czwartek, 14 lipca 2016

Zdrada niejedno ma imię - Rozdział 25_epizod 1



Władca siedział za dębowym biurkiem. Jego spojrzenie było spokojne, coś jednak w sposobie w jaki zaciskał szczękę i marszczył brwi kazało Karisowi przypuszczać, że król ledwo nad sobą panował. Wojownik szybko skończył pić przyniesiony mu kielich wina i otarł usta. Stojący obok monarchy szambelan ponaglał go wzrokiem.
Gwardzista natychmiast pożałował, że poprosił o napitek, prawda była jednak taka, że gnał do stolicy na złamanie karku, a kiedy przybył na zamek, padał z wycieńczenia.
– Mów! – zażądał król, jak tylko jego poddany odstawił puchar. – Co się dzieje w Awer?
– Twierdza padła, mój panie – zaczął wojownik, ale król przerwał mu ostro.
– Tylko to już wiem! – zagrzmiał. – Jak wygląda sytuacja? Ile mają ludzi, co się stało z poprzednią obsługą warowni?
Karis nerwowo przełknął ślinę. Zerknął na szambelana, ale nie zobaczył w jego oczach wsparcia.
– W zamku są tylko smoki, nie zauważyliśmy nawet jednego człowieka. Jest kilka kobiet… – przerwał, zastanawiając się, co powinien powiedzieć, widząc jednak coraz groźniej zaciskające się szczęki władcy, kontynuował. – Możliwe, że są ludźmi, ale nie spacerują po dziedzińcu. Wartownicy dobrze je pilnują. Większość ma kajdany na kostkach. Myślę, że to kobiety, które mieszkały wcześniej w twierdzy.
– Czemu zostały skute? – dopytywał Urlis. – Nie stanowią dla smoków żadnego zagrożenia.
Karis nie odpowiedział, zamiast tego zmieszał się niezmiernie. Władca natomiast spojrzał na szambelana tak wymownie, że tamten tylko zaklął pod nosem.
– Jestem już za stary na takie rzeczy – jęknął. – Za moich czasów inaczej przejmowało się władzę.
– Im zależy na wyhodowaniu jak największej liczby smoków. Jakimi sposobami to osiągną, jest bez znaczenia.
– Kontrolowanie narodzin to żmudny proces. Smoki rzadko się rodzą, a proces ich dorastania i kształtowania osobowości bywa jeszcze trudniejszy. – Urlis był wielce zniesmaczony. – Ktoś, kto tego nie wie, jest głupcem.
– Myślę, że nie interesuje ich temperowanie charakteru młodzików, przeciwnie, będą podburzać agresję buzującą w młodych ciałach. – Słowa padły z ust Melira, który właśnie wszedł do sali i spojrzenia wszystkich obecnych chwilowo skupiły się na nim.
Król skrzywił się nieco.
– Twierdzisz, że będą rozbudzać drzemiące w dzieciach bestie?
Melir skinął głową.
– To najprostsza droga do stworzenia armii wiecznie wściekłych stworów, żądnych krwi i niebojących się niczego, nawet śmierci.
– Co jeszcze widziałeś? – Król ponownie zwrócił się do gwardzisty.
– Szczątki zabitych ścielące się po całym zboczu góry. Sądzę, że to poprzednia załoga Awer. Nie sposób jest odróżnić ciał. Kawałki padliny i kości ciągną się aż do doliny. Sępy i padlinożercy mają używanie.
Mięśnie na twarzy władcy zadrgały nerwowo, jednak to Melir zadał kolejne pytanie.
– Ilu ludzi mógł mieć Kraw? – Lord zbliżył się do gwardzisty. Młodszy smok miał brązowe włosy ze złotymi refleksami i takie same oczy.
– Słyszałem o dwóch setkach – Karis podrapał się po brodzie.
– Jesteś pewien, że aż tyle? – dociekał Urlis. – Musimy doliczyć do tego rodzinę hrabiego, służbę i mieszczan, którzy poszli za nim na północ.
– Ile osób pomieści Awer? – zapytał król. Warownie budowane na wierzchołkach gór, chociaż trudne do zdobycia, miały jednak pewną wadę. Rozmiary zamku ograniczała wielkość szczytu, budowli nie można było powiększać w nieskończoność, a ilość osób w niej przebywająca była zazwyczaj ściśle określona. – Ilu wojowników może ukryć się w murach twierdzy? – król zerknął najpierw na Urlisa potem na Melira.
Odpowiedzi udzielił hrabia.
– Nieraz bywałem w gościnie u Tollesto. – Niełatwo było mu wypowiadać te słowa. Po pierwsze było to dawno temu i nie chętnie wracał do tamtych czasów. Po wtóre, najlepszy przyjaciel oszukał go, kradnąc żonę przyjaciela. Rozmiar zdrady, Melir odkrył dopiero po śmierci Mirraga. – Zamek jest mały. Zaledwie dwie kondygnacje, niewielkie piwnice. Nieliczne budynki gospodarcze są przyklejone do głównej bryły. Nie ma koszar, jest za to spory dziedziniec. Duża liczba smoków oznacza, że będą musieli spać pod gołym niebem. W warowni zmieści się nie więcej niż dwieście, może dwieście pięćdziesiąt osób. Dziedziniec pomieści drugie tyle.
– Widziałeś wojowników na dziedzińcu? – zapytał król swego wojownika.
Karis skinął głową.
– Podeszliśmy dość blisko, swobodnie mogliśmy policzyć zbrojnych. Myślę, że na tarasach nie było ich więcej niż stu dwudziestu. Nie wiem, ilu przebywa w budowli?
– Dobrze. – Twarz władcy po raz pierwszy się rozpromieniła. – Z taką ilością nie powinniśmy mieć problemu.
– W jaki sposób podeszliście tak blisko, nie dając się złapać? – Melir zlustrował gwardzistę od stóp do głów. Instynkt śledczego podpowiadał mu, że było coś, czego wojownik im nie mówił.
Karis zmieszał się nieznacznie, widząc jednak, że władca również czeka na odpowiedź, jęknął bezgłośnie.
– Wysmarowaliśmy się gnijącymi szczątkami – odpowiedział wolno cedząc słowa. Przez chwilę zapadła cisza, a spojrzenia wszystkich obecnych skupiły się na młodym smoku.
– Wartownicy nie zwrócili na was uwagi, truchło skutecznie stłumiło woń. – Melir pokiwał głową z uznaniem.
– Narysujesz na mapie rozmieszczenie ludzi w Awer. – Król postukał palcem w biurko. – Nim wydam rozkaz do ataku, muszę wiedzieć, gdzie Thargar Tollesto zgromadził największą liczbę swoich ludzi.
Karis skinął głową, Melir zaś zgiął się w ukłonie przed królem.
– Jeśli pozwolisz, panie, i ja chciałbym wziąć udział w tej wyprawie.
Na czole monarchy pojawiła się pionowa zmarszczka.
– Już o tym rozmawialiśmy. Nie wyraziłem zgody wtedy i nie wyrażam zgody teraz.
– Panie… – hrabia usiłował jeszcze coś wskórać, ale władca uderzył pięścią w stół.
– Nie! Masz swoje obowiązki, z których musisz się wywiązać. Zajmij się przesłuchaniami spiskowców, zmiażdż ich dumę, zdeptaj poczucie własnej wartości, ale wyciągnij zeznania i resztę nazwisk. W Awer będziesz zbędny.
Melir nie zamierzał tak łatwo ustąpić i mimo iż szambelan dawał mu znaki by się opanował, zwiadowca zaś stał ze zmieszaną miną, nie wiedząc, czy powinien przysłuchiwać się tak ostrej wymianie zdań, czy odejść, hrabia nie ustępował.
– Niewiele jest osób w stolicy, które bywały w Awer. I tak się składa, mój panie, że ty do nich nie należysz. Za to ja i baron kel Warez owszem. Tylko my znamy na tyle dobrze rozkład pomieszczeń tamtego przeklętego zamku, by misja miała szansę na powodzenie. – Melir mówił szybko, licząc, że zdąży wyłuszczyć wszystko, nim władca wyrzuci go z komnaty. – Quinkel został dopiero ojcem, nie poślesz go zatem do walki, ja to co innego. Nie mam nic do stracenia, a wiele do zyskania.
 Ariel z sykiem wypuścił powietrze z płuc. Złote błyski przemykały po jego twarzy.
– Muszę przyznać, że jesteś bardziej uparty niż królowa Tynaru, a do tej pory zdawało mi się, że nie spotkałem bardziej niepokornej osoby niż Serrina. Widać się myliłem. – Monarcha pogroził hrabiemu palcem. – Wiem, po co chcesz tam lecieć, ale zemsta nie jest najlepszym doradcą. Usiłujesz rozwiązać problemy w sposób, który nie do końca popieram. Wymordowanie wszystkich wrogów nie zapewni ci sielanki z kochanką, a do tego dążysz. Nie masz pewności po której stronie stoi dziewczyna, uparcie jednak wierzysz, że po twojej.
– Nie, mój panie. – Melir raz jeszcze skłonił się nisko. – Jestem pewien, że sympatia Heleny jest wyłącznie przy tobie. Zaznała zbyt wiele cierpienia i upokorzenia, zbyt wiele razy ją oszukiwano, by chciała trwać przy zdrajcach. Poza tym… – Melir wciągnął powietrze do płuc. Zamierzał wytoczyć najważniejszy argument. – Ona jest jedyną istotą w tym zamku, która spotkała osobiście Thargara Tollesto. Tylko ona wie, z kim mamy do czynienia.
Ariel nie zdawał się być przekonany. Zmarszczył brwi, intensywnie analizując słowa lorda.
– Nie rozumiem tego, co się ostatnio wyprawia z moimi poddanymi – zauważył ostro. – Znaleźliśmy się na pograniczu wojny, gdzie nie spojrzeć tam zdrada, a tymczasem dwóch z moich najlepszych przyjaciół usiłuje połączyć się z kobietami o podejrzanej reputacji. Czy nie ma już w Kirragonii smoczyc z dobrych rodzin? – Słowa króla skierowane były głównie do Melira i nieobecnego w izbie Cedrica, jednak to Karis stojący obok hrabiego Karez zarumienił się po koniuszki uszu.
– Serce nie sługa, nie słucha się rozumu, kto jak kto, ale mój król powinien o tym to dobrze wiedzieć. – Odciął się bez chwili wahania Melir.
Trochę ryzykował krytykując monarchę i wytykając mu jego związek z Eleną, podczas gdy Helena była smoczycą z krwi i kości. Miał jednak nadzieję, że Ariel weźmie pod uwagę lata przyjaźni.
Na kilka nieskończenie długich chwil zapanowała cisza. Karis stał ze spuszczoną głową, żałując, że musi być świadkiem podobnej przepychanki, Urlis sprawiał podobne wrażenie, Melir zaś ani myślał dać za wygraną.
Ciężkie westchnienie wydobyło się z ust Ariela, chwilę później król zaśmiał się głośno.
– Dobrze, przyznaję, że przyłapałeś mnie na gorącym uczynku. Moja pani nie jest smoczycą, ale to jej jedyna wada i chyba o tym dobrze wiesz? – Ariel spojrzał znacząco na przyjaciela.
Melir tylko skinął głową.
– To ty w dniu koronacji powiedziałeś, że przestaje istnieć podział na lepszych mieszkańców z południa i gorszych z północy, że musimy wznieść się ponad podziały i zapomnieć o wzajemnych urazach. Nie chciałbym wypominać ci tamtych słów, ale Helena urodziła się po złej stronie, wychowali ją twoi najwięksi wrogowie, to jednak nie oznacza, że jej serce nasiąknęło trucizną. Zważ mój panie, że żyję już długo i zbyt wiele razy miałem do czynienia ze zdrajcami, by dać się podejść pięknej niewieście. Wiem, że ma czyste serce, zdolne kochać Kirragonię taką, jaka jest, z tobą jako królem. Nie znam kurellki, którą oddałeś pod opiekę Cedrica, skoro jednak mój przyjaciel zapewnia, że można jej zaufać, a jedynym grzechem dziewczyny jest posiadanie zdradzieckiego brata, nie mogę nic innego ci rzecz, jak to, że powinieneś dać jej szansę, a przynajmniej wysłuchać, co ma do powiedzenia nim wydasz wyrok.
Brwi władcy ściągnęły się groźnie, kiedy jednak król przemówił, głos miał spokojny.
– Wielka przemowa, jak na kogoś tak małomównego – zauważył złośliwie. – Dobrze, że chociaż pamiętasz, że to ja jestem królem i ostateczna decyzja będzie należała do mnie. Radzę ci zatem lordzie i przyjacielu wrócić do swoich obowiązków. Zakończyć przesłuchania, zdać mi raport, a potem przestać zawracać głowę.
Melir nie wyglądał na zachwyconego, spodziewał się konkretnej odpowiedzi, albo chociażby zapewnienia, że monarcha sprawę przemyśli. Tymczasem nie zyskał nic.
– Rozprawię się z więźniami, masz na to moje słowo, chciałbym jednak wziąć udział w ataku na Awer.
 Ariel skrzywił się z niesmakiem.
– Oddziały wyruszą jutro o świcie. Jeśli do tego czasu zdążysz zdać mi raport, droga wolna, jeśli nie, będziesz musiał schować dumę do kieszeni i zapomnieć o zemście.
Melir zgrzytnął zębami. Król zdecydowanie dawał mu zbyt mało czasu, pokornie jednak skinął głową.
– Będzie, jak sobie życzysz, mój panie.

7 komentarzy:

  1. Kochani, już jestem i zabieram się do pracy. Miłej lektury wszystkim spragnionym.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo dziękuję za kolejny rozdział. Ciekawi mnie czy Melir zdąży z przesłuchaniami i weźmie udział w wyprawie. Czas najwyższy aby Thargar dostał po łapach. Pozdrawiam, Meg

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie wie czy dostanie... Sprawy nie zawsze idą na naszej myśli.

      Usuń
  3. Nooo Emis :D A gdzie bylas jak Cie nie bylo? :D Dziekuje i buziam jak zawsze :*:*:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Daleko, daleko, w czarnej ...
      Tyle w temacie. Ach, gdyby tak mieć machinę do rozciągania czasu.

      Usuń
  4. Ładne wprowadzenie do tego co ma się wydarzyć, bardzo jestem ciekawa w jaki sposób rozwiążesz tę sytuację. W każdym razie szykuję się na jazdę bez trzymanki.
    Dziękuję za kolejny fragment i pozdrawiam.
    szekla_

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A proszę bardzo. Szykuje się nam ostry finał. Zapraszam.

      Usuń