piątek, 23 października 2015

Zdrada niejedno ma imię - Rodział 17_epizod 2



Chwycił ją za ramię, zdecydowanym ruchem wciągając w podcienia. Silną ręką zamknął jej usta, uniemożliwiając ucieczkę.
– Milcz! – nakazał jej ostrym głosem, dla podkreślenia wagi swoich słów ścisnął jej ramię tak mocno, że poczuł, aż kości kobiety zaskrzypiały. Czuł jej panikę i strach, usiłowała się wyrwać, ale złapał ją za włosy. – Nie bądź głupią suką! – zagrzmiał. Przepełniała go wściekłość i furia, nad którą usilnie starał się zapanować. Kaptur zsunął się mu z głowy, ale nie przejął się tym za bardzo. Nie miał już czasu na podchody i planowanie akcji.
Uspokoiła się nieco, ale serce w dalszym ciągu waliło jej rozpaczliwie.  Myślała, że tego nie słyszy. Była w błędzie. Wiedział o niej tak wiele, że mógłby zetrzeć ją w proch. Starała się zerkać na boki, szukając pomocy, mimo iż wiedziała, że było to bezcelowe. Ciemność na dworze skutecznie kryła ich przed wścibskimi spojrzeniami. Zapewne żałowała, że wyszła na późny spacer bez towarzystwa. Dla niego żadne z jej rozpaczliwych działań nie miało znaczenia. I tak by ją dopadł.
– Wydałaś mnie szpiegowi króla? – zagrzmiał jej do ucha. Usiłowała potrząsnąć głową, a nie pozwolił jej na to. – Ten suczy syn aresztował moich ludzi – warczał. – Przez chwilę zakładałem, że to twoja sprawa, ale ty przecież nie jesteś aż tak bystra, prawda?
Nie poruszyła się. Niech ją piekło pochłonie, by miała wdawać się z nim w pyskówki. Biernym zachowaniem wkurzyła go jeszcze bardziej.
- Skurwiel, w tej właśnie chwili przesłuchuje moich wspólników. Jeśli ich złamie, wszystko przepadło.
Ponownie się nie poruszyła, ledwie cień nadziei wezbrał w jej sercu. Irmin jednak skutecznie go ugasił.
– Nie mamy czasu do stracenia, dziś w nocy pójdziesz do komnaty króla i zabijesz go.
Szarpnęła się gwałtownie, a smok puścił ją w tej samej chwili.
– Co ty sobie wyobrażasz?! – syknęła, odzyskując rezon. Usiłowała zmierzyć mężczyznę groźnym wzrokiem, za bardzo się go jednak bała. Ze zdziwieniem zauważyła, że nie kryje już przed nią swej twarzy. Zaskoczyło ją jak bardzo przypomina Melira. Był równie szeroki w ramionach, jak lord i jego twarz miała ten sam złocisty odcień co hrabiego Karez. Włosy w kolorze dojrzałej pszenicy nosił splecione w długi warkocz. Krótka bródka idealnie przystrzyżona sugerowała jak bardzo był pedantyczny. To, co go wyróżniało, to oczy, stalowoszare, zimne i przeszywające. Była pewna, że potrafi zabijać bez mrugnięcia okiem i czuje przy tym rozkosz. Tak, ten mężczyzna był przerażający.
– Nie mam czasu na twoje gierki – warknął. Wyciągnął podłużny przedmiot owinięty w czarne i wepchnął go w jej dłonie. – Nie muszę ci chyba mówić, co masz zrobić? – ciągnął.
Pobladła, sztylet, który jej dał, parzył jej ręce przez materiał, albo tak tylko się jej zdawało.
– Nie myśl sobie, że będziesz ze mną pogrywać – kontynuował wzburzonym tonem. Dyszał gniewnie, ledwie panując nad sobą.
– Nie możesz mnie zmusić – głos z trudem przechodził jej przez krtań.
– Naprawdę? – zakpił. – Uważasz, że hrabia Karez nie złamie w trakcie przesłuchania swoich więźniów? Ze smokiem z pewnością się trochę pomęczy, ale pozostali pękną raz dwa.
– Co to ma ze mną wspólnego? – zapytała.
– Sądzisz, że nie wykrzyczą twego imienia na torturach?
Helena cofnęła się o krok. Nagle zabrakło jej powietrza, a świat zaczął wirować. Tego nie przewidziała. Nie sądziła, że on poda im jej imię.
– Wieź się w garść – syknął, podchodząc do niej i potrząsając nią. – Dzisiejsza noc albo sprawy się skomplikują. Zawiedź mnie, a przysięgam, że zginiesz najpaskudniejszą śmiercią, jaką potrafisz sobie wyobrazić.
– Moje życie i tak jest już skomplikowane – powiedziała, odpychając go.
Wzruszenie ramion było jedyną odpowiedzią mężczyzny.
– Kogo to obchodzi? – mruknął, zbierając się do odejścia. – Jesteś jedną z nas i nie zapominaj o tym. Przybyłaś z północy, a oni nigdy cię nie zaakceptują. Dla nich zawsze będziesz przybłędą i zagrożeniem. – Irmin obrócił się na pięcie i odszedł.
Helena została sama, oddychając szybko. Strach i rozpacz przelewały się przez nią. Smoczyca wewnątrz niej powarkiwała nerwowo, odsłaniając zęby, marząc, by zatopić kły w szyi zdrajcy.
Co miała teraz zrobić? Pójść na skargę? I co niby mogła powiedzieć? Że obcy smok nęka ją i każe zabić króla? Nie znała jego imienia, nie wiedziała skąd pochodził i co łączyło go z zamkiem. Myślała, że zdoła to odkryć i w ten sposób ukrócić jego zapędy. Myliła się. Teraz bardziej niż spiskowca bała się, co schwytani przez Melira ludzie powiedzą. Czy faktycznie mogli ją wydać, oskarżyć o udział w spisku? Ta myśl wydała jej się wyjątkowo obrzydliwa. Najbardziej jednak obawiała się, że białowłosy lord uwierzy w te pomówienia.
* * *
Wytarł pokrwawione ręce w płótno i dopiero wtedy spojrzał na swego więźnia. Obecnie zdrajca bardziej przypominał kawałek mięsa niż ludzką istotę.
Nogi odmówiły mu posłuszeństwa już kilka godzin temu, wisiał teraz bezwładnie, opierając cały ciężar na skutych nadgarstkach. Łańcuch, na którym go powieszono, wydawał skrzypiące dźwięki, kiedy Melir bił spiskowca. Ramiona mężczyzny wygięły się niebezpiecznie do tyłu, grożąc wyłanianiem.
Hrabia Karez odrzucił w kąt szmatę i marszcząc brwi, podszedł do smoczego wybrańca. Chwycił go za ciemne, teraz obficie zlane krwią włosy i odchylił jego głowę do tyłu.
– Zdajesz sobie sprawę, że twoje milczenie jest bezcelowe? – Starał się mówić spokojnie, na chłodno nakłonić więźnia do złożenia zeznań. W głębi duszy jednak wiedział, że nic nie zdziała. Niezwykle trudno było złamać smoka, za to o wiele łatwiej go zabić w trakcie tortur.
Pojmany spojrzał na niego spod posiniaczonych powiek. Ze złamanego nosa i popękanych warg obficie lała się krew.
– Niczego się nie dowiesz – zacharczał.
Melir puścił jego głowę i zaczął krążyć wokół zwisającego ciała.
– Może źle przedstawiłem ci sytuację – kontynuował. – Nie walczysz teraz o życie, tylko o łagodniejszą formę śmierci. Wiesz, w jaki sposób potrafimy karać zdrajców, opowieści o pohańbionych smokach zapewne nieraz słyszałeś. Chcesz dołączyć do ich grona? Nigdy nie wejść w smoczym wcieleniu w zaświaty?
Więzień drgnął nieznacznie i Melir uśmiechnął się okrutnie. Zadziwiające jak wielu smoczych wybrańców bało się rozdzielenia ze swoją bestią. Śmierć nie zdawała się im tak straszna, jak myśl, że przekroczą bramy wieczności w ludzkiej postaci.
– Twoi przyjaciele nie są tacy jak ty – ciągnął niezrażony. – Jestem pewien, że przy użyciu odpowiednich środków będą bardziej rozmowni.
Jeniec ponownie nie zareagował, choć Melir poczuł, jak jego ciało napina się ze złości. Tak, musiał zdawać sobie sprawę, że jego wspólnicy zaczną sypać.
– Jak myślisz, co nam powiedzą? – kpił Melir. – A może już zaczęli składać zeznania? – zauważył z pozorną obojętnością. Minął więźnia i podszedł do krat. W wąskim korytarzu stało kilku gwardzistów i z ponurymi minami przyglądali się przesłuchaniu. Z ich min łatwo było wywnioskować, że do niedawna byli przyjaciółmi schwytanego. Teraz z niekłamaną furią patrzyli na jego koniec.
Hrabia nie zabraniał im patrzeć, przeciwnie zależało mu, by jak najwięcej spośród tych, co mieli chronić króla, przekonało się, jaki los spotka buntowników, gdy wpadną w ręce Melira. Zdrajców czekał tylko jeden los.
Wszystkich bez wyjątku. Krzyki, które jeszcze kilka chwil temu dobiegały z końca korytarza ucichły jak ucięte nożem. Co mogło oznaczać, że kupiec, którego schwytał razem ze smokiem, zaczął mówić, albo umarł jak jego kamrat. Smok zmarszczył brwi. Gdyby wiedział, że handlarz będzie miał przy sobie fiolkę z trucizną, inaczej rozegrałby przesłuchanie. A tak, ledwie zaczął zadawać pytania, jeniec zrobił się blady i chwilę później gęsta piana wypłynęła z jego ust, a ciało wykręcone w agonii ciało zawisło na kajdanach. Nawet nie usłyszał, kiedy przegryzł fiolkę z trucizną. Kupiec wolał umrzeć niż zdradzić swoich kamratów. Bojąc się, że drugi zachowa się podobnie, kazał wpierw go przeszukać i zajrzeć mu w każdą dziurę, dopiero wtedy pozwolił jednemu z ludzi króla przepytać handlarza. Sam udał się do celi smoczego wybrańca. Przesłuchiwanie silnego gwardzisty o wiele bardziej było mu w smak niż straszenie kruchych i strachliwych ludzi.
***
Chodziła w tę i z powrotem po swojej komnacie. Dłonie pociły się jej tak mocno, że co kilka chwil musiała je wycierać w spódnicę. Nerwowo zerkała na drzwi komnaty, niepewna co za chwilę się wydarzy. Strach dławił ją tak bardzo, że ledwo miała siłę oddychać. Sztylet ukryty w kieszeni ciążył jej niczym kamień. Zdawało jej się, że za chwilę oszaleje. Nagłe pukanie do drzwi sprawiło, że podskoczyła gwałtownie. Z trudem uspokoiła oddech, niestety, nad drżeniem rąk nie była w stanie zapanować.
Drzwi do komnaty otwarły się i w progu stanęła Rilla.
– Dobrze, że jeszcze nie śpisz – powiedziała cicho. – Jej Wysokość chciała nas zobaczyć nim sama uda się na spoczynek.
Helena przełknęła nerwowo ślinę. Nie była w stanie nic odpowiedzieć, więc tylko skinęła głową i ruszyła za przyjaciółką. Mijani po drodze rycerze przepuszczali je bez słowa, ale Helenie zdawało się, że mierzą ją karcącym wzrokiem, że wiedzą, iż planuje zabić władcę. Czekała, aż ktoś ją powstrzyma, aż czyjaś silna dłoń zaciśnie się na jej ramieniu. Nic takiego jednak nie miało miejsca.
Zatrzymały się przed sypialnią królewską, a Rilla cichutko zapukała.
Zdecydowane „wejść” dobiegło ze środka i kobiety szybko wsunęły się do komnaty. Skłoniły się przed monarchinią. Jej Wysokość siedziała przed lustrem i rozczesywała włosy. Ubrana w nocną szatę, zdawała się jeszcze mniejsza i drobniejsza.
– Pani, w czym możemy ci służyć? – zapytała Rilla. Helena stała sztywna, nie mogąc wydobyć z siebie głosu. Wzrokiem ostrożnie przebiegała po komnacie. Oprócz sporych rozmiarów łoża, toaletki Jej Wysokości, niewielkiego stołu i kilku foteli, sypialnia nie posiadała żadnych wyjątkowych udogodnień. Złoto nie kapało ze ścian, a szlachetne kamienie nie zdobiły każdego mebla. Wyglądała bardzo zwyczajnie, można wręcz rzec bardzo przytulnie, jak typowa alkowa małżonków pragnących dzielić ze sobą nie tylko łoże, ale i życie.
Króla nie było w izbie i Helena uspokoiła się nieco. Obecność monarchy zdenerwowałaby ją jeszcze bardziej.
– W związku z tym, co wydarzyło się dziś po południu, chciałbym prosić was o szczególną ostrożność. – Jej Wysokość odłożyła szczotkę i spojrzała na swoje damy dworu.
– Moja pani co w zasadzie się stało? – Rilla wyglądała na zaniepokojoną.
Elena westchnęła.
– Hrabia Karez pojmał trójkę spiskowców, właśnie ich przesłuchuje. – Nie musiała dodawać, że przesłuchanie było niczym więcej jak wydobywaniem zeznań poprzez tortury.
Helena wzdrygnęła się mimowolnie. Czyją Melir również by ją torturował? Czy biłby ją jak Favien?
– Coś już wiadomo? – dociekała Rilla.
Władczyni pokręciła głową.
– Nie i nim to nastąpi, proszę byście miały baczenie na dwórki. Boję się, że mogą zrobić coś… nieprzewidzianego.
Rilla zamrugała zaskoczona, ale Helena bezbłędnie odczytała obawy królowej.
– Lękasz się pani, że twoje podopieczne mogą powiadomić rycerzy o tym, co się dzieje? - zapytała.
Królowa ponownie westchnęła.
– Wiele dwórek związało swój los z gwardzistami. Nie mogę mieć im tego za złe. Jednak, wśród pojmanych był jeden z rycerzy króla. Nie możemy wykluczyć, że może być ich więcej.
– Zajmiemy się tym – zapewniła gorąco Rilla. – Porozmawiamy z dwórkami, żadna z nich nie opuści zamku, póki nie będziemy mieć pewności, że jest bezpiecznie.
Jej Wysokość wyglądała na zadowoloną, jeszcze chwilę się nad czymś zastanawiała, ale widać nie było to nic ważnego, gdyż sięgnęła po kartkę papieru leżącą na toaletce obok szczotki.
– Jest coś jeszcze, dziś przyszedł list z Querm.
Rilla spięła się natychmiast. Z jej twarzy odpłynęły wszelkie kolory.
– Coś się stało? Z Khariną, dzieckiem? – wychrypiała. Jej siostra bliźniaczka wyszła za mąż za barona Querm i oczekiwała jego dziecka.
Elena uśmiechnęła się lekko.
– Przeciwnie, baron poinformował nas, że urodził się mu dziedzic. Dziecko jest zdrowie, a jego mama czuje się dobrze. Sama zobacz, Do ciebie również posłaniec przyniósł list. – Królowa podała dwórce zapieczętowaną wiadomość.
Rilla drżącą ręką odebrała papier. Otworzywszy go, zaczęła szybko przebiegać wzrokiem kolejne linijki tekstu. W miarę jak czytała, na jej twarzy pojawiał się coraz szerszy uśmiech. Jej Wysokość również wyglądała na odprężoną, co kilka chwil wtrącała jakieś słówko dotyczące rodziny barona Querm. Helena stała nieco z tyłu pozostawiona sama sobie. Nie zwracano na nią uwagi i to była jej wymarzona szansa. Tylko krok dzielił ją od łoża królewskiej prawy. Serce biło jej szybko, kiedy robiła ten jeden krok. Prawą ręką sięgnęła do kieszeni sukni i namacała sztylet. Zacisnęła dłoń na bogato rzeźbionej rączce. Ani na moment nie spuściła wzroku z twarzy władczyni.
„Teraz albo nigdy” – przeszło jej przez myśl, kiedy wyciągała ostrze.

5 komentarzy:

  1. No nie chyba Helena nie będzie tak głupia i nie popełni tego co zamierza. Cały czas mam nadzieję, że wyzna prawdę jak nie Melirowi to królowej. Cieszę się, że Rilla ma zdrowego siostrzeńca. Bardzo dziękuję za nowy rozdział. Pozdrawiam, Meg

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Helena jest w bardzo kłopotliwej sytuacji i prawdę mówiąc nie zazdroszczę jej ani odrobinę. Stała się narzędziem w rękach zamachowców, a to paskudna rola. Czy Melir będzie interweniował? Przekonacie się niebawem.

      Usuń
  2. Dziekuje Emi ale prosze nie obarczac wina zamachowców - to Twoja robota tak stopniujesz napiecie i jeszcze przerywasz w takim momencie oj lubisz sie znecac nad " niewinnym " czytelnikiem nic dziwnego ze nie mozna sie oderwac id tego co piszesz udanego weekendu blanka

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam nadzieję, że wyciąga ten sztylet żeby go pokazać i wyznać prawdę Elenie....chyba aż tak głupia nie jest ....a jeśli spróbuje to nie ma litości i usprawiedliwienia dla niej tylko śmierć Dziękuję Emiś I buziolki :***

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam nadzieję, że wyciąga ten sztylet żeby go pokazać i wyznać prawdę Elenie....chyba aż tak głupia nie jest ....a jeśli spróbuje to nie ma litości i usprawiedliwienia dla niej tylko śmierć Dziękuję Emiś I buziolki :***

    OdpowiedzUsuń