poniedziałek, 21 stycznia 2013

Mroczny Dotyk - Rozdział 10_epizod 1



Rzucił ciało na wilgotną podłogę więziennej celi. Martwe zwłoki głucho plasnęły o kamienną posadzkę. Z wielu ran wampirzycy sączyła się krew, tworząc rozległą kałużę wokół niej.
Lucien nie przejął się tym ani trochę. Prawie zabiła Cameo, stanowiła zagrożenie dla nich wszystkich. Bez wahania wpakował w nią cały magazynek. Zrobiłby o wiele więcej, byle tylko ratować swoich przyjaciół. Wampirzyca zasługiwała na śmierć. Z radością wbiłby kołek w jej serce, gdyby nie fakt, że dziewczyna od dawna powinna już być martwa. Kilka nocy temu Torin dotknął jej dłoni, demon mieszkający w nim powinien był ją zabić. Tak się jednak nie stało. Dlaczego? Tego Lucien nie wiedział.
Dziewczyna owszem była w jakimś sensie nieśmiertelna, wampiryzm zapewniał jej długowieczność. Nie chronił jej jednak przed mocą Zarazy. Zabójczy Lord niszczył wampiry w trakcie ich śmiertelnego snu, zamieniając ich krew w żrący kwas, a następnie spalając ich członki na popiół. Nim noc dobiegła końca, ciało wampira zamieniało się w kupkę popiołu.
Dlaczego więc ona przeżyła?
***
Krew szybko wsiąkała w opatrunki, barwiąc je szkarłatem i ani na chwilę nie przestając wściekle się sączyć. Olivia – anioł a także partnerka Aerona, marszcząc swe kształtne brwi, przycisnęła do krwawiącej rany więcej opatrunków, wzrokiem poganiając Aerona.
Szyja Cameo była rozdarta na długości dziesięciu centymetrów, odsłaniając krtań, mięśnie i przełyk wojowniczki. Krew żywym strumieniem tryskała na boki, ochlapując wszystko dookoła. Aż dziw brał, że tyle jej mogło pomieścić to drobne ciało. Gdyby była śmiertelniczką, umarłaby w chwili gdy wampir rozorał pazurami jej gardło. Szczęściem dla nich wszystkich, Cameo była jednak wojowniczką niebios, stworzoną z woli Zeusa, i wzgardzoną przez tegoż boga w chwili, gdy Puszka Pandory została otwarta. Tylko całkowita dekapitacja lub usunięcie demona mogło pozbawić ją życia.
Aeron trzymając zakrzywioną igłę pochylił się nad szyją nieprzytomnej przyjaciółki. Sprawną ręką wbił się w przerwany fragment żyły, łącząc go zaledwie dwoma ruchami z oderwaną częścią. Nie musiał zakładać precyzyjnych chirurgicznych szwów, nieśmiertelność miała tę dobrą cechę, że niczym genialna maszyna, w trybie ekspresowym naprawiała ciało każdego z nich. Gdyby Cam była przytomna, z pewnością klęłaby na niego jak szewc, choć być może struny głosowe też miała uszkodzone, wówczas skrzeczałby piskliwe, przeszkadzając mu w pracy. Teraz, kiedy główna szkoda została jako tako opatrzona, pozostało już tylko zszycie mięśni i zewnętrznych fałdów skóry.
Olivia odsunęła się odrobinę, robiąc swemu mężczyźnie więcej miejsca.
- Postaraj się – szepnęła cichutko.
Aeron prychnął w odpowiedzi.
- I bez twoich słodkich słów mój aniele, wiem, że jak spartolę choćby jeden szew, Cam będzie zatruwać mi życie przez najbliższe sto lat.
- Pospiesz się - ponaglił go Torin. Dozorca Zarazy siedział wciśnięty w narożnik pokoju. Jego złocista zazwyczaj cera, była teraz blada i matowa. Nerwowo przygryzał wargi, wyłamując kostki u dłoni.
Wyrzuty sumienia zżerały go niczym rak, ciało śmiertelnika. To z jego powodu Cameo poszła do Destiny. Czuła się zazdrosna i odrzucona. Wszyscy obecni w tym pokoju wiedzieli, co też pchnęło wojowniczkę, do tak głupiego wybryku, nikt jednak nie odważył się powiedzieć tego na głos.
Aeron uwijał się szybko, wiążąc zgrabne supełki. Z rany sączyło się coraz mniej krwi. Minie jednak kilka dni nim wojowniczka odzyska pełnię sił. Co do blizny, trudno było jeszcze stwierdzić. W zasadzie rany nieśmiertelnych goiły się nie pozostawiając żadnych śladów. Czasami jednak, z zupełnie niewiadomych powodów, zostawały całkiem spore pamiątki.
- Co z nią? – zapytał Lucien, wchodząc do pokoju. Wzrok miał chmurny, a spojrzenie groźne. Jego T-shirt ciągle jeszcze był przesiąknięty krwią obu kobiet.
- Wyjdzie z tego – powiedział spokojnie Aeron, odsuwając się od łóżka, pozwalając Olivii do reszty umyć wojowniczkę. – Co z wampirzycą? I dlaczego nikt do cholery nie powiedział nam, że ona żyje? – zapytał, spoglądając to na Luciena, to na Torina.
- Teraz jest martwa – wycedził Lucien, ignorując wściekły błysk w oczach dozorcy Zarazy.
- Nie na długo jednak jak podejrzewam – mruknął Aeron.
- Być może już na całą wieczność – Lucien spojrzał ostrzegawczo na Torina. – Nie podjąłem jeszcze ostatecznej decyzji.
Wojownik zerwał się z miejsca.
- Nie masz prawa decydować o jej życiu lub śmierci – warknął. Czuł się rozdarty pomiędzy tym, co łączyło go z wojownikami, a fascynacją jaką odczuwał wobec Wiktorii. Gdyby Cam umarła, nie byłoby żadnego odwrotu, wampirzyca również musiałaby zginąć.  Ale teraz…
- A myślisz, że ty masz? – warknął Lucien. – Nie widziałeś z jaką łatwością pokonała Cameo, ona może zagrażać nam wszystkim.
- Nie wierzę – powiedział Torin, ale w jego głosie zabrakło przekonania.
- Wierz lub nie, nie obchodzi mnie to. Póki co, tak kobieta jest naszym więźniem. Zamierzam ściągnąć tu Sabina i wydusić z niej ile się da. Potem w zależności od tego, co usłyszymy, podejmiemy decyzję, co do jej dalszego losu – ton Luciena nie pozostawiał złudzeń, co do wyroku jaki miał zapaść.
- Ona ma coś wspólnego z manuskryptem – powiedział Torin, zaciskając dłonie w pięści. – Nie wiem jeszcze dokładnie co, ale…
- Masz dwa dni, by się dowiedzieć – Lucien uciął dalszą dyskusję. – Potem wampirzyca zginie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz