czwartek, 18 sierpnia 2016

Malos - Rozdział 22_epizod 2 (ostatni)



Anielski szpital, który zazwyczaj był dość spokojnym miejscem, tego dnia trzeszczał w szwach od nadmiaru osób, które nagle zapragnęły odwiedzić to miejsce. W większość byli to uczniowie z pobliskiej szkoły i ich zaniepokojeni rodzice. Sporo było też nauczycieli i mieszkańców Concory. Wśród tego rozkrzyczanego tłumu wyróżniało się kilka osób: Gerima – dyrektorka miejscowej szkoły – i siedzący obok niej, Will. Chłopiec ciągle jeszcze dochodził do siebie po niewoli u harpii.  Nie uczestniczył w rozgardiaszu, jaki panował na korytarzu. Miętosił koszulkę i nerwowo zerkał na drzwi po lewej.
To za nimi leżała Santi. Sponiewieraną anielicę przyniósł do Concory Malos. Aniołowi towarzyszył Nathaniel i Abadon. Jak tylko dziewczyna znalazła się pod opieką lekarzy, wezwano jej matkę i Gabriela. Archanioł przybył niezwłocznie i zamknął się z medykami w sali. Gerimie ledwie na chwilę pozwolono zobaczyć córkę.
Wieść o zmaltretowanej przez harpie nauczycielce lotem  błyskawicy obiegła Concorę. Plotka goniła plotkę. Szeptano o zmasowanym ataku cór Lucyfera na anioły, co odważniejsi sugerowali wprost początek wojny niebios z piekłem.
Szum zrobił się tak wielki, że w końcu Rada Archaniołów musiała interweniować. Wydano świadczenie, z którego wynikało, że żaden zbrojny konflikt nie zagrażał skrzydlatym istotom.
Komunikat uspokoił nieco zdenerwowanych mieszkańców, ale dzieci ze szkoły i tak upierały się by ujrzeć swoją panią. Godziny mijały, a szpitale korytarze powoli zapełniały się uczniami i ich rodzicami.
Malos siedział przy łóżku Santi i patrzył jak lekarze uwijają się wokół jego ukochanej. Kable, kroplówki i cała ta pikająca aparatura sprawiały, że dziewczyna wyglądała jak wyjęta z filmu s–f. Dużo bardziej jednak niż zabiegi medyczne, interesował go sposób, w jaki Gabriel uzdrawiał ciało zniszczone przez harpie.
Mimo niechęci do archanioła musiał przyznać, że miał on niezwykły talent. Moc, która płynęła z dłoni bożego posłańca zaleczyła większość silnie krwawiących ran. Dwie doby po tym jak dziewczyna znalazła się w szpitalu, medycy orzekli, że jej stan jest już stabilny. Gabriel z cichym jękiem odsunął się od posłania, pot kapał z jego twarzy, a ręce drżały mu z wyczerpania, potwierdzając, jak wielki był to dla niego wysiłek.
Przez cały ten czas Malos siedział z boku i obserwował swego byłego opiekuna, nie odzywając się niego ani jednym słowem. Archanioł również nic nie mówił, zerkał jednak raz po raz, jakby nie dowierzając, że są w stanie przebywać w jednym pomieszczeniu.
– Dziękuję ci, Gabrielu. – Do pokoju weszła Gerima. Dyrektorka była blada, a głos jej drżał, kiedy podchodziła do szpitalnego łóżka. Oglądanie córki w tak kiepskim stanie było ponad jej siły.
Wcześniej Gabriel delikatnie sugerował, by poczekała na korytarzu, aż on zajmie się najpoważniejszymi ranami. Wzbraniała się, nie chciała opuścić Santi, jednak w miarę upływającego czasu, im więcej blizn i złamań wychodziło na jaw, coraz więcej łez płynęło po twarzy surowej zwykle anielicy. Kilka godzin później i wspierana na ramieniu jednej z pielęgniarek wyszła na korytarz. Teraz wróciła, by zobaczyć cud ozdrowienia w wykonaniu posłańca bożego.
Gabriel oparł się o ścianę i dopiero wtedy spojrzał na Gerimę.
– Zrobiłem co mogłem. – Z jego głosu biło zmęczenie. – Myślę, że teraz już nic jej nie grozi. Sprowadziłem na nią sen. Kiedy się obudzi, będzie czuła się już znacznie lepiej... – Przerwał, by nie powiedzieć tego, co dla wszystkich było oczywiste: rany na ciele łatwo zaleczyć, te zadane na duszy długo jeszcze będą krwawić.
Gerima tylko skinęła głową. Doskonale wiedziała jak trudna będzie rekonwalescencja jej córki.
– Tobie również chciałam podziękować, Malosie. – Zwróciła się do młodego anioła.
Chłopak z niedowierzania rozdziawił usta.
– Nie zrobiłem nic, za co można by mi dziękować – mruknął zmieszany. Na jego czole pojawiła się głęboka blizna. – W zasadzie to ja ponoszę całą winę, za to co ją spotkało.
– Zbyt surowo się oceniasz. – Gerima podeszła do chłopaka i położyła mu rękę na ramieniu. – Nie bierz na siebie więcej win, niż jesteś w stanie udźwignąć. Moja córka wiedziała jakie ryzyko wiązało się z tą wyprawą, ty również.
– Nie potrafiłem jej obronić. – Malos upierał się przy swoim. – Za słabo się starałem.
– Przeciwnie, zrobiłeś dużo więcej niż ci się zdaje. – Do rozmowy wtrącił się Gabriel, po raz pierwszy zwracając się bezpośrednio do anioła. – Zaakceptowałeś i pokochałeś dziewczynę, którą inni mieszkańcy z trudem nazywali aniołem.
Malos wbił uważne spojrzenie w archanioła, zaskoczony jego słowami. Normalnie zrobiłby wszystko by zaprzeczyć słowom opiekuna. Dziś nie potrafił tego zrobić. Pokochał Santi tak mocno, że dusiło go w piersi, na samą myśl, że mógłby ją stracić. Nie umiał sobie nawet wyobrazić życia bez niej. To jak wyglądała nie miało żadnego znaczenia.
– Dziękuję – wycedził po dłuższej chwili. – Za to co dla niej zrobiłeś. – Były to pierwsze słowa, które świadomie wypowiedział do archanioła. Z trudem wyszły one z jego ust.
Gabriel uśmiechnął się słabo i kontynuował swój wywód.
– Santi zasłużyła na lepsze życie, ty zaś długo szukałeś swojej drogi. Dobrze, że żeście się spotkali. Nic lepszego nie mogło was spotkać.
Co miał na to odpowiedzieć? Jak wyrazić swoją wdzięczność i przeprosić za wszystkie kłopoty, jakie sprawił. W piersi zakłuło go na myśl, że wszyscy wokół znali go lepiej niż on siebie. Odkąd pamiętał walczył z otaczającą go rzeczywistością, buntując się przeciwko wszystkiemu co stare i skostniałe. Tymczasem to w zwyczajnej codzienności odnalazł spokój i miłość. Nie, poprawił się w myślach. Santi nie była zwyczajna. Była najwspanialszą istotą, jaką kiedykolwiek spotkał.
Oparła dłonie na metalowej balustradzie, pozwalając, by ciepłe promienie ogrzały jej twarz. Wiedziała, że stojący za nią Malos najprawdopodobniej krzywi się z niezadowolenia. Gdyby mógł, przykułby ją na długie tygodnie do łóżka i nie pozwolił na najmniejszy nawet ruch w obawie, że nabawi się jakiejś kontuzji. Prawda była jednak taka, że czuła się wyśmienicie. Wszystkie rany zagoiły się dawno temu i tylko złe wspomnienia nękające ją nocami przypominały o tym, co się wydarzyło.
– Nie martw się, nie spadnę, a nawet jeśli, to mnie złapiesz. – Zażartowała. Nie dalej jak wczoraj zauważyła na plecach Malosa zalążki skrzydeł. Jeszcze nie przebiły się przez skórę, ale już tam były i czekały na odpowiednią chwilę, by pokazać się światu. Minie jeszcze wiele miesięcy nim uformują się w prawdziwe skrzydła, a potem kolejne, aż pokryją się pięknymi piórami, jednak za rok o tej porze jej ukochany będzie mógł porwać ją w ramiona i unieść w przestworza. Cieszyła ją ta myśl.
– Bardzo zabawne – mruknął Malos. – Wystarczy spuścić cię na chwilę z oczu, a już szaleństwa ci w głowie.
– Oczywiście – zaśmiała się lekko. – Podobno nie mogę umrzeć, prawda Abadonie? – zawołała do anioła z czarnymi jak noc skrzydłami, który nagle pojawił się na wysokości tarasu.
Mroczny żniwiarz wylądował lekko i oparł się o balustradę. Jego czarne jak noc włosy zlewały się z ciemnym ubraniem, sprawiając, że mężczyzna prezentował się wyjątkowo ponuro.
– Każdy kiedyś umrze. – Niski głos żniwiarza przyprawiał o dreszcze.
– A jaką datę śmierci dla mnie przewidziałeś? – dociekała, chociaż Malos za jej plecami przeklął głośno. Nie lubił poruszać tego tematu i najchętniej zapomniałby o wyroku wydanym przez Radę.
– Bardzo, bardzo odległą. – Usta Abadona wygięły się w grymasie, który zapewne był jego wersją uśmiechu. – Coś mi mówi, że możesz być jedną z najdłużej żyjących istot na świecie.
Koniec! 
Kochani, to już koniec historii Malosa i Santi. Mam nadzieję, że miło spędziliście czas, zagłębiając się w świat anielskich istot. Już wkrótce przedstawię wam bliżej Abadona. Kto wie, może śmierć potrafi kochać równie intensywnie, jak ludzie?

6 komentarzy:

  1. Dziękuję przepiękna historia o miłości , lubię takie Świetnie pokazałaś wewnętrzną przemianę bohatera i dojrzewanie uczucia między nimi Przepraszam ze nie zawsze zostawiam komentarz jeszcze raz dziękuję Blanka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za odwiedziny, Blanko. Wiem, że zaglądasz na bloga, zawsze miło cię gościć.

      Usuń
  2. Dziękuję, chociaż smutno że już koniec:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo Ci dziękuję za kolejną wspaniałą opowieść o aniołkach. Bardzo mi się podobała, to jaka silna była Santi mimo braku skrzydeł (szkoda, że jej też nie odrosną jak Malosowi), to jak Malos nauczył się doceniać życie, a przede wszystkim Santi, którą pokochał całym sercem. Cieszę się też, że to nie koniec "aniołków" i będę mogła przeczytać o Abadonie. Pięknie Ci dziękuję za dotychczasowe opowieści. Pozdrawiam serdecznie, Meg

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja również dziękuję za wszystkie miłe słowa oraz za to, że wspólnie ze mną śledziłaś losy aniołów.

      Usuń
  4. Okazuje się, że kara wymierzona Malosowi sprawiła, że bohater okrzepł, nauczył się odpowiedzialności, zmądrzał życiowo i zdobył miłość ukochanej kobiety.
    Bardzo dziękuję za tę historię, czytało się szybko i przyjemnie, jedyny zarzut ...czemu ta historia taka krótka!!!
    Pozdrawiam serdecznie
    szekla_

    OdpowiedzUsuń