czwartek, 19 maja 2016

Zdrada niejedno ma imię - Rozdział 24_epizod 1




Kolana trzęsły się pod nią, kiedy wchodziła do karczmy. Starała się nie pokazać po sobie jak bardzo się boi i chociaż robiła dziarską minę, miała wrażenie, że wszyscy dostrzegają jej zdenerwowanie. Dwa dni czekała na wiadomość od szewca, czas dłużył się nie miłosiernie, a ona wpadała w coraz większą rozpacz. Co jeśli Irmin uznał jej żądania za absurdalne i nie zgodził się umówić z resztą swoich wspólników? Zarówno Melir, jak i Cedric zapewniali ją, że nie ma się czego obawiać, gdyż spiskowcy bez niej nie są w stanie dostać się w pobliże króla i tym samym zrealizować swego plan obalenia władcy.
Odczekała kolejny dzień, nim poszła do Ernesta. Jasnowłosy smok już czekał na zapleczu i nie krył wściekłości, że zwlekała z przyjściem. Zadziwiające, ale ten wybuch gniewu nie zrobił już na niej takiego wrażenia jak kiedyś. Dawniej obawiała się zostać z tym mężczyzną sam na sam. Teraz wydawał jej się żałosny. Nastawiony na zabicie monarchy, zgodziłby się na wszystkie jej warunki, byle tylko osiągnąć swój cel. Wolno cedząc słowa, powiedział, że jego przyjaciele spotkają się z nią jutro wieczorem w gospodzie „Pod czerwonym smokiem”. Oczywiście miała zachować ostrożność i nikomu nie mówić o miejscu spotkania. Zagroził nawet, że ją zabije, jeśli się wygada. Ponownie, jego groźby wydały się jej błazenadą zdesperowanego człowieka.
Ustaliwszy z Melirem plan działania z poszła do tawerny. Cedric miał mieć na nią baczenie w oberży i powiadomić hrabiego Karez, gdy sytuacja wymknie się spod kontroli. Starając się zachować spokój zajęła miejsce przy pustym stoliku. Ostrożnie rozejrzała się po sali. Lord Gelar siedział przy barze i wolno sączył piwo.
– Co podać? – służka pojawiła się niespodziewanie, zasłaniając jej widok na smoka. Była to krępa kobieta o spoconej twarzy. Fartuch, który okrywał jej znoszoną suknię, był brudny i zachlapany resztkami jadła. Na zmęczonej twarzy malowała się obojętność, patrzyła na smoczycę, ale tak naprawdę wcale jej nie widziała. – Mamy jeszcze sporo baraniny, jest udziec wieprzowy... – zaczęła wyliczać na placach.
Helena przerwała jej machnięciem ręki.
– Dziękuję, czekam na kogoś.
Służka mrucząc pod nosem, obróciła się na pięcie i podreptała na zaplecze.
W oberży nic specjalnego się nie działo. Pora była co prawda późna i coraz więcej osób schodziło się na wieczorny posiłek, jednak mimo zwyczajnego rozgardiaszu nie można było dostrzec nic dziwnego. Ludzie i smoki siedzieli przy swych stołach, a dziewki roznosiły jadło. Piwo i wino lało się strumieniami. Gdzie nie gdzie słychać było jakiś podniesiony głos lub śmiech. Poza tym jednak było spokojnie.
Nagle drzwi skrzypnęły i do gospody wszedł postawny mężczyzna. Jego ogorzała od słońca twarz, naznaczona wieloma bliznami nadawała mu wręcz upiorny wygląd. Nie był smoczym wybrańcem, ale szerokie ramiona i groźne spojrzenie sprawiały, że większość osób wolałaby trzymać się od niego z daleka. Zbir nie był sam, ciągnął za sobą drobną kobietę. Niewiasta szarpała się i wiła, za wszelką cenę usiłując wyrwać rękę z uścisku najemnika. Ten jednak nic sobie nie robił z jej protestów. Pociągnął opierającą się dziewkę ku schodom.
Helenie zakręciło się w głowie, a strawa, którą zjadła kilka godzin temu podeszła do gardła. Nie miała wątpliwości, jaki los czekał młódkę. Chciała coś zrobić, podbiec do łotra i uwolnić dziewczynę, by przerwać to, co za chwilę miało się wydarzyć. Wszystko w niej się burzyło i krzyczało na tak jawną niesprawiedliwość, zwłaszcza że nikt inny z sali nie raczył się ruszyć. Ludzie siedzieli przy swoich stolikach, zajęci rozmową i pijaństwem. Los biednej istoty nic ich nie obchodził.
Helena nie zamierzała odpuścić, zaczęła nawet podnosić się z miejsca, ale gniewne spojrzenie Cedrica usadziło ją w miejscu. Twarz lorda z Gelar płonęła z gniewu, smok zaciskał dłonie w pięści, ledwo panując nad sobą. On również zauważył dziewczynę i podobnie jak Helena wiedział, co należało zrobić, zachował jednak spokój. Przybyli do tego miejsca w innym celu. Ingerencja na piętrze zniszczy plan schwytania spiskowców. Zostali zatem oboje na swoich miejscach, świadomi, że być może bezpieczeństwo króla zostanie okupione bólem i łzami porwanej niewiasty.
Helena oddychała szybko, starając się uciszyć przebudzoną smoczycę, domagającą się w tej chwili krwi łotra. Trudno jej było zapanować nad ognistą naturą, szczególnie gdy zgadzała się z głodem krwi swej towarzyszki. Siedziała zatem, patrząc tępo na swoje dłonie, wmawiając sobie, że nic się nie stało, że przybyła tu w innej sprawie. Jednak zapłakana twarz dziewki ciągle stała jej przed oczami.
Z głębi sali wyszedł potężny mężczyzna i podszedł do Heleny. Fartuch, który miał zawiązany w pasie świadczył, że pracował w gospodzie, coś jednak w sposobie jego bycia mówiło dziewczynie, że nie był zwykłym pomocnikiem.
– Jestem Tramal. – Nieznajomy przedstawił się. Z bliska dostrzegła w nim to, co umknęło jej w pierwszej chwili. Szerokie ramiona i wyrazisty kolor oczu świadczyły, że niewątpliwie płynęła w jego żyła smocza krew. Prawdopodobnie było jej jednak zbyt mało, by mógł nazwać siebie wybrańcem.
Nie odpowiedziała na powitanie, zamiast tego czekała, aż zaprosi ją na spotkanie.
Skrzywił się lekko, co tylko uświadomiło jej, że zakładał, iż będzie się przed nim płaszczyć. Kiedy kilka minut później nadal tego nie zrobiła, chrząknął i powiedział:
– Ludzie, z którymi chcesz się spotkać, czekają w dębowej sali.
– Zaprowadź mnie zatem do nich – zażądała.
Poprowadził ją na tyły gospody, do wydzielonej izby, zamkniętej przed wścibskimi spojrzeniami. Karczmarz zapukał trzy razy i nie czekając na odzew złapał za klamkę. Wpuścił Helenę przodem, sam nie wchodząc do pomieszczenia. Drzwi zamknęły się za dziewczyną, odcinając ją od Cedrica, zostawiając sam na sam ze spiskowcami. Smoczyca przełknęła ślinę. Nie zamierzała się poddać ani tym bardziej udawać, ofiary. Przez całe swoje życie mieszkała z ludźmi Tollesto, groźnymi, nieznającymi strachu, biorącymi wszystko na co mieli ochotę. Ci tutaj byli tylko nędznymi namiastkami tamtych, odrażających potworów z północy.
Dziewięć par oczu wpatrywało się w nią badawczo, lustrując od stóp do głów kobietę, która miała w ich imieniu zabić króla.
– Mam nadzieję, że wiecie, kim jestem – zawołała. Starała się zapamiętać ich twarze, by w razie niepowodzenia akcji, móc ich opisać. Wśród spiskowców było troje smoków, co najmniej dwóch gwardzistów, krasnolud. Resztę stanowili ludzie, zapewne kupcy i rzemieślnicy. – Obiecałam pomóc spełnić wasze marzenie i dotrzymam słowa. By to jednak zrobić muszę wiedzieć, z kim mam do czynienia, i co się z tym wiąże muszę wam zaufać.
– Mówisz o zaufaniu, kobieto, a skąd my mamy wiedzieć, czy ty jest godna naszego zaufania?
 Smoczy wybraniec siedzący koło karła wymierzył w Helenę mięsisty palec. Mężczyzna miał niski głos, typowy dla szlachetnego urodzenia. Ciemnobordowe włosy z lekką domieszką bieli nosił krótko przycięte przy skórze. Brwi ściągał groźnie, zaś usta wydymał z niesmakiem. Sprawiał wrażenie kogoś, kto gotów jest rzucić się jej do gardła, ale ona wiedziała, że to tylko poza. Był równie zaskoczony jej przybyciem, jak pozostali. Chciał ją zastraszyć i zmusić do uległości. Nie przejęła się jego słowami ani tym, że pozostali zgodnie potakiwali głowami. Tylko jasnowłosy smok siedzący na końcu stołu z zadziwiającą powagą bębnił palcami w blat stołu.
Helena zrobiła dwa kroki, zbliżając się odrobinę do spiskowców. Raz jeszcze zmierzyła ich uważnym spojrzeniem. Potem ostrożnie uniosła ręce i zsunęła kaptur z głowy, pozwalając nieznajomym przyjrzeć się jej twarzy. Nim zaczęli szeptać, zawołała:
 Jestem Helena Orwel przybrana córka hrabiego Hewarra Tollesto. Wychowałam się w Awer u boku tego, którego chcieliście wiedzieć na tronie Kirragonii. Jeśli ja nie jestem godna zaufania, to kto jest?
Jej słowa wywarły na obecnych piorunujące wrażenie. Niektórzy zaczęli uderzać pięściami w stół, inni gwizdać, a jeszcze inni zerwali się z miejsc i podbiegli do niej, by uściskać. Nawet jasnowłosy smok, którego Helena znała od dawna zdawał się poruszony jej wyznaniem. Do tej pory podejrzewał, że pochodziła z północy, nie miał jednak pojęcia jak blisko była Tollesto.
Kiedy wrzawa ucichła, karzeł chrząknął i jako pierwszy zrobił to, na co dziewczyna tak bardzo czekała.
– Burniel Bras, pochodzę z Lahmar. – Przedstawił się, a inni natychmiast podążyli za jego przykładem.
– Roma, handlarz z Farrander.
– Gamir Holle, kupiec i mieszczanin ze stolicy.
– Kar wer Lorgul, a to mój brat Tor. – Smok, który jako pierwszy zaczepił Helenę przedstawił siebie i swego krewniaka. Dziewczyna skrupulatnie odnotowała w pamięci jego imię. Pozostali zdrajcy również podawali jej swoje imiona i miejscowości, z których pochodzili, dodając czym się zajmowali. Ją jednak interesował jasnowłosy mężczyzna. Od pierwszych chwil, wiele tygodni temu, starał się ją upokorzyć i zmusić do posłuszeństwa. Melir przyrzekł, że szczególnie się nim zaopiekuje.
– Irmin an Kastel – powiedział w końcu, a ona z trudem opanowała radość. Teraz kiedy już mogła przypisać mu konkretne imię, wiedziała, kogo obarczyć główną odpowiedzialnością kierowanie spiskiem. Nigdy nie wątpiła, że to właśnie on dowodził zgrają rzezimieszków, roszczących sobie prawo do decydowania o losie Kirragonii.
– Wykazaliście się wielką odwagą przychodząc tutaj i decydując się stanąć twarzą w twarz ze mną. – Zauważyła.
– Głęboko wierzymy, że jest tylko jeden ród, którego potomkowie mogą zasiadać na tronie naszego królestwa. – Kar rzucił ostro, a pozostali zgodnie pokiwali głowami.
– Poświęciliśmy tej sprawie całe życie. – Dodał kupiec Gamir.
– Czy możesz to zakończyć? – zapytał Burniel. Po słowach karła zapadła ciężka cisza.
Helena podeszłą do stołu. Mężczyźni siedzieli, a ona spoglądała na nich z góry.
– Mogę i zrobię to – powiedziała. Głos ściszyła do szeptu, a oni jak na komendę pochylili się nad blatem, starając się nie uronić ani jednego jej słowa. – Ja również mam dość tej przepychanki, zwłaszcza że proces naszego towarzysza dobitnie pokazał, iż władca nie jest godzien pełnić swych obowiązków.
– Bękart nie potrafił go nawet osądzić! – Tor splunął na podłogę, a jego brat uśmiechnął się okrutnie.
– To nie władca, tylko marionetka w rękach lordów – dodał Roma.
Helena tylko potakiwała głową, pozwalając wyżalić się niezadowolonym mieszkańcom. Smoczyca wewnątrz niej powarkiwała, nie zgadzając się z ani jednym słowem, drapiąc ciało Heleny, domagając się uwolnienia. Wszystkie te obelgi znały na pamięć, przez całe swoje życie słysząc je najpierw pod adresem poprzedniego monarchy, potem jego namiestnika Amara, a w końcu Ariela. Zmanipulowani przez Tollesto chcieli widzieć tylko jego na tronie królestwa i nawet śmierć hrabiego nie potrafiła odwieść ich od tej decyzji. Teraz sądzili, że skoro Hewarr miał syna, jemu należał się tron. Gdyby wiedzieli, jaką krwiożerczą i pozbawioną wyższych uczuć bestią jest Thargar, nigdy w życiu nie pomyśleliby nawet o zabiciu Ariela.
Prawda była taka, że zdaniem dziedzica Tollesto w Kirragonii powinni mieszkać tylko smoki, wszystkie inne rasy należało wybić, wypędzić albo zniewolić.
– Mówisz, że zabijesz króla, zdradź zatem, jak planujesz to zrobić? – pytanie zadał Irmin. Smoczy wybraniec uśmiechał się cynicznie, jawnie kwestionując możliwości kobiety.
– Na pewno nie w taki sposób, w jaki twoi ludzie usiłowali ostatnim razem pozbyć się władcy. – Odcięła się natychmiast. W izbie zaległa cisza, a oczy wszystkich zebranych skupiły się na Helenie. – Od dawna nieudolnie usiłujesz zniszczyć monarchę. Czym to się kończy, wszyscy wiemy. Wystarczy wspomnieć ostatni pożar... – zawiesiła znacząco głos. – Dawno nie widziałam takiej kompromitacji.
– To ty miałaś zabić królową i zawiodłaś! – warknął smok.
Helena spojrzała na Irmina, po jej ustach błąkał się kpiący uśmieszek.
– Nie zabieram się za nic, czego nie mogę dokończyć. Służący, których przekupiłeś, zaprószyli ogień.
– Twierdzisz, że to moja wina? – Irmin zerwał się z miejsca. Chciał podbiec do smoczycy, ale Kar złapał go za ramię.
– Pozwól jej mówić, jestem ciekaw, co się faktycznie wydarzyło?
Warcząc Irmin usiadł z powrotem na miejscu, a Helena kontynuowała swoją opowieść, mówiąc dokładnie to, co wcześniej ustaliła Melirem, by podważyć zaufanie do ich przywódcy, a jednocześnie utwierdzić ich w przekonaniu, że bez niej sobie nie poradzą.
– Planowania zamachu na tron nie można zaczynać od zabicia księcia. Daliście się podejść, najłatwiejszy plan nie zawsze jest najkorzystniejszy. Atakując Eleara zwróciliście na siebie oczy monarchy. – Wyliczała metodycznie wszystkie błędy spiskowców. – Po tak nieudanej akcji musieliście zacząć się ukrywać.
– To nie tak miało wyglądać! – warknął przez zęby Irmin. – Plan był inny. Niestety, ludzie, których tam posłałem spartaczyli zadanie i zamiast wejść do królewskiej komnaty poszli po księcia.
– Właśnie o tym mówię – zaśmiała się. – Ludzie, którymi się posługujesz niszczą twoje plany.
– Z twoich słów wynika, że tobie pójdzie lepiej – syknął smok, a pozostali uczestnicy wlepili w nią chciwe spojrzenia.
– W przeciwieństwie do ciebie, mnie królowa zna i darzy sympatią. Bez trudu zostanę z nią sam na sam, resztę możecie sobie dopowiedzieć.
– A co z Arielem? – dociekał Kar.
– Monarchowie dzielą wspólną sypialnię, wystarczy zaczekać, aż przyjdzie. Nim się zorientuje, że jego żona nie żyje, będzie za późno.
– No nie wiem... – Irmin udał, że się zastanawia. – Król nie jest głupi. To silny mężczyzna, a ty jesteś kobietą. Nie pokonasz go.
– Wcale nie powiedziałam, że to zrobię. Mam w zanadrzu kilka sztuczek. Ból po stracie Eleny bardzo go osłabi, a ja wiem jak to wykorzystać.
– To co mówisz jest bardzo piękne, ale nie trudno też zauważyć, że twój plan może się nie powieść. – Zoran był bardzo sceptyczny wobec smoczycy.
Helena ziewnęła ostentacyjnie.
– Musicie mi zaufać. Nic nie ryzykujecie, to ja narażam swoje życie.
– Jesteś na to gotowa? – zapytał Irmin.
– Gdybym nie była, nie przyszłabym tutaj. – Skwitowała ostro. Sięgnęła do płaszcza i ponownie zarzuciła kaptur na głowę. – Żegnam was panowie. Na mnie już czas. – Obróciła się na pięcie i nie dając mężczyznom szansy na zatrzymanie jej, podeszła do drzwi. – Nasłuchujcie wieści z zamku. – Rzuciła jeszcze nim wyszła z izby. Serce biło jej mocno, gdy szła korytarzem. Szczęściem nikt nie pobiegł za nią, nikt też nie usiłował jej zatrzymać. Ponownie weszła do głównej sali gospody. Cedric ciągle siedział przy barze. Spojrzał w jej stronę, a na jego twarzy odmalowała się ulga.
Przechodząc obok niego szepnęła.
– Są wszyscy, możecie zaczynać.
Tyle wystarczyło. Lord zeskoczył z wysokiego krzesła i podszedł do drzwi wejściowych. Otworzył je gwałtownie i zagwizdał. Chwilę później do karczmy wpadła gromada smoków, na ich czele biegł hrabia Karez. Goście w gospodzie zaczęli wstawać się ze swoich miejsc, zaskoczeni zbrojnym wejściem gwardzistów. Kilkoro nawet sięgnęło po miecze, ale Melir ostudził ich zapał.
– Mordy w kubeł i nie ruszać się z miejsc, inaczej wszystkich aresztuję! – wrzasnął. Do Cedrica zaś rzucił: – Gdzie?
– Izba na tyłach. – Rudowłosy smok już szedł w tamtym kierunku.
Melir ruszył za nim, wcześniej jednak złapał Helenę za rękę.
– Zostań tutaj – szepnął z uczuciem.
– Karczmarz również należy do spisku – powiedziała. Starała się być dzielna, ale jej odwaga skończyła się w chwili, kiedy opuściła komnatę pełną zdrajców.
Lord skinął ręką i dwoje gwardzistów pomknęło do kuchni. Wrzaski i krzyki dobiegające z zaplecza potwierdziły, że znaleźli tego, kogo szukali.
Melir wpadł do izby, w której spiskowcy ciągle jeszcze dyskutowali o propozycji kobiety z blizną na twarzy. Wtargnięcie strażników pod dowództwem białowłosego smoka wywołało popłoch wśród rozmawiających. Część zebranych od razu podniosła ręce i zaczęła błagać o litość, inni wpadli w panikę, wrzeszcząc wniebogłosy, smoki nie prosiły, tylko sięgnęły po broń.
Twarz Irmina przybrała ciemniejszy kolor. Wściekłość buzowała mu pod skórą, ogień płonął w oczach.
– Suka zdradziła nas! – ryknął ile sił w płucach. Z odsłoniętym orężem ruszył na Melira.
Pomieszczenie było zbyt małe, by stoczyć prawdziwą walkę, toteż mężczyźni wpadali na siebie nieustannie. Jednak to gwardziści uzbrojeni w krótsze miecze sprawniej uporali się z opornymi. Nie obyło się bez ran, krew tryskała na boki, brudząc wszystko wokół. Kilka minut później, po intensywnej i brutalnej walce, wszyscy spiskowcy leżeli na podłodze. Kilkoro z nich miało już nigdy się nie podnieść. Melir pochylił się nad jasnowłosym smokiem i chwycił go za długi blond warkocz.
– Osobiście się tobą zaopiekuję – rzucił groźnie. – Będziesz przeklinał dzień, w którym postanowiłeś zastraszyć Helenę.
Cedric nie czekał, aż gwardziści i Melir skończą walczyć. Wybiegł z izby, kiedy tylko podłoga zabarwiła się od krwi. Wyciągnął sztylet zza pasa i skierował się do głównej sali. Elena stała pod oknem, obok niej gwardzista króla pilnował związanego karczmarza. Mężczyzna przeklinał siarczyście pod nosem, obrzucając smoki największymi obelgami. W izbie było prawie pusto, większość gości uciekła, uznając, że lepiej trzymać się z daleka od smoczych walk.
– Idę po dziewczynę – rzucił do Heleny, a ona posłała mu uśmiech pełen wdzięczności.
– Odpłać temu gnojkowi.
– Masz na to moje słowo.
Cedric wbiegł na schody, pokonując po kilka stopni na raz. Będąc już na piętrze wywarzał kopniakiem każde drzwi, szukając dziewczyny. Pierwsza izba była pusta. W drugiej dziwka obsługiwała podstarzałego klienta. Kobieta wrzasnęła oburzona, wygrażając mu pięścią. Cedric nie przejął się tym ani trochę. Otworzył trzecie drzwi i wbiegł do środka. Uprowadzona kobieta leżała na łożu. Była naga. Z jej oczu obficie płynęły łzy. Nad nią pochylał się mężczyzna. Zbir używał sobie w najlepsze, gwałcąc niewiastę, nie przejmując się jej krzykami i łzami. Zauważył Cedrica w chwili, gdy ten robił zamach i rzucał nożem. Na reakcję było już jednak za późno. Ostrze przefrunęło przez pokój gładko wchodząc w pierś. Łotr zacharczał, próbował jeszcze wyciągnąć nóż, ale nie zdołał unieść rąk. Z jego ust trysnęła krew. Cedric wskoczył na łoże i zepchnął zbira z niewiasty na drewnianą podłogę.
Martwe oczy łotra tępo wpatrywały się w sufit, ostrze sterczało mu z piersi. Lord Gelar chwycił kołdrę i rzucił ją dziewce.
– Już po wszystkim – szepnął. – Teraz jesteś bezpieczna. – Twój koszmar się skończył.

4 komentarze:

  1. Intryga Melira udała się i wszyscy spiskowcy zostali ujęci, a nawet dziewczyna została uwolniona od napastnika. Mam nadzieję, że już żadnych spiskowców nie będzie. Bardzo dziękuję za świetny rozdział. Pozdrawiam, Meg

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś mi się zdaje, że to nie będzie jeszcze koniec tej historii. Poszłoby trochę za łatwo. Zakładam jednak, że smok 🐲 sobie poradzi.

      Usuń
  2. Spiskowcy zlapani ale Cedric mnie rozczarowal ... mial mu dac popalic a on go tak po prostu zabil? Od razu? Bez wbijania mu kaktusa w dupsko? Masakra ... dziekuje Emis i buziolki :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zabił, nie zabił, masz na to moje słowo. Mam zamiar urządzić wielkie widowisko ze śmierci Irmina u Melir mi w tym pomoże.

      Usuń