wtorek, 6 czerwca 2017

Szmaragdowe Łzy - Rozdział 2_epizod 1



Ledwie skończył jeść kawałek chleba, gdy usłyszał trzaśnięcie gałązki, a zaraz potem jęk przepełniony bólem. W jednej chwili przypadł do ziemi. Bezgłośnie wysunął miecz z pochwy i położył w zasięgu ręki. Uważnie śledził wzrokiem okoliczne krzewy. Hałasy przybrały na sile, teraz było to już całkiem głośne sapanie, przerywane regularnym jękiem. Hargar zmrużył oczy. W swojej kryjówce niedaleko zejścia na plażę, między gęstymi zaroślami a kłującym jałowcem, był bezpieczny i całkowicie niewidoczny. Główna ścieżka biegła ledwie pięćdziesiąt metrów dalej, jednak ci, którzy się zbliżali, nie mieli zamiaru nią iść. Czyżby go wytropili? Ale czy wtedy robiliby tyle hałasu?
Nie zdążył wymyślić nic sensownego, gdy zobaczył dwie kobiety i dziecko. Uciekinierki, to jedno słowo wypełniło jego umysł. Niewiasty szły wolno, ciągnąc przestraszone dziecko za sobą. Jedna z kobiet była w zaawansowanej ciąży. Ręką podtrzymywała brzuch, jej twarz raz po raz wykrzywiała się grymasie bólu, a z ust wydobywały się jęki. Gęsta woń krwi unosiła się w powietrzu. Rodziła i za wszelką cenę starała się to zrobić z dala o krwiożerczych bestii.
Wojownik zmiął przekleństwo w ustach. Zapach krwi ułatwi pościg, a kiedy już ludzie Tollesto tu przyjdą, bez trudu odszukają kryjówkę gwardzisty króla. W leśnej głuszy jeszcze panowała cisza, słońce ledwo przebijało się na widnokręgu, jednak to, że kolejny przejaw buntu zostanie odkryty, było tak pewne, jak to, że słońce zajdzie na zachodzie.
Nie miał zatem wyboru. Bezszelestnie wyszedł ze swego legowiska, zagradzając kobietom drogę.
Krzyknęły jednocześnie, dziecko zaś przypadło do ziemi, nakrywając rękoma głowę.
– Proszę… – Jedna z kobiet, wyciągnęła przed siebie ręce. Była bardzo wychudzona, szata, którą miała na sobie, była łachmanem pozszywanym z kilku starych tunik. – Puść nas, już tak dłużej nie możemy. – Zrobimy, co zechcesz, tylko przepuść nas.
– Będą was ścigać – powiedział gniewnym tonem. – Nie spoczną, póki nie dopadną. Dokąd zamierzałyście pójść, stąd nie ma ucieczki! – Zdawał sobie sprawę, że straszył kobiety, a jego słowa nie stanowiły żadnego pocieszenia. Nie miały jednak nim być. Los tych istot został przesądzony w chwili, gdy zamknęła się za nimi brama obozu.
Spojrzały po sobie przestraszone. Twarz rodzącej ponownie wykrzywił grymas bólu.
– Na drugi brzeg.
– To morze, nie dopłyniecie wpław. Utoniecie.
– Taka śmierć będzie tysiąc razy lepsza niż życie tutaj – stwierdziła hardo rodząca.
– Ty nie jesteś jednym z nich. – Zauważyła przytomnie druga.
Nie skomentował jej słów, zamiast tego rzucił ostro.
– Zabierzcie dziecko, idziemy na plażę. – Nie był zły na kobiety, doskonale rozumiał powody, dla których próbowały uciekać. W gruncie rzeczy podziwiał je za to. Odczuwał jedynie wściekłość, że ten koszmar musiał stać się ich udziałem, że w ogóle się tu znalazły. Nawet jeśli spróbuje przenieść je przez morze, nie zdoła zabrać wszystkich. A będzie jeszcze gorzej, gdy wytropią go ludzie Thargara. Spalona kryjówka oznacza koniec jego pobytu na wyspach. Cholera zaklął w myślach.
– Jesteś człowiekiem króla? Proszę, powiedz? – Dopytywała druga z kobiet. Podniosła już dziecko z ziemi i wziąwszy je w ramiona, szła przed smokiem. Hargar nie pomógł rodzącej, puścił ją przodem, podobnie jak jej towarzyszkę. Szedł na samym końcu, uważnie wypatrując, czy ktoś za nimi nie idzie.
– Zaprowadzę was na plażę, tam zmienię się w smoka i spróbuję zabrać was na Siódmy Ląd. Nie oczekujcie jednak komfortowej podróży. Będziemy mieć szczęście, jeśli dotrzemy tam w jednym kawałku. – Szczególnie martwił się o nienarodzone niemowlę i dziecko. W przestworzach będzie zimno, a malec nie miał na sobie nic, co mogłoby zapewnić mu ciepło. Zresztą kobiety również ubrane były tylko w szare, pokrwawione koszuliny.
– Nie martw się o nas. – W niewolnice wstąpiła nowa nadzieja. Jeszcze chwilę temu były pewne, że jedyne, o czym mogą decydować, to sposób, w jaki umrą. Teraz miały przed sobą wybawiciela i chociaż nie potwierdził, że jest człowiekiem króla, nie przypominał miejscowych potworów.
– Dlaczego zabrałyście chłopaka ze sobą. Tu go przecież nie skrzywdzą? – Nie mógł się powstrzymać przed zadaniem pytania. Dziecko nie miałoby, co prawda, sielskiego życia, jednak nie byłoby niewolnikiem.
– To dziewczynka. – Kobieta, która niosła kilkuletnie dziecko, przytuliła je mocniej do siebie.
– Nie pozwolę, by moja córka miała takie życie jak ja. By zrobili z nią to, co ze mną.
Hargar zacisnął mocniej dłoń na rękojeści miecza.
– Sądziłem, że zabijają dziewczynki zaraz po urodzeniu. – Brutalne stwierdzenie faktów, ale tutaj nic nie było łatwe.
– Czasami. – Kobieta nie przejęła się jego słowami. – Brakuje im kobiet, kolejne ciąże nas wykańczają, zbyt często umieramy podczas porodów.
– Muszą nas kimś zastąpić – dodała cicho rodząca. Na jej twarzy błyszczały krople potu, usilnie starała się jednak nie jęczeć.
Hargar jeszcze mocniej zmarszczył brwi. Miał inne plany na ten dzień, los postanowił spłatać mu figla. Las powoli rzedniał, ściółkę leśną zastąpił piasek. Plaża stała przed nimi otworem. Smok spojrzał za siebie, upewniając się, że nikt nie podąża ich śladem. Trochę martwiła go ta cisza. Kobiety musiały zbiec kilka godzin temu, czemu nikt ich nie ścigał? Niemożliwe, żeby nie zauważono ich zniknięcia.
– Widzicie te skały po lewej? – zwrócił się do kobiet. – Tam się zatrzymamy. Odpoczniemy chwilę, ja zmienię się w smoka i niezwłocznie odlatujemy. Najchętniej zmieniłby się od razu, chwycił niewiasty pod pachę i pofrunął. Po nogach rodzącej krew spływała coraz obficiej, a to nie był dobry znak.
Brodząc po sypkim piasku, kobiety z trudem podeszły do skał. Ta, która niosła dziecko, posadziła je teraz na kamieniach. Nieco dalej rodząca oparła się o nie rękoma i pochylając nisko głowę, usiłowała uspokoić oddech. Jej brzuch drgał nerwowo, potwierdzając, że smocze dziecko w nim przebywające wybrało sobie tę właśnie chwilę, by wyjść na zewnątrz.
Hargar patrzył kilka długich chwil, jak niewolnice usiłują pomóc sobie nawzajem. Było oczywiste, że na tej zapominanej przez pradawnych bogów ziemi, na nikogo innego nie mogły liczyć.
– Musimy się zbierać – zawołał. W myślach kombinował jak przenieść całą trójkę. Przede wszystkim musi oddać im swój kaftan i koszulę. Wysoko w powietrzu, gdzie będzie panowało przejmujące zimno, każda warstwa odzienia przyda się uciekinierkom.
Już miał wcielić swój plan w życie, gdy do jego uszu dotarł szelest kroków. Zdołał tylko sięgnąć po miecz, a chwilę później na plażę wkroczyło trzech mężczyzn. Wszyscy bez wyjątku byli smoczymi wybrańcami i bynajmniej nie byli przyjaźnie nastawieni.
– To nasze suki, zagalopowałeś się, smoku! – usłyszał. Mężczyzna, który wypowiedział te słowa miał ciemno-brązowe włosy, przetykane czerwonymi refleksami. Był wyższy niż jego kompani i zdecydowanie najstarszy. Rysy twarzy świadczyły, że przybył na wyspę wraz z pierwszą grupą. Prawdomównie zakładał kolonię. Pozostała dwója była dużo młodsza, nie byli dziećmi, ale budowa ich ciała oraz jeszcze łagodne rysy, świadczyły, że daleko było im do wieku męskiego. Urodzili się na wyspie, poza nią nie znali niczego innego. Karmieni od małego nienawiścią, mieli innych w pogardzie.
– Pozwolicie, że się z wami nie zgodzę. – Hargar przesunął spojrzeniem po przeciwnikach, oceniając w myślach ich siłę i umiejętności. Uznał, że sobie poradzi.
– Nie słyszałeś, skurwielu, co powiedział Urma? – ryknął jeden z młodzików. – To nasze dziwki.
– Któraś z tych dziwek, jak to pięknie określiłeś, mogła cię urodzić, gówniarzu. – Zrugał chłopaka Hargar. Nie uszło jego uwagi, że cała trójka położyła ręce na rękojeściach mieczy. Kobiety stały osłupiałe, szok na ich twarzach mieszał się z niedowierzaniem.
Na młodych smokach uwaga nie zrobiła żadnego wrażenia, przeciwnie zaczęli głośno rechotać.
– Urodzenie smoka to zaszczyt dla takiej kurwy. Chyba nie sądzisz, że nadają się do czegoś więcej?
Obraźliwe słowa miały być prowokacją, o czym Hargar wiedział doskonale. Nie miał jednak dziesięciu lat, by tak łatwo dać się podejść. Niestety uciekinierki bardziej emocjonalnie zareagowały na drwinę. Z głośnym krzykiem rzuciły się na strażników. Bez broni, gołymi pięściami chciały odpłacić wykorzystującym je mężczyznom. Hargar przeklął głośno i rzucił się za nimi. Udało mu się pochwycić ciężarną, nim ta za bardzo zbliżyła się do wartowników. Druga z kobiet była bez szans. Nie zdołała nawet podrapać paznokciami twarzy Urmy, ten z łatwością chwycił ją za szyję, ścisnął krtań i bez słowa podciął jej gardło. Krew trysnęła z rany, zalewając szarą koszulę kobiety i piasek pod jej stopami. Jeszcze dygotała, kiedy smok rzucił ją w piach.
Reszta potoczyła się błyskawicznie.
Hargar zareagował automatycznie. Pchnął rodzącą za siebie, kątem oka sprawdził, co z dziewczynką siedzącą na skale, ta jednak była zbyt przestraszona, by się poruszyć lub wydać z siebie bodaj jeden dźwięk.
Wojownik ścisnął mocniej miecz i ruszył na Urmę. Już w chwili, kiedy ich klingi zderzyły się ze sobą, wiedział, że będzie to mordercza walka. Jego przeciwnik był od dziecka szkolony wyłącznie w jednym celu, by zabijać i zadawać ból. Kogoś takiego nie należało lekceważyć.
Wznosząc tumany piasku, okładali się mieczami. Co kilka chwil Hargar zerkał na ciężarną, modląc się, by nie usiłowała zwracać na siebie uwagi. Towarzysze krewkiego smoka chwilowo skupiali uwagę na walce, ignorując kobietę i miał nadzieję, że tak już pozostanie.
Niestety dziewczynka siedząca na kamieniach zakwiliła żałośnie, nieporadnie usiłowała zsunąć się z ostrych głazów i podbiec do martwej matki. Ciężarna niewiasta oprzytomniała w tej samej chwili. Upadła na kolana i ostrożnie krok za krokiem, ruszyła do zabitej przyjaciółki.
Jak się można było tego spodziewać, młodzi najemnicy natychmiast stracili zainteresowanie potyczką. W ich dłoniach błysnęła stal, usta wygięły się w złośliwym uśmiechu.
Urma młócił zaciekle mieczem, usiłując zepchnąć Hargara do wody. Smok zaparł się nogami w wilgotnym piasku i markując cios za ciosem, gorączkowo myślał, jak uratować kobietę. Jeśli zdoła przecisnąć się pod ramieniem smoka, może uda mu się ubić jednego bękarta. Nie zdoła jednak powalić drugiego, nie wspominając już o tym, że Urma zadźga go, gdy tylko się odwróci.
– Cholera – przeklął. Młodziki tymczasem otoczyły kobietę i śmiejąc się głośno, poszturchiwali ją, jeden nawet usiłował zedrzeć z niej koszulę.
Nagle w powietrzu coś błysnęło, coś jakby odbity promień słońca, a chwilę później z cichym świstem sztylet przeleciał przez plażę i wbił się w czaszkę młodego łotrzyka. Kilka sekund później spomiędzy drzew wyłonił się obcy mężczyzna. Nieznajomy trzymał w dłoni długi miecz, którego klinga niebezpiecznie lśniła i wprost prosiła się, by skropić ją krwią. Smok pewnym krokiem ruszył ku młodemu strażnikowi.
Hargar nie miał czasu, by przyjrzeć się dokładnie nieznajomemu i rozszyfrować, z kim ma do czynienia. Urma ponownie rzucił się na niego i wykorzystując chwilę nieuwagi, podciął mu nogi. Wylądował w wodzie, a fale szybko go nakryły.
Urma został na brzegu, na przemian wypatrując gwardzisty, to zerkając przez ramię za siebie. Smok wyraźnie nie potrafił zdecydować się, czy poczekać, aż przeciwnik się wynurzy, czy ruszyć z pomocą kamratowi.
Tymczasem nieznajomy bez trudu poradził sobie z drugim młodzikiem. Rozpłatał jego cało na dwie części i z mieczem ociekającym posoką zerkał ku Urmie. Ten tylko uśmiechnął się okrutnie i chętnie podjął wyzwanie.
Hargar w końcu podniósł się z wody i z wściekłością spojrzał na odchodzącego wojownika.
– Tak szybko się mną znudziłeś? – krzyknął za nim. Nie tak miała wyglądać ta walka.
Urma nie raczył się nawet obrócić, całą swoją uwagę skoncentrował na przybyłym.
– Nie jesteś wart mojego zachodu! – warknął, prąc do przodu.
W Hargarze zagotowała się krew, tyle się natrudził i walka miała przejść mu koło nosa? Żadną miarą. Zdrajca zasłużył sobie na śmierć i to on chciał mu ją zadać. Uniósł miecz do góry i nie namyślając się wiele, rzucił nim jak oszczepem.
Urmę dzieliło ledwie kilka metrów od nieznanego smoka, gdy w jego plecy wbiło się ostrze. Solidna klinga przeszyła ciało na wskroś. Wojownik zachwiał się, z jego ust chlusnęła posoka, chwilę później runął na piasek.
– Mógłbym powiedzieć to samo – mruknął rozeźlony Hargar. Miał mokre odzienie, a z nosa lała mu się krew. Nie to go jednak najbardziej denerwowało, tylko myśl, jak niewiele brakowało, by z powodu uciekinierek dał się zabić.
– Musisz ich stąd zabrać i radzę, zrób to niezwłocznie. Nie myśl, że inni tutaj nie przyjdą. – Słowa wyszły z ust nieznajomego smoka, powodując, że Hargar skrzywił się jeszcze bardziej.
Nie odpowiedział. Stanął nad martwym Urmą i opierając stopę o jego truchło, wyciągnął miecz. Dopiero wtedy, trzymając na powrót w dłoni klingę, mogąc się bronić, zerknął na nieoczekiwanego sprzymierzeńca. Wróg czy przyjaciel, nie należało mu ufać.
– Kim jesteś? – zapytał.  Przybyły miał zbyt dobre maniery, by urodzić się na tych ziemiach i zdecydowanie zbyt bogate odzienie.
– To bez znaczenia, ciebie nie powinno tu być. – Obcy wytarł ostrze i schował je do pochwy. Uporządkował odzienie, przygładził ciemne włosy z fioletowymi refleksami. Dopiero wtedy podszedł do ciężarnej i podniósł ją na nogi. Hargar przypatrywał się temu ze zmarszczonymi brwiami.– Dziecko wkrótce się urodzi, a wtedy ona umrze, wiesz o tym. – Zakończył gniewnie swoją wypowiedź.
Hargar zmrużył oczy. Nieznajomy zdecydowanie za bardzo mu sprzyjał.
– Kim jesteś? – powtórzył.
– To naprawdę nie ma teraz znaczenia. – Obcy wyglądał na zirytowanego. – Odfruń stąd, zamelduj na dworze, co widziałeś. Niczego nie… Pomijaj. – Zawahał się chwilę, zerknął na kobietę i dziecko. – Powiedz… Że postaram się im przeszkodzić, może nie uda się mi ich zniszczyć, ale mogę skutecznie uprzykrzyć im życie.
– Poczekaj! – Hargar wyciągnął przed siebie rękę. Nie mieściło mu się w głowie to, co usłyszał.
Nieznajomy tymczasem pchnął ciężarną ku gwardziście i nic sobie nie robiąc z jego protestów, zawrócił do lasu.
– Będą pytać o ciebie, co mam odpowiedzieć?
Sok zatrzymał się na moment, nie odwrócił się jednak.
– Królowi przekaż, co uznasz za stosowne, powiadom jednak hrabiego Kiral, że żyję.
– Lorda Melira? Czemu właśnie jego? – Hargar był jeszcze bardziej zaskoczony. Nieznajomy jednak nie powiedział nic więcej, ruszył przed siebie i chwilę później zniknął między drzewami.
– Znasz go, widziałaś go już wcześniej? – Gwardzista zwrócił się do niewiasty, ale ta była zbyt przestraszona i zbyt mocno skupiona na nasilających się bólach porodowych, by odpowiedzieć na jego pytanie. Hargar zmiął przekleństwo w ustach. Kimkolwiek był ich sprzymierzeniec, w jednej kwestii miał rację, powinni już być w powietrzu z dala od tego miejsca.

Kochani, bardzo przepraszam, że tak długo mnie nie było - sprawy rodzinne. Obiecuję nie znikać i częściej wstawiać posty. Gorąco wszystkich pozdrawiam.

5 komentarzy:

  1. Dziękuję za kolejny interesujący fragment.
    Pozdrawiam serdecznie
    szekla_

    OdpowiedzUsuń
  2. Gdyby nie syn Melira to nie wiem czy uszliby wszyscy z życiem. Bardzo dziękuję za nowy fragment. Pozdrawiam, Meg

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę bardzo, przyznaję, że dla Faviena przygotowałam specjalną rolę w tej pozycji.

      Usuń
  3. W końcu Emiś!!! Normalnie na drugi raz przez kolano Cię przełożę!

    Bardzo ciekawy fragment. I myślę tak samo jak Meg, gdyby nie pewien nicpoty Smok, mogłoby ich już nie być na tym świecie. Oj fajnie się zapowiada ta część. Mam nadzieję, że dziewczynka - siedząca na kamieniu - odegra jakąś znaczącą rolę w historii. Może coś z Paskudą narozrabiają :P No bo gdzie ta super kotka, fajna była i co?... A sama walka z kilerami smokami będzie niezwykle zażarta, niełatwo będzie pokonać te bestie ;/ Wciąż jestem bardzo ciekawa samej wyspy i wszystkich strasznych istot ją zamieszkujących. Bo tym razem naszym Smokom przyjdzie zmierzyć się nie tylko ze zdrajcami swojego rodzaju ale i dziwnymi, przerażającymi istotami.

    Emisia, ściskam mocno i dziękują za super fragment!
    koralgol

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O kotce zapomniałam, przyznaję się bez bicia. Postaram się jednak odszukać to upiorne zwierzę i przewietrzyć jej futerko. Ściskam cię mocno...

      Usuń