sobota, 22 marca 2014

Szmaragdowe Serce - Rozdział 6_epizod 2





Wprowadzili więźniów, a Quinkel momentalnie poczuł, jak wypełnia go furia. Kurellowie przyodziali się w najlepsze i najdroższe szaty. Główny złotnik miał na sobie jasną tunikę z delikatnego aksamitu, haftowaną złotą nicią, wyszywaną drobnymi kamieniami. Jego spodnie były z najprzedniejszej skóry, podobnie buty: wysokie, wypastowane, połyskujące w świetle świec. Pozostali dwaj – odpowiedzialni za napaść na dziewczynę – wyglądali podobnie.
Rozprawa była publiczna, skutkiem czego wiele osób przyszło zobaczyć, jak smok mianowany przez króla sądzi ich największego ciemiężyciela. Teraz wszyscy mogli zobaczyć wystrojonego kurella, śmiejącego się im w nos. Baron pożałował, że nie kazał zamknąć złotnika w celi, tuż obok dziewczyny. Zamiast tego zarządził dla Lamisa i jego towarzyszy areszt domowy.
Ludzie i krasnoludy szeptali pomiędzy sobą, zszokowani widokiem więźniów, onieśmieleni ich postawą. Przyszli tu, by zobaczyć lincz, zamiast tego szykowało się im widowisko. Tylko kurellowie oklaskiwali swoich, gwiżdżąc na gawiedź zgromadzoną pod ścianą, wspierając braci, stając za nimi murem.
Quinkel żałował, że zgodził się na publiczną rozprawę, ale na cofnięcie tego było już za późno. Chciał ukarać i napiętnować kurellów, za ich pychę i butę, miast tego stworzył im okazję do umocnienia swojej pozycji.
Smok zmarszczył brwi. Nie pozwoli bezkarnie łamać prawo, ani tym bardziej napadać i nękać bezbronnych.
W sali zaległa cisza, wysoki, postawny mężczyzna o szerokich ramionach, wyrazistych rysach twarzy i ciemnofioletowych włosach, wyszedł na środek izby. Wojownik powiódł mrocznym spojrzeniem po zebranych w sali. Nikt nie ważył się odezwać, wielu z przestrachu przed smokiem wstrzymało nawet oddech.
Smok nic nie powiedział, ale też nie musiał. Sama jego obecność gwarantowała ciszę i spokój rozkrzyczanego tłumu.
Baron siedział na niewielkim podwyższeniu, za ciężkim dębowym stołem, specjalnie na tę okazję wniesionym do sali obrad.
Namiestnik odchrząknął, a oczy wszystkich zebranych przeskoczyły z potężnego smoka na barona.
– Otwieram pierwsze posiedzenie sądu namiestniczego – mruknął groźnie smok. – Sprawa dotyczy napaści, której dopuścili się trzej mieszkańcy Lahmar, przeciwko przybyszowi zza gór.
– Hej! To ona na nas napadła, na dodatek ważyła się to uczynić w naszym własnym domu – wrzasnął jeden z kurellów.
Baron zgromił mężczyznę wzrokiem, przerywając jego dalszą wypowiedź.
– Celem rozprawy jest skonfrontowanie zeznań wszystkich zatrzymanych osób i ustalenie faktycznego przebiegu zdarzenia – Quinkel spojrzał na Lamisa, ale kurell tylko prychnął, ignorując osobę namiestnika.
Baron miał ochotę walnąć pięścią w stół. Powstrzymał się jednak, mówiąc:
– Ubiegłej nocy w domu złotnika Lamisa, doszło do niebezpiecznego zdarzenia, w wyniku którego aresztowano cztery osoby. Wzywam ich wszystkich do złożenia zeznań i wytłumaczenia się ze swego zachowania. -Baron spojrzał na leżące przed nim kartki papieru i odczytał na głos: – Lamisie, synu Lumy wystąp i złóż zeznanie – głos smoka pozbawiony był emocji, on sam jednak odczuwał zadowolenie, widząc ściągniętą twarz kurella na dźwięk własnego nazwiska.
Złotnik nie zamierzał zastosować się do polecenia namiestnika, jednak pomruk, jaki wydobył się z gardła fioletowego wojownika, błyskawicznie wpłynął na zmianę jego decyzji.
– Wczorajszej nocy, w moim własnym domu napadnięto na mnie, mojego brata i kuzyna – zaczął kurell, ironiczny uśmiech wpłynął na jego usta. Skoro smok chciał rozprawy, będzie ją miał.
Baron zacisnął dłonie w pięści.
– O której godzinie, dziewczyna zapukała do pańskich drzwi? – Głos smoka był tak mroczny, że kobiety siedzące na sali, z trwogą przyciskały dłonie do piersi.
Lamis wzruszył ramionami, jego głos nie stracił nic ze swej hardości, i chyba tylko smok, stojący trzy kroki przed nim, hamował go przed złośliwymi docinkami.
– Do świtu było jeszcze daleko, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Moja matka – Amelis – w głosie kurella pojawiła się duma – poszła otworzyć drzwi. W progu stała dziewczyna.
– Czego chciała? – zapytał smok, w gruncie rzeczy ciekawy, co też Kharina robiła u Lamisa. Owszem, nie zakładał, że kurell powie prawdę, ale w każdym kłamstwie można było odnaleźć ziarno prawdy.
– Nie mam pojęcia, co powiedziała mojej matce, wtargnęła jednak do środka nie poprosiwszy nawet o pozwolenie, a potem do mojego gabinetu. Rozmawiałem właśnie z bratem, który dopiero co zdążył wrócić z Farrander  – o sytuacji w królewskim mieście – kiedy, to rozzłoszczone dziewczę na nas napadło. – Lamis uśmiechnął się szeroko, pozostali dwaj jego towarzysze również wyglądali na zadowolonych.
Gapie szeptali cicho po kątach, szybko dzieląc się na dwa obozy: tych, którzy uwierzyli złotnikowi i tych, dla których kłamstwa kurella były codziennością.
Smok ani przez chwilę nie dał się nabrać na gładkie słówka mężczyzny.
– Tak po prostu wtargnęła do twego domu i wszczęła awanturę?
Kurell oblizał usta.
– Przecież powiedziałem – stwierdził lekko.
– Nikt nie napada na nikogo, nie mając ważnego powodu! – warknął namiestnik, ledwie panując nad rozsadzającym go gniewem. Ręce go świerzbiły, by zacisnąć je na chudej szyi kurella i dusić póki nie ujdzie z niego życie, lub nie wyśpiewa całej prawdy.
– Przecież do tylko dziewka – odparł Lamis, jakby ten fakt miał wyjaśniać całą sprawę. – Kobiety są nieobliczalne, zwłaszcza kiedy chodzi o błyskotki.
– A więc coś jednak od ciebie chciała? – Smok szybko podchwycił słowa Lamisa. Oczywiście, że chciała, nie wierzył w przypadkowość tego zdarzenia. Inna rzecz, że ona sama nie chciała mu się przyznać, po co tam poszła.
Lamis zmarszczył brwi, na jego twarzy po raz pierwszy pojawiła się niepewność, gorączkowo też zastanawiał się nad udzieleniem odpowiedzi, która pogrążyłaby dziewczynę.
– Chciała zdobyć kamień, szmaragd – dodał szybko. – Jeden z tych, odebranych zdrajcom korony po bitwie w Dolinie Ciszy – kurell spojrzał na brata, wzrokiem potwierdzając wersję zdarzeń. – Naciskała bym go jej oddał. Odmówiłem, wszak jestem oddanym poddanym Jego Wysokości, króla Ariela. – Lamis przycisnął dłoń do serca, w jego spojrzeniu migotała jednak kpina. Prawie wszyscy na tej sali wiedzieli, że kurell nie służył nikomu, poza sobą samym.
Quinkel przymknął oczy. Wiedział, że jego skóra zaczyna błyszczeć, czuł jak przepełnia go znana pradawna moc. Smok budził się do życia, krew szybciej krążyła w żyłach, budząc mordercze zapędy. Naprawdę miał ochotę oderwać głowę od ciała kurella i uwolnić świat od jego nędznej egzystencji. Z drugiej strony dziewczyna podstępem zakradła się do Farrander. Nadal nie wiedział, po co przybyła do królewskiego miasta. Czy tam również poszukiwała klejnotu? „Cholera” – smok zaklął w myślach. Musiał dowiedzieć się, po co był jej ten kamień.
– Mówisz, że zaatakowała was, kiedy odmówiłeś jej wydania kamienia. – Smok zmierzył kurella ostrym spojrzeniem. Ten tylko skinął głową. – Jak więc wyjaśnisz fakt, że to ty i twój brat mieliście ostrza w dłoniach? Ona natomiast leżała na podłodze, trzymana przez twego kuzyna?
Szmer ponownie wypełnił salę. Co poniektórzy kręcili głowami, reszta śmiała się, złośliwe komentując całą sytuację.
Lamis przywdział możliwe najbardziej niewinny wyraz twarzy.
– Groziła nam, twierdząc, że jej ludzie czekają przed domem. – Kurell kłamał, idąc w zaparte.
Namiestnik uśmiechał się lekko.
– Nikt nie czekał pod domem. Mam uwierzyć, że trzech mężczyzn przestraszyło się słownych gróźb kobiety?
Kurell zacisnął usta, nic jednak nie powiedział. Quinkel kontynuował.
– Czy któryś z was ma coś jeszcze do dodania, nim każę wprowadzić dziewczynę? – Smok zmierzył ostrym wzrokiem kurellów, jednak żaden z nich, nie raczył nawet spojrzeć w jego stronę.
Quinkel zerknął na wojownika stojącego przed masywnymi drzwiami. Smok skinął na niego głową, dając znak, że ma wprowadzić dziewczynę.
Nie wyglądała na zadowoloną, co więcej, można by rzec sprawiała wrażenie bardzo wzburzonej. Karis trzymał ją pod ramię, przez co dziewczyna nie mogła się za specjalnie poruszyć. Jednak jej mina nie pozostawiała wątpliwości, że gdyby tylko smok poluźnił uchwyt, wyrwałaby mu się, najpewniej też od razu częstując go kopniakiem w podzięce.
Jej ubranie było wymięte, czy to po trudach podróży, czy też na skutek niewygodnego łoża w celi. Ciemne włosy zwijając się w niczym nieposkromione fale, opadały wokół jej twarzy. Chociaż była podirytowana z jej lica bił jakiś dziwny blask.
Szepty ponownie wypełniły izbę. Ludzie wykrzywiali głowy i wspinali się na filary, byle tylko móc przyjrzeć się dziewczynie, która zadarła z kurellami. Smok zacisnął dłonie w pięści. Po raz kolejny już tego dnia pożałował, że dał się namówić na publiczną rozprawę.
Dziewczyna zatrzymała się tuż przed jego stołem, ani jednym spojrzeniem nie zaszczyciła Lamisa, wbiła natomiast swój oskarżycielski wzrok w barona. Mężczyzna nie wątpił, że słyszała każde wypowiedziane tutaj słowo, jednak dziwnym trafem to jego winiła za swoją obecną sytuację.
Na przodków! Miał ochotę krzyknąć. Dlaczego do niego miała pretensje, przecież chciał jej tylko pomóc, uwolnić ją od zarzutów Lamisa i wszelkich innych podejrzeń. Miast tego spoglądała na niego, jakby zamordował jej co najmniej ojca i matkę.
– Wiesz, po co się tutaj zebraliśmy? – zmusił się by nadać głosowi neutralny ton, choć niech bogowie będą mu świadkiem, nie było to łatwe. Smok w jego wnętrzu krzyczał i szarpał się do niej, podniecony jej odwagą.
Wzruszyła ramionami.
– Jak zwykle obwiniasz mnie o całe zło tego świata – prychnęła, a salę wypełnił śmiech gawiedzi.
Smok zmarszczył brwi. Dlaczego przodkowie postawili na jego drodze właśnie tę kobietę? Zniósłby humory i płacze każdej innej, ale nie gniew niewiasty stojącej przed nim.
– O nic cię nie oskarżam! – warknął, ledwie panując nad sobą.
– Czyli fakt, że zamknąłeś mnie na noc w zimnej celi, bez bodaj skrawka pledu do okrycia, mam uznać za przejaw troski? – Uniosła dumnie głowę, a tłum znowu zarechotał. – A może pieszczot? Ach jakiś ty łaskawy, o panie.
Zabrakło mu tchu. Na Marrisę – pradawną boginię – jaki demon dziś w nią wstąpił. Przecież dbał o nią. Prawda?
– Troszczę się o twoje bezpieczeństwo, pilnuję byś nie popadła w jeszcze większe tarapaty. – Zazgrzytał zębami. Zacisnął dłonie na kartkach papieru, marząc by były to ramiona Khariny.
– Powiedz, kim jesteś i po co przybyłaś do Lahmar? – zapytał po dłuższej chwili, kiedy już tłum uspokoił się na tyle, że udało się mu przekrzyczeć gawiedź.
Zagryzła wargi, wyraźnie niezadowolona z jego pytania. Wahała się dłuższą chwilę, w końcu jednak widząc, jego nieustępliwą minę raczyła mu odpowiedzieć.
– Jestem Kharina wer Sahmer, córka Palliny i Targora.
Baron przełknął ślinę, kątem oka zauważył jak Hargar poruszył się na dźwięk tego nazwiska. Była szlachcianką, urodzoną na północy. Powinien był się tego domyśleć. Jej twarz była zbyt idealna, by uznać ją za chłopską córkę. Nie nosiła się bogato, można wręcz powiedzieć, bardzo skromnie. Strój, który miała na sobie, swoje najlepsze czasy już dawno miał za sobą, a jednak wyglądała w nim dostojniej niż Lamis w swych wyszywanych złotem szatach. Jej rodzina zapewne straciła wszystko w wojnie smoków. Jako zdrajcy korony, Ariel wydziedziczył ich z włości. Nie miała więc nic.
– Po co przybyłaś do Lahmar? – zapytał, licząc, że w końcu zdradzi mu coś więcej niż swoje imię.
Pokręciła głową.
– Naprawdę sprawia ci radość znęcanie się nade mną?
Smok pochylił się do przodu.
– Chcę tylko poznać prawdę, jeśli nic nie masz na sumieniu, odejdziesz wolno.
Roześmiała się gorzko.
– Twoi pobratymcy odebrali mi wszystko, co kochałam, obdarli moją rodzinę z godności i majątku, a ty każesz mi tłumaczyć się co tutaj robię, łaskawie obiecując, że może mnie uwolnisz?!
Zmarszczył brwi. Pobratymcy? Miała na myśli smoki? Chciał zapytać, co takiego uczynili jej smoczy wybrańcy, ale ugryzł się w język. Zbyt wiele osób przysłuchiwało się ich dyskusji, by rozmawiać o takich sprawach publicznie.
– Co to za klejnot, którego poszukujesz? – zapytał.
– Nie odpuścisz, prawda? – jęknęła. Z jej twarzy odpłynęła furia, ustępując miejsca smutkowi. – Szukam kamienia, który należał do mojej rodziny.
– Wszelkie klejnoty należące do szlachty z północy przeszły na własność korony. – A więc naprawdę szukała kamienia. Tylko, po co? Chciała go sprzedać, by godniej żyć?
– Ten kamień nie należy do króla, jest częścią mojej rodziny.
Karis mruknął gniewnie, nawet Hargar poruszył się niespokojnie, tylko Quinkel zachował spokój, na tak jawny przejaw buntu przeciwko smoczemu królowi.
– Każdy, kto przez tysiące lat dopuścił się zdrady, stracił swój majątek, nie wolno ci tego kwestionować – jego głos nabrał ostrości.
– Moja rodzina nie zdradziła króla, to nas zdradzono i pozostawiono na łaskę Tollesto. – Wyrwała dłoń z uścisku Karisa, podbiegając do stołu Quinkela. – Szmaragd należał od mojej rodziny, skradł nam go jeden ze smoków hrabiego, jeśli więc znajduje się w królewskim skarbcu nadal jest własnością mojej rodziny  – nie króla – uderzyła dłonią w stół. – Powiedz mi, gdzie zawiniłam, szukając tego co nam ukradziono?
Nie powinien tego robić. Naprawdę nie powinien, ale nie potrafił oprzeć się czarowi jej zielonych oczu. Nie miał żadnych podstaw, by wierzyć w jej słowa, by ufać temu, co mówiła. Może kłamała, albo tylko chciała odepchnąć od siebie podejrzenia. Smok spojrzał na Lamisa. Kurell jak gdyby nigdy nic siedział na ławce pod ścianą, oglądając paznokcie u rąk. Słowa dziewczyny nie robiły na nim żadnego wrażenia.
– Jak wygląda ten szmaragd? – zapytał.
Zabrała ręce ze stołu, zmieszanie odbiło się w jej oczach, jakby nie planowała znaleźć się tak blisko niego.
– To spory kamień – zaczęła, ociągając się. – Ma dość nieregularny kształt, choć może przypominać serce.
Smok zmarszczył brwi, jego własne, smocze serce zabiło gwałtowniej. „To przecież niemożliwe” – przeszło mu przez myśl.
– Jak duży jest to kamień? – wychrypiał, prawie natychmiast żałując swego pytania. W gruncie rzeczy doskonale wiedział, o jakim kamieniu mówiła.
Dziewczyna nie spuszczała z niego wzroku. Jej twarz nabrała blasku, oczy lśniły jeszcze intensywniej niż w chwili, w której wchodziła do izby. Jakaś magia tańczyła na jej skórze.
Wyciągnęła dłoń przed siebie, zaciskając ją w pięść.
– Właśnie taki – jej głos lekko drżał, ale spojrzenie pozostało czujne.
Wiedział, że go obserwowała, że sprawdzała jego reakcję na jej słowa. W ustach nagle mu zaschło. To nie powinno się było wydarzyć, miał ochotę krzyknąć. Naprawdę nigdy nie powinno się było wydarzyć, a jednak się stało, co gorsza ona również zdawała sobie z tego sprawę. Widziała to w jego oczach. Ten kamień istniał naprawdę, co gorsza on – namiestnik smoczych gór – wiedział, gdzie się znajduje.

Redakcja tekstu - Sylwia Ścieżka

8 komentarzy:

  1. A to niespodzianka, coraz bardziej ciekawi mnie ten kamień i co on oznacza dla właściciela. I co teraz zrobi baron? Bardzo dziękuję za ten świetnie napisany fragment. Pozdrawiam serdecznie, Meg

    OdpowiedzUsuń
  2. Doprawdy nie jestem pewna czy ten smok na pewno rządzi na tej rozprawie Wreszcie wie czego ona szuka i bardzo jestem ciekawa co z tym zrobi Mam nadzieje ze jednak skupi się na właściwym zadaniu ukaraniu winnych i zaprowadzeniu porządku bo ta fascynacja bohaterka może go drogo kosztować dziękuję za następny świetny fragment blanka

    OdpowiedzUsuń
  3. Widzę że nasza bohaterka coraz bardziej fascynuje barona i że baron dobrze wie czym jest szmaragdowe serce.Goraco dziękuję za nowy rozdział i czekam na dalsze:)Cieplutkopozdrawiam Dana.

    OdpowiedzUsuń
  4. ale jaja jakims sposobem cuje e kamien jest w rekach naszego smoka badz w jego pobliżu cekam niecierpliwoscią na kolejne fragmenty podrawiam dorka

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam nadzieje ze Quinkel odpowiednio ukarze Lamisa chociazby za jego arogancje...robi sie coraz ciekawiej i pytanie tylko kiedy co ten kamien ma w sobie, ze taki wazny jest..Dziekuje Emi za ten cudowny fragment Pozdrawiam i Buziole :* Slawek

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam nadzieję, że baron odpowiednio ukarze kurellów za ich kłamstwa i pychę, bo na razie zachowują się tak jak by było im wszystko wolno.Czyżby klejnot który poszukuję Kharina był w posiadaniu barona, czy tylko wie gdzie on jest ? Dzięki za kolejny rozdział :) Pozdrawiam Elka.

    OdpowiedzUsuń
  7. och baronie twój smok aż się rwie do zielonookiej Khariny...ciekawe jaki wyrok zapadnie i czy baron powie gdzie jest kamień. Bardzo dziękuję za kolejny rozdział Pozdrawiam Beata

    OdpowiedzUsuń
  8. OMG, to teraz się dopiero wydarzyło:D:D Sam sąd ciekawe jak się zakończy ponieważ sądzę, że Baron będzie za Khariną. Zastanawiam się jaką moc ma ten szmaragd czym jest? Skąd Baron otrzymał kamień, mam nadzieję, że to nie on wymordował jej rodzinę bo by był spory problem. Już się nie mogę doczekać kolejnego epizodu i chociaż troszeczkę wyjaśnienia. Strasznie jestem ciekawa jak teraz postąpi baron. Dzięki za Twoją pracę i cieszę się, że książkę Smoczy płomień jest tak szeroko dostępna w wydawnictwie, boska okładka. Pozdrawiam Misia1090

    OdpowiedzUsuń