sobota, 3 grudnia 2011

Mroczny Dotyk - Rozdział 1 _epizod 1


Odkręcił zakrętkę i jednym haustem opróżnił zawartość butelki. Pusty plastik odrzucił w kąt pokoju, przerobionego na siłownię. Aeron będzie rano się co prawda się wściekał o bałagan, ale miał to głęboko w dupie. Przetarł ręcznikiem twarz, odrzucając go w ślad za butelką i powrócił do wyciskania na ławeczce. Białe włosy rozsypały się na ciemnej obitej skórą desce, gdy sięgał po drążek. Uniósł go jak gdyby nic nie ważył.
Zaczął podnosić. Raz, dwa, trzy… Nie przerwał nawet, kiedy do jego uszu dobiegł odgłos kroków na korytarzu. Ten, kto szedł zatrzymał się na chwilę pod drzwiami siłowni, nie złapał jednak za klamkę, ani też nie wszedł do środka. Poszedł dalej, jak gdyby nigdy nic. Torin wrócił do wyciskania. Nikt nigdy nie wchodził do tej sali po północy. To był jego czas i jego zasrany przywilej, by tu być i móc wyładować nadmiar rozsadzającej go energii i frustracji.
Zatrzymał się na chwilę, ze sztangą uniesioną do góry. Wciągnął dwa szybkie oddechy i zaczął liczyć od nowa. Raz, dwa, trzy… Starał się zachować formę, choć niech to szlag trafi, jeśli miał, po co to robić? Bo, na co komu wysportowany wojownik roznoszący chorobę po świecie? Lucien, ani Sabin, zresztą pozostali również, kiedy jechali na akcję nigdy nie prosili go o pomoc.
Nie mógł im pomóc, a jego zasrane ciało mogłoby sprowadzić zagładę na cały rodzaj ludzki. Owszem nadzorował ich wysiłki zza swoich monitorów, zapewniał im wszelki niezbędny sprzęt i informacje, ale to przecież było nie to samo, co poczuć twardość stali w dłoni, moc i adrenalinę wypełniającą żyły. Krople potu spłynęły po jego czole i policzkach.
Z głośnym warknięciem odstawił sztangę na miejsce i chwycił nowy ręcznik. Nigdy nie wycierał się dwa razy tym samym. Być może z powodu zbyt dużej ilości zarazków pozostawionych na powierzchni ręcznika, lub raczej z powodu wstrętu, jaki odczuwał na myśl o wdychaniu zapachu własnego ciała. Szybko wytarł spoconą twarz i kark. Kątem oka dostrzegł w kącie pokoju rzucony przez siebie pięć minut wcześniej ręcznik.
– Cholera – warknął wstając z miejsca. Nie wolno mu było zostawić go walającego się po podłodze. Stanowił ogromne zagrożenie. Nawet dla Aerona w roli sprzątaczki. Wojownik był, co prawda nieśmiertelny i kontakt z zarazkami pozostawionymi na ręczniku, nie zabiłby mężczyzny, ale zaraza szybko rozprzestrzeniłaby się po mieście. Schylił się podnosząc śmierdzącą szmatę i razem z drugim ręcznikiem włożył go do jednorazowych worków, które przyniósł ze sobą.
Tuż przy drzwiach był niewielki właz, otwarł go i wrzucił worek do środka. Specjalnym szybem worek powędrował wprost do piwnicy, gdzie zostanie wrzucony i spalony w piecu, razem z resztą jego odzieży. Nic, co dozorca demona Zarazy nosił na sobie nie nadawało się do prania. Nie było takiej temperatury, która byłaby w stanie zniszczyć zarazki. Wszystko trzeba było spalić.
Torin wrócił na środek sali treningowej. Z torby przyniesionej tu przez siebie wyciągnął płyn odkażający i przetarł nim dokładnie wszystko to, czego przypadkowo mógł dotknąć. Było to oczywiście nie możliwe, gdyż nawet tutaj nie zdejmował rękawiczek, a całe jego ciało obleczone było specjalną tkaniną, uniemożliwiającą mu kontakt z jakimkolwiek przedmiotem. Wyjątek stanowiła jego twarz. Dlatego też bardzo starannie wytarł miejsce, w którym jego głowa opierała się o ławeczkę.
Z reguły wysiłek fizyczny pozwalał mu zdystansować się do otaczających go spraw i choć na chwilę zapomnieć o tym, kim lub czym był. Ale nie tym razem. Dzisiaj jego umysł zaprzątały dwie sprawy: Łowcy zlatujący się do Budy, niczym muchy do kupy gówna i miejsce gdzie widywano ich najczęściej – okolice klubu Destiny.
Ten ostatni fakt szalenie go intrygował, tym bardziej, że jakiś czas temu zmienił się właściciel klubu. Lokal zamknięto na kilka miesięcy, przeprowadzając w nim kapitalny remont, choć zdaniem Torina wcale nie było to konieczne. Dwa tygodnie temu klub na nowo otworzył swe podwoje dla gości, turystów i kurwa mać Łowców.
Torin nie zdążył się jeszcze dowiedzieć, czy klub stanowił teraz tylko miejsce ich spotkań, czy może mieli tam również swoją tajną metę. To z kolei oznaczałoby, że nowy właściciel współpracował z nimi, lub co gorsza sam był Łowcą.
– Do dupy z tym wszystkim – mruknął zbierając swoje rzeczy i wrzucając je do torby.
Szybko skierował się do wyjścia, a potem schodami w górę. Pokonał korytarz na parterze, ignorując wzburzony głos Luciena, rozmawiającego z kimś przez telefon. Sądząc po ostrych słowach wypowiadanych przez dozorcę demona Śmierci, po drugiej stronie słuchawki wisiał Strider.
Torin nie zatrzymał się nawet, kiedy Lucien kiwnął na niego ręką. Ruszył schodami na górę, na najwyższe piętro fortecy, należące tylko i wyłącznie do niego. Bo, do kogo niby maiłoby należeć? Nikt nie chciał mieszkać w pobliżu Zarazy.

4 komentarze:

  1. Na początek muszę ci powiedzieć, że jestem zachwycona zapowiedzią Mrocznego Dotyku. Epizod1 jest cudowny i od razu widzę, że masz wprawę w pisaniu, jak na moje oko, to nie jesteś amatorką.
    Ogromne dzięki i proszę o więcej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć bardzo mi się podoba to co napisałaś. Intrygująco się zapowiada i wciąga od pierwszej chwili. Gratuluję talentu.

    OdpowiedzUsuń
  3. ooo, a ja dopiero dziś tu dotarłam, bo cały czas polowałam na gryzoniu :P
    sfrustrowany facet to niebezpieczny facet, a sfrustrowana Zaraza to... ups dostanie się nowemu właścicielowi Destiny ;)

    idę po epizod drugi

    Emi, wiesz, że Cię kocham, prawda? :)
    buziam :*
    mad

    ps. nie mam konta na żadnym portalu społecznościowym, więc nie za bardzo wiem, jak się ujawnić, że ja to ja, ale chyba mad wystarczy, prawda? ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem w szale czytania wszystkiego co wyszło spod Twojego pióra ;-) Mam już za sobą smoki, aniołki i cofnęłam się do Mrocznego dotyku i już po pierwszym epizodzie czuję, że i ta opowieść przypadnie mi do gustu! Dziękuję pięknie!

    OdpowiedzUsuń