poniedziałek, 16 lipca 2012

Mroczny Dotyk - Rozdział 8_epizod 1


Dotknął ją… tak po prostu dotknął.
Łzy strugami kapały po jej policzkach, a ona walczyła najzacieklej jak tylko potrafiła. Z ogarniającą sennością i koszmarem, który czekał na nią po drugiej stronie.
Jeśli zapadnie w letarg, przestanie czuć cokolwiek, zapomni delikatność jego palców, aksamitność skóry i rozkosz jaką poczuła, kiedy ich dłonie się spotkały.
Nie chciała zapomnieć. Walczyła desperacko o każdą mijającą chwilę, o każdą cholerną sekundę podczas której jej ciało żyło, a jej skóra ciągle jeszcze nosiła ślady jego dotyku.
Płakała zagryzając wargi, kalecząc usta ostrymi kłami. Nigdy wcześniej nic takiego jej się nie przytrafiło. Od tamtej pamiętnej nocy, kiedy została przemieniona w wampira, a potem przeklęta nie poczuła dotyku drugiej osoby na swoim ciele. Stała się obojętna na wszystko i wszystkich, na świat który ją otaczał i ludzi, od których się pożywiała. Liczyło się tylko przetrwanie i zemsta, za to co jej zrobiono, za piętno zła z którym przyszło jej żyć, za każdą sekundę spędzoną w mroku i lata bólu, kiedy rozpaczliwie walczyła o kontrolę nad własnym ciałem.
Została jej tylko zemsta, już sama myśl o tym dodawała jej sił. Dlaczego więc teraz, kiedy cel był tak blisko, on musiał stanąć na jej drodze? Dlaczego to jego dotyk poczuła?
Czy dlatego, że nosił w sobie demona? Kim był? I dlaczego w jego spojrzeniu kryło się tyle tęsknoty i nienawiści zarazem?
Kolejna fala bólu przetoczyła się przez jej ciało, powieki opadły, ciemność wciągała ją coraz głębiej i głębiej. Chciała krzyczeć, ale nie miała już siły.
Tyle nienawiści…
Miecz na  ramieniu płonął a wraz z nim ciało Wiktorii.
***
Drzwi do pokoju Torina cichutko skrzypnęły, ciemnowłosy mężczyzna stanął w progu. Na lewym policzku widniał ciemnofioletowy ślad. Skóra wokół oka ciągle jeszcze była lekko spuchnięta.  Pamiątka po gałęzi, która uderzyła go wczesnym rankiem, gdy opuszczał fortecę, Kane – dozorca Katastrofy.
Torin zerwał się z miejsca w chwili, gdy drzwi skrzypnęły. Miał na sobie pomięty podkoszulek, ten sam, co ubiegłej nocy, a jego jasne włosy powiewały w jeszcze większym nieładzie. Zaczerwienione oczy zwrócił na przyjaciela.
- Czego się dowiedziałeś? – wychrypiał. – Jak wiele osób jest zarażonych? Ile ofiar… - z trudem przełknął ślinę. Ile osób, tym razem poniosło śmierć, za to, że ośmielił się kogoś dotknąć?
Kane z samego rana wyszedł na rekonesans po budapesztańskich szpitalach. Dokładniej rzecz biorąc Torin zmusił go, by poszedł do miasta. A biorąc pod uwagę jego liczne zadrapania i złamania idealnie nadawał się na potencjalnego pacjenta ostrego dyżuru.
Wojownik z zakłopotaniem wypisanym na twarzy podrapał się po zdrowym policzku.
- W żadnym ze szpitali nic nie wiedzą – bąknął. – Nawet zaprzeczają, że doszło do wybuchu epidemii.
Torin rozdziawił usta, w zielonych oczach odbiło się zaskoczenie.
- Niemożliwe, muszą być jakieś ofiary…
- Może jeszcze za wcześnie na śmiertelne przypadki – wtrącił Kane.
- Minęło już dziesięć godzin, Budapeszt powinien być zasłany trupami – Torin kręcił głową. Dotąd Zaraza działał szybko i perfekcyjnie. Nawet jedno muśnięcie zsyłało śmiertelną chorobę, która niczym wiatr roznosiła się po okolicy, zabijając wszystkich na swej drodze.
- Co mówią w mediach? – zapytał Kane.
Torin westchnął ciężko, spoglądając raz jeszcze na ekrany monitorów.
- Nic – powiedział w końcu. – Zupełnie nic, nawet najmniejszego śladu o dziwnych przypadkach medycznych.
- Może tym razem zaraza nie rozniosła się po Budapeszcie – bąknął cicho Kane.
- Do czego zmierzasz? – Torin zazgrzytał zębami.
- Dotknąłeś wampirzycy, martwej kobiety, może zaraza nie przeniosła się z niej na żywych? – dozorca Katastrofy wtrącił mimochodem. Chciał jeszcze coś dodać, ale furia wypisana na twarzy przyjaciela, skutecznie zamknęła mu usta. Już raz dzisiaj oberwał w głowę, nie miał ochoty na powtórkę.
Torin warknął ostrzegawczo.
- Wyluzuj przyjacielu, bo nic dobrego z tego nie wyniknie – do rozmowy włączył się Lucien, stając tuż obok Kanea.
- Jestem spokojny – warknął jasnowłosy wojownik .
- Właśnie widzę – dozorca Śmierci skrzyżował dłonie na piersi. – Pomyśl lepiej jak obronić nas przed odwetem ze strony wampirów.  Martwa wampirzyca to niewielki problem, ale martwa właścicielka klubu i prawdopodobnie przywódczyni wampirów w Budapeszcie, to już ogromny kłopot. Nie wspominając już o jej konszachtach z Łowcami.
- Cholera – zaklął Kane. - Mogą zjednoczyć siły przeciwko nam.
Lucien nic nie powiedział, odpowiedź miał wypisaną na twarzy.
- Urządzenia monitorujące są w pełni sprawne – bąknął Torin, stając plecami do przyjaciół.  – Na razie wokół fortecy nie wydarzyło się nic podejrzanego.
- Zmrok zapada – wtrącił Kane. – Wkrótce wampiry wyjdą na żer…
I odkryją śmierć swojej przywódczyni. Torin zacisnął dłonie w pięści. „Nie czuj się winny” powtarzał sobie w kółko. „Nie czuj się winny. Była twoim wrogiem. Żałuj ludzi, nie jej. Nie jej.” Ale kurwa mać jego popierdolony umysł jakoś nie przyswajał tych informacji. Bolesna klucha dławiła go w gardle na samo wspomnienie jej alabastrowej skóry, miękkiej, gładkiej… idealnej by pieścić i całować.
Klapnął na fotel, zwieszając nisko głowę. Przyjaciele nadal stali w drzwiach przyglądając się mu z uwagą, ale miał to głęboko w dupie.
Był wielkim, cholernym kretynem. Jak można pragnąć i jednocześnie nienawidzić tę samą kobietę? To sprzeczne z naturą, chore. Chociaż z drugiej strony to samo przytrafiło się Amunowi. Przyjaciel zakochał się w Haidee- zabójczyni Badena, byłej Łowczyni. A Lucien? On również nie przepadał za Anyą, którą z woli Kronosa miał zabić. O innych nie miał raczej co myśleć. Tworzyli idealne, harmonijne związki. No, może poza Striderem. Ten był jeszcze większym świrusem niż on.
- Ostrzegłem wszystkich, by czekali w gotowości bojowej – powiedział Lucien lekko zmieszanym głosem. Podobnie jak reszta mieszkańców fortecy, nie potrafił  rozszyfrować zmiennych nastrojów Torina. 
Być może rzeczywiście ich dom zrobił się za ciasny? Dawniej, kiedy mieszkali w niej sami mężczyźni, nie zdarzało się by Torin zaszywał się w swoich pokojach dłużej niż na kilka godzin. Sporo czasu spędzali razem, oglądając filmy, grając w X-boxa, lub obżerając się pizzą. Potem pojawiły się kobiety i sytuacja nagle zmieniła się o 100 stopni. Zajęci swoimi sprawami, choć przede wszystkim żeby być szczerym kobietami, przestali dostrzegać nieobecność Torina przy stole, w salonie…
W gruncie rzeczy, to oni wszyscy ponosili odpowiedzialność za stan, w którym znajdował się wojownik. Przez ostatnie miesiące niespecjalnie przejmowali się jego uczuciami, afiszując się ze swoimi kobietami, zapominając, że kamery wewnątrz fortecy rejestrują, pocałunki, erotyczne zabawy i małżeńskie docinki. Wszystko to, co było poza zasięgiem ciała Torina. To czego pragnął najbardziej.
- Nie przejmuj się – dozorca Śmierci powiedział szeptem. – Jakoś to przetrwamy.
Torin spojrzał na niego spod plątaniny jasnych włosów, nic jednak nie powiedział.
- Torin? – odezwał się Kane. – Pomóc ci jeszcze jakoś?
- Idźcie już –wojownik odwrócił się do nich plecami. – Chcę zostać sam.

Mroczny Dotyk- Rozdział 7_epizod 3

Cameo ostrożnie zapukała do drzwi Torina, a kiedy nikt nie odpowiedział złapała za klamkę. Drzwi jednak ani drgnęły, co było jeszcze dziwniejsze, bo Torin nigdy ich nie zamykał.
- Torin jesteś tam? – zapiszczała, ponownie pukając. – Wpuść mnie, proszę.
Ponownie odpowiedziała jej cisza.
Przestąpiła z nogi na nogę. Była pewna, że Torin jest w środku, tak przynajmniej twierdził Kane, kiedy widziała się z nim pół godziny temu.
Katastrofa ze wszystkimi szczegółami opowiedział jej o tym, co wydarzyło się w klubie. Cameo zaciskała pięści aż do krwi, starając się nie dać poznać przed przyjacielem jak bardzo zabolał ją wybryk Torina.
Przez ostatni rok na różne sposoby starała się przyciągnąć zainteresowanie wojownika. Tańczyła przed nim, kupowała erotyczne gadżety i coraz to seksowniejsze fatałaszki, mimo iż szczerze nienawidziła takiej bielizny. Wszystko po to, by złamać jego opór i sprawić by ją dotknął.  Do diabła z konsekwencjami, niech ludzie umierają, choć na moment chciała poczuć jego place błądzące po skórze. Jedyne co osiągnęła po miesiącach starań, to przelotne muśnięcie jej włosów. Zaraz potem Torin wycofał się na  wiele dni unikając jej obecności.
Jakim więc sposobem jakaś cholerna wampirzyca zdołała sprawić to, o co ona zabiegała od miesięcy? Cameo zazgrzytała zębami. Nienawidziła gorąco swojej rywalki, kimkolwiek by ona nie była. Szczęściem dla niej dotyk Torina zabijał również wampiry, więc martwe ciało dziewczyny zdążyło już rozsypać się w proch.
Pokrzepiona tą myślą jeszcze raz zapukała w drzwi.
- Torin otwórz, wiem, że tam jesteś… - zaskrzeczała.
Szuranie stóp powiedziało jej, że się nie myliła. Klucz w zamku drgnął i Cameo natychmiast nacisnęła klamkę wpraszając się do środka, nim wojownik zmieni zdanie.
Torin nie spojrzał nawet w jej stronę. Powłócząc nogami ruszył z powrotem do sypialni. Miał rozwiane włosy i podkrążone oczy. Zwalił się na łóżku naciągając koc głęboko na głowę.
Cameo już miała powiedzieć coś o użalaniu się nad sobą, ale szybko ugryzła się w język. Torin był w dołku i nawet ona nie była tak nieczuła, by tego nie zauważyć. Co nie zmieniało faktu, że po raz kolejny zazdrość ukłuła ją w serce, a furia wypełniła jej oczy. Jej mężczyzna miał gdzieś ją, przejmował się natomiast jedną martwą wampirzycą, też coś! Zmusiła się jednak by zapanować nad swoim gniewem. Jeśli będzie robić mu wymówi, Torin odwróci się od niej całkowicie, a tego by sobie nie wybaczyła.
- Gdybyś chciał pogadać… - zaczęła skrzekliwie, nienawidząc swego piskliwego głosu.
- Nie chcę – odpowiedział nie wychylając nawet głowy spod koca.
- Przykro mi, z powodu tego, co się stało – skłamała, wcale nie było jej przykro, ale coś musiała powiedzieć.
Cisza, nawet się nie poruszył.
- Przykro mi, że demon zmusił cię, byś ją dotknął – ciągnęła dalej.
Jeśli sądziła, że wojownik ją ignoruje - myliła się. Z głośnym warknięciem Torin zrzucił z siebie okrycie i w ułamku sekundy stał przed Cameo. Był tak blisko, że mogła poczuć ciepło jego oddechu, nigdy wcześniej nie zbliżył się do niej na więcej niż odległość metra. W innych okolicznościach bez wahania zarzuciłaby mu ręce na szyję, co z tego, że potem byłaby przez kilka dni osłabiona, i nieważne, że świat pochłonęłaby kolejna zaraza.
Jednak oczy Torina, wściekłe i czerwone powstrzymały ją przed tym nierozważnym gestem.
- Mój demon do niczego mnie nie zmusił – wycedził przez zęby, a z każdym kolejnym wypowiadanym słowem, krwiste oczy demona zmieniały się w szmaragdową zieleń. – Chciałem ją dotknąć! Rozumiesz? Chciałem!
Zachłysnęła się z wrażenia, ból na nowo rozlał się po jej członkach.
- Dlaczego? – wyjęczała, tylko tyle była w stanie powiedzieć i szczerze nienawidziła siebie za tę chwilę słabości.
- A dlaczego nie? - wzruszył niedbale ramionami, ale cierpienie w jego oczach mówiło że oszukuje samego siebie. – Była przecież naszym wrogiem, czyż nie powinna umrzeć?
- Tak – potwierdziła skwapliwie, wiedząc, że oboje kłamią. – Już dawno nie przejawiałeś impulsów do aktów zniszczenia.
Kolejne niedbałe wzruszenie ramion i kolejne kłamstwo.
- Może już znudziło się mi życie w zamknięciu. Może znowu chcę walczyć, jak ty i inni…
- A ludzie, którzy teraz umierają bo ją dotknąłeś? – musiała zapytać.
Pewność siebie nagle jakby opuściła Torina, smutek wkradł się do jego serca. Szybko uciekł spojrzeniem daleko od niej.
- Tylko tego żałuję – powiedział tak cicho, że myślała iż tylko się jej przywidziało.
- To tylko ludzie, oni i tak umrą, prędzej, czy później – zazgrzytała. – My mamy swoje życie i swoje sprawy, sam ciągle to powtarzasz. Musimy odszukać ostatni artefakt i Puszkę…
- A jeśli już nigdy jej nie odnajdziemy? – zapytał, przerywając jej wypowiedź, gorycz wkradła się w jego słowa. – Bo zabiłem tamtą dziewczynę?
Cameo zmarszczyła brwi. Obiło jej się o uszy, że dziewczyna mogła mieć coś wspólnego z manuskryptem, ale co tam. Torin sam był wystarczająco inteligentny, by rozszyfrować tekst, znaleźć artefakt a potem Puszkę Pandory. Żadna cholerna wampirzyca nie była im do tego potrzebna.
- Odszukamy Puszkę, sami, bez niczyjej pomocy – zaskrzeczała.
Pokręcił głową.
- Nie jestem tego taki pewien Cam.
- Mówisz jakbyś żałował – warknęła. – Wampiry nie są naszymi przyjaciółmi i nigdy nie były. Dlaczego nagle miałyby nam pomagać?
- Harpie nam pomagają – powiedział.
- Żałujesz – powtórzyła ignorując jego ostatnie słowa.
- Nie… tak. Żałuję że skazałem niewinnych ludzi na śmierć. Żałuję, że zawiodłem moich przyjaciół, ciebie…
- A siebie? – syknęła. – Siebie też rozczarowałeś, bo ją dotknąłeś?
Nie odpowiedział, nie musiał, Camo i tak już znała odpowiedź na swoje pytanie. Zgrzytając zębami wybiegła z jego sypialni. Dopiero dwa piętra niżej tuż przed drzwiami do swego pokoju, zatrzymała się zdyszana. Trzęsąc się ze wściekłości i walcząc z napływającymi do oczu łzami klapnęła na podłogę.
Torin chciał dotknąć wampirzycę i wcale tego nie żałował. Pragnął innej, już samo myślenie o tym sprawiało ból. Nagle zdała sobie sprawę, że Torin już jej nie pożąda, dlatego od tak wielu dni jej unikał. Nie z nadmiaru obowiązków, on po prostu już jej nie chciał. A teraz pogrążył się w rozpaczy, bo skazał wampirzycę na śmierć.
Cameo szlochała bezgłośnie z bólu i rozpaczy. Demon w jej umyśle wtórował jej podsycając w sercu jeszcze większą żałość: nie pragnie cię, tamtą chce dotykać, nie ciebie.
Zamknij się warknęła w myślach. Szybko zerwała się na nogi, wierzchem rękawa starła łzy. Już ona pokaże Torinowi kim jest stwór, dla którego ją porzucił. Pojdzie do tego cholernego klubu i osobiście sprawdzi co też zostało z tej wampirzej suki, a potem rzuci jej prochy do stóp wojownika. 
***
Wiktoria leżała na posłaniu, z trudem łapiąc powietrze, co było niezwykłe nawet jak dla niej, wampiry bowiem nie oddychały, ich serca były martwe. Jednak dziewczyna nie potrafiła zapanować nad tym odruchem. Wiła się na łóżku skręcając w przedziwnych konwulsjach, ramię parzyło ją żywym ogniem, zupełnie jak gdyby ktoś przypiekał je nad paleniskiem.
Miecz na ramieniu iskrzył się złotym blaskiem, sprawiając jej niemiłosierny ból. Tylko palce były chłodne, skóra drgała delikatnie, obudzona do życia. Tysiące maleńkich drobinek pulsowało w opuszkach palców przyprawiając ją o zawrót głowy i wyciskając łzy z jej oczu.
A wszystko dlatego, że ją dotknął.