Pojawili się znikąd.
Śnieg, który jeszcze chwilę temu sypał się wokół niej, nagle przestał padać, a
świat wypełnił się trzepotem skrzydeł. Zamarła w pół kroku. Mężczyźni uzbrojeni
w groźne miecze, z krwią kapiącą ze skrzydeł i dłoni, stali przed nią czekając
na jej ruch.
Przełknęła ślinę.
Wiedziała że po nią przyjdą. A jakże. Wbrew temu, co myślał i mówił Nathaniel,
nie wierzyła by Michael pozwolił jej żyć, kiedy już rozprawi się z Thomasem. Przykre,
ale prawdzie.
Archanioł
wylądował jakieś dwa metry przed nią. Jego wzrok był chmurny, a usta zaciśnięte
w wąską linię. Nie spuszczał z niej czujnego wzroku, próbując rozszyfrować z
kim ma do czynienia. Nie wątpiła, że jeden niewłaściwy ruch, zakończy jej
życie. Ten mężczyzna nie był w nastroju do żartów. Czy czuł jak bardzo się bała
– nie miała pojęcia. Wiedziała jednak, że nigdy wcześniej nie spotkała nikogo
tak przerażającego i bezwzględnego. Mimo to zdecydowała, że jeśli zaraz
przyjdzie jej umrzeć, spróbuje chociaż odkryć prawdę.
– Co z Nat...? –
głos się jej załamał. Nie sądziła, że tak trudno będzie wypowiedzieć tych kilka
słów.
Na twarzy Michaela
drgnął mięsień.
– Żyje –
odpowiedział.
– Zabierzcie go
stąd, byle dalej od tego miejsca – szepnęła. Zabrakło jej sił. Poczuła się
pusta w środku, wydrążona, bezwolna, niczym szmaciana lalka. Już nie obchodziło
ją, co zrobią z nią aniołowie. On żył i tylko to się liczyło. Klapnęła na
ziemię, a biały puch otoczył jej ciało niczym pierzynka.
Michael przez
cały ten czas nie spuszczał z niej wzroku. Korciło go, by unieść miecz i
zakończyć sprawę raz na zawsze. Ta dziewczyna była ostatnim ogniwem łączącym
ich z Thomasem. Dopóki będzie żyła, dopóty pamięć o wampirze nigdy nie
wygaśnie. Jednak palce mu drżały na rękojeści, a w uszach ciągle brzmiał głos Any,
kiedy żegnała go przed wyprawą: „Nie zabijaj jej. Jeśli chcesz ocalić Nathaniela przed
szaleństwem i ciemnością, nie zabijaj dziewczyny.”
Pewnie nie
uwierzyłby żonie, gdyby nie widok skatowanego Nathaniela w piwnicy. Mimo stanu,
do którego doprowadziły go wampiry, pierwsze słowa jakie wypowiedział miały
związek z dziewczyną:
– Zabierzcie Sue
do niebios – wychrypiał.
Sprowadzenie
wampirzycy do Concory było niezgodne z ich anielskim prawem. Prawem, które
Michael osobiście ustanowił. Co miał począć? Zgładzić dziewczynę i stracić
jednego ze swoich najlepszych aniołów, czy złamać kodeks wpuszczając potwora do
ich świata?
– Zabiliśmy
wszystkich twoich pobratymców – powiedział w końcu do kobiety, wypatrując jej
reakcji. Uniosła głowę, ubrudzonym rękawem ścierając krwawe łzy.
– Nawet nie wiesz
jak bardzo jestem ci za to wdzięczna – powiedziała, zaskakując go swoją postawą.
– A teraz skończ z tą maskaradą i zabij mnie. Tylko wtedy będziesz miał
pewność, że wasze sekrety nie wyjdą na jaw.
Zmarszczył brwi, a potem powiedział coś,
czego się nie spodziewała.
– Zabrać ją – krzyknął do swoich ludzi.
***
Anielskie
więzienie było inne niż się tego spodziewała. Ściany były tu białe, a kraty
solidne. Nie przypominały jednak mrocznych i zatęchłych lochów na ziemi. Co
więcej pełno było tu światła. Można wręcz powiedzieć, że cela tonęła w blasku
promieni. Wdzierały się one przez okna, drzwi, a nawet podłogę.
Nie miała
pojęcia, w jaki sposób przewieźli ją do swego królestwa. Po tym jak Michael
kazał zabrać ją do niebios, jeden z aniołów, uderzył ją rękojeścią miecza i
straciła przytomność. Ocknęła się w tym przepełnionym światłem więzieniu,
krzycząc w niebogłosy. Światło ślizgało się po jej skórze, a promienie kłuły ją
w oczy. Myślała że aniołowie w ten sposób chcą ją zabić, wystawiając na żar i
płomienie. Szybko jednak zrozumiała, że to słońce
nie pali jej skóry. Nie wiedziała czemu tak się działo, ale prawda była taka,
że po raz pierwszy od bardzo dawna mogła stanąć w blasku dnia i nie obawiać się
ognia.
Co więcej czas
płynął tutaj zupełnie inaczej i chociaż zmrok czasami nawiedzał tę krainę, nie
miał on nic wspólnego z nocą na ziemi. Co dziwniejsze nie zapadała w wampirzy
sen, nie odczuwała nawet takiej potrzeby. To ostatnie jeszcze mocniej
utwierdzało ją w przekonaniu, że jest w niebie.
Czas mijał, a ona
siedziała zamknięta w swojej celi i nikt się nią nie interesował. Od czasu do
czasu przynoszono jej kubek ciepłej krwi, nikt jednak nie zamieniał z nią bodaj
jednego słowa. Spędzała więc dni siedząc przy okratowanym oknie, obserwując
życie aniołów.
Nie miała pojęcia
gdzie się znajduje, ale sądząc z ruchu panującego na ulicach, było to jakieś
miasteczko, może anielska stolica. Wszystko było tu jasne i piękne. Domy,
sklepy, ulice, nawet murki. No i oczywiście kwiaty, jak okiem sięgnąć, kolorowy
szpaler barwnych roślin wypełniał każdy zakątek anielskiej metropolii.
Najbardziej jednak podobały się jej dzieci. Maleńkie, filigranowe i rozbawione.
Biegały lub fruwały tuż ponad ulicą, grały w piłkę, śmiały się i psociły. Ich
wielobarwne skrzydełka mieniły się wszystkimi kolorami tęczy.
Starała się nie
myśleć o Nathanielu, choć kiedy przynoszono jej posiłek, wspomnienia wracały do
niej ze zdwojoną siłą. Krew, którą teraz piła, smakowała jak ta na ziemi, i nie
miała nic wspólnego z aksamitną esencją krwi kochanka. Nathaniel dał jej coś
bardzo cennego i prawdopodobnie już nigdy nie będzie w stanie zapomnieć dotyku
jego rąk na swojej skórze. Tęskniła za nim, za jego chmurnym spojrzeniem i kąśliwymi
uwagami. Był wojownikiem nieskorym do okazywania uczuć, skrzywdzonym przez
własnego rodziciela. Pod płaszczykiem złośliwości i ironii ukrywał swój ból i
strach przed zranieniem. Teraz to rozumiała. O wiele za późno, by móc cokolwiek
naprawić.
Gdzieś w głębi
więzienia skrzypnęły drzwi, a potem następne. Stukot wielu par butów wypełnił
korytarz. Nie był to czas zmiany warty, ani tym bardziej pora jej obiadu,
możliwe więc, że prowadzono kolejnego więźnia. Towarzysza do jej samotni, choć
bardzo w to wątpiła. Obejrzała się dopiero, kiedy idący zatrzymali się przed
jej celą.
– Sue? – Miękki,
kobiecy głos przerwał ciszę i spowodował, że dziewczyna zerwała się z pryczy.
Znała ten głos. Tylko raz go słyszała, ale wiedziała, że już nigdy go nie
zapomni. Maria – kobieta, której Thomas porwał córkę. Kobieta, którą podstępem
zwabił do swej willi. Wybranka, która miała być źródłem jego wiecznego życia.
Matka Amelii. Obecnie żona archanioła Gabriela.
Maria nie
przyszła tutaj sama. U jej boku stała inna, ciemnowłosa kobieta. Sue nie miała
pojęcia kim była nieznajoma, ale z jej twarzy bił spokój i ciepło. Nieco dalej
stał Gabriel. Archanioł wyglądał tak jak go zapamiętała. Poważny, skupiony, ze
ściągniętymi brwiami i odpychającym wyrazem twarzy.
Mogła tylko
skinąć głową. Nagle zrobiło się jej wstyd. Odwiedzający ją goście byli
odświętnie ubrani, ona tymczasem siedziała tu w ubraniu, które miała na sobie
tamtego strasznego dnia w Vancouver. Zaschnięta krew, rdzawymi plamami zdobiła
jej bluzkę i spodnie. Nawet dłonie miała brudne. Do tej pory nikt nie zadał
sobie trudu, by pozwolić jej zmyć z siebie krew. Widać uznano, że dla wampirów pokrwawione ubranie to normalny
stan.
Maria uśmiechnęła
się do niej ciepło.
– Chcę wejść do
środka – powiedziała do archanioła, ale ten skrzywił się jakby oznajmiła mu, że
sama chce zostać wampirem.
– To niemożliwe –
odparł.
– Chyba nie uważasz,
że może zrobić mi krzywdę? – ciągnęła niezrażona odmową.
– Nie nalegaj –
mruknął mężczyzna. – Już i tak na wiele wam pozwoliłem, zgadzając się na
widzenie.
– Och – prychnęła
kobieta, a potem przysunąwszy się do krat, wyciągnęła dłoń do wampirzycy. – Sue
– zaczęła łagodnie. – Chcę ci tylko podziękować – szepnęła. Za jej plecami
Gabriel zgrzytał zębami, rozzłoszczony ryzykiem na które wystawiała się jego
kobieta, ale Maria nic sobie nie robiła z jego kwaśniej miny.
– Sue, chcę tylko
uścisnąć twoją dłoń...
– Mam brudne ręce
– powiedziała zmieszana, dopiero teraz zauważając, że żona archanioła spodziewa
się dziecka. Twarz kobiety promieniowała radością i blaskiem.
„A więc tak
wygląda prawdziwe szczęście” – przeszło Sue przez myśl. Jaka szkoda, że jej
nigdy nie będzie to dane.
– Nie musisz się
nas obawiać – druga z kobiet zabrała głos. – Nie przyszłyśmy tu by cię
krzywdzić, tylko podziękować.
– Nic nie
zrobiłam – szepnęła zawstydzona wampirzyca.
– Przeciwnie –
ciągnęła nieznajoma. – Ocaliłaś życie Nathanielowi. Gdyby nie ty, Thomas
zabiłby go.
– Moja córeczka
również żyje dzięki tobie – dodała Maria.
W oczach Sue
zakręciły się łzy. Nie chciała się rozpłakać w obecności tych pięknych kobiet,
ale było to od niej silniejsze.
– Jesteś żoną
Michaela, prawda? – zapytała, zwracając się do ciemnowłosej. Ta tylko skinęła
głową. To było takie oczywiste, aż dziw brał, że od razu się tego nie
domyśliła. Tylko ktoś emanujący tak silną energią mógł stawić czoła pierwszemu
pośród archaniołów.
– Tak – potaknęła
kobieta. – Na imię mi Ana.
– Jak on się
czuje? Znaczy się Nathaniel… – zapytała nieswoim głosem.
– Dochodzi do
zdrowia – odparła Ana.
Sue miała ochotę
spytać, czy Nat wie, że wtrącono ją do więzienia. Nie zrobiła tego jednak. Był
aniołem, zapewne więc wiedział, gdzie przebywała.
W końcu podeszła ostrożnie
do krat i uścisnęła dłoń podaną jej przez Marię. Palce żony archanioła były
zaskakująco ciepłe i niosły ukojenie jakiego brakowało jej od dawna. Łzy nową
falą popłynęły po twarzy dziewczyny. Wiedziała, że wyglądała teraz okropnie, z
krwawymi wstęgami rozmazanymi na policzkach, ale nie potrafiła zatrzymać ich
biegu.
– Czy... z Amelią
wszystko w porządku? – wyjąkała w końcu.
– Tak – zapewniła
ją szybko Maria. – Jest tutaj bardzo szczęśliwa.
– To dobrze –
odparła, odsuwając się od kraty. – To takie cudowne dziecko.
Ana zerknęła na
Gabriela i chociaż ten kręcił ostrzegawczo głową, powiedziała do wampirzycy.
– Jeszcze
wszystko się ułoży – szepnęła, ignorując syknięcie archanioła. – Wiem, że w tej
chwili nie wygląda to za ciekawie, ale uwierz mi, ja wiem że będzie dobrze.
Kochani, oddaję do waszej dyspozycji przedostatni fragment "Nathaniela". Za jakieś 2-3 dni ostatni finałowy epizod. Mam nadzieję, że przypadnie wam on do gustu.
OdpowiedzUsuńDzieki Emi z niecierpliwościa jakoś poczekam na tą końcówke bo chwilowo to wygląda nieciekawie biedaczka siedzi w celi i się zamartwia Dobrze ze miala odwiedziny ktore choć troche podniosly ją na duchu blanka
OdpowiedzUsuńSkoro Ana zapewniła Sue, że wszystko będzie dobrze to się tak stanie. Nieładnie że strony aniołów, że trzymają ją w więzieniu i nie dają jej się nawet umyć; dobrze że chociaż ją karmią. Jak widać odwiedziny były jej bardzo potrzebne i przynajmniej trochę radości wniosły do jej życia. Bardzo dziękuję za świetny rozdział. Pozdrawiam serdecznie, Meg
OdpowiedzUsuńJest w więzieniu i nie wie co ją czeka i jeszcze zamartwia się o Nathaniela . Ale tego że odwiedzą ją żona Michaela i żona Gabriela, Sue na pewno nie spodziewała się . Pozdrawiam Elka-el64
OdpowiedzUsuń