środa, 6 sierpnia 2014

Nathaniel - Rozdział 17_epizod 2




Wiatr nabierał mocy, z każdą kolejną chwilą, coraz intensywniej targając jej odzieniem, a gęsto padający śnieg utrudniał widzenie czegokolwiek w pobliżu. Mimo to biegła, nie oglądając się za siebie, bez wytchnienia, na złamanie karku, lekceważąc serce pękające z bólu i rozpaczy. Umysł podpowiadał uciekać byle dalej od tego koszmaru i widoku krwi, ale serce szaleńczo domagało się powrotu.
Niewiele brakowało, a faktycznie zrobiłaby to, jednak słowa Nathaniela, nie pozostawiały złudzeń, co do tego, co powinna zrobić.
– Uciekaj i żyj, jeśli nie dla siebie, to zrób to dla mnie – warknął, a potem pchnął ją z całej siły. Upadła na podłogę, w dłoni ściskając garść jego szaro-białych piór. Jakimś sposobem znalazła w sobie siłę, by wstać i pobiec ku wyjściu. O dziwo nikt nie próbował jej zatrzymać. Zajęte walką o władzę wampiry, nie zaprzątały sobie głowy jedną, małą wampirzycą.
Nie pamiętała, jakim sposobem wydostała się z domu, wiedziała tylko, że biegła przed siebie, zostawiając oszalałe wampiry. Temperatura spadała coraz bardziej, ale jej nie straszny był mróz, zresztą wiatr i deszcz również nie robił na niej wrażenia. Stwory takie jak ona, nie przejmowały się warunkami pogodowymi, wszak były martwe. Jedynie miękki puch, w którym bez przerwy się zapadała, spowalniał jej kroki.
Łzy nieprzerwanie płynęły po jej policzkach, mocząc ubranie, spadając na śnieg, wyznaczając szkarłatną ścieżkę jej ucieczki.
Sue, twoje nieposłuszeństwo bardzo mnie rani – głos ojca ponownie rozległ się w jej głowie. Wróć, albo będę zmuszony ukarać anioła, który sprowadził cię na zdradziecką ścieżkę. Tego właśnie chcesz?
„Nie” – krzyknęła bezgłośnie. Nie chciała śmierci Nathaniela. Jak na ironię losu delikatne pióra, które wyszarpnęła z jego skrzydeł, paliły ją teraz w palce. Lotki potwierdzały jej winę i zbrodnię, której się dopuściła.
Zatrzymała się, zastanawiając, co też powinna teraz zrobić. Dom, który zostawiła za sobą, tonął w złowrogich ciemnościach. Czy znaczyło to, że Thomas zabił ludzi Heinricha? A co na Nathanielem? Poraniony anioł, żadną miarą nie był w stanie samodzielnie wznieść się w powietrze.
Sue?! Thomas wrzasnął w jej głowie, a ona skuliła ramiona. Zmusiła się by zignorować wołanie, chociaż przymus podporządkowania się był naprawdę silny. Ojciec wołał ją, krzycząc i ponaglając, szarpiąc mentalnie jej umysłem, próbując wedrzeć się do jej myśli, przejąć nad nimi kontrolę. Upadła na kolana, ściskając dłońmi głowę.
I nagle wszystko ucichło, głos Thomasa zniknął z jej umysłu, więź, która łączyła ją z wampirem zniknęła jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Osłupiała uniosła głowę tylko po to, by zobaczyć poprzez płatki śniegu legiony anielskie zmierzające do domu Thomasa. Zalała ją ulga i przerażenie. Tak wielu wojowników jeszcze nie widziała. Każdy smukły i umięśniony. W dłoniach mężczyzn błyszczały ostrza, świadcząc, że o litości nie będzie dzisiaj mowy.
Na przedzie tego przedziwnego orszaku sunął ten, które Sue obawiała się najbardziej – Michael. Na tle gwiaździstego nieba włosy archanioła podobnie jak jego skrzydła, zdawały się być czarne, choć dziewczyna wiedziała, że w rzeczywistości są granatowe. Po raz pierwszy od chwili kiedy opuściła dom, ucieszyła się, że posłuchała Nathaniela. Gdyby została w piwnicy, zginęłaby z rąk aniołów.
Michael zanurkował ku zaśnieżonej willi. Mrok panujący w oknach nie robił na nim wrażenia, w środku były wampiry i on to czuł każdą cząstką swego ciała. Krew nieumarłych drażniła jego nozdrza, ich jęki i szamotanie świadczyły, że w środku panowała walka. Podszedł do drzwi i nie bawiąc się w uprzejmości wyważył je kopniakiem. Tuż za progiem leżała młoda kobieta z rozdartym gardłem. Jej oczy były szeroko otwarte a palce rozpostarte, jakby nie spodziewała się takiego zakończenia.
Michael przeszedł na zwłokami, kierując się ku wnętrzu domu, zmierzając ku odgłosom i toczonej gdzieś walce. Nagle zatrzymał się, wciągając powietrze do płuc. Jego spojrzenie zwęziło się do szparek, furia i moc odbiła się w spojrzeniu pierwszego pośród archaniołów.
– Nathaniel – syknął przez zęby. – Jego krew unosi się powietrzu.
– Zabijmy ich – rzucił któryś z aniołów. Reszta przyklasnęła mu entuzjastycznie.
– W pełni się w wami zgadzam – potaknął Michael.
Dłonie anielskich wojowników zacisnęły się na mieczach, zaraz potem z głośnym okrzykiem legion wpadł do piwnicy. Zaroiło się od skrzydeł, ostrzy i kopniaków. Krew szybko zmoczyła podłogę i ściany. Zaskoczone wampiry, choć próbowały stawiać opór, nie były w stanie sprostać liczebnej przewadze skrzydlatych zabójców.
Heinrich odskoczył od Thomasa, ledwie uchylając się przed anielskim mieczem. W spojrzeniu starego krwiopijcy pojawiło się zaskoczenie. Nie mieściło się mu w głowie, że on taki doświadczony gracz, nie przewidział pojawienia się aniołów i tak łatwo dał się podejść. Było ich zbyt wielu, by wydostać się z piwnicy niezauważonym. Nie oznaczało to jednak, że nie zamierzał spróbować. Skulił się i brnąc po śliskiej podłodze, czołgał do schodów. Nie uszedł jednak daleko, gdy na jego drodze wyrósł barczysty anioł. Krew ściekała z miecza i skrzydeł mężczyzny. Heinrich uniósł głowę, z zaskoczeniem stwierdzając, że wojownik uśmiecha się do niego.
– Do niezobaczenia – mruknął anioł, unosząc miecz. Wampir zdążył jeszcze zamachać dłońmi, nim jego głowa spadła na podłogę, tocząc się pod nogi walczących.
Michael zatrzymał swój wzrok na Nathanielu. Anioł był ranny, ciągle jeszcze leżał na prowizorycznym stole, choć jego dłonie już były wolne, a on sam próbował oswobodzić kostki. Marnie mu jednak szło, krew która nadal obficie ściekała z jego skrzydeł i szyi, osłabiała go. Skrzydła mężczyzny były połamane wielu miejscach i pozbawione piór, strasząc gołą skórą i wystającymi kości.
Któryś z aniołów podbiegł do Nathaniela, rozcinając jego więzy, pomagając mu usiąść. Michael skinął tylko rannemu głową, a potem poszedł szukać Thomasa. Tak jak podejrzewał znalazł go pośród walczących, machającego niczym oszalały, krótkim ostrzem. Wampir zdołał już zranić kilkoro z aniołów, jednak nic poza trzymaniem ich na dystans nie był w stanie zrobić. Otaczali go zwartym kołem, podchodząc coraz bliżej, raz po raz próbując wytrącić mu miecz z ręki.
Archanioł zbliżył się do wojowników, a ci bez słowa rozstąpili się wpuszczając swego dowódcę do środka.
– Gotowy na śmierć? – Rzucił Michael.
– Nie myśl, że pójdzie ci ze mną tak łatwo – wycedził wampir, spluwając pod nogi anioła, jednak ten uśmiechnął się tylko w odpowiedzi. A był to uśmiech pozbawiony cienia radości, zimny i mroczny.
Thomas nie czekał aż skrzydlaty zaatakuje, ruszył do przodu, kręcąc młynki krótkim ostrzem, jednak żaden z jego ciosów, nie był w stanie choćby dosięgnąć ciała archanioła. Michael bez mrugnięcia odparowywał każde pchnięcie, czerpiąc wręcz perwersyjną radość z tego spotkania. W końcu, kiedy ruchy krwiopijcy straciły nieco ze swej płynności, pierwszy w niebiosach odpowiedział kontrą. Jeden płynny ruch i ostrze wampira razem z ramieniem upadło na podłogę.
Thomas wrzasnął, ściskając krwawiący kikut.
– Ty, wredna, opierzona… – krzyknął jeszcze, nie zdołał już jednak dokończyć zdania, gdyż Michael wbił mu ostrze swego miecza w pierś, kończąc jego nędzny żywot. Stał jeszcze kilka chwil, wpatrując się rozkładające się zwłoki, upewniając się, że truchło już żadnym sposobem nie powstanie z martwych. Dopiero wtedy wytarł miecz, chowając go na plecach.
Nathaniel wsparty na ramieniu jednego z wojowników przyglądał się mu z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
– Już po wszystkim – powiedział do niego Michael. – Zrobiłeś swoje, teraz wracamy do Concory.
– A dziewczyna? – Z ust anioła ciągle płynęła ślina pomieszana z krwią.
– Pewnie gdzieś tu leży… – Michael wzruszył ramionami.
– Kazałem jej uciekać – przerwał mu anioł.
Pierwszy skrzywił się nieznacznie.
– To było nierozsądne.
– Mało mnie to obchodzi. Chcę ją zobaczyć. Żywą.
W oczach archanioła błysnął gniew.
– Oczekujesz zbyt wiele! – warknął przywódca.
– Jeśli jej nie sprowadzisz, na zawsze opuszczę Concorę. – Naciskał Nathaniel.
– Oszalałeś! – W głosie archanioła pojawiła się irytacja. – Zrezygnujesz z niebios… Z naszego życia… Dla niej?... Dla jakiejś pijawki?

7 komentarzy:

  1. Są czasami fragmenty ktore mogę czytać na okrągło bo w nich coś jest co mnie trzyma ten poprzedni był taki nawet nie jestem w stanie okreslić dlaczego Teraz jestem zadowolona ze dobro zwyciężylo już tylko zostało odzyskac dziewczynę i uleczyć Nathaniela Jak bedzie calośc na chomiku poprosze o info bo muszę wracać do tego fragmentu a u mnie z internetem bywa rożnie dzięki Emi mam nadzieję ze dajesz sobie radę miłego dnia blanka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację Blanko, niektóre fragmenty bardziej przykuwają uwagę niż inne. Zawierają więcej emocjonalnego ładunku i nie pozostawiają nas obojętnym na toczącą się historię. Cieszę się, że ten epizod przypadł ci do gustu.

      Usuń
  2. Nareszcie przybył zastęp aniołów i zrobił porządek z wampirami. Ciekawa jestem czy Michael odnajdzie Sue dla Nathaniela. Bardzo dziękuję za świetny rozdział. Pozdrawiam serdecznie, Meg

    OdpowiedzUsuń
  3. O i Michaś zakończył marny żywot Thomasa. Bardzo mi się podobało że Nathaniel chce aby sue była cała i zdrowa mimo gniewu Michaela. Bardzo dziękuję za rozdział. Pozdrawiam Beata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Thomas odszedł w zapomnienie, obawiam się jednak, że to jeszcze nie koniec kłopotów Sue. Michaś raczej nie jest do niej zbyt przyjaźnie nastawiony.

      Usuń
  4. W końcu Thomas otrzymał to na co zasłużył. Ciekawa jestem co się stanie z Sue? Czy Michael ją znajdzie? Dziękuję i pozdrawiam cieplutko. Beata;)

    OdpowiedzUsuń
  5. hmm zacznijmy od tego ze na samym początku nie wciągnęła mnie ta czes ale w miare upływu rozdziałów normalnie nie mogłam sie powstrzymac od zaglądania do ciebie i to czsem dwa razy dziennie czy czasem czegos nie wstawiłaś nie ma co ty to masz głowe nie od parady i szczerze az ci zazdroszczę. dzieki kochana za kazdy rozdzial nie tylko Nathaniela ale i tez szmaragdowego serca i Marco dzieki ze jestes z nami :P pozdrawiam Dorka :*

    OdpowiedzUsuń