wyszeptała. - Jesteśmy na siebie skazani, co za ironia losu.
Zmarszczył brwi, zaskoczony jej słowami.
- Jak to nie czujesz dotyku?
Wzruszyła ramionami.
- Moja skóra pozbawiona jest czucia, nie przewodzi bodźców nerwowych. Jestem jak lalka z porcelany, całkowicie obojętna na wszystko i wszystkich.
- Dlaczego? - nie miał prawa pytać. Ale musiał, co więcej, chciał wiedzieć, czy jego dotyk czuła? A może dlatego jej ciało nie reagowało na Zarazę?
- Cena za nieśmiertelność - powiedziała obojętnym głosem.
- Czy każdy wampir jest taki jak ty?
- Nie - zaśmiała się histerycznie. - Każdy z nas jest odrobinę inny. Każdy stracił coś cennego, stając się wampirem. Ofiara za nieśmiertelne życie. Już ci mówiłam.
- Nie czujesz mnie? - wychrypiał.
Pokręciła głową.
- Przeciwnie - powiedziała, kładąc palec na jego ustach. - Jesteś pierwszym człowiekiem - mężczyzną od tysięcy lat, od dnia w którym stałam się wampirem, którego dotyk poczułam. Przy tobie moja skóra żyje, czuje, chłonie bodźce z zewnątrz - jej palce delikatnie ucisnęły jego wargi. - Czuję szorstkość twoich policzków, twardość szczęki, łagodny zarys nosa, brwi i aksamitną miękkość twoich warg. Przeraża mnie to i fascynuje zarazem.
- Chcesz więcej? - wychrypiał oszołomiony jej słowami, jej dotykiem.
- Tak - szepnęła, łapiąc jego dłonie i zdejmując z nich skórzane rękawiczki. - Nienawidzę ich - zgrzytnęła. - Wiem, że dzięki nim chronisz innych przed sobą. Ale i tak ich nienawidzę. Chcę poczuć twoje dłonie na sobie.
- Tak! Tak! - uwolniła jego dłonie, a on natychmiast sięgnął po nią, sadzając ją sobie na kolanach. Jęknęli oboje, kiedy ich ciała, chociaż ubrane, otarły się o siebie.
Czy przyjdzie im żałować tej decyzji? Z pewnością. Ale niech go diabli, nie chciał teraz o tym myśleć. Chciał ją mieć.
Dłonie pozbawione rękawiczek zdawały się mu dziwnie nagie i bezbronne. Chwyciła je, unosząc do swojej twarzy. Jęknął, gdy naga skóra zetknęła się z jej policzkiem. Och bogowie! Jakże tego pragnął. Miał ochotę krzyczeć z rozkoszy. Chyba oszalał, że pozwalał sobie na coś takiego. Zaraza dopingował go, skandując się w jego głowie: dotknij, dotknij, moja, moja.
Była taka gładka i aksamitna w dotyku. Nie potrafił sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek wcześniej, jeszcze przed otwarciem, Puszki dotykał równie delikatnej skóry.
Westchnęła, rozchylając wargi.
- Chcę cię! - wychrypiał.
Uśmiechnęła się tylko w odpowiedzi, ukazując biel zębów i ostre kły.
Opuszkami palców dotknął jej ust.
- Ugryziesz mnie znowu? - zapytał chrapliwie.
- A chcesz tego? - drażniła się z nim.
- Tak, to bardzo... przyjemne.
- Hmm, jeśli sobie zasłużysz...
Uśmiechnął się do niej łobuzersko, łapią jednocześnie jej twarz w swojej dłonie i wpijając się ustami w jej wargi. Rozchyliła usta, wpuszczając jego język do wnętrza.
Objęła go ramionami, wędrując dłońmi po umięśnionych plecach, wsuwając spragnione dotyku palce pod materiał koszulki. Jęknął, gdy ostre pazurki przesunęły się po kręgosłupie.
Nie zamierzała na tym poprzestać, chciała mieć go całego. Szybko uporała się z koszulką, a potem zabrała za odpinanie paska przy spodniach. Torin nie pozostał jej dłużny, skórzana kurtka wampirzycy powędrowała na podłogę. Jej los natychmiast podzielił top i stanik dziewczyny.
Wojownik pchnął Wiki na plecy, ciemne włosy rozsypały się na pościeli, tworząc barwną czarno-czerwoną tęczę. Pochylił się nad nią na moment, tylko po to, by wtulić twarz w krągłe piersi dziewczyny i złożyć na każdej z nich wilgotny pocałunek.
Usta mężczyzny sunęły w dół, zostawiając mokry ślad na jej brzuchu, język kreślił kółka wokół pępka. Jęknęła, szarpiąc go za włosy. Torin rozpiął spodnie dziewczyny, sprawnie ściągając je z jej idealnych nóg.
Westchnął zachwycony widokiem, krągłością jej ciała, miękkością kształtów. Wciągnął powietrze do płuc, delektując się jej zapachem, potem pochylił się i złożył na zbiegu jej ud delikatny pocałunek. Szarpnęła go za włosy, żądając więcej.
Spojrzał na nią, uśmiechając się szeroko.
- Jeszcze?
- Tak! - prawie krzyknęła.
- Proszę bardzo - powiedział całując i liżąc jej kobiecość poprzez koronkę majtek, dopóki Wiki nie zaczęła drżeć i wić się pod jego dotykiem.
- Szybciej - ponagliła go, wypychając biodra do przodu.
Spojrzał na nią szmaragdowymi źrenicami.
-Tak długo czekałem na ten dzień - wychrypiał. - Pozwól mi się nacieszyć twoim ciałem.
- Później - jęknęła. - Później będziesz mógł mnie dotykać do woli. Teraz chcę cię poczuć.
- Przysięgasz?
- Tak, tak - jęczała gorączkowo.
Wsunął palce pod materiał koronki, zsuwając je naprędce i posyłając na podłogę. Polizał jej kobiecość, delektując się słodkim zapachem. Wiktoria zadrżała, wypychając ku niemu biodra. Mężczyzna zachichotał, przekornie przyciskając jej pośladki do materaca, unieruchamiając jej wrażliwą część ciała w swoich dłoniach.
Sapnęła.
- Teraz jesteś tylko moja i zrobię z tobą, co zechcę - powiedział. Jęknęła w odpowiedzi.
Wojownik tymczasem zabrał się za ponownie penetrowanie słodkiego wnętrza wampirzycy. Jego palce błądziły po łechtaczce, rozsuwając maleńkie płatki, drażniąc je. Dmuchnął w jej wnętrze, wprawiając jej ciało w drżenie. Potem jego place powędrowały do jej lśniącego środka.
Krzyknęła.
Palce Torina poruszyły się delikatnie. Była taka aksamitna w dotyku, tak idealnie miękka, tak doskonała. Jęczała wijąc się pod nim, nie mogąc się poruszyć drapała paznokciami jego plecy. Palce wojownika poruszały się coraz szybciej, doprowadzając na sam szczyt, pozbawiając zdolności do logicznego myślenia.
Krzyczała, uderzając głową na boki. Ciało dygotało od nadmiaru rozkoszy.
Dopiero kiedy ostatnie spazmy przebrzmiały Torin wysunął palce z dziewczyny, uwalniając jej biodra. Wiki natychmiast wykorzystała okazję, spychając wojownika z siebie.
Złocista skóra wojownika lśniła, klatka piersiowa unosiła się szybko. Dziewczyna usiadła na biodrach mężczyzny, dociskając go lekko. Opuszkami palców powiodła na nagim ciele wojownika.
- Rozebrałeś się - powiedziała. - Nie zauważyłam, kiedy to zrobiłeś?
Uśmiechnął się do niej szeroko.
- Potrafię być naprawdę szybki.
- Zauważyłam - oblizała usta. - Ale ja też jestem szybka, a teraz ciągle jeszcze jestem ciebie głodna i to na wszystkie możliwe sposoby.
- Nie krępuj się, bierz mnie ile chcesz - wychrypiał.
- Mam taki zamiar - powiedziała dosiadając go.
Torin warknął, chwytając dziewczynę za biodra i wbijając się w nią jeszcze mocniej. Zacisnęła dłonie na jego ramionach, kołysząc się rytmicznie. Dłonie dziewczyny błądziły po ciele wojownika, podziwiając jego muskulaturę, głaszcząc napięty tors, skubiąc wrażliwe sutki.
Torin jęczał i dygotał, ledwie panując nad sobą, porażony nadmiarem bodźców oraz wrażeń. Setki lat czekał na ten moment, na chwilę, kiedy znów będzie mógł zanurzyć się w kobiecie, poczuć jej namiętność, dać jej rozkosz.
Pot pokrył klatkę piersiową wojownika, jego dłonie ciągle zaciskały się na biodrach dziewczyny, zmuszając ją do intensywniejszych ruchów.
Wiki krzyknęła, przyjmując go głębiej.
Torin usiadł, przygarniając dziewczynę do siebie, oplatając ramionami jej rozdygotane ciało, poruszali się coraz szybciej i szybciej, spocone ciała przylgnęły do siebie, gnając na spotkanie rozkoszy.
Usta wampirzycy szybko odnalazły wargi wojownika, liżąc jego napiętą skórę, drażniąc go.
Wojownik jęknął, a chwilę później spazmy ogarnęły ich ciała. Drżeli, szczytując, delektując się rozkoszą. Wiktoria oderwała się od ust wojownika, odsuwając jego głowę na bok. Ostre zęby błysnęły w jej ustach i chwilę później wgryzła się w szyję wojownika, spijając jego gorącą krew.
Spazmy rozkoszy przelewały się przez Torina, porywając go ze sobą, pozbawiając wolnej woli i świadomości. Wiedział, że krzyczy, nie potrafił jednak przestać, tak jak nie potrafił przestać poruszać się w niej, a także wlewać w nią swego nasienia.

piątek, 30 sierpnia 2013

Mroczny Dotyk - Rozdział 16_epizod 1



Galen skrzywił się, kiedy błyski mocy z placów królowej Tytanów spłynęły na jego ciało. Bolało jak skurczybyk. Kule jedna po drugiej wysuwały się z jego wnętrzności.
Rhea nie była ani specjalnie delikatna, ani też bardzo uzdolniona w kwestii leczenia. Zresztą wcale jej na tym nie zależało. Jej głównym celem był tron Kronosa i władza, coraz więcej władzy.
Leczyła Galena, bo był jej prawą ręką, jej ostrzem realizującym chytry plan pozbawienia tronu jej męża. Poza tym, Wszystko Widzące Oko, należące do Kronosa przepowiedziało, że Galen zabije króla.
Jednym słowem był jej potrzebny. On i jego armia Łowców.
Skrzywił się raz jeszcze, kiedy prąd poraził jego wrażliwe mięśnie. Szczęściem ostatnia kula upadła na podłogę. Rhea pstryknęła palcami i chwilę później białe bandaże pojawiły się na torsie wojownika.
- A teraz powiedz mi - zaczęła ostrym tonem. - Dlaczego dałeś się tak oszukać? To, że uratowała mu życie, nie znaczyło, że nie była na niego wściekła.
Galen nie podniósł się. Nawet nie próbował. Stracił tak wiele krwi, że trzymanie otwartych oczu sprawiało mu trudność. Mimo to, umysł działał na najwyższych obrotach.
- Zdradziła nas... przyszła z Lordami...
- Bękarci pomiot - syknęła królowa. - Powinnam była się domyśleć, że dobiorą się do niej przed tobą. Chcę ją tu mieć, skutą kajdanami i na kolanach - warknęła królowa. - Dowiem się jaka moc w niej drzemie, choćbym miała rozszarpać jej ciało na strzępy i w jej wnętrznościach poszukać odpowiedzi.
- Przepraszam – powiedział, nie było sensu kłócić się z Rheą, kiedy była tak zacietrzewiona, a on taki słaby.
Nienawidził swej niemocy. Nienawidził czuć się od niej zależny, tak samo jak nienawidził faktu, że pokonała go kobieta - wampirzyca-Wiktoria. Chciał pojmać ją podstępem, a tymczasem, sam wpadł w zasadzkę. Podeszła go a potem zdradziła.
Ciągle nie mógł uwierzyć, że wystawiła go Striderowi niczym kaczkę na strzelnicy. A potem, kiedy już krwawił i dogorywał, pchnęła go na ziemię, by dobić. Dlaczego? Jej słowa: „Mam nadzieję, że bardzo cię boli, zajączku”, ciągle jeszcze dźwięczały mu w uszach. Co oznaczały? Czy żywiła do niego jakieś osobiste urazy? Przecież nigdy wcześniej jej nie spotkał...
I nagle oddech utknął w poranionym ciele wojownika. Świadomość własnej głupoty poraziła go bardziej niż nieudolne leczenie Rheii.
Oczywiście, że już kiedyś spotkał Wiktorię. Tylko, że wtedy nie była jeszcze wampirzycą, lecz małą, nieporadną uczennicą kapłanek świątyni Jasnowidzenia.
„Mały zajączek”, sam tak ją nazwał, nim przebił ostrzem jej drobne ciało. Nim pozostawił ją przy zwłokach Meriny. Tamtego dnia, chociaż Nadzieja- jego demon nasycił się krwią i śmiercią, Galen poniósł klęskę - nie zdobył miecza. Merina wolała umrzeć, niż oddać mu ostrze. Artefakt przepadł na zawsze, odszedł w zapomnienie razem z duszą kapłanki.
A może... Galen przełknął ostrożnie ślinę.
Jeśli cios, który zadał wtedy Wiktorii nie był śmiertelny, być może Miecz Przeznaczenia przeszedł z ciała Meriny na jej córkę. Być może magiczne ostrze żyje teraz w wampirzycy?
- Przez twoją nieudolność, będę musiała osobiście pofatygować się na ziemię.
- Nie zabijaj jej tylko, moja królowo - wtrącił szybko Galen.
- Nie jest mi do niczego potrzebna. Poza tym gra dla wrogiego obozu, już o tym zapomniałeś? Złapię ją, wyciągnę z niej moc, a potem pozbędę się jej, raz na zawsze.
- Moja królowo - Galen próbował podnieść się na łóżku. Rany paliły go żywym ogniem, a wnętrzności skręcały się w bolesny supeł. - Wydaje mi się, że Miecz Przeznaczenia mieszka w jej ciele i dopóki nie wyciągniemy go z niej, musimy utrzymać ją przy życiu.
Rhea przekrzywiła głowę, przyglądając się swemu wojownikowi.
- Mówisz, że starodawny artefakt, pozwalający dowolnie kształtować przyszłość, mieszka w niej? - chytry uśmiech pojawił się na twarzy królowej, jak tylko zrozumiała, co ten fakt może dla niej oznaczać. - Dobrze, mój Galenie, do czasu, aż go nie zdobędę, pozwolę wampirzycy żyć.
* * *
Torin skończył polerowanie 9, wsunął ją za pasek spodni, po czym ruszył do okna. Ostrożnie odchylił żaluzje sprawdzając, co też dzieje się na zewnątrz. Ciemność panująca dookoła, z jednej strony stanowiła doskonałą ochronę, z drugiej uniemożliwiała mu dostrzeżenie potencjalnego zagrożenia.
„Przydałyby się jakieś kamery”, mruknął do siebie w myślach. A poza tym, dlaczego do cholery Lucien nie zainstalował tu systemu alarmowego? Już on się z nim rozmówi jak wróci.
Chciał podejść do drugiego okna, ale Wiktoria stanęła na jego drodze. Zatrzymał się zaskoczony. Przypatrywała się mu z kamiennym wyrazem twarzy. Cofnął się o krok, a potem obszedł ją szerokim łukiem. Odprowadziła go spojrzeniem.
Cisza i swoiste zawieszenie broni.
Tak pokrótce można było określić ich sytuację. Ostatnie kilka godzin spędzili przypatrując się sobie nawzajem. Niewiele rozmawiali. Do świtu pozostały jeszcze trzy godziny. Lucien nie zadzwonił ani razu. Torinowi również nie udało się z nim skontaktować. Jakimś dziwnym trafem przyjaciel nie odbierał połączeń od niego. Niech to szlag.
Dziewczyna tymczasem pokręciła się chwilę po sypialni, przyglądając się książkom na półkach, by w końcu znudzona usiąść z powrotem na łóżku.
Tym razem jednak nie przycupnęła na jego brzegu, tylko wgramoliła się na sam środek wielgachnego łoża Luciena i Anyi. Obstawiła się poduszkami, skrzyżowała nogi w kolanach i ponowie wlepiła szmaragdowe spojrzenie w Torina.
- Dlaczego ciągle to robisz? — zapytała.
Prawie podskoczył na dźwięk jej głosu. Spojrzał na nią zaskoczony.
- Co robię? - zagadnął, wycierając dłonie o materiał spodni i natychmiast chowając je do kieszeni.
- Właśnie to? - powiedziała wskazując na jego dłonie.
- Ja... - otworzył usta by coś odpowiedzieć. Szybko jednak je zamknął. Odwrócił głowę, spoglądając na jeden z obrazów Anyi.
- To taki odruch - bąknął. Głupi odruch, biorąc pod uwagę, że miał na dłoniach rękawiczki.
- Naprawdę? - zmrużyła oczy. - Wydajesz się sprawiać wrażenie jakbyś nie chciał przebywać ze mną w tym pokoju?
- Co! - spojrzał na nią zaskoczony. - To nie prawda. Bardzo cieszę się, że tu jesteś, że ja tu jestem... z tobą.
- W takim bądź razie, co się dzieje? Dlaczego jesteś taki wycofany? W klubie również tak się zachowywałeś. Pytałam moich ludzi o ciebie. Nigdy nie widzieli cię na mieście, choć twoich przyjaciół często widywali. A w klubie... - zatrzymała się na chwilę, rozmyślając jakich powinna użyć słów. - W klubie wyglądałeś na zestresowanego, przerażonego tym, że ktoś mógłby podejść do ciebie. Myślałam, że uciekniesz, kiedy się zbliżyłam. Prawie tego chciałam - pokręciła głową, niedowierzając że mówi mu to wszystko. - A potem mnie dotknąłeś.
- Masz rację, powinienem był uciec, a w żadnym bądź razie nie powinienem był ciebie dotykać - powiedział zduszonym głosem.
- Nie wiedziałam, że dotyk sprawia ci ból – szepnęła, a w jej oczach pojawiły się łzy. - Dla mnie on również nie jest... - potrząsnęła głową, ucinając dalszy ciąg zdania.
- Przyjemny? - dokończył za nią zaskoczony.
- To nie tak - zaprzeczyła, przyciskając poduszkę do piersi. - A ty, czemu nie pozwalasz się dotknąć?
- Z powodu mojego demona - głos Torina był pusty, jak stojąca na stole karafka po winie.
- On nie lubi dotyku? - dopytywała.
Prychnął.
- Przeciwnie, uwielbia dotyk. Terroryzuje mnie w dzień i w nocy, bym kogoś dotknął.
- Ale ty tego nie robisz, bo...?
- Każdy kogo dotknę, umiera, a wraz z nim tysiące innych. Zmarszczyła brwi, zastanawiając się nad jego słowami.
- Twój demon zabija dotykiem?
- Na każdego kogo dotknę zsyła chorobę. Epidemia bardzo szybko roznosi się na pozostałych. Zaraza - wydusił z siebie jednym tchem.
- A nieśmiertelni, czyż oni nie powinni być odporni na twój dotyk? - cień podejrzliwości pojawił się w jej głosie. Torin wiedział już dokąd zmierzały jej myśli. Mógł ją okłamać, zmylić.
Tylko po co? Lepiej żeby znienawidziła go teraz niż później, kiedy mocniej się do siebie zbliżą.
- Nieśmiertelni również chorują, choć krócej, a choroba nie jest dla nich śmiertelna.
- A wampiry?
Tego pytania obawiał się najbardziej.
Kiedy milczał, zapytała raz jeszcze.
- Czy przede mną dotknąłeś kiedykolwiek wampira?
-Tak - nie było sensu zaprzeczać.
- Co się stało? Twój demon zaatakował? Na ludzkość spadła kolejna plaga?
-Tak - kolejna prawda.
- A wampir?
Torin westchnął przeciągle.
- Na moich oczach rozpadł się w pył.
Rozdziawiła usta, przyglądając się mu z niedowierzaniem.
- Niemożliwe... jesteśmy nieśmiertelni, nie umieramy tak po prostu...
- Ależ tak, uwierz mi - powiedział ironicznie.
-Aleja żyję.
- Tak.
- Jakim cudem... - zaczęła i natychmiast przerwała. - Ty! - warknęła, rzucając w niego poduszką, a potem drugą. - Zrobiłeś to celowo! Nie zaprzeczaj, widziałam to w twoich oczach. Chciałeś mnie dotknąć - kolejna poduszka poleciała w jego stronę. - Chciałeś mnie zabić?!
Uchylił się przed pierwszą i drugą, choć trzecia uderzyła go w głowę. Mimo to nie wstał z krzesła, pozwalając się jej w ten sposób wyładować. Miała prawo być na niego wściekła. On sam był zły na siebie, że to zrobił. Mógł ją zabić. Z drugiej strony skąd miał wiedzieć, że była inna...
Atak poduszkowy równie szybko jak się zaczął, dobiegł końca. Wiktoria ukryła twarz w dłoniach, jej ramiona drżały.
Czyżby płakała? Torin zmarszczył brwi. I co miał teraz zrobić?
- Viktorio... ja... - czy miał powiedzieć, że jest totalnym dupkiem? Kretynem noszącym w sobie demona, który diabelnie pragnie zniszczyć świat?
Uniosła głowę spoglądając na niego. Wcale nie płakała, przeciwnie - uśmiechała się. A był to wielce niegodziwy uśmiech.
Torin przełknął nerwowo ślinę.
- Chodź do mnie - powiedziała, klepiąc znacząco miejsce obok siebie.
Zamarł, wlepiając w nią ogłupione spojrzenie.
- Y... to nie jest dobry pomysł - bąknął.
Posłała mu bardzo niegrzeczny uśmiech.