środa, 27 kwietnia 2016

Zdrada niejedno ma imię - Rozdział 23_epizod 2





Słońce zaczęło chylić się ku zachodowi, gdy szambelan ponownie wyszedł na środka sali i ogłosił koniec posiedzenia. Melir odetchnął z ulgą. Było już późno, a on musiał jeszcze porozmawiać z Heleną. Razem z innymi członkami Rady udał się do rubinowej sali. To w niej, za zamkniętymi drzwiami, mieli rozstrzygnąć czy Guwes jest winny, czy też nie. Zgodnie z podejrzeniami Melira jak tylko strażnicy zamknęli drzwi, rozpoczęła się awantura.
– Zupełnie nie rozumiem po co ta cała szopka? – zagrzmiał lord Kaher. – Skurczybyk spiskował przeciwko królowi, pojmano go w trakcie spotkania z innymi zdrajcami. Nad czym tu więc dywagować, zabić go i kropka.
– Nie tak prędko. – Wszedł mu w słowo lord Tomar. Stary smok pogroził sąsiadowi palcem. – Nie znasz młodzieńca. Podobno miał nieposzlakowaną opinię.
– Zdradził i kropka. – Upierał się przy swoim Kaher, a kilku innych lordów ochoczo mu przytaknęło.
– Jest synem zdrajcy. – Dołożył swoje hrabia Gus, a Melir prawie podskoczył na fotelu. Guwes faktycznie był synem zdrajcy. Jego ojca stracono razem z innymi spiskowcami, zaś chłopaka oddano na wychowanie innej rodzinie. Kwestia pochodzenia nie została jednak poruszona na procesie, skąd zatem Gus o niej wiedział?
– To akurat nic nie znaczy. – Cedric zerwał się z miejsca i groźnie zerkając na smoki, wyrzucał co myśli. – Tylko dlatego, że ktoś urodził się w złej rodzinie, że patrzył na knowania członków rodziców, nie można zakładać, że sam jest równie przesiąknięty złem. Owszem jest to prawdopodobne, ale proszę was... – zawiesił głos. – Ile on miał, kiedy stracono jego rodzinę? Rok, dwa? A może był jeszcze w powijakach?
– Pół roku – odrzekł Melir i spojrzenia wszystkich skupiły się na nim. – Tak, szanowni lordowie, Guwes miał sześć miesięcy, kiedy zginął król Mirrag i uznano jego ojca oraz matkę za współwinnych spisku, a potem stracono.
– To jakiś absurd – obruszył się baron Luwes. – O czym my w ogóle rozmawiamy. – Takie małe dziecko ani nie pamięta swoich rodziców, ani tym bardziej nie uczestniczy w żadnych spiskach.
– Może jednak darzyć nienawiścią nowego władcę i wszystkich, którzy przyczynili się do zabicia jego rodziny. – Zauważył przytomnie Quinkel..
– Szanowni lordowie – hrabina an Serrikle uniosła ręce i spojrzenia wszystkich skupiły się na kobiecie. Była matką króla, nic dziwnego zatem, że jej zdanie liczyło się podwójnie dla obecnych. – Myślę, że zapominamy o najważniejszym. – Przesunęła spojrzeniem po członkach Rady. Większość z nich znała od lat, pozostali stanowili dla niej zagadkę. – Wojownik nad losem którego dyskutujecie niewątpliwie jest winien zarzucanym mu czynów: wplątał się w spisek, knuł i werbował ochotników, być może nawet odpowiada za dwie próby zabicia członków rodziny królewskiej, członków mojej rodziny. – dodała z naciskiem. – Jednakże, należy się zastanowić, czy robił to we własnym imieniu, z własnej woli. A może czuł się w obowiązku pomścić rodziców, których jego zdaniem niesłusznie zabito? Możliwe, że ze swoją przeszłością, nie miał szansy na awans w armii... – przerwała, spoglądając po zebranych.
– Co sugerujesz, przyjaciółko? – Quinkel odchylił się na krześle. – Że chociaż jest winien, mamy wziąć pod uwagę okoliczności łagodzące?
Hrabina westchnęła ciężko.
– Król to mój syn, wiecie o tym dobrze. Kilka tygodni temu usiłowano zabić Eleara, jedynego prawowitego następcę tronu, a ostatnio udaremniono kolejny zamach tym razem na życie Eleny i Ariela. Nikt bardziej niż ja nie powinien pałać żądzą zemsty na winnym tamtych zdarzeń. Ale to właśnie ja proszę, byście pohamowali złość i zastanowili się, czy jest sens skazywać tego wojownika na śmierć.
– On jest winien – zauważył spokojnie Melir.
– Oczywiście, przyjacielu. – Skinęła mu głową. – Proszę was tylko byście nie myśleli o tej sprawie w kategoriach winny lub niewinności.
– Masz rację. – Quinkel przyklasnął smoczycy. – Musimy się zastanowić się, czy skazanie gwardzisty na karę śmierci jest najlepszym wyjściem. Jeśli chcecie znać moje zdanie, to skrócenie go o głowę nie rozwiąże problemu. Bardziej skłaniałbym się ku osadzeniu go na resztę życia za kratami.
Słowa Quinkela wywołały spory zamęt wśród obecnych. Część smoczych wybrańców głośno protestowała, obstając przy karze śmierci ani ochoczo poparli propozycję Quinkela, jeszcze inni ciągle się wahali. Melir nic nie mówił. Jego zdaniem Guwes był winien i należało go zabić, z drugiej jednak strony, istniało spore prawdopodobieństwo, że po kilku latach przykrej odsiadki, zechce podzielić się ciekawymi informacjami, a na te warto byłoby poczekać. Nikt nie mógł zagwarantować, że żaden szlachetny ród tym razem nie wplątał się w spisek, nazwiska, które w końcu mogłyby ujrzeć światło dzienne, pogrążyłyby wielu.
Cedric podszedł do stołu i oparł na nim ramiona.
– Dość gadania, głosujmy. – Zadecydował. – Kara śmierci albo dożywocie.
Smoki popatrzyły po sobie, nikt jednak nie zgłosił protestu.
– Lord Cedric ma rację – Melir zabrał głos. – Czas ustalić ostateczny werdykt. Zatem pytam was: kto jest za karą śmierci dla Guwesa.... – Na jedną krótką chwilę zapadła cisza. Potem smoki zaczęły podnosić ręce. Hrabina en Pales zrobiła to jako pierwsza, w jej ślady poszli: hrabia Kaher, Wurell i Gus. – Kto jest za dożywotnim więzieniem? – Melir zapytał i uniósł rękę. Jak się można było tego spodziewać, hrabina Serrikle zrobiła to samo. Baron kel Warez, hrabia Tomar, Cedric ker Goric, hrabia Simra i baron Luwes an Jam, oni również unieśli dłonie. – Czterech za karą śmierci, siedmiu za dożywotnim wyrokiem. – Podsumował białowłosy smok.
Ciemność okryła Farrander, gdy lordowie wrócili do sali audiencyjnej. Najstarszy z nich wyszedł na środek i ogłosił wyrok.
– Rada Królestwa Kirragonii, korzystając z przysługującej im władzy skazuje Guwesa  Garen na karę dożywotniego więzienia w koloni karnej w Jorkin.
– Czy decyzja Rady jest ostateczna? – Szambelan podszedł do hrabiego Tomara, a ten podał mu zwój z wyrokiem.
– Tak, Rada nie ma wątpliwości co do winy skazanego.
– Wasza Wysokość...? – Szambelan zwrócił się do króla, ale władca tylko skinął głową.
– Akceptuję – powiedział. Chwilę później monarcha opuścił salę audiencyjną. Wraz z wyjściem Ariela w izbie zapanowała wrzawa. Część gapiów wrzeszcząc, domagała się zmiany orzeczenia i zabicia zdrajcy, inni twierdzili, że wyrok jest sprawiedliwy. Mieszkańcy Farrader nie zamierzali tak łatwo pogodzić się z decyzją sędziów i gwardziści musieli przystąpić do działania, zmuszając tłum do opuszczenia sali. Jako ostatniego z pomieszczenia wyprowadzono skazańca. Jak poprzednio, nic sobie nie robiąc z jego poranionego ciała, wywleczono go za ręce.
Melir długo jeszcze stał i patrzył za Guwesem. Starał się zapamiętać tę chwilę, by móc ją przywołać, kiedy nadejdzie odpowiedni moment. A że nadejdzie, był tego pewien. To nie było jego ostatnie spotkanie z Guwesem. Za jakiś czas odwiedzi skazańca. Tymczasem musiał porozmawiać z Cedricem. Obiecał sobie, że zaraz po zakończeniu obrad zamieni z chłopakiem kilka słów, niestety ten wybiegł za królem nim Melir zdołał go zatrzymać. Chcąc nie chcąc musiał pójść za nimi.
Znalazł króla i hrabiego Gelar rozmawiających na korytarzu, niedaleko dormitorium. Już na pierwszy rzut oka widać było, że władca jest lekko poirytowany, zaś młodzian usilnie stara się wytłumaczyć monarsze swój punkt widzenia. Melir odczekał aż rozmowa dobiegnie końca i dopiero kiedy Ariel oddalił się w asyście swoich gwardzistów, podszedł do przyjaciela.
– Cholera – klął Cedric. Smok minę miał nietęgą.
– To było bardzo ciekawe – Melir zatrzymał się przed przyjacielem. Uśmiechnął się do niego współczująco.
– Nie kpij sobie ze mnie – warknął na niego Cedric. – I bądź łaskaw nie prawić mi kazań. Dość mam już słuchania na temat Gerenisse.
– Wcale nie zamierzam. – Hrabia pokręcił głową. – Od tego masz ojca, ja zaś chciałem prosić cię o przysługę. Pomóż mi złapać resztę zdrajców, a wstawię się w twojej sprawie przed królem. Brwi Cedrica podjechały do góry. Smok spojrzał na Melira nieufnie.
– Czego konkretnie ode mnie oczekujesz?
– Chroń Helenę bądź jej tarczą, kiedy pójdzie spotkać się ze spiskowcami. Ja zaś wstawię się za tobą i będę bronił twojej kobiety przed królem.
Na twarzy Cedrica odmalowało się tak wielkie zdziwienie, że Melir prawie się roześmiał.
– Naprawdę byś to zrobił? Dla mnie?
– Przyjaźnimy się, nie widzę powodu, dla którego nie miałbym ci pomóc.
– Nie znasz Gen, skąd wiesz, czy można jej zaufać?
Hrabia Kiral westchnął ciężko.
– Ty jej ufasz, czy to nie wystarczy?
– Zdaniem króla, nie. – Cedric skrzywił się cierpko.
– Pomartwimy się tym później, teraz skupmy się na Helenie.
– Mówisz o tej rannej smoczycy?
Melir skinął głową.
–Tak właśnie o niej.
– Czy ona przypadkiem również nie była podejrzewana o zdradę? – Cedric odepchnął się od ściany i podszedł do hrabiego.
– Teoretycznie. – Melira zaczynało powoli męczyć opowiadanie tej samej historii. – Urodziła się na północy.
– W nieodpowiedniej rodzinie? – Cedric dokończył za niego.
– W pewnym sensie, choć to o wiele bardziej skomplikowane niż ci się wydaje.
– Mów – hrabia skrzyżował ramiona na piersi. – Wydawało mi się, że tylko ja się wkopałem w niewygodny układ, a tu proszę...
Melir tylko przewrócił oczyma.
– Jesteś niepoprawny – skarcił go, a potem zaczął opowiadać. – Helena jest sierotą. Pochodzi z północy. – Melir przerwał, krzywiąc się z niesmakiem. – Wychowała ją Agatte i Tollesto. – Zgodnie z jego podejrzeniami Cedric rozdziawił usta i przez długą chwilę milczał, w końcu wysapał.
– Chcesz powiedzieć, że twoją kobietę wychowała twoja była żona i największy wróg korony, a król nie uważa Heleny za zdrajczynię? Czy ty wiesz jak to brzmi?
Melir wyrzucił ręce do góry w geście rozpaczy.
– Wiem, do cholery, ale to nic nie znaczy. Helena nie miała wyboru, Agatte ją znalazła i wychowała, ale na tym koniec. Zdradziła swoją wychowankę, pozwalając na skatowanie jej swemu synowi.
Cedric gwizdnął.
– No, chłopie. Ja się zaangażowałem w pokręcony związek, ale ty to dopiero wdepnąłeś. Tollesto, jego syn, Agatte i Helena. A tak w ogóle, czy Helena wie, że Agatte była twoją żoną?
Melir zagryzł dolną wargę. Doskonale zdawał sobie sprawę w jak pokręcony układ się wpakował. Ale co innego wiedzieć o tym samemu, kiedy zaś przyjaciel mówi ci to prosto w oczy, to już coś całkiem innego.
– Ona ciągle nią jest – warknął przez zęby Melir.
– Co? – Cedric zamrugał zaskoczony.
– Agatte ciągle jest moją żoną.
Lord Goric w jednej chwili przestał się uśmiechać.
– O kurwa, zupełnie o tym nie pomyślałem. – Smok przeczesał włosy. – Wybacz, przyjacielu. To nie moje sprawy i nie mnie ciebie poczuwać. Zapomnij, że cokolwiek powiedziałem, a teraz mów, jak mogę ci pomóc?
***
Cedric wszedł do warsztatu szewca Ernesta trzymając w ręku zniszczony pas. Oparł ręce na ladzie, rozglądając się uważnie wokół. Kramik był w rzeczywistości małym sklepikiem, gdzie oprócz naprawy obuwia i zamówienia nowego, można było naprawić różnego rodzaju rzeczy wykonane ze skóry: sakwy, pasy, torby. Miejsca było tu zadziwiająco sporo. Na licznych półkach leżały pantofle z delikatnej skórki, idealne na lato i porządne trzewiki wysoko sznurowane przydatne za zimowe chłody. Butów dla mężczyzn:, ciężkich, nabijanych ćwiekami, zdobionych klamrami i kością również było bezliku. Gdyby Cedric nie wiedział, że szewc oprócz swej działalności sprzyja również zdrajcom, pewnie byłby zachwycony przedsiębiorczym jegomościem. Zapukał mocno w ladę. Nie musiał długo czekać, kotara poruszyła się i chwilę później pojawiła się głowa, a potem reszta właściciela. Cedric zmiął przekleństwo w ustach. Właściciel przybytku był wysokim człowiekiem, o szczupłym ciele, co niewątpliwie odziedziczył po swoich elfickich przodkach. Reszta, niestety wskazywała na ród krasnoludów. Twarz miał pyzatą, skórę poznaczoną licznymi piegami i wypukłymi naroślami, nos przypominający kluchę. Z małych piwnych ślepiów biła chciwość i przebiegłość. Rzemieślnik nosił krótko przyciętą ciemnobrązową brodę, zaś jego łysawą czaszkę pokrywały pojedyncze włosy. kurell, tylko tego było mu trzeba.
Ernest spojrzał z niechęcią na klienta. O tej porze spodziewał się kogoś zupełnie innego – kobiety z zamku z blizną na twarzy – nie smoka, który spoglądał na niego z miną, jakby chciał wypatroszyć go na miejscu. Że też żadna zaraza nie mogła zgładzić tej rasy żachnął się w myślach. Specjalnie dał uczniom wolne na cały dzień, byle mieć czas i sposobność spotkać się z dwórką. Irmin od wielu godzin dreptał po zapleczu, również wypatrując kobiety. Wojownik był już mocno zniecierpliwiony, a upływający czas bynajmniej nie poprawiał mu nastroju.
– Czym mogę służyć? – Ernest starał się przywdziać na twarz znudzony wyraz twarzy.
Smok sięgnął do kieszeni płaszcza i wyciągnął z niej skórzany pasek.
– Pękła sprzączka – powiedział zdawkowo. – To jeden z moich ulubionych pasów, da radę go naprawić?
Szewc wziął do ręki przedmiot. Wykonany z dobrej cielęcej skóry, zdobiony złotymi ćwiekami, sprawiał wrażenie wartościowego. W materiale wyryto wiele smoczych symboli.
– Oczywiście – odpowiedział usłużnie. – Zaraz to naprawię. Proszę usiąść i poczekać. Zajmie mi to kilka minut. – Nim skończył wypowiadać ostatnie słowo, drzwi skrzypnęły i do warsztatu weszła kolejna osoba. Okryta ciemnym płaszczem, z kapturem na głowie, starała się ukryć swą prawdziwą tożsamość, ale Ernest i tak ją rozpoznał – Helena – smoczyca, która była najbliżej króla, która miała zabić władcę. Kobieta dostrzegła czekającego już w izbie klienta i zamarła na chwilę. Szybko jednak wzięła się w garść. Podeszła do lady i spojrzała pewnie na rzemieślnika.
– Przyszłam odebrać zamówione buty. – Głos miała melodyjny wręcz słodki, ale przy tym silny i stanowczy.
– Witam lady. – Szybko odebrał z jej rąk kwit. Upewniwszy się, że jest to ten sam fałszywy list, który do niej napisał, odetchnął z ulgą. – Pani zamówienie jest już gotowe, chciałbym jednak ostatni raz sprawdzić, czy pantofle nie będą panienki uwierać. Czy mógłbym prosić na zaplecze, zaraz je przymierzymy... – Spojrzał wymownie na dziewczynę. Miał nadzieję, że będzie na tyle inteligentna i zrozumie aluzję.
– Oczywiście – skinęła głową. Ernest uniósł kotarę i wpuścił Helenę na zaplecze. Nim zniknął na tyłach warsztatu spojrzał raz jeszcze na smoka. Mężczyzna stał przed regałem i oglądał wysokie buty bogato zdobione złotymi okuciami.
– Zaraz wrócę – krzyknął do smoka i zniknął na zapleczu.
– Gdzieś ty się podziewała! – warknął Irmin. Mężczyzna wyszedł z cienia i zbliżył się do Heleny. Kobieta zaś opuściła kaptur, odsłaniając swą piękną. Nawet blizna szepcząca lewy policzek nie umniejszała jej urody.
– Nie jestem głupią idiotką. Nie opuszczę zamku, kiedy kręcą się po nim dziesiątki gwardzistów i sprawdzają każdą wchodzącą i wychodzącą osobę. – Dwórka mimo swej pozornej delikatności, wcale nie była przestraszoną niewiastą. W jej żyłach płynęła gorąca krew, co właśnie pokazała, besztając Irmina. Nawet Ernest nie odważył się nigdy skrytykować swego przywódcę. Ona nie miała takich oporów.
Przywódca buntowników tylko zmarszczył brwi. Chwilę przyglądał się smoczycy, sondując jej słowa, starając się rozgryźć czy mówiła prawdę, czy też może chciała go oszukać.
– Kobieta taka jak ty z łatwością przejdzie koło każdego mężczyzny. Jakoś nie wierzę, że nie byłabyś w stanie oszukać gwardzisty?
Brwi Heleny podjechały do góry, a Ernest zauważył, że zacisnęła dłonie w pięści.
– Tylko twoi ludzie kręcą się po zamku, plącząc się gwardzistom pod nogami, dając im mnóstwo powodów do aresztowania. Szczęściem ja nie słucham twoich rozkazów. Jak myślisz, ilu strażników miałabym teraz na ogonie, gdym wyszła z zamku w trakcie obrad Rady?
Smok wzruszył ramionami.
– Rada zawsze długo się naradza. – Kłamał. Gdyby miał tak bliskie powiązania z warownią, jak twierdził, wiedziałby, że posiedzenia Rady są tajne i odbywają się bez udziału mieszkańców Farrander, a co za tym idzie, bez konieczności mobilizowania połowy garnizonu.
– Nie ciekawi cię, jaki zapadł wyrok? – spytała. Mężczyzna budził w niej coraz większy wstręt i nawet to, że był smoczym wybrańcem i biła z niego siła, nie potrafiła zmienić tego odczucia. Dawno nie spotkała nikogo tak kłamliwego i podstępnego.
– Znam go – odparł niedbale. Sprawiał wrażenie, jakby zupełnie nie interesował go los skazańca.
– Nie boisz się, że Guwes może was zdradzić? – Ten człowiek zaiste nie szanował nikog,o ani swoich ludzi ani tym bardziej króla.
– Myślisz, że mógłby mnie wydać? – zapytał ironicznie.
Chciała mu odpowiedzieć, ale ją ubiegł.
– Guwes nic nie znaczy, to tylko pionek. Znał swoje miejsce w szeregu, wiedział co mu wolno, a co nie. Znał cenę lojalności. Szkoda, że tego samego nie można powiedzieć o tobie?
– O mnie?! – W oczach Heleny pojawił się ogień, świadcząc, że jej smoczyca się przebudziła i czekała na sygnał do ataku. – Ja znam swoje miejsce. Wiem, co powinnam zrobić i konsekwentnie dążę do celu. Twoi ludzie zaś tylko przeszkadzają. Ich nieudolne ataki zwróciły na nas uwagę władcy i lorda z Karez.
Z piersi mężczyzny wydobył się stłumiony warkot, doskoczył on do kobiety i chciał ją uderzyć, ale wywinęła się, odpychając pięść napastnika. Oczy Heleny błysnęły groźnie, z jej ust wypłynęła smuga ognia, uderzając w rękę Irmina. Smok cofnął się sycząc gniewnie. Potrząsnął poparzoną dłonią. Ernest przysłuchiwał się rozmowie, wciśnięty się w najdalszy kąt izby. Od dawna żył w Farrander i pierwsze czego się nauczył, to, że gdy smoki wpadają w złość, o poparzenie naprawdę łatwo.
– Suka! – zawarczał Irmin.
– Nie obchodzi mnie, co o mnie myślisz – pogroziła mu. – Ale jeśli chcesz skończyć z władcą, musisz przystać na moje warunki.
Prychnął lekceważąco.
– Sama niewiele możesz, ostatnia próba pokazała na co cię stać.
– Mnie? – zaśmiała się histerycznie. – Ten nieudolny plan zrodził się w twojej głowie. Od początku twierdziłam, że nie ma szansy na powodzenie. Ja zrobiłabym to zupełnie inaczej.
– Jak? – Skrzyżował ramiona na piersi. Jego ręka ciągle była czerwona i pokryta bąblami, on jednak zdawał się tym nie przejmować.
– O nie mój panie, koniec tych podchodów – pogroziła mu palcem. – Znudziły już mi się te gierki. Mam ochotę stąd wyjechać, ale nim to zrobię, zrealizuję swój plan. Od ciebie zależy, czy do mnie dołączysz, czy nie?
– Mów! – warknął przez zęby. Kobieta miała nad nim przewagę i bardzo mu to nie odpowiadało.
– Powiem, ale dopiero kiedy przedstawisz mnie reszcie twoich ludzi. Zabiję dla was króla, ale chcę wiedzieć, kto będzie zawdzięczał mi ten zaszczyt. Ta wiedza może mi się przydać. Czasy są trudne, samotna kobieta musi sobie jakoś radzić. Ty i twoi ludzie będziecie mi coś winni – uśmiechnęła się promiennie.
Irmin nie wyglądał na zadowolonego, spojrzał przelotnie na Ernesta, ale ten wolał nie wdawać się w dyskusję z silniejszymi od siebie. Naprędce naprawiał pasek smoka. Minę miał jednak jakby wyczekiwał okazji do ucieczki z warsztatu. Przywódca buntowników zmiął w ustach przekleństwo. Mięśnie twarzy drgały mu nerwowo, groźnie spoglądał na kobietę, usiłując ją zastraszyć, ale tym razem mu się nie udało.
– Dobrze – powiedział w końcu. – Pamiętaj jednak, że jeśli spróbujesz mnie oszukać, osobiście wyrwę ci serce.
– Mogłabym to samo powiedzieć o tobie – odcięła się ostro. – Zatem kiedy i gdzie się spotkamy? Powiesz mi teraz, czy mam znowu czekać na tajemniczy liścik. – Kpina w jej słowach była wręcz namacalna.
Smok warknął ostrzegawczo. Z całej jego postawy biła agresja i złość.
– Najchętniej skręciłbym ci kark – pogroził jej. Widząc jednak, że jego słowa nie robią na niej wrażenia, dodał: – Potrzebuję trochę czasu. Skontaktuję się z tobą.
– Tylko przyprowadź wszystkich – zażądała. – Chcę choć raz spojrzeć wam w oczy. – Owinęła się szczelniej płaszczem i mijając osłupiałego szewca opuściła zaplecze. W sklepie ciągle siedział Cedric. Smok nerwowo krążył po izbie. Na jej widok, odetchnął z wyraźną ulgą. Ledwo dostrzegalnie skinęła mu głową, a on odpowiedział tym samym.
Ernest odprowadził Helenę do samych drzwi.
– Bardzo przepraszam, że buciki nie pasowały. – Plątał słowa, usiłując jakoś zakończyć to niezręczne spotkanie. – Postaram się jak najszybciej ukończyć pracę i...
– Mam nadzieję, przerwała mu. – Opuszczając zakład zmierzyła raz jeszcze szewca pogardliwym spojrzeniem.
Ernest szybko zatrzasnął drzwi i z zakłopotaniem spojrzał na czekającego smoka.
– Naprawiłem pana pasek – powiedział, pomachał kawałkiem skóry w powietrzu. – Założyłem nową sprzączkę, działa bez zarzutu.
– Dziękuję. – Mężczyzna odebrał przedmiot i przyjrzał mu się uważnie. – Trochę to trwało, ale widzę, że się spisałeś – rzucił szewcowi monetę, a ten chwycił ją chciwie.
Cedric opuścił warsztat szewca lekko podenerwowany. Stojąc przed budynkiem rozejrzał się za Heleną. Dostrzegł ją idącą ulicą ku zamkowi. Chwilę patrzył za kobietą, sprawdzając, czy nikt jej nie śledzi. Żadna podejrzana osobą nie szła jej śladem, co uspokoiło go na tyle, że mógł opuścić rzemieślniczą dzielnicę Farrander i okrężną drogą, by nikt nie połączył go ze smoczycą udać się do zamku.
Melir po prosił go o pomoc, a on nie miał sumienia odmówić przyjacielowi, zwłaszcza że sprawa dotyczyła króla i jego rodziny. Miał co prawda wiele wątpliwości, ale kiedy hrabia przedstawił mu Helenę, przestał pytać o cokolwiek. Dziewczyna miała w sobie coś, była nie tylko smokiem z krwi i kości. Z jej spojrzenia emanowała siła i odwaga, twarz zaś nosiła ślady bolesnych przeżyć. Właśnie to ostatnie przypominało mu Gerenisse i jej życie u boku brata. Z tego też powodu zgodził się chronić podopieczną Melira i towarzyszyć jej w spotkaniach ze spiskowcami. Martwiło go tylko jedno. Wizyta Heleny u Ernesta była długa, co nie zapowiadało nic dobrego. Na domiar złego wyczuł zapach ognia na zapleczu. Nie potrafił go co prawda rozpoznać, obawiał się jednak, że na zapleczu był ktoś jeszcze, kto czekał na dwórkę.  Kimkolwiek był, nie wahał się postraszyć kobiety swoją bestią.