poniedziałek, 6 lutego 2017

Abadon - Rozdział 2_epizod 2



Pojawił się w Poznaniu późnym popołudniem. Słońce grzało, jak cholera, toteż większość spacerujących po starym rynku, szukała ochłody w licznych ogródkach, przytulonych do zabytkowych kamienic tego wiekowego miasta. Abadon rzadko miał okazję odwiedzać Polskę, jakimś dziwnym trafem wyjątkowo mało istot zamieszkujących tę ziemię kwalifikowało się do zlikwidowania.
Mimo tego wszystkiego pofatygował się do Polski, Lucyfer zlecił mu zadanie schwytania i sprowadzenia do podziemnego królestwa piekielnej uciekinierki. Władca nie wyjawił wiele szczegółów, zaledwie tyle, że miała na imię Kara i schroniła się w Poznaniu. Upadły kłamał, było to tak oczywiste, jak to, że słońce wschodzi na wschodzie, a zachodzi na zachodzie. Właśnie dlatego Abadon zdecydował się przyjąć pracę. Cholernie ciekawiło go, kim naprawdę była zbiegła diablica i dlaczego psy piekielne nie potrafiły zmusić ją do powrotu?
Było gorąco, kurewsko gorąco. Słońce podwójnie ciągnęło do ciemnych rzeczy siewcy śmierci. Anioł zatrzymał się przy zabytkowym pręgierzu i raz jeszcze przesunął wzrokiem po reklamach restauracji. Nie musiał się specjalnie wysilać, diabelską energię łatwo było wyczuć. Nawet w tłumie ludzi, bez najmniejszego trudu mógł wskazać, gdzie miała swoje źródło.
Kawiarnia nosiła nazwę „Promień Słońca” i była chyba najmniejszą, jaka działała na rynku w Poznaniu. Zaledwie sześć stolików otoczonych drewnianym, białym płotkiem. Sporo kwiatów w wiklinowych koszyczkach, śnieżnobiałe obrusy.
Jak na tak mały ogródek gości było wyjątkowo sporo. Z daleka widział pełne obłożenie stolików i kilka par czekających, aż zwolnią się miejsca. Zaciekawiło go to. Co takiego wyjątkowego było w kawiarni, że mimo wolnych miejsc w sąsiednich ogródkach, ludzie woleli stać w kolejce, by usiąść w promyczku.
Zdecydował, że przekona się o tym niezwłocznie. Obejrzy lokal, może nawet zje coś słodkiego, a potem złapie diablicę za łokieć i wyprowadzi na zewnątrz. Godzinę później będą już w piekle. Ona wróci do swoich, jemu Lucyfer będzie dozgonnie wdzięczny. Banalnie łatwe zadanie, nawet nie zdąży się spocić.
Od kawiarni dzieliło go zaledwie dziesięć metrów, gdy poczuł, że dzieje się z nim coś dziwnego. Ciało stało się ciężkie, z trudem podnosił stopy, które nagle zaczęły ważyć tonę. Chwilę później pojawił się szum w uszach, a zaraz po nim potworny ból głowy ścisnął mu skronie. Zdołał zrobić jeszcze dwa kroki i stanął w miejscu. W pierwszej chwili nie zrozumiał, co się stało. Jakaś niewidzialna siła usiłowała zniechęcić go do odwiedzenia promyczka.
– Kurwa! – zaklął pod nosem. Spróbował raz jeszcze i nowa fala bólu rozdała mu głowę. Zatoczył się, chwilę mu zajęło dojście do siebie. Ciężko dysząc powiódł spojrzeniem po ludziach siedzących przy stolikach, szukając odpowiedzialnego za swój stan.
I wtedy ją zobaczył. Ubrana w ciemne szorty i białą bluzkę z napisem: Witamy w promyczku, krzątała się między stolikami, zbierając zamówienia.
Abadon przeklął ponownie. Kelnerka była niską kobietą o bujnych kształtach i ogniście rudych włosach. Pierdolona wiedźma, czarami usiłowała trzymać niepożądanych gości z dala od kawiarni. Krąg mocy otaczający ogródek z pewnością wyszedł z jej rąk.
Anioł zmarszczył brwi. Zadanie robiło się coraz ciekawsze. Lucyfer ani słowem nie wspomniał, że jego diablica zadawała się z wiedźmą.
Nie mogąc wejść do środka, zawrócił i w szedł do ogródka znajdującego się zaledwie dwadzieścia metrów dalej. Zamówił piwo, wybrał miejsce w narożniku i popijając powoli napój rozpoczął obserwację.
Wiedźma krzątała się między stolikami, zbierała brudne naczynia i przynosiła zamówienia. Abadon zauważył, że ogródek przylegał do kamienicy, w której mieściła się główna część kawiarni. Wiele osób wchodziło do budynku, by po chwili wyjść z kartonikiem słodkości. Zatem było to miejsce, gdzie nie tylko na miejscu można zjeść deser, ale również zakupić specjały na wynos.
Anioł upił kolejny łyk piwa, ze stoickim spokojem, patrząc na nową kelnerkę, która właśnie pojawiła się w drzwiach lokalu. Była bardzo szczupła, jej kruczoczarne włosy, krótko przycięte, sterczały wokół głowy w iście artystycznym nieładzie. Miała wyraziste rysy twarzy i pełne, zmysłowe wargi. Była śliczna, w najbardziej cholerny, erotyczny sposób, w jaki tylko kobiety mogły być piękne.
Abadon uśmiechnął się szeroko. Proszę, o to i nasza zguba. Diablica jak się patrzy. Moc, która ją otaczała, docierała nawet do niego, łaskocząc go w czubki palców. Zatem tak wyglądasz, Karo, przeszło przez myśl aniołowi. Wkrótce skończy się twoja sielanka za ziemi. Musiał tylko wymyślić, jak złamać zaklęcie wiedźmy.
Dopił piwo i wstał od stolika. Jutro się tym zajmie, jutro zniszczy czar i dobierze się do Kary. Wychodząc z ogródka raz jeszcze spojrzał w kierunku promyczka. Wiedźma stała na progu kawiarni, z tacą zastawioną deserami i spoglądała na niego. W jej oczach kryło się zaskoczenie i strach. Nim odszedł uśmiechnął się do kobiety, która rozpoznała go i zadrżała ze strachu.
Bój się, powinnaś czuć strach, stanęłaś między siewcą śmierci, a jego ofiarą. Poniesiesz za to karę.
Bała się poruszyć w obawie, że potwór, którego ujrzała, rzuci się na nią. Mroczna aura biła od niego, zaginając promienie słońca, które omijały go szerokim łukiem. Wyższy niż większość mężczyzn, spacerujących po starym rynku, ubrany od stóp do głów na czarno, wzrokiem drapieżnika spoglądał na małą kawiarnię. Nie wiedziała, kiedy się pojawił ani na kogo tym razem polował. Zerknęła przelotnie po gościach lokalu, szukając ewentualnej ofiary. Nie dostrzegła nikogo takiego. Kogo zatem upatrzył sobie siewca śmierci, że próbował sforsować barierę? Kiedy ją stawiała, miała być zaporą przed demonami i złymi duchami, nie sądziła, że równie skutecznie zatrzyma śmierć. Tylko, czy powinna się z tego cieszyć? Równie dobrze mogła rozwścieczyć żniwiarza, który nie spocznie, aż nie zniszczy zaklęcia.
Miała nadzieję, że się myliła, ale nawet spoglądając za oddalającym się Abadonem, czuła przez skórę, że ten niebezpieczny mężczyzna nie pozwoli tak łatwo się spławić.
On tu wróci, a kiedy to nastąpi, poleje się krew.