sobota, 16 sierpnia 2014

Nathaniel - Rozdział 18_epizod 1



Pojawili się znikąd. Śnieg, który jeszcze chwilę temu sypał się wokół niej, nagle przestał padać, a świat wypełnił się trzepotem skrzydeł. Zamarła w pół kroku. Mężczyźni uzbrojeni w groźne miecze, z krwią kapiącą ze skrzydeł i dłoni, stali przed nią czekając na jej ruch.
Przełknęła ślinę. Wiedziała że po nią przyjdą. A jakże. Wbrew temu, co myślał i mówił Nathaniel, nie wierzyła by Michael pozwolił jej żyć, kiedy już rozprawi się z Thomasem. Przykre, ale prawdzie.
Archanioł wylądował jakieś dwa metry przed nią. Jego wzrok był chmurny, a usta zaciśnięte w wąską linię. Nie spuszczał z niej czujnego wzroku, próbując rozszyfrować z kim ma do czynienia. Nie wątpiła, że jeden niewłaściwy ruch, zakończy jej życie. Ten mężczyzna nie był w nastroju do żartów. Czy czuł jak bardzo się bała – nie miała pojęcia. Wiedziała jednak, że nigdy wcześniej nie spotkała nikogo tak przerażającego i bezwzględnego. Mimo to zdecydowała, że jeśli zaraz przyjdzie jej umrzeć, spróbuje chociaż odkryć prawdę.
– Co z Nat...? – głos się jej załamał. Nie sądziła, że tak trudno będzie wypowiedzieć tych kilka słów.
Na twarzy Michaela drgnął mięsień.
– Żyje – odpowiedział.
– Zabierzcie go stąd, byle dalej od tego miejsca – szepnęła. Zabrakło jej sił. Poczuła się pusta w środku, wydrążona, bezwolna, niczym szmaciana lalka. Już nie obchodziło ją, co zrobią z nią aniołowie. On żył i tylko to się liczyło. Klapnęła na ziemię, a biały puch otoczył jej ciało niczym pierzynka.
Michael przez cały ten czas nie spuszczał z niej wzroku. Korciło go, by unieść miecz i zakończyć sprawę raz na zawsze. Ta dziewczyna była ostatnim ogniwem łączącym ich z Thomasem. Dopóki będzie żyła, dopóty pamięć o wampirze nigdy nie wygaśnie. Jednak palce mu drżały na rękojeści, a w uszach ciągle brzmiał głos Any, kiedy żegnała go przed wyprawą: „Nie zabijaj jej. Jeśli chcesz ocalić Nathaniela przed szaleństwem i ciemnością, nie zabijaj dziewczyny.”
Pewnie nie uwierzyłby żonie, gdyby nie widok skatowanego Nathaniela w piwnicy. Mimo stanu, do którego doprowadziły go wampiry, pierwsze słowa jakie wypowiedział miały związek z dziewczyną:
– Zabierzcie Sue do niebios – wychrypiał.
Sprowadzenie wampirzycy do Concory było niezgodne z ich anielskim prawem. Prawem, które Michael osobiście ustanowił. Co miał począć? Zgładzić dziewczynę i stracić jednego ze swoich najlepszych aniołów, czy złamać kodeks wpuszczając potwora do ich świata?
– Zabiliśmy wszystkich twoich pobratymców – powiedział w końcu do kobiety, wypatrując jej reakcji. Uniosła głowę, ubrudzonym rękawem ścierając krwawe łzy.
– Nawet nie wiesz jak bardzo jestem ci za to wdzięczna – powiedziała, zaskakując go swoją postawą. – A teraz skończ z tą maskaradą i zabij mnie. Tylko wtedy będziesz miał pewność, że wasze sekrety nie wyjdą na jaw.
Zmarszczył brwi, a potem powiedział coś, czego się nie spodziewała.
– Zabrać ją – krzyknął do swoich ludzi.
***
Anielskie więzienie było inne niż się tego spodziewała. Ściany były tu białe, a kraty solidne. Nie przypominały jednak mrocznych i zatęchłych lochów na ziemi. Co więcej pełno było tu światła. Można wręcz powiedzieć, że cela tonęła w blasku promieni. Wdzierały się one przez okna, drzwi, a nawet podłogę.
Nie miała pojęcia, w jaki sposób przewieźli ją do swego królestwa. Po tym jak Michael kazał zabrać ją do niebios, jeden z aniołów, uderzył ją rękojeścią miecza i straciła przytomność. Ocknęła się w tym przepełnionym światłem więzieniu, krzycząc w niebogłosy. Światło ślizgało się po jej skórze, a promienie kłuły ją w oczy. Myślała że aniołowie w ten sposób chcą ją zabić, wystawiając na żar i płomienie. Szybko jednak zrozumiała, że to słońce nie pali jej skóry. Nie wiedziała czemu tak się działo, ale prawda była taka, że po raz pierwszy od bardzo dawna mogła stanąć w blasku dnia i nie obawiać się ognia.
Co więcej czas płynął tutaj zupełnie inaczej i chociaż zmrok czasami nawiedzał tę krainę, nie miał on nic wspólnego z nocą na ziemi. Co dziwniejsze nie zapadała w wampirzy sen, nie odczuwała nawet takiej potrzeby. To ostatnie jeszcze mocniej utwierdzało ją w przekonaniu, że jest w niebie.
Czas mijał, a ona siedziała zamknięta w swojej celi i nikt się nią nie interesował. Od czasu do czasu przynoszono jej kubek ciepłej krwi, nikt jednak nie zamieniał z nią bodaj jednego słowa. Spędzała więc dni siedząc przy okratowanym oknie, obserwując życie aniołów.
Nie miała pojęcia gdzie się znajduje, ale sądząc z ruchu panującego na ulicach, było to jakieś miasteczko, może anielska stolica. Wszystko było tu jasne i piękne. Domy, sklepy, ulice, nawet murki. No i oczywiście kwiaty, jak okiem sięgnąć, kolorowy szpaler barwnych roślin wypełniał każdy zakątek anielskiej metropolii. Najbardziej jednak podobały się jej dzieci. Maleńkie, filigranowe i rozbawione. Biegały lub fruwały tuż ponad ulicą, grały w piłkę, śmiały się i psociły. Ich wielobarwne skrzydełka mieniły się wszystkimi kolorami tęczy.
Starała się nie myśleć o Nathanielu, choć kiedy przynoszono jej posiłek, wspomnienia wracały do niej ze zdwojoną siłą. Krew, którą teraz piła, smakowała jak ta na ziemi, i nie miała nic wspólnego z aksamitną esencją krwi kochanka. Nathaniel dał jej coś bardzo cennego i prawdopodobnie już nigdy nie będzie w stanie zapomnieć dotyku jego rąk na swojej skórze. Tęskniła za nim, za jego chmurnym spojrzeniem i kąśliwymi uwagami. Był wojownikiem nieskorym do okazywania uczuć, skrzywdzonym przez własnego rodziciela. Pod płaszczykiem złośliwości i ironii ukrywał swój ból i strach przed zranieniem. Teraz to rozumiała. O wiele za późno, by móc cokolwiek naprawić.
Gdzieś w głębi więzienia skrzypnęły drzwi, a potem następne. Stukot wielu par butów wypełnił korytarz. Nie był to czas zmiany warty, ani tym bardziej pora jej obiadu, możliwe więc, że prowadzono kolejnego więźnia. Towarzysza do jej samotni, choć bardzo w to wątpiła. Obejrzała się dopiero, kiedy idący zatrzymali się przed jej celą.
– Sue? – Miękki, kobiecy głos przerwał ciszę i spowodował, że dziewczyna zerwała się z pryczy. Znała ten głos. Tylko raz go słyszała, ale wiedziała, że już nigdy go nie zapomni. Maria – kobieta, której Thomas porwał córkę. Kobieta, którą podstępem zwabił do swej willi. Wybranka, która miała być źródłem jego wiecznego życia. Matka Amelii. Obecnie żona archanioła Gabriela.
Maria nie przyszła tutaj sama. U jej boku stała inna, ciemnowłosa kobieta. Sue nie miała pojęcia kim była nieznajoma, ale z jej twarzy bił spokój i ciepło. Nieco dalej stał Gabriel. Archanioł wyglądał tak jak go zapamiętała. Poważny, skupiony, ze ściągniętymi brwiami i odpychającym wyrazem twarzy.
Mogła tylko skinąć głową. Nagle zrobiło się jej wstyd. Odwiedzający ją goście byli odświętnie ubrani, ona tymczasem siedziała tu w ubraniu, które miała na sobie tamtego strasznego dnia w Vancouver. Zaschnięta krew, rdzawymi plamami zdobiła jej bluzkę i spodnie. Nawet dłonie miała brudne. Do tej pory nikt nie zadał sobie trudu, by pozwolić jej zmyć z siebie krew. Widać uznano, że  dla wampirów pokrwawione ubranie to normalny stan.
Maria uśmiechnęła się do niej ciepło.
– Chcę wejść do środka – powiedziała do archanioła, ale ten skrzywił się jakby oznajmiła mu, że sama chce zostać wampirem.
– To niemożliwe – odparł.
– Chyba nie uważasz, że może zrobić mi krzywdę? – ciągnęła niezrażona odmową.
– Nie nalegaj – mruknął mężczyzna. – Już i tak na wiele wam pozwoliłem, zgadzając się na widzenie.
– Och – prychnęła kobieta, a potem przysunąwszy się do krat, wyciągnęła dłoń do wampirzycy. – Sue – zaczęła łagodnie. – Chcę ci tylko podziękować – szepnęła. Za jej plecami Gabriel zgrzytał zębami, rozzłoszczony ryzykiem na które wystawiała się jego kobieta, ale Maria nic sobie nie robiła z jego kwaśniej miny.
– Sue, chcę tylko uścisnąć twoją dłoń...
– Mam brudne ręce – powiedziała zmieszana, dopiero teraz zauważając, że żona archanioła spodziewa się dziecka. Twarz kobiety promieniowała radością i blaskiem.
„A więc tak wygląda prawdziwe szczęście” – przeszło Sue przez myśl. Jaka szkoda, że jej nigdy nie będzie to dane.
– Nie musisz się nas obawiać – druga z kobiet zabrała głos. – Nie przyszłyśmy tu by cię krzywdzić, tylko podziękować.
– Nic nie zrobiłam – szepnęła zawstydzona wampirzyca.
– Przeciwnie – ciągnęła nieznajoma. – Ocaliłaś życie Nathanielowi. Gdyby nie ty, Thomas zabiłby go.
– Moja córeczka również żyje dzięki tobie – dodała Maria.
W oczach Sue zakręciły się łzy. Nie chciała się rozpłakać w obecności tych pięknych kobiet, ale było to od niej silniejsze.
– Jesteś żoną Michaela, prawda? – zapytała, zwracając się do ciemnowłosej. Ta tylko skinęła głową. To było takie oczywiste, aż dziw brał, że od razu się tego nie domyśliła. Tylko ktoś emanujący tak silną energią mógł stawić czoła pierwszemu pośród archaniołów.
– Tak – potaknęła kobieta. – Na imię mi Ana.
– Jak on się czuje? Znaczy się Nathaniel… – zapytała nieswoim głosem.
– Dochodzi do zdrowia – odparła Ana.
Sue miała ochotę spytać, czy Nat wie, że wtrącono ją do więzienia. Nie zrobiła tego jednak. Był aniołem, zapewne więc wiedział, gdzie przebywała.
W końcu podeszła ostrożnie do krat i uścisnęła dłoń podaną jej przez Marię. Palce żony archanioła były zaskakująco ciepłe i niosły ukojenie jakiego brakowało jej od dawna. Łzy nową falą popłynęły po twarzy dziewczyny. Wiedziała, że wyglądała teraz okropnie, z krwawymi wstęgami rozmazanymi na policzkach, ale nie potrafiła zatrzymać ich biegu.
– Czy... z Amelią wszystko w porządku? – wyjąkała w końcu.
– Tak – zapewniła ją szybko Maria. – Jest tutaj bardzo szczęśliwa.
– To dobrze – odparła, odsuwając się od kraty. – To takie cudowne dziecko.
Ana zerknęła na Gabriela i chociaż ten kręcił ostrzegawczo głową, powiedziała do wampirzycy.
– Jeszcze wszystko się ułoży – szepnęła, ignorując syknięcie archanioła. – Wiem, że w tej chwili nie wygląda to za ciekawie, ale uwierz mi, ja wiem że będzie dobrze.

4 komentarze:

  1. Kochani, oddaję do waszej dyspozycji przedostatni fragment "Nathaniela". Za jakieś 2-3 dni ostatni finałowy epizod. Mam nadzieję, że przypadnie wam on do gustu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzieki Emi z niecierpliwościa jakoś poczekam na tą końcówke bo chwilowo to wygląda nieciekawie biedaczka siedzi w celi i się zamartwia Dobrze ze miala odwiedziny ktore choć troche podniosly ją na duchu blanka

    OdpowiedzUsuń
  3. Skoro Ana zapewniła Sue, że wszystko będzie dobrze to się tak stanie. Nieładnie że strony aniołów, że trzymają ją w więzieniu i nie dają jej się nawet umyć; dobrze że chociaż ją karmią. Jak widać odwiedziny były jej bardzo potrzebne i przynajmniej trochę radości wniosły do jej życia. Bardzo dziękuję za świetny rozdział. Pozdrawiam serdecznie, Meg

    OdpowiedzUsuń
  4. Jest w więzieniu i nie wie co ją czeka i jeszcze zamartwia się o Nathaniela . Ale tego że odwiedzą ją żona Michaela i żona Gabriela, Sue na pewno nie spodziewała się . Pozdrawiam Elka-el64

    OdpowiedzUsuń