wtorek, 14 sierpnia 2012

Mroczny Dotyk - rozdział 9_epizod 1

Zniknęła równie szybko jak się pojawiła. Jej słowa, choć wypowiedziała ich zaledwie kilka, ciągle jeszcze dźwięczały w głowie mężczyzny.
„Zniknij z mojego życia. Jeśli jeszcze raz mnie dotkniesz - zabiję cię”.
Nie potrafił powiedzieć, co bardziej go zszokowało: fakt, że żyła, czy świadomość, iż z jakiś powodów nienawidziła go.
Plan by odwiedzić zabytkowy cmentarz i tam poszukać ukojenia – diabli wzięli. Ręce mu się trzęsły, a serce waliło jak oszalałe. W tej sytuacji pójście na Kerepesi było bezsensowne. Miał ochotę powiedzieć o Wiki całemu światu, a przynajmniej przyjaciołom. Aż do tej chwili nie sądził, że poczuje tak wielką ulgę widząc ją żywą.
Z drugiej strony fakt, że żyła mógł sprawić im nie lada kłopot. Dziewczyna wyraźnie za nim nie przepadała, żeby nie powiedzieć iż była do niego wrogo nastawiona. Nie miał tylko pojęcia, czy jej niechęć tyczyła się wyłącznie jego osoby, czy też wszystkich Lordów. Biorąc jednak pod uwagę, jej bliskie kontakty z Łowcami, zakładał, że stała po przeciwnej stronie barykady niż on i jego przyjaciele.
***
Zacharel zmarszczył brwi. Po raz drugi już tej nocy wspinał się schodami na górę. Sam nie wiedział co tu robi? Od kilku godzin błąkał się bez celu po fortecy, zaglądając po kolei do wszystkich pokoi. Nieliczni obecni w zamku mieszkańcy albo byli zajęci swoimi sprawami, albo też uparcie go olewali.
Najchętniej pewnie pokazali by mu drzwi i kazali spierdzielać, ale zbyt wiele mu zawdzięczali, by okazać tak jawną złośliwość. W końcu podarował nowe życie Haidee, o Siennie już nie wspominając.
Tak więc mógł bezkarnie snuć się po ich domostwie. Nie zmieniało to jednak faktu, że mieli go głęboko w dupie i na każdym kroku jawnie mu to okazywali. Gdyby miał jakiekolwiek uczucia, pewnie, by go to zabolało, ale Zacharel już dawno temu zapomniał, co znaczy czuć cokolwiek.
Powtarzał sobie, że przyszedł tu dziś, by dowiedzieć się jak idą postępy z pergaminem. Torin zniknął i choć Lucien twierdził, że nie wie gdzie jest, Zacharel był pewien, że dozorca Śmierci kłamał. Zresztą gdyby chciał sam z łatwością mógłby go wytropić. Dla anioła takiego jak on, nie stanowiło to żadnego problemu.
Może nawet powinien to zrobić, ale nie bardzo miał na to ochotę. Torin prędzej, czy później wróci do fortecy,  Zacharel musi tylko na niego poczekać.
Pchnął drzwi do pokoju wojownika i nie pytając nikogo o zdanie wszedł do środka. W obszernym salonie służącym Torinowi jako pracownia, migały monitory, rejestrujące zapisy z kamer wokół fortecy, oraz ze wszystkich innych urządzeń do których udało się Torinowi włamać.
Na długim biurku walał się stos zapisanych notatek wojownika, i kser fragmentów zwoju. Sam staro-tekst starannie zwinięty leżał w tubie.
Anioł pokiwał z aprobatą głową, na szczęście wojownik był na tyle inteligentny, że skopiował tekst, zamiast kreślić po oryginalnych zapiskach. Dziesiątki pogiętych kartek leżało na podłodze, świadcząc o nieudanych próbach rozszyfrowania treści pisma.
Zacharel pochylił się nad kopią tekstu. Wojownik powykreślał z niego niektóre słowa i odpowiadające im rysunki. Inne pozakreślał, nie wiedząc co z nimi zrobić. Kolorem czerwonym zaznaczył nieznane mu litery. Zacharel przyjrzał się im z uwagą. Nawet on, który znał tysiące języków i dialektów nie rozpoznawał tego pisma. Każda z liter dzieliła pojedyncze greckie słowo. Każdą zapisano z ogromną starannością, wstawiając ją w różnym miejscu. Czasem na początku wyrazu, lub na jego końcu, czasem w połowie, lub po którejś z liter. Każda była bardziej kombinacją kropek i kresek, niż wyraźnym jednolitym znakiem językowym.
Zacharel ponownie zmarszczył brwi.
A jeśli to wcale nie były litery?
- Po co znowu tu przyszedłeś?! – warknięcie za plecami spowodowało, że obrócił się błyskawicznie, gotów do walki.
Na środku pokoju z furią wypisaną na twarzy stała Cameo,.
- Nie wiedziałem, że powinienem tłumaczyć się ze swych decyzji przed demonem – powiedział wolno cedząc słowa.
W odpowiedzi kobieta skrzywiła się jeszcze bardziej.
- To mój dom nie twój, skrzydlaty popaprańcu – warknęła.
- Z pewnością – potwierdził niezrażony jej złośliwościami.
- Po co więc przyszedłeś? – zaskrzeczała, zmniejszając odległość pomiędzy nimi. Stali teraz tak blisko siebie, że mogliby się dotknąć. Żadne z nich jednak nie zrobiło nic, by to uczynić, choć Cameo miała ogromną ochotę chwycić biało-złote pióra i powyrywać je do cna.
- Mam sprawę do Torina – powiedział powoli.
- Mącisz mu tylko w głowie – zaskomlała, nienawidząc swojego głosu.
- Już kiedyś to powiedziałaś – spokojnie skwitował jej wypowiedź. – Nie wiedziałem, że ta rola przypisana jest tylko tobie?
- Argh! – syknęła zamierzając się na niego pięścią.
Anioł jednak bez trudu chwycił jej dłoń blokując cios. Boleśnie ściskał jej nadgarstek, dopóki fala bólu nie przetoczyła się po twarzy dziewczyny.
- Nie zaczynaj czegoś, czego nie będziesz w stanie skończyć – powiedział beznamiętnie.
- Macie do mnie jakąś sprawę, czy nigdzie indziej nie było wolnego pokoju? – mruknął Torin, zjawiając się nagle w pracowni. Jego złośliwa uwaga, spowodowała, że Cameo i anioł odskoczyli od siebie.
- Przyłapałam go jak grzebie w twoich notatkach – zaskrzypiała szybko Cameo.
- Fajnie – mruknął Torin, wchodząc do sypialni  i ignorując zaciętą minę Cameo. Szybko zdjął z siebie skórzaną kurtę i rzucił ją na łóżko. Czapka poleciała w ślad za nią.
- Nie przeszkadza ci, że pałęta się tu, szpiegując nas? – pisnęła Cameo.
Torin ponownie wszedł do pracowni. Choć głowa napierdzielała, go jakby stado demonów grało w niej w kręgle, to czuł się dziwnie lekki i spokojny.
- Nie bardzo – powiedział, wzruszając ramionami.
- Chyba zapomniałeś już kim jesteś – syknęła. – I kim on jest! – dodała zjadliwym tonem. – On nie jest twoim przyjacielem, wykorzystuje cię…
- Podobnie jak ty i cała reszta domowników – spokojnie skwitował wojownik. – Wyręczacie się mną we wszystkich niewygodnych sprawach, począwszy od zakupów przez Internet, a skończywszy na wyrobie fałszywych dokumentów  i zabezpieczaniu waszych tyłków podczas akcji.
Z twarzy Cameo na moment odpłynęły wszystkie kolory, anioł natomiast nie wydawał się być ani odrobinę poruszony słowami wojownika.
- Nie poznaję cię – zaskrzeczała w końcu kobieta. – Kiedyś byłeś inny.
- Masz rację – ironiczny uśmiech wpłynął na usta wojownika. – Kiedyś siedziałem w klatce, obserwując przez pręty jak wy używacie życia.
- A teraz się to zmieni? – Cam pożałowała tych słów w momencie w którym je wypowiedziała.
Torin zmarszczył brwi.
- Pewne sprawy nigdy się nie zmienią – wycedził przez zęby. – Inne - owszem. Nie dam się już więcej uwięzić w tym pokoju i nieważne czy się to wam podoba, czy też nie.
Stojący tuż obok Zachrel uniósł do góry kształtne brwi.
- Widzę, że wampirzyca porządnie wlazła ci za skórę – uwaga została wypowiedziana spokojnym głosem, ale i tak spowodowała wybuch gniewu na twarzy wojowniczki.
Jej oczy rozbłysły gniewnie czerwienią, świadcząc niechybnie o przebudzeniu się demona. Fala smutku przetoczyła się przez pokój. Jej dłonie drżały tak bardzo, że z trudem panowała nad nimi.
Na Torinie jednak ten popis siły nie zrobił żadnego wrażenia. Spokojnie skrzyżował dłonie na piersi.
- Powiedz to… - wycedził. – Wyduś z siebie to, co od dawna siedzi ci na żołądku i miejmy to już z głowy – dodał chłodno. – A potem wyjdź.
- Powiem, a jakże – zaskomlała. – Żal mi ciebie. Dawniej byłeś dumnym wojownikiem, znoszącym w pokorze los jaki przypadł ci w udziale, teraz stałeś się żałosnym mazgajem, rozczulającym się z powodu jakieś tam pijawki. Dotknęła cię… wielkie mi coś! – prychnęła. – Nie ona pierwsza i nie ostatnia, a teraz jej prochy rozwiewa wiatr. I wiesz co? Cieszę się, że zdechła, zasłużyła sobie na to. Nie dotyka się kogoś, kto nie należy do niej.
- Do ciebie też nie należę – powiedział spokojnie wojownik.
- Jesteśmy do siebie podobni – syknęła. – Oboje zostaliśmy stworzeni przez boga, na jego obraz i podobieństwo, oboje jesteśmy dozorcami demonów. Jesteśmy niezniszczalni, a jej ciało już obróciło się w proch.
- Ona żyje – Torin wszedł jej w słowo.
- Co? – Cam  z wrażenia cofnęła się o krok. – Niemożliwe...
Tylko anioł nie wyglądał na zaskoczonego. Torin warknął, widząc potwierdzenie własnych słów w oczach Zacharela.
- Wiedziałeś, że przeżyła spotkanie ze mną i nic nie powiedziałeś! – zgrzytnął.
Zacharel posłał mu nic nie mówiące spojrzenie.
- Gdybyś mnie o nią zapytał, powiedziałbym ci, że żyje – skwitował krótko.
- Too… niemożliwe… - Cameo kręciła głową na boki. Przez jej twarz przelewały się dziesiątki emocji, począwszy od niedowierzania i smutku, a skończywszy na żalu i złości.
Torinowi nagle zrobiło się jej żal. Bądź co bądź w jakiś zakręcony sposób, przez ostatnie miesiące, dzielili ze sobą życie. Potem pojawiła się wampirzyca, wywracając świat wojownika do góry nogami. Nie oznaczało to wcale, że z powodu Wiktorii, Torin odepchnął Cam. Wątpliwości, co do ich związku dręczyły go już od wielu miesięcy. Sprawa pergaminu i nowej właścicielki Destiny, przyśpieszyła tylko moment rozstania.
Może jednak powinien coś powiedzieć, przeprosić wojowniczkę, tysiące wspólnie przeżytych lat, do czegoś go zobowiązywały.
Dozorczyni Niedoli nie dała mu jednak na to szansy. Ze wściekłym grymasem wypisanym na twarzy, obróciła się na pięcie i wybiegła z jego pokoju.
Ramiona Torina opadły bezradnie w dół.
- Nie powinienem być dla niej tak surowy – bąknął.
- Być może – skwitował krótko Zacharel.
- Okłamałeś mnie – wojownik obrócił się, stając przed aniołem.
- Ja nigdy nie kłamię – mięśnie na twarzy anioła zadrgały. – Gdybyś mnie zapytał, powiedziałbym ci prawdę.
- Albo zręcznie przekręciłbyś  fakty – skwitował Torin. – Po co tym razem przyszedłeś?
Anioł zmarszczył brwi. Widząc jednak, że wojownik nie zamierzał kontynuować tematu Wiki, podszedł do stołu.
- Byłem ciekaw, jak postępują prace. Przejrzałem to, co do tej pory zrobiłeś…
- Utknąłem w martwym punkcie – przerwał mu Torin.
Jestem innego zdania – powiedział anioł.
- Nie udało mi się wykreślić wszystkich rysunków, no i te znaki, nadal nie mam pojęcia co oznaczają?
Anioł pochylił się nad kartką papieru.
- Przyglądałem się tym rysunkom – powiedział spokojnie, wskazując na niewykreślone elementy łamigłówki. – Jak zapewne wiesz, w każdej religii, kulcie, wyznaniu, mamy do czynienia z różnymi symbolami. Wyrażają one zazwyczaj nadprzyrodzone aspekty życia, takie jak: nieśmiertelność, mądrość, boską potęgę, śmierć, życie, itd.
Torin pokiwał głową.
- Czy te ci coś mówią?
Anioł zamyślił się.
- Tysiące lat temu, wiele pogańskich plemion używało podobnych symboli, mówiąc o kresie wędrówki człowieka, o jego przyszłym życiu, śmierci, która czeka go gdzieś po środku drogi i raju, do którego zmierza dusza.
Torin zmarszczył brwi.
- Coś podobnego również kołatało mi się po głowie. Przeszło mi jednak przez myśl, że to nie ciąg pojedynczych symboli, tylko dokładnie wyrysowana, choć zawiła ścieżka.
- Ścieżka? – Zacharel spojrzał na niego zaskoczony.
- Droga, którą powinien kroczyć człowiek od dnia narodzin, poprzez dorosłość, a potem śmierć, by jego dusza mogła znaleźć się w raju. Może to instrukcja, jak powinno się żyć, by przekroczyć bramy nieba?
- Zapewniam cię, że z niebem nie ma to nic wspólnego – powiedział chłodno anioł.
- Nie o tym myślałem – westchnął Torin. – Chodziło mi raczej o ścieżkę przeznaczenia, czy coś w tym rodzaju.
- Przeznaczenia? – oczy anioła rozszerzyły się w nagłym zdziwieniu. Złota skóra straciła nagle swój blask.
- Co się stało? – dopytywał się wojownik. - Wpadłeś na coś?
Zacharel jednak już go nie słuchał, drżąc na całym ciele, pochylił się nad kartką papieru. Nagle wszystko stało się jasne, a symbole same zaczęły układać się w ciąg znaków, tworząc linię – ścieżkę, jak trafnie odgadł Torin.
Nie była to jednak zwyczajna ścieżka, lecz droga, którą wyznaczał…
- Zacharel?! – wojownik podszedł tak blisko do anioła, że jego oddech muskał białe pióra.
Anioł oderwał zamglone spojrzenie od tekstu.
- Nie powinienem był ci tego dawać – powiedział ochrypłym głosem, szybko odsuwając się od Torina. – To nigdy nie powinno było trafić w wasze ręce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz