poniedziałek, 21 stycznia 2013

Mroczny Dotyk - Rozdział 11_epizod 1





Miękka skóra ust z łatwością pękła pod naporem wampirzych kłów. Gorąca krew trysnęła wprost do ust kobiety, napełniając ją energią i nieznaną sobie mocą.
Mocniej wczepiła się w niego, zlizując językiem gorące krople. W głowie jej szumiało, ciało wibrowało, chciwie chłonąc bogaty smak. Nowy nieznany jej dotąd głód, rozgorzał gdzieś głęboko w środku jej kobiecości i bynajmniej nie miał nic wspólnego z jedzeniem. Mężczyzna pod nią również drżał, a jego ciało z każdą upływającą sekundą stawało się twardsze.
Jęk, który wydobył się z jej ust, podziałał na niego jak kubeł zimnej wody. Zerwał się na nogi, spychając ją ze swoich kolan. Upadła na mokrą podłogę, podczas gdy on stał nad nią, wpatrując się w nią z przerażeniem wypisanym na twarzy.
Odruchowo przesunął językiem po ustach, zlizując ostatnie krople krwi, zamykając dwie małe ranki po jej ugryzieniu. Oddychał chrapliwie, jak po długim biegu, na policzki wpełznął mu krwisty rumieniec.
Nie spuszczał z niej wzroku, choć jego źrenice błyszczały teraz ognistą czerwienią. Demon.
- Dlaczego?... ja… nie powinnaś była… - cofnął się o krok, potem drugi. Nim wybiegł z celi, zatrzaskując za sobą kratę, raz jeszcze omiótł ją nieprzytomnym spojrzeniem.
Dopiero wtedy Wiktoria pozwoliła sobie opaść na podłogę. Jej usta ciągle jeszcze drżały od krwawego pocałunku, palce u rąk wibrowały od dotyku jego skóry. Przełknęła ślinę.
Był energią zamkniętą w uścisku twardych mięśni, pokrytych aksamitną skórą. Zadziwiające, jak na wojownika którym był. Wręcz niesamowite, by ktoś mógł mieć tak idealne ciało. Zupełnie jakby jego jedynym zadaniem było wabić i kusić wszystkich oraz wszystko dookoła.
Tak wiele wrażeń i bodźców, a to wszystko w zaledwie kilka sekund. Łzy napłynęły do jej oczu. Setki lat minęły, odkąd ostatni raz naprawdę kogoś dotknęła. Już prawie zapomniała, co to znaczy czuć cokolwiek, a tu nagle zjawia się on z tą swoją aksamitną skórą. Budząc w niej pragnienia oraz tęsknoty, których nie chciała znać.
Dotknęła demona, napiła się jego krwi. Co gorsza pocałowała go. Poczuła go. Znowu. W głowie jej szumiało, smuga przyjemności wolnym strumieniem rozlewała się po ciele. Jego krew. Smak jego życia i przekleństwa.
***
Torin wbiegł do swojego pokoju z rozmachem zatrzaskując drzwi. Całe jego ciało płonęło, żarem, którego nigdy dotąd nie doświadczył, serce galopowało szaleńczo, a zakończenia nerwowe tańczyły sobie tylko znanym rytmem. Najgorsze było jednak to, że jego cholerny kogut stał w pełnej gotowości bojowej, niczym oficer na odprawie.
- Głupiec – bąknął zarówno do siebie jak i do swojej męskości.
Drżącą dłoń przycisnął do piekących ust. Rzuciła się na niego… ugryzła… pocałowała…
- Cholera, cholera… - powtarzał raz za razem. Skóra rękawiczek nie pozwalała ocenić rozmiaru szkód, które mu wyrządziła, szybko więc je zerwał.
Usta były spuchnięte i lekko mrowiły kiedy ich dotknął. Najgorsze było jednak to, że w rytm ich pulsowania podrygiwał jego kogut.
- Uspokój się! – wrzasnął do swego ciała.
Wszedł do łazienki, stając przed lustrem, by potwierdzić naocznie to, co wyczuwały jego palce. Dolna warga była spuchnięta i przekrwiona. Dwie symetryczne ranki ciągle jeszcze pozostawały widoczne, choć z ich wnętrza nie sączyła się już krew.
- Chłopie dałeś dzisiaj czadu, nie ma co – ponownie skarcił sam siebie. Dzięki bogom w lochach nie przebywał żaden inny Łowca, gdyż pewnie teraz skręcałby się w agonii, a Zaraza rechotałby w najlepsze. Szczęściem również żadna z ludzkich kobiet nie gościła obecnie w fortecy.
Otworzył szklane drzwi prysznica i odkręcił wodę. Potem szybko rozebrał się, starając jak najmniej dotykać pobudzonych części ciała. Szorstka gąbka oraz środek dezynfekujący, miały załatwić resztę. Dzięki demonowi, jego skóra wydzielała w tej chwili spore ilości szkodliwych zarazków. Jeśli ich z siebie nie zmyje, pierwszy podmuch wiatru za oknem rozniesie je nad Budapesztem.
Silnie pocierając szorował całą skórę, poczynając od stóp, a skończywszy na ramionach oraz głowie. Środek dezynfekujący szczypał go w oczy i drażnił jego nozdrza. Był jednak w błędzie sądząc, że wraz z zarazkami spłynie z niego podniecenie.
Obraz wczepionej w jego ciało kobiety raz po raz jawił się mu przed oczyma. Biel skóry, połyskliwość jej oczu, pełne usta jakich nie powinna mieć żadna kobieta.
Jęknął… potem sapnął gniewnie. W końcu nie mogąc już dłużej wytrzymać, puścił gąbkę, a zamiast niej ujął w dłoń naprężonego koguta i zaczął poruszać nim miarowo. W górę, w dół, ciepła woda gorącym strumieniem kapiąc na naprężone ciało, potęgowała jeszcze doznanie.
Zupełnie jak gdyby tu była, jakby to jej idealne usta a nie jego ręka obejmowały męskość. Jakby to jej język, a nie stróżki wody obywały naprężony członek.
Odrzucił głowę do tyłu, szczytując gwałtownie, wykrzykując bezgłośnie jej imię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz