czwartek, 12 kwietnia 2012

Mroczny Dotyk - Rozdział 7_epizod 1


Lucien nie odzywał się do Torina przez całą drogę powrotną. Dozorca demona Śmierci nie mógł uwierzyć, że wojownik mógł zrobić coś tak głupiego – dotknąć dziewczynę. Przez setki lat nawet nie wychylił nosa poza fortecę, aż tu nagle najpierw oznajmia im kategorycznym tonem, że musi pójść z nimi do Destiny, a potem ni stąd ni zowąd dotyka kobietę.
Lucien nie rozumiał, co opętało wojownika i prawdę mówiąc mało go interesowały wytłumaczenia przyjaciela. Najchętniej przyłożyłby mu prosto w gębę, gdyby nie wiązało się to z dotknięciem jego skażonej skóry.
Pozostali wojownicy również milczeli, nie wiedząc jak ustosunkować się do wybryku Torina.
Sam zainteresowany wyskoczył z samochodu prowadzonego przez Aerona jak tylko ten zatrzymał się na podjeździe przed ich zamkiem. Przeszedł przez brukowany dzieciniec, minął nieliczne budynki gospodarcze, służące wojownikom jako garaże i magazyny, minął ubity plac, na którym jego przyjaciele ćwiczyli się w sztukach walki, w końcu usiadł na zwalonym pniu i ukrył twarz w dłoniach.
Jego ramiona drżały tak bardzo że Lucien, który poszedł za nim sądził iż wojownik płacze.
- O cholera – mruknął Aeron stając obok Lucien. – Torin… wszystko okej? Przyjacielu…
Ramiona dozorcy Zarazy zatrzęsły się jeszcze bardziej.
- Torin?
- Zabiłem ją – zarechotał Torin, śmiejąc się szaleńczo. Uniósł głowę spoglądając na otaczających go wojowników. Jasne włosy tańczyły wokół jego twarzy, w zielonych oczach błyszczało szaleństwo. – Zabiłem ją, być może jedyną istotę która wie gdzie jest Puszka Pandory. A ja ją zabiłem… - zaśmiał się głośno. – I setki niewinnych mieszkańców Budy również…
Wojownicy stali w milczeniu, spoglądając na śmiejącego się histerycznie wojownika.
Kane pierwszy przerwał milczenie.
- W sumie to nie wiesz, czy ją zabiłeś… przecież jest wampirem… czyli jest nieśmiertelna…
Torin prychnął lekceważąco.
- Oboje doskonale wiemy, że nie jednego wampira mam już na swoim sumieniu. Nim wstanie słońce rozsypie się w proch, jeśli już to się nie stało.
Kane westchnął. Prawda, dotyku Zarazy nikt nie był w stanie przeżyć. Nieśmiertelni w najlepszym wypadku padali zemdleni i osłabieni, reszta ludzkości umierała w męczarniach. Wampiry jako martwe istoty rozsypywały się w proch.
- Nic takiego by się nie stało, gdybyś został fortecy – warknął podirytowany Lucien.
Zielone oczy Torina natychmiast zrobiły się czerwone, demon obudził się w jego ciele, podsycając gniew wojownika. Zabij, ukarz.
- A kim ty jesteś, by decydować, co mi wolno, a co nie? – wrzasnął mężczyzna, zrywając się na nogi i ruszając na Luciena.
Amun szybko stanął pomiędzy wojownikami rozkładając szeroko ramiona i u uniemożliwiając im rzucenie się sobie do gardeł.
- Nie wiesz jak trudne jest moje życie! – syknął ponownie Torin.
- Użalasz się nad sobą – zgrzytnął w odpowiedzi Lucien. – Każdy z nas ma w sobie demona już zapomniałeś o tym? Nie tylko ty musisz zmagać się ze swoim diabłem.
Ramiona Torina opadły, czerwień zniknęła z jego oczu, ustępując miejsca jaskrawej zieleni.
- Nie wiecie jak to jest nie móc nikogo dotknąć – zazgrzytał zębami, po raz pierwszy  od setek lat zdradzając jak wielki ciężar dźwiga na swych ramionach. – Jak to jest marzyć o czymś aż do bólu. Kiedy nawet zwykłe muśnięcie dłoni jest poza waszym zasięgiem… kiedy tęskni się tak rozpaczliwie…
Lucien zamrugał kilkakrotnie, z jego twarzy również wyparował gniew. Pozostali wojownicy nie wiedząc co powiedzieć, spuścili smętnie głowy.
- Masz rację nie wiem – powiedział już spokojnie Lucien.
Torin jednak nie słuchał jego słów.
- Nie wiecie jak to jest patrzeć na was i wasze kobiety, słuchać ich chichotu rozbrzmiewającego po domu… patrzeć jak całujecie je i dotykacie… wyobrażać sobie co z nimi robicie… za drzwiami sypialni…  - jego głos stawał się coraz smutniejszy. Nie patrzył już na swoich przyjaciół, odwrócił się do nich plecami. – I nie zazdrościć wam…
Cisza jaka zapadła po jego słowach, była gęsta niczym mgła.
- Przepraszam – powiedział Aeron, przestępując z nogi na nogę. – Nie pomyślałem, że może być ci tak ciężko.
Torin wzruszył ramionami.
- Jak powiedział Lucien, każdy z nas ma swojego demona.
Amun uniósł dłonie, by coś powiedzieć, szybko jednak zmienił zdanie. Nie było słów, którymi można by było pocieszyć przyjaciela. A tylko Amun wiedział jak wiele goryczy i żalu przepełniało teraz  Torina z powodu tego, co zrobił.
W jego myślach Amun odkrył jednak coś więcej, niż przyjaciel chciałby ujawnić przed światem i przyjaciółmi: pragnienie by zrobić to jeszcze raz.
Poczuć zapach jej ciała, idealną gładkość jej skóry. Ale było coś jeszcze. Torin nienawidził ją za jej kontakty z Łowcami, nie przeszkadzało mu to jednak pragnąć jej ciała.
Amun spuścił głowę, odsuwając się nieznacznie od przyjaciela. Niestety było już za późno, tajemnice Torina już na zawsze pozostaną w Amunie.
- Wybacz przyjacielu – powiedział ostrożnie Lucien. Ciało dozorcy demona Śmierci nadal było napięte, ale w jego kolorowych oczach kryło się zrozumienie.
Torin nic nie powiedział, z posępną miną i rozpaczą wypisaną na twarzy, patrzył na linię horyzontu, i pierwsze smugi wschodzącego słońca, wyznaczające kres istnienia jego wampirzycy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz