czwartek, 8 października 2015

Malos - Rozdział 16_epizod 2



Dyskretne pukanie do drzwi wybudziło ją z bardzo przyjemnego snu. Poruszyła się w miękkiej pościeli, błogi uśmiech pojawił się na jej ustach. Przepełniało ją uczucie zadowolenia i szczęścia. Nie sądziła, że sprawy między nią a Malosem potoczą się w takim właśnie kierunku. Zeszła na ziemię, by uratować chłopca, nie sądziła, że się zakocha.
Myśl o Willu sprawiła, że natychmiast usiadła na materacu. Poczucie winy pojawiło się sekundę później. Zajęci sobą zapomnieli o chłopcu. Zamierzała powiedzieć o tym Malosowi, ale nie było go w pokoju. Z mieszkania za to dochodził zapach kawy i nieco za głośny szmer buciorów. Przyszło jej do głowy, że Malos zazwyczaj nie robił takiego hałasu, ale odpędziła tę myśl jak naprzykrzającą się muchę. Może spieszył się gdzieś i dlatego robił taki zamęt wokół siebie. Musiała jednak przyznać, że kawa pachniała wybornie.
Zsunęła się z łóżka i owijając kołdrą już miała wyjść z sypialni, gdy dotarł do jej uszu nieznajomy głos. Strach natychmiast postawił włoski na jej karku.
– Ubierz się, księżniczko, kawa czeka – zawołał ktoś z kuchni. Serce Santi zabiło mocno. W mieszkaniu był ktoś jeszcze i zdecydowanie nie był to Malos ani tym bardziej Nathaniel. Głos obcego był bardziej niski, nieco chrapliwy, drapiący jej uszy.
Przez chwilę stała spanikowana nie bardzo wiedząc, co powinna teraz zrobić. Nie miała przy sobie telefonu, nie mogła więc zadzwonić po pomoc. Zresztą, kogo miałaby prosić? W Concorze ludzka sieć nie działała, a tu nie miała przyjaciół. Była sama w mieszkaniu małżonki archanioła. Sama z jakimś obcym facetem. Tylko gdzie był Malos?
Nie zdołała wymyślić odpowiedzi, gdyż nieznajomy głośno stukając buciorami zbliżył się do jej drzwi. Lekko, prawie delikatnie zapukał. Zamarła bojąc się poruszyć. W drzwiach nie było klucza, zatem obcy z łatwością mógł wejść do środka i zobaczyć ją nagą okrytą tylko kołdrą. Przerażenie sprawiło, że zabrakło jej tchu.
– Słuchaj, kwiatuszku – zaczął obcy, ściszając głos prawie do szeptu. – Możesz wyjść bez obaw, przysłał mnie Nathaniel, bym cię pilnował.
Przełknęła ślinę. Uwierzyłaby mu, gdyby Malos czy Nat uprzedzili ją, o wizycie skrzydlatego wojownika.
– Nie znam cię – wydusiła z siebie. Starała się by jej głos brzmiał pewnie, obawiała się jednak, że nie bardzo jej to wychodzi. – Nikt mnie nie uprzedził, że zjawi się kolejny anioł.
Odpowiedział jej tylko śmiech. Bardzo donośny i chrapliwy, jakby mężczyzna stojący za drzwiami rechotał z jej słów.
– To nie moja sprawa czy cię uprzedzili, czy nie. Wiedz jednak, że gdybym chciał cię skrzywdzić, wszedłbym do twego łóżeczka gdy spałaś. – Ostatnie zdanie zostało wypowiedziane z lekką kpiną.
Westchnęła, obcy miał rację. Była bezbronna i w zasadzie zdana na jego łaskę. Jeśli więc proponował jej, żeby się ubrała, nie powinna grymasić. Wszak lepiej stawić czoła przeciwnościom losu mając na sobie chociaż majtki niż iść w bój na golasa.
– Daj mi chwilkę, zaraz wyjdę – zawołała. Mężczyzna stojący za drzwiami mruknął coś niezrozumiale i ponownie zniknął we wnętrzu mieszkania. Odczekała jeszcze chwilę i upewniwszy się, że jest sama, sięgnęła po swojej rzeczy. W pośpiechu wkładała bieliznę, spodnie oraz koszulkę. Przelotnie zerknęła na swoje odbicie w niewielkim lusterku stojącym na toaletce obok łóżka. Miała zaróżowione policzki i wyraźnie promienną cerę. Nie wiedziała, czy była to zasługa seksu z Malosem, czy przerażenia, jakie ją przepełniało na myśl o obcym mężczyźnie czekającym na nią w salonie.
Chwyciła za klamkę i zdecydowanym ruchem otworzyła drzwi. Ku jej zdziwieniu nie czaił się na nią w korytarzu, nie było go również nigdzie w zasięgu jej wzroku. Na sztywnych nogach z bijącym sercem poczłapała się do salonu. Od razu go zobaczyła. Wielki jak jakiś olbrzym. Potężny kark i muskulaturę ledwie skrywała czarna koszulka. Liczne tatuaże zdobiły większość nagiej skóry wystającej spod materiału. Miał ciemne włosy, przystrzyżone po wojskowemu. Zwrócony był do niej plecami i chociaż nawet drgnął, wiedziała, że wyczuł jej obecność. W zapale smażył coś na kuchence.
– Siadaj, ptaszyno, jajecznica z boczkiem już prawie gotowa. Nalej sobie kawy, stoi na blacie – zawołał, nie odwracając się do niej.
Stała chwilę zdezorientowana nim w końcu zdecydowała się usiąść na wysokim krześle, zmniejszając tym samym odległość dzielącą ją od obcego. Nie musiała długo na niego czekać, odwrócił się ledwie dwa uderzenia serca później. Trzymając w jednej ręce patelnię z parującą jajecznicą w drugiej łyżkę, przyjrzał się jej krytycznie.
– No, no, kochaniutka. Nat mówił, że drobinka z ciebie, ale tyś istne chucherko.
Pewnie by się roześmiała, gdy tak bardzo się go nie bała. Twarz miał surową, naznaczoną licznymi bliznami. Jedna wyjątkowo paskudna ciągnęła się przez prawą powiekę, aż do szczęki. Santi nie miała pojęcia, jakim cudem zachował wzrok, ale widać miał więcej szczęścia niż na to wyglądało. Podszedł do stolika i położył patelnię na metalowej kratce.
– Nic mi nie powiesz? – zapytał z lekką kpiną.
– Nie jesteś aniołem – wychrypiała. Zarumieniała się gwałtownie, jak tylko zdała sobie sprawę, co zrobiła.
Obcy w odpowiedzi zaśmiał się głośno.
– Przykro mi, że cię rozczarowałem ptaszyno, ale masz rację, nie jestem skrzydlatym – potwierdził jej obawy.
– Kim więc jesteś? – zapytała, zdobywając się na odwagę.
– Zoran – przedstawił się. Wprawnymi ruchami, niepasującymi do jego potężnych dłoni, nakładał jajecznicę na dwa talerze. Zauważył również, że nie nalała sobie kawy. Kręcąc głową napełnił jej kubek.
– Powiedz mi coś więcej? – poprosiła. Jakimś sposobem jej głos odzyskał swoje dawne brzmienie, a mężczyzna stojący przed nią nie wydawał się jej już taki straszny.
– Jestem wilkiem – wyjaśnił, unosząc widelec do góry. Połknął porcję jajecznicy i zamruczał z zadowolenia. – Dobre, chociaż przydałoby się trochę szczypiorku.
Santi wpatrywała się w niego osłupiała.
– Takim prawdziwym...? – zapytała.
Skinął głową.
– Najprawdziwszym, ptaszyno. Nie wyję co prawda do księżyca, ale cała reszta się zgadza. Mam futro, cztery łapy i długi ogon.
– Nigdy nie spotkałam zmiennokształtnego. – Nie widziała, czy powinna go tak nazywać, ale takie określenie widniało w księgach, które czytała jeszcze w Concorze.
Mrugnął do niej porozumiewawczo. Z zapałem pałaszował swoją porcję. Dopiero widząc, że ona nie je, przestał.
– Ostygnie, jak nie zaczniesz machać widelcem – zauważył. – A rozmowa nie zając, nie ucieknie.
Zganiona, posłusznie chwyciła za widelec. Spróbowała jajecznicy i prawie jęknęła z zachwytu. O tak, ten wilk znał się najedzeniu. Dawno nie jadła czegoś równie dobrego. Idealna w smaku, nie za rzadka nie za gęsta. Doprawiona, z chrupiącymi kawałkami boczku.
– Dlaczego przysłał cię Nat? – zapytała, kiedy już zaspokoiła pierwszy głód. Chciała jeszcze zapytać o Malosa, zdecydowała jednak, że z tym pytaniem poczeka. Może wilk sam coś powie.
– Akurat byłem w okolicy, gdy zadzwonił. Powiedział, że idzie na misję i zaproponował mi popilnowanie małej anielicy. – Zoran mówił z zadziwiającą lekkością, jakby zdradzał przepis na szarlotkę.
– A ty się zgodziłeś?
Spojrzał na nią uważnie.
– Ptaszku, nie zrozum mnie źle. Normalnie kazałbym mu spadać, co najwyżej zgodziłbym się na udział w misji, ale kiedy powiedział, że harpie cię nienawidzą i trzeba cię strzec, bo one z radością dobiorą ci się do gardła, zdecydowałem się bez chwili wahania. Nie znoszę tych dziwek i jeśli się tu przypałętają, powyrywam im te małe skrzydełka.
Siedziała oniemiała, ledwie przyswajając słowa wilka. Serce zaczęło bić jej szaleńczo, gdy dotarło do niej, co to wszystko oznaczało. Aniołowie rozpoczęli obławę na harpie.
– A Malos, on też poszedł?
Zoran wzruszył ramionami.
– Jeśli mówisz o tym młodym chłopaczku, to tak. Zabrali go ze sobą. Chociaż nie wiem, po co to zrobili. Bez skrzydeł będzie stanowił dla suk łatwy cel.

2 komentarze:

  1. Nieładnie zrobili nie wtajemniczając w swoje plany Santi. Malos mógł ją obudzić i powiedzieć co się dzieje. Co by się stało gdyby inaczej zareagowała na Zorana, muszę powiedzieć, że podoba mi się ten wilk. Bardzo dziękuję za kolejny rozdział. Pozdrawiam, Meg

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tak, wilczek jest całkiem, całkiem. I może się zdziwisz Meg, ale zjawił się w tej historii całkiem przypadkowo. Nie było go w konspekcie, pisząc ten fragment tak jakoś się zagalopowałam, a potem już samo wyszło. Sama jestem ciekawa, co jak się akcja potoczy. Muszę wymyślić dla niego coś fajnego.

      Usuń