wtorek, 3 stycznia 2017

Abadon - Rozdział 2_epizod 1



Wiedział, kurwa, po prostu wiedział, że Lucyfer powita go z otwartymi ramionami. Diabeł zarzucił sieć, rozbudził zaciekawienie i czekał. Abadon dał się złapać, no może nie dosłownie, tylko skusić, ale efekt był ten sam. Prawda zaś była taka, że anioł potwornie się nudził, a władca piekieł jak nikt inny umiał zapewnić godziwą rozrywkę.
Pałac Lucyfera robił wrażenie, złoto i przepych kapało z każdego kąta. Marmurowe podłogi, zdobienia z kości słoniowej i barwne witraże, wszystko to miało odwróć uwagę od najważniejszego, od prawdziwej natury tego miejsca. Nikt, kto tu wchodził, nie opuszczał go żywy, w najlepszym wypadku tracił duszę, w najgorszym zmywano go ze złotej posadzki.
Władca podziemi mimo pięknej powierzchowności skrywał iście mroczne zapędy, przy których egzekucje wykonywane przez Abadona były ledwie zabawą w piaskownicy.
Wszedł do przestronnego holu. Od niechcenia przyjrzał się malowidłom na ścianach i złotym kinkietom. Diabeł, który wyszedł mu na powitanie, ubrany był w czarny smoking. Ciemna koszula i taki sam krawat dodawały mu w równym stopniu uroku, co podkreślały niebezpieczną naturę mężczyzny. Upadły uśmiechnął się szeroko.
– Mówił, że przyjdziesz, ale nie dowierzałem. – Niski głos diabła idealnie nadawał się do uwodzenia.
– I słusznie, bo wcale mnie tu nie ma. – Abadon schował ręce do kieszeni wytartych dżinsów. Przy wystrojonym piekielniku prezentował się jak żebrak. – Gdzie twój pan?
Ciemne brwi diabła podjechały do góry.
– Uważaj, aniołku, to że jesteś zapomnianym ogniwem w łańcuchu pokarmowym najwyższego, nie oznacza, że możesz czuć się bezkarnie w każdym zakamarku świata.
– Staram się, ale wierz mi trudno zachować powściągliwość, kiedy otaczają cię sami idioci.
Upadły odsłonił kły w odpowiedzi, czerwień zalała białka jego oczu, czyniąc je makabrycznie przerażającymi.
– Wpuść go, Tobiasie. – Z głębi domu rozległ się melodyjny głos Lucyfera, przerywając napiętą atmosferę.
Abadon wykrzywił pogardliwie usta.
– Słyszałeś, piesku? Waruj gdzie indziej, dorośli muszą porozmawiać. – Siewca śmierci skierował się w stronę skąd dobiegał głos Lucyfera, zostawiając za sobą jego rozwścieczonego sługę.
Króla upadłych zastał w bibliotece, siedzącego za biurkiem. Wiekowe zwoje rozłożone na ciemnym blacie świadczyły, że nad czymś pracował lub zwyczajnie knuł kolejną intrygę, mającą zwiększyć jego wpływy na świecie.
– Ostatnim razem, kiedy cię odwiedzałem otaczał cię tuzin nagich kobiet, a teraz grzebiesz się w papierkach? Zwolniłeś księgowego, czy skończyła ci się viagra? – Zauważył cynicznie Abadon.
Lucyfer uniósł wzrok znad studiowanego zwoju i o dziwo uśmiechnął się szeroko.
– Mówiłem ci już, że żałuję, iż nie przystałeś do mnie? Z twoim poczuciem humoru i fachem w ręku stanowilibyśmy idealną parę.
– Wybacz, ale bzykam tylko kobiety, które mają dusze.
– Tak, to może stanowić pewien problem. – Lucyfer wzruszył ramionami. – Mimo to cieszę się, że przyszedłeś.
– Gdyby nie to, że mam alergię na siarkę, powiedziałbym to samo. Mówiłeś, że potrzebujesz pomocy, o co chodzi?
– Pomocy? – Lucyfer skrzywił się. – To zbyt mocno powiedziane.
– W takim razie nie będę zawracał ci głowy, wypiję drinka i spadam. – Abadon skrzyżował ręce na piersi. Jak cholera wiedział, że Luc coś kombinuje, a sprawa musi być zaiste nietypowa, skoro diabły nie dały rady jej załatwić. Władca upadłych był w zasadzie niezwyciężony i jedyną sprawą, której nie potrafił doprowadzić do końca, to przejęcie władzy nad światem. Przynajmniej tak publicznie uważano. Prawda była nieco inna. Eony lat temu, kiedy ukochany syn Wszechmocnego zbuntował się i zapragnął dla siebie trochę z talerza ojca, wybuchła wojna. Walki trwały długo i zebrały okrutne żniwo. Ci, którzy wybrali stronę Lucyfera, musieli zmierzyć się z legionami Michaela. Najpotężniejszy pośród archaniołów, będąc genialnym strategiem, zapewne wygrałby wojnę, jednakże nie do końca było wiadomo, w jakie moce wyposażył Bóg Lucyfera. A że obie strony chciały zminimalizować liczbę ofiar w swoich szeregach, podpisano rozejm. Bracia dogadali się ze sobą, Michael zatrzymał Concorę i cały nieboskłon, Luc ze swymi poddanymi zszedł do zaświatów, czyniąc je sobie poddanym. Oficjalna wersja głosiła, że ukochanego archanioła przepędzono z nieba i obdarto ze skrzydeł. Było to oczywiście kłamstwo, choć stało się ono równie popularne jak to, że Lucyfer miał czarne skrzydła. W rzeczywistości były one bielsze niż pióra jakiegokolwiek innego anioła na świecie. Upadek tego nie zmienił, choć władca piekieł ukrył atrybuty anielskie w sobie tylko wiadomym miejscu. Ziemia pozostała terenem neutralnym, gdzie zarówno aniołowie jak i upadli szerzyli swoje nauki i werbowali nowych wyznawców.
Lucyfer zwinął leżący przed nim zwój, starannie zawiązał go rzemieniem i odłożył na półkę, do dziesiątek innych podobnych rulonów. Dopiero wtedy ponownie spojrzał na Abadona.
– Przyznaję, jest pewna sprawa, którą mógłbyś dla mnie załatwił. – Na pięknej twarzy diabła nie drgnął nawet jeden mięsień. Oszukańcza gra, biorąc pod uwagę, jak bardzo zależało mu na tej misji. – To coś bardzo nietypowego.
– A ty nie chcesz pobrudzić rączek. – Dokończył za niego siewca.
Obwódki wokół ciemnych źrenic władcy przez chwilę rozbłysły czerwienią.
– Gdybym chciał, z łatwością sam bym to załatwił.
– To czemu tego nie zrobisz? – Abadon uśmiechnął się kpiąco. Nie miał najmniejszego pojęcia, o co chodziło, ale patrzenie na Luca kluczącego w odpowiedziach bardzo go bawiło.
– Musiałbym zejść na ziemię, chodzić między ludźmi…
– Uuu, straszne. – Siewca śmierci wzdrygnął się.
Z piersi Lucyfera wydobył się niski warkot.
– Gdybym cię tak bardzo nie lubił, już byłbyś martwy. – Słowa, choć wypowiedziane lekkim tonem zawisły złowrogo między aniołami.
Abadon zignorował jednak groźbę.
– Zabicie śmierci, fantastyczny pomysł. To dopiero oddałbyś światu przysługę. Śmiało, nie krępuj się, moje życie jest wystarczająco do dupy, że każdy powiew świeżości się w nim przyda, nawet ten zalatujący siarką.
– Bez obaw, mam wobec ciebie inne plany. – Władca upadłych, obszedł biurko i stanął naprzeciwko swego gościa. Jego ciemna elegancka marynarka wyraźnie kontrastowała ze znoszoną i przykurzoną kurtką Abadona.
– Wprost umieram z ciekawości.
– Chciałbym abyś odszukał i sprowadził do piekła diablicę, która włóczy się po ziemi. – Lucyfer wyrzucił z siebie jednym tchem. – Dziewczątko umknęło spod mojej jurysdykcji jakiś czas temu i nie mogę nakłonić jej do powrotu.
– Żartujesz? – Siewca śmierci zaśmiał się gardłowo. – Kobieta? Poważnie? Uciekła ci baba i nie umiesz sprowadzić jej do domu?
Śmiałby się pewnie jeszcze długo, gdyby nie poważna mina Lucyfera.
– Sprawa jest delikatna.
– O, nie wątpię. A twoi ludzie, nie mogą jej schwytać?
– Nie. – Krótka odpowiedź wystarczyła, by Abadon spoważniał.
– Kim ona jest, że nie umiesz zmusić jej do powrotu?
– Diablicą jakich wiele. Przebywa jednak na poświęconej ziemi, co skutecznie utrudnia mi działanie. Sprowadź ją, a sowicie cię wynagrodzę.
Upadli nie mogli przebywać na poświęconej ziemi, jeden mały, acz upierdliwy szczegół, który pozwalał górować aniołom nad nimi.
Sprawa była dziwna, żeby nie powiedzieć śmierdząca. Lucyfer poradziłby sobie z każdą kobietą chodzącą po ziemi i nie tylko po niej. Skoro zatem nad tą jedną nie miał władzy, oznaczać to mogło tylko jedno – władca piekieł coś ukrywał – a to był wystarczająco dobry powód, by podjąć się tego zadania.
– Kiedy uciekła?
– Dwa lata temu. – Lucyfer wsunął ręce do kieszeni spodni. – To cwana bestia, nie lekceważ jej.
– Nie powiedziałem, że odszukam ją dla ciebie. – Jak cholera miał ochotę to zrobić. Już świerzbiły go paluszki z ciekawości, kim była owa diabelska laseczka.
– Nie skrzywdź jej, bo będziesz miał ze mną do czynienia. – W głosie Lucyfera pojawił się ostrzejszy ton. – Złap i przyprowadź ją do piekła.
– Tylko tyle? Wybacz, ale nie mam ochoty ganiać za twoimi kochanicami. – Abadon ruszył do wyjścia.
– „Promień Słońca”, na Starym Rynku w Poznaniu – zawołał za nim Lucyfer. – Ostrzegłbym cię, że tam wszystko śmierdzi od święconej wody, ale tobie to przecież zwisa.
– Masz rację, gówno mnie to obchodzi. – Nie spoglądając za siebie, anioł machnął rękę na pożegnanie. – Do następnego razu – rzucił i zniknął.

7 komentarzy:

  1. No jaki słodki rozdział
    ten tekst
    "Ostatnim razem, kiedy cię odwiedzałem otaczał cię tuzin nagich kobiet, a teraz grzebiesz się w papierkach? Zwolniłeś księgowego, czy skończyła ci się viagra?"
    powalił mnie ściną śmiechu. Uwielbiam poczucie humoru Abadona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Abadon to faktycznie niegrzeczny "chłopiec". Na szczęście, my kobiety, uwielbiamy takich łobuziaków.

      Usuń
  2. Udał Ci się Abadon.

    Pozdrawiam
    szekla_

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawa jestem, która z tych fajnych kobiet jest tą diablicą, a może Lucek znowu nakłamał. Co do tekstu to zgadzam się z moimi przedmówczyniami. Bardzo dziękuję za świetny rozdział. Pozdrawiam, Meg

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzieki Emi jest to Twoja według mnie jedna z najlepszych serii Krotko dowcipnie i szybka akcja Oczywiscie wiesz ze najbardziej pasuja mi dowcipne dialogi a Ty w nich celujesz jeszcze raz dzieki blanka

    OdpowiedzUsuń
  5. Heh. Czy tylko ja przeczytałam "Pała Lucyfera robiła wrażenie, złoto i przepych kapało z każdego kąta..."
    :>

    OdpowiedzUsuń
  6. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że "pała Lucyfera" robi wrażenie...
    Dziękuję za odwiedziny.

    OdpowiedzUsuń