poniedziałek, 19 października 2015

Twierdza Wspomnień - Rozdział 21 _epizod 2



Dopiero wchodząc do kuchni, zdała sobie sprawę jak bardzo była głodna. W biegu sięgnęła słodką bułkę i łapczywie wsuwała sobie małe kawałeczki do buzi. Po namiętnym poranku z Cedricem porządnie zgłodniała. Zapach świeżego pieczywa obudził jej pusty żołądek. Rozejrzała się za winem lub bodaj mlekiem i już miała sięgnąć po dzban, gdy zauważyła, że w izbie zapanowała nienaturalna cisza: kucharze, pomocnicy, służki i cała reszta gawiedzi, czyli wszyscy ci, którzy zazwyczaj znajdowali się w zamkowej kuchni, przyglądali się jej w milczeniu. Musiała im oddać, że potrafili trzymać buzię na kłódkę, choć co poniektórzy ledwie powstrzymywali uśmieszki na jej widok.
Pierwsza nie wytrzymała Ira, młoda służąca. Było to szczupłe dziewczę o silnych dłoniach i bystrym umyśle tak niepasującym do jej wiejskiego pochodzenia. Gerenisse polubiła ją od pierwszej chwili.
– Gdzieś ty się podziewała cały dzień? – zawołała służka z wyrzutem, opierając dłonie na chudych biodrach, przyglądając się gniewnie oblubienicy pana. – Wiesz, jak długo cię szukaliśmy?
Gerenisse przełknęła ostatni kęs i nie spiesząc się, popiła go mlekiem. Nie spodziewała się, że mieszkańcy zamku tak pilnie przyglądają się każdemu jej krokowi. Było to na swój sposób słodkie. Pewnie by się zarumieniła pod ciężarem tak wielu par oczu, gdyby nie była tak dobrą kłamczuchą, a oszustwa nie wypiła z mlekiem matki.
– Coś przegapiłam? – zapytała słodko. – Od kiedy to jestem główną atrakcją tego domu?
– Oj, moja pani, ty się kiedyś doigrasz? – Gajusz, główny kucharz pogroził jej palcem. Potężny mężczyzna, chociaż teraz gromił ją spojrzeniem, miał wielkie serce i Gerenisse musiała przyznać, że nie lubiła go zasmucać.
Zagryzła wargi. W ciągu ostatnich kilku dni mocno zżyła się z mieszkańcami zamku. Jakimś sposobem, ci prości ludzie zaakceptowali ją, traktowali jak swoją. Być może wpływ na to miał fakt, że poprosiła, by nie tytułowali jej „pani” lub „lady”, a może to, iż razem z nimi wypełniała domowe prace. Nie zdawała sobie sprawy, że pomagając w uprzątaniu starych komnat, tak bardzo zyska sobie sympatię mieszkańców Gelar. Kiedy przestała być dla nich gościem z daleka, a stała się częścią rodziny?
– Nie rozumiem, o czym mówisz? – rzuciła, uśmiechając się szeroko do Gajusza. – Byłam z lordem Cedricem. – Jej gest rozbawił większość osób zgromadzonych w izbie. Stare pomocnice poszturchiwały się, a młode służki pąsowiejąc na twarzach, pouciekały na podwórze. Gajusz raz jeszcze pogroził jej palcem, ale i on wyglądał na rozbawionego.
– Młodość – mruknął pod nosem i oddalił się do skrytki po świeże mięso.
Kiedy już wszyscy wrócili do swoich zajęć, Gerenisse skinęła na Irę. Dziewczyna wytarła ręce w fartuch i zbliżyła się do kurellki.
– Spotkajmy się za kwadrans na dworze? – poprosiła.
Służąca potaknęła głową.
– Koło poidła dla koni – uściśliła dla porządku i mrucząc pod nosem, opuściła izbę. W holu rozejrzała się uważnie. Oprócz robotników i kręcących się rycerzy nie zauważyła nikogo podejrzanego. Nikogo, kto mógłby usiłować przeszkodzić jej w tym, co planowała zrobić. Wyszła na zewnątrz, mijając jeszcze w bramie dwóch strażników. Obaj uśmiechnęli się na jej widok i zadziwiające, ale nie było w ich zachowaniu nic niestosownego, czy nachalnego. Przeszła jeszcze parę kroków, gdy dotarło do niej, że odkąd tutaj jest, nikt nie czynił jej nachalnych propozycji, nikt nie usiłował wciągnąć jej w ciemny zakątek, zedrzeć z niej szaty. Mężczyźni, których mijała, przyglądali jej się uważnie, niektórzy nawet pogwizdywali, ale nie próbowano jej zaczepiać. Kłaniano się jej i przepuszczano przodem, jeden z giermków nawet osobiście oprowadził ją po murach zewnętrznych zamku, kiedy spytała, czy mogłaby obejrzeć warownię.
Jedno musiała przyznać, mieszkańcy Gelar byli wyjątkowo przyjaźnie nastawieni do każdego, kto przekroczy próg zamku. Gdzieś w środku wypełniało ją ciepło, jeszcze nie widziała jak je nazwać, obawiała się jednak, że zniknie, gdy tylko za bardzo się do niego przyzwyczai. Tam skąd pochodziła, ludzie nie traktowali się z taką otwartością, łagodność i życzliwość była brana za słabość, zaś kłamstwo i wyzysk był jedyną drogą do sukcesu. Jeszcze do niedawna zdawało jej się, że życie wszystkich wokół tak wygląda, że to najsilniejszy zawsze dyktuje warunki pozostałym.
Jakże się myliła. Nagle dotarło do niej, że całe jej życie było kłamstwem. Rodzina wykorzystywała ją do swoich celów, tłumacząc, że deptanie słabszych tylko wyjdzie jej na dobre. Że w świecie smoków tylko najsilniejszy przeżyje i ogniści wojownicy za nic mają dobre maniery czy dworskie ukłony.
Cedric nie był ani brutalny, ani tym bardziej nie gnębił swoich poddanych. Przeciwnie, troszczył się o nich i przyjmował do swego domu kolejne rodziny uciekające z północy. Jacy byli pozostali smoczy lordowie, nie miała pojęcia. Jeśli jednak przypominali, choć odrobinę Cedrica czy króla Ariela, oznaczało to, że Lamis oszukiwał ją przez całe życie.
Idąc dziedzińcem zerkała na rozległy plac. Dotąd nie przyglądała się mu uważnie. Teraz zauważyła kilka zupełnie nowych budynków. Ukończone mury obronne nadawały warowni stosownej powagi i nawet ona, nieznająca się na budownictwie, musiała przyznać, że wyglądały groźnie. Najbardziej jednak podobały jej się błyszczące i górujące ponad wszystkim dookoła wieże wartownicze. Nigdy dotąd nie zastanawiała się, dlaczego Cedric zaczął przebudowywać zamek, teraz jednak zrozumiała, że być może obawiał się napaści nowych sił kształtujących się gdzieś cichaczem na północy. Trochę ją to martwiło. Mimowolnie przemknęła spojrzeniem po ludziach kręcących się wewnątrz murów i ze zdziwieniem stwierdziła, że jest ich nadspodziewanie dużo: kobiety, mężczyźni, starcy i dzieci. Jedni pomagali przy kończącej się przebudowie, inni po prostu szukali sobie zajęcia. Dzieci biegały, głośno hałasując i jak zawsze psocąc się starszym. Psy ujadały, zachęcone ich psotami. Na ogół jednak panował nastrój rozprężenia. Przeszło jej przez myśl, że to wieśniacy z północy, którzy uciekając przed batem Tollesto, skryli się w Gelar. Tanis wspominał jej kiedyś, że syn buduje dla tych ludzi wioskę za murami, ale dopóki nie zostanie ukończona, ich domem stała się twierdza. To wszystko było piękne, nawet zbyt piękne.
Chłód przemknął po jej ciele, gdy zdała sobie sprawę, jak wyglądałoby życie tych ludzi, gdyby Cedric nie wpuścił ich do warowni. Kiedyś nękani przez Tollesto, dzisiaj drżeliby się przed Favienem. Żółć podeszła jej do gardła na myśl o smoku, a skóra zaczęła swędzieć. Nie chciała myśleć o losie kobiet i młodych dziewcząt. Nie wątpiła, że ludzie Faviena żadnej z nich nie oszczędziliby hańby. Potrząsnęła głową. To nie był dobry czas na tego typu rozważania. W twierdzy, pod czujnym okiem Cedrica byli bezpieczni.
Weszła w podcienia i idąc krużgankiem, starała się nie myśleć o bolesnych sprawach i o tym, jak często musiała odgrywać narzucone jej role. Zarówno Tanis, jak i Cedric, oczekiwali od niej, że będzie sobą. Z trudem się na to zdobyła. Przez chwilę zdawało się jej, że już nie pamięta, kim jest naprawdę.
Ira czekała przy poidle. Gerenisse podeszła do niej, kątem oka zerkając na kamienne naczynie, mimowolnie przypominając sobie kąpiel, jakiej w nim zaznała wspólnie z Cedricem. Nie wiedziała nawet, że się uśmiechnęła, dopóki służka jej tego nie wytknęła.
– Oj widzę, że moja pani naprawdę dziś nie próżnowała – zagaiła.
Gerenisse zmieszała się. Zamiast odpowiedzieć na pytanie dziewczyny, stwierdziła:
– Miałaś mówić mi po imieniu – skarciła służkę.
Ira zachichotała.
– Do przyszłej hrabiny chyba nie wypada mówić po imieniu, zwłaszcza kiedy wszystko wskazuje na to, że zdobyła serce smoka – zaśmiała się.
Gerenisse ponownie się uśmiechnęła, choć ten uśmiech nie dotknął już jej oczu. Gdzieś w środku zalęgło się poczucie winy, że wspólnie z Cedricem okłamali Tanisa i służbę. A Ból, że słowa dziewczyny nigdy nie okażą się prawdą, choć byłyby spełnieniem marzeń Gerenisse, był jeszcze większy.
– Cedric bywa nieprzewidywalny, a moją rękę nie tak łatwo zdobyć. Nie powiedziałam jeszcze ostatecznego słowa – stwierdziła ostrożnie.
Ira ponownie zachichotała.
– Szukałam cię przez pół dnia, byłam nawet w twojej komnacie. Oczywiście nie zastałam cię, ale odgłosy dobiegające z...
– Nie kończ – przerwała jej Gerenisse, po raz pierwszy rumieniąc się. – Nie twoja sprawa, co robię w wolnym czasie.
Ira poprawiła włosy opadające jej na twarz i wcale niezrażona karcącym tonem kurellki, ciągnęła.
– Moja pani, wszyscy się z tego cieszą. Lord Cedric to naprawdę dobry człowiek, sprawiedliwy, oddany ojcu i królestwu. Tylko jakoś do tej pory nie bardzo interesował się kobietami... – Zakończyła swój wywód z dumą, widząc jednak zdziwioną minę Gerenisse, dodała szybko. – To znaczy, interesował się, tylko nie tak na poważnie. Lubił je, ale przed małżeństwem uciekał, jak demon przed światłem.
Gerenisse z trudem utrzymywała powagę na twarzy. Widząc coraz bardziej zakłopotaną dziewczynę, tłumaczącą, że jej pan jest prawdziwym mężczyzną i niczego mu nie brakuje, tylko ucieka przed ożenkiem, miała ochotę parsknąć śmiechem. W końcu zdecydowała się przerwać służce.
– Już dobrze, Iro. Wszystko zrozumiałam i osobiście nie mam zastrzeżeń co do Cedrica. Nie przeczę, że staliśmy się sobie dosyć bliscy, ale to jeszcze nie przesądza sprawy. Bądź tego świadoma i lepiej uprzedź o tym resztę plotkującego towarzystwa. – Subtelną uwagę złajała dziewczynę za rozniesienie po zamku, co się działo w wieży. Nie wątpiła, że do wieczora wszyscy będą już wiedzieli, jakim to zajęciom oddawał się ich pan ze swoją oblubienicą.
Ira przez chwilę wyglądała na smutną, zaraz jednak przypomniała sobie, że to Gerenisse chciała się z nią spotkać, chwyciła pospiesznie kurellkę za rękę.
– O czym chciałaś porozmawiać? – zapytała z przejęciem.
Gerenisse uniosła brwi do góry. Miała ochotę przypomnień wygadanej służce, że jeszcze chwilę temu zwracała się do niej „pani”, a kiedy już chodziło o plotki, traktowała ją jak równą sobie.
– Byłam wczoraj w opuszczonym skrzydle – zaczęła ostrożnie.
Ira skrzywiła się jak po wypiciu spleśniałego piwa.
– Okropne miejsce, co cię tam zapędziło?
Na końcu języka miała, że duch zmarłej hrabiny, ugryzła się jednak w język, nim wypowiedziała te słowa na głos.
– Cedric pokazał mi resztę zamku – skłamała gładko. W pewnym sensie była to prawda. Smok był tam z nią, choć to raczej ona kazała mu tam pójść i zrobiła to z zupełnie innych powodów. Obawiała się jednak, że zdradzając młodej dziewczynie, że jej lord miał kiedyś starszą siostrę, która została zamordowana w jednej z tamtejszych komnat, a jego matka również zginęła w dziwnych okolicznościach, mogłaby przysporzyć młodą kobietę o atak serca.
Ira skinęła głową.
– Podobno pan kazał robotnikom wyremontować tę część. Jak dla mnie mogłaby być zamurowana na wieki. Zawsze mam ciarki, kiedy tamtędy chodzę. Zupełnie jakby coś czaiło się w ciemności.
Gerenisse zmarszczyła brwi. Służka nie miała pojęcia jak blisko była prawdy.
– Cedric zostawił swój dziennik w jednej z komnat – powiedziała ostrożnie, wypatrując reakcji młodej kobiety. Ta jednak rozdziawiła tylko usta. – Chciałam zapytać, czy ktoś ze służby nie znalazł go?
– Dziennik? Lorda Cedrica? – Ira potrząsnęła głową. – Nie widziałam go, nie miałam pojęcia, że w ogóle prowadzi dziennik. Popytam wśród swoich, może ktoś coś będzie wiedział.
Gerenisse skinęła głową. Z trudem skryła zawód.
– Nie słyszałaś żadnych rozmów na temat skórzanej księgi? Nikt się nie chwalił, że ją znalazł? Może Bursa? – Przeszła do drażliwego tematu.
Ira parsknęła, nawet nie kryjąc się z niechęcią do zarządczyni.
– Jeśli starucha go znalazła, nieprędko go odda. Jeśli w ogóle. Lord będzie musiał porządnie nią potrząsnąć, by wydobyć swoją rzecz.
Gerenisse westchnęła. Antypatia do zarządczyni była powszechnym zjawiskiem, nie ułatwiała jednak obecnej sytuacji. Cóż, jeśli Cedric nie dowie się, kto zabrał pamiętnik jego matki, trzeba będzie odwiedzić staruchę.

6 komentarzy:

  1. Kochani, namieszałam przeskakując jeden epizod. Zatem dziś zapraszam na 21_1, poprzedzającą, zejście Gerenisse do kuchni. Miłej zabawy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Za kilka dni ustawię prawidłową kolejność.

    OdpowiedzUsuń
  3. No i tego rozdziału mi brakowało :) ale teraz się zastanawiam czy to rzeczywiście Bursa ma ten pamietnik czy to może Tanie go znalazl....tylko czemu wtedy byłby taki radosny? Noo chyba że dopiero zaczął czytać i jeszcze nie ma nic o zdrajcach i Bursie i się cieszy, że ma wspomnienia ukochanej żony :) Dziękuję Emiś I buziolki :*:*:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, Sławku, jak zawsze za bystry jesteś. Twoje czujne oko nic nie przepuści.

      Usuń
  4. Przeczytałam Wasze komentarze i jestem bardzo zdziwiona, jeżeli to prawda, to tworzysz ciekawą fabułę w iście makiawelskim stylu. Pięknie dziękuję za brakujący fragment. Pozdrawiam, Meg

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzieki Emi jednak na Burse jest tak przebiegla ze to raczej ona Ojciec bohatera czytajac pamietnik raczej nie mial by powodu do radosci pozdrawiam blanka

    OdpowiedzUsuń