Nie liczyła się dla niego jej twarz, najchętniej zresztą
zakryłby jej gębę poduszką. Ważne żeby miała cycki wielkie jak balony i krągły
tyłek.
Dziwka rozsunęła prowokacyjnie nogi, prezentując siebie w
całej okazałości.
Galen zagryzł wargi. Chciała go? Proszę bardzo. Zerżnie ją
jak nikt inny w jej życiu. Legion też go prowokowała, kusiła…
Pół godziny później, kiedy kobieta ciągle jeszcze leżała z
luźno rozrzuconymi kończynami, niezdolna by się poruszyć, by wydać z siebie
jakikolwiek dźwięk, a głupkowaty uśmiech zdobił jej usta, Galen wyszedł z
pokoju. Zrobił sobie drinka, wypijając go jednym haustem, potem drugiego i
trzeciego.
Dopiero po czwartym z kolei, wyciągnął telefon z kieszeni
ciągle jeszcze niezapiętych dżinsów i zadzwonił po Stefano.
Jego zastępca zjawił się dwie minuty później. Nonszalancko
usiadł na eleganckim fotelu, zupełnie nie przejmując się nagością swojego
szefa.
- Czy dziewczyna się spisała? – zapytał swobodnie.
Galen wzruszył ramionami.
- Może być – skwitował krótko. W rzeczywistości, była
tragiczna, cały czas jęczała, żądając od niego, by ssał jej piersi. Jej
skrzekliwy głos rozpraszał go niemiłosiernie, miał ochotę skręcić kurwie kark.
Na szczęście tyłek miała idealny, więc kiedy przekręcił ją na brzuch,
przyciskając jazgoczącą głowę do poduszki, mógł w końcu wyrypać ją, tak jak
tego chciał.
- Co z ciałami rekrutów – zapytał, zmieniając temat. Fakt,
że ostatnimi czasy ginęło sporo z nowo zwerbowanych, mocno działał mu na nerwy.
Przez skórę czuł, że stoją za tym Lordowie, wszak Budapeszt stanowił ich
siedzibę. Z drugiej strony takie zagrywki, nie leżały w ich naturze. Ich akcje
były zazwyczaj spektakularne, zakrojone na szeroką skalę.
- Miejscowe władze zleciły przeprowadzenie sekcji zwłok,
ale z raportów, które sporządził patolog, nic nie wynika – oba ciała znaleziono
na obrzeżu miasta. Niestety były tak rozszarpane, że cudem było dopasowanie
poszczególnych członków do siebie.
- Żadnych podejrzeń? – zapytał Galen, siadając naprzeciwko
Stefano.
- Jest pewien… trop – powiedział mężczyzna. – Jeden z
młodzików miał przy sobie urządzenie podsłuchowe. Dość prymitywne i pewnie sam
je skonstruował, ale zarejestrowało odgłosy tego, co wydarzyło się w trakcie
ataku.
- Naprawdę? – Galen z zaciekawioną miną pochylił się do
przodu. – Mamy te taśmy?
Stefano potaknął głową.
- Policja znalazła tylko zmiażdżony mikrofon. Na szczęście
przesyłał on głos do mieszkania chłopaka.
- Co słychać na taśmie?
Stefano zmarszczył brwi.
- To właśnie mnie dziwi. Podejrzewałem, że demony kasują
nam młodą kadrę, tymczasem, oprócz odgłosów walki, słychać w tle ostrą muzykę.
Galen uniósł brwi do góry.
- Coś sugerujesz? – zapytał.
- Kilkoro z moich ludzi potwierdziło, że słyszało, podobną
muzę w tym nowym klubie.
- Destiny – dokończył Galen pełen złych przeczuć. –
Uważasz, że ktoś z klubu mógł sprzątnąć naszych chłopaków?
Stefano skrzywił się.
- Dźwięk na taśmie jest nieco zniekształcony, ale odgłosy
walki, wyraźnie sugerują, że mogła to być kobieta.
***
Wściekła jak sto diabłów i niewiele przejmując się
konsekwencjami tego, co właśnie zamierzała zrobić, Cameo wmaszerowała do
Destiny. Nie była tu od dawna, nie zamierzała jednak rozglądać się po wnętrzu i
delektować jego nowym wyglądem.
Zdecydowanie podeszła do baru i walnęła pięścią w ladę, zwracając
na siebie uwagę barmana oraz wszystkich na sali.
- W czym mogę pomóc – wysoki facet wyrósł przed nią w oka
mgnieniu. Choć głos miał spokojny, furia w jego oczach świadczyła o czymś zgoła
innym.
Cameo uśmiechnę się najpiękniej jak tylko umiała, co biorąc
pod uwagę jej demona, oznaczało żałosny grymas.
- Szukam tej zdziry- twojej szefowej – zaskomlała, a fala
nieszczęścia rozlała się po sali.
Barman cofnął się o krok, minę miał nietęgą, w kącikach
jego oczu pojawiły się łzy.
- Odejdź stąd demonie – warknął, odsłaniając białe kły. –
Nic dobrego cię tu nie spotka.
- Ciebie również, jeśli natychmiast nie powiesz mi, gdzie
znajdę tę żmiję.
Przerażająca cisza wypełniła klub. Nagle muzyka ucichła,
nikt już nie tańczył. Ze smętnymi minami goście wpatrywali się w puste
kieliszki. Jedni płakali, rwąc włosy z głowy, drudzy próbowali gołymi rękami
rozrywać sobie z żałości żyły.
Wiktoria zjawiła się w klubie w chwili, gdy cisza
zamieniła się w przeraźliwy szloch nieszczęśliwych ludzi.
- Co ja tu robię – płakał chłopak przebrany za Gota. –
Powinien być gdzie indziej. Moja dziewczyna właśnie urodziła dziecko, a ja
uciekłem, jak tchórz… jak tchórz – łkał.
Wiele podobnych głosów i szeptów wypełniło salę.
Wiki warcząc groźnie, stanęła przed ciemnowłosą kobietą.
Przybyła była znacznie od niej wyższa, miała długie, czarne, proste włosy. Jej
ciało, było smukłe i wysportowane, a twarz choć piękna, naznaczona
okrucieństwem.
- Szukałaś mnie – powiedziała spokojnie, mimo iż daleko
było jej do spokoju. Miała przed sobą kolejnego dozorcę demona. A biorąc pod
uwagę, sceny rozpaczy jakie rozgrywały się wokół nich, był to jeden z demonów niedoli.
- Tak - warknęła przybyła. – Szukałam cię suko.
- Może trochę wyluzujesz? – odparła cierpko Wiki.
Kobieta spojrzała na nią z miną kwaśną jak po zjedzeniu
kilograma cytryn. Nie mogła jednak wiedzieć, że na Wiktorię podobne popisy i
fale rozpaczy rozsyłane przez jej mrocznego towarzysza, nie robiły żadnego
wrażenia.
Gdyby mogła coś poczuć, z pewnością płakałaby teraz rzewnymi
łzami nad swoim marnym losem.
- Przyszłam powiedzieć ci, co o tobie myślę – pisnęła
wojownika.
- Czyżby? – Wiktoria uniosła dumnie głowę. – Nie znam cię,
ale skoro nalegasz na bliższe spotkanie, proponuję byśmy udały się na zewnątrz
– powiedziała z naciskiem.
Dozorczyni wzruszyła ramionami.
- Mnie to pasuje – zaskomlała, a fala płaczu ponownie
rozlała się wśród gości.
- Raul – Wiki spojrzała na przyjaciela, z trudem
panującego nad sobą. – Jak tylko wyjdziemy, podajcie gościom kolejkę na nasz
koszt, ok.?
Wampir tylko skinął głową.
Wiktoria ponownie skupiła się na swojej przeciwniczce. Nie
ulegało wątpliwości, że była związana z demonami, mieszkającymi w Budzie i co
najdziwniejsze miała o coś do niej pretensje. Nie za bardzo ją to obchodziło,
ale biorąc pod uwagę, fakt, że już raz dzisiaj natknęła się jednego z jej
pobratymców, wolała osobiście dowiedzieć się, o co w tym wszystkim chodziło.
- A więc do zobaczenia na zewnątrz – powiedziała do
kobiety-wojownika – chwilę później jej ciało rozmyło się i znikło.
Cameo syknęła wściekle.
- Suka! – warknęła, odwracając się na pięcie i kierując do
wyjścia.
Wampirzyca czekała na nią na tyłach klubu. Miejsce było
zacienione i całkowicie odosobnione. Żadnych kamer, ulicznych lamp, czy
wścibskich osób. Tylko pojemniki na śmieci, para drzwi i niewielka lampa
kołysząca się nad nimi.
- Chciałaś rozmawiać, to mów – warknęła Wiki jak tylko
Cameo stanęła naprzeciwko niej.
- Nie pozwolę ci zniszczyć mojego życia – syknęła
przybyła.
- Twojego życia? – wampirzyca roześmiała się głośno. – Wybacz
złotko, ale nie znam cię, poza tym nie przepadam za kobietami, chyba że
nadstawiają dla mnie szyję.
Z gardła wojowniczki wydobył się skrzekliwy warkot.
- On jest mój, zapamiętaj to sobie – zaskrzypiała. – Zbliż
się do niego raz jeszcze, a przybiję twe martwe ciało to najbliższego drzewa i
z radością poczekam na wschód słońca.
W odpowiedzi wampirzyca odsłoniła białe kły, i nim Cameo
zdołała wykonać bodaj ruch, rzuciła się na nią, powalając na ziemię. Szczupłe
palce uzbrojone w długie szpony wbiły się jej w szyję. Ostre kły błysnęły tuż
przy twarzy wojowniczki.
- Nigdy nie groź wampirowi słońcem – warknęła. – Chyba, że
sama masz ochotę udać się w zaświaty.
Przez jedną długą chwilę Cameo nie pamiętała jak się
oddycha. Zaraz jednak demon przebudził się w jej głowie, podburzając ją: ukarz ją, niech płacze, nich cierpi i
rozpacza. Złość wypełniła ciało wojowniczki, dodając jej sił. Zepchnęła z
siebie wampirzycę, posyłając ją na betonową ścianę. Tynk posypał się na
czerwono-czarne włosy małej pijawki.
Ona sama jednak wstała jak gdyby nigdy nic, otrzepując
spodnie z kurzu. Cam warknęła wściele również zrywając się na nogi.
Kobiety ponownie rzuciły się ku sobie, pięści poszły w
ruch. Cameo była znacznie silniejsza o drobnej wampirzycy, ta jednak potrafiła
poruszać się z zaskakującą szybkością, tak więc tylko nieliczne ciosy
wojowniczki docierały do celu. Walczyły zaciekle, próbując choć odrobinę
uszkodzić zranić siebie nawzajem. Jednak poza większymi zadrapaniami i
siniakami, nie wiele udało się im wskórać.
Nagły rozbłysk światła za plecami Cameo, sprawił, że obie
na sekundę zamarły. Dozorczyni Niedoli wiedziała, że to Lucien podążył śladem
jej energii życiowej. Tylko on pośród wszystkich wojowników potrafił tak szybko
ją zlokalizować. Nie powinna spoglądać w jego stronę, jednak wściekłość
wypełniająca umysł, osłabiła jej koncentrację.
Wampirzyca natychmiast wykorzystała wahanie kobiety, doskakując
do niej, jednym ciosem powalając Cameo na ziemię. Wojowniczka nie zdążyła nawet
mrugnąć, gdy ostre pazury przeorały jej gardło, a ciepła krew zaczęła wypełniać
usta. Demon wewnątrz niej zakwilił żałośnie, a wszystko inne dookoła pochłonęła
ciemność.
Wiktorii nie dane było cieszyć się ze zwycięstwa, siła
wystrzału zepchnęła ją z ciała pokonanej. Kula choć utknęła w piersi, nie
sprawiła jej bólu, zdołała ją jednak pozbawić koncentracji.
Nowo przybyły nie czekał aż Wiktoria wyzdrowieje, szybko
posłał w jej stronę resztę magazynku. Opadła na kolana, podpierając się rękoma.
Ciało pulsowało, naszpikowane pociskami, krew tryskała, ochlapując bruk. W
głowie jej szumiało, język jakoś dziwnie plątał się w ustach.
„Nie takie miała plany na dzisiejszy wieczór” przemknęło
jej przez myśl, kiedy ciężkie, wojskowe buciory zatrzymały się przed nią.
Z trudem uniosła głowę, by spojrzeć w oczy swemu oprawcy.
Był wysoki i potężnie zbudowany. Niewielka lampa
oświetlała tylko połowę jego twarzy, ale i bez tego Wiktoria wiedziała, że
drugą stronę zniekształcają szpetne blizny. Kolorowe oczy mężczyzny przybrały
szkarłatny odcień, a gniew w nich płonący mógłby powalić tysiące ludzkich
istnień. „Nie” poprawiła się szybko w myślach, kiedy twarda jak skała pięść
poleciała w jej kierunku, to nie był gniew, tylko śmierć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz