sobota, 23 sierpnia 2014

Szmaragdowe Serce - Rozdział 21_epizod 1



– A ty gdzie się wybierasz!? – zapytał, na widok Khariny przypinającej sobie nóż do uda. Kobieta wyszła właśnie z niewielkiej izby, którą oddano do jej dyspozycji w chacie namiestnika. Miała na sobie ciemne, skórzane spodnie, białą tunikę z rozkloszowanymi rękawami i zielony gorset. Do boku przypięła miecz, szykując się do walki. Wkładała właśnie płaszcz, gdy dotarły do niej słowa barona.
– Do kopalni – powiedziała. Jej głos nie drżał już tak bardzo, jak podczas rozmowy w gabinecie smoka, ale nie dało się zaprzeczyć, że ciągle była roztrzęsiona.
– Wykluczone! – warknął mężczyzna. – Nie zamierzam niańczyć cię w tunelach, ani ścierać twoich łez, kiedy zrobi się nieprzyjemnie.
Prychnęła obrażona, a potem podchodząc do mężczyzny, pomachała mu palcem przed nosem.
– Niech ci się nie wydaje, że mnie przestraszysz – syknęła. – Nie jestem byle wiejską panienką, uciekającą z krzykiem na widok węża.
Chwycił jej nadgarstek i przyciągnął do siebie. Ich ciała zderzyły się ze sobą. Mężczyzna zamarł na moment, jakby zapomniał co chciał jej odpowiedzieć. Jego uwagę przykuwały krwiste usta dziewczyny i cudny biust ocierający się teraz o jego tors.
„Na przodków, jakaż ona piękna” – przeszło mu przez myśl. Smok wewnątrz niego już zerwał się z uwięzi, mrucząc i prężąc się przed nią. Quinkel miał świadomość, że widziała ogień płonący w jego źrenicach i ciemny cień bestii przesuwający się pod skórą. Nie zrobiła jednak nic, by go powstrzymać, nie mówiąc o odsunięciu się od niego i wybiegnięciu z izby. Miała rację mówiąc, że nie bała się niczego.
Właśnie ta myśl obudziła go z erotycznego otumanienia, a może zrobił to widok jej języka między pięknymi wargami. Przez jedną krótką chwilę wyobraził sobie ten język przesuwający się po jego ciele. Tam myśl poraziła go równie mocno jak własna głupota. Puścił ją, odsuwając się od niej na odległość zaledwie kroku. Wystarczająco dużo, by móc odzyskać kontrolę nad ciałem i mało, by w każdej chwili przyciągnąć ją znów do siebie.
– Wiem o czym myślisz – rzuciła, a on poczuł że serce za chwilę wyskoczy mu z piersi.
Otworzył usta, by coś powiedzieć, ale nie dała mu dojść do słowa.
– Muszę tam zejść – dodała z mocą, gasząc tym jednym zdaniem szalejący w nim ogień.
– Dlaczego? – zapytał wzdychając ciężko. Było mu trochę żal, że nie odczytała sygnałów płynących z jego ciała, ale może tak było lepiej.
– Wy nie wiecie co tam jest, a ja tak.
– Więc mi powiedz – naciskał. Korciło go by podjeść do niej, chwycić ją za ramiona i potrząsnąć. Powstrzymał się jednak. Nie ufał sobie na tyle, by to zrobić.
Spuściła wzrok na buty.
– Muszę tam wejść – powtórzyła z uporem.
– Może jednak powinna z nami pójść – zasugerował nieśmiało Karis, wsuwając głowę do izby.
– To nie twoja sprawa – warknął Quinkel, nie racząc nawet spojrzeć na smoka.
– Całkiem możliwe że masz rację, baronie. Jednak, kiedy wy się tu sprzeczacie, na zewnątrz czekają prawdziwe problemy.
– Co znowu? – Quinkel zostawił naburmuszoną dziewczynę i ruszył do wyjścia. Karis czekał na niego tuż za gankiem. Wojownik minę miał wielce zaaferowaną. Nieco dalej, pośrodku placu, grupa krasnoludów otoczyła dwa smoki, obskakując je niczym stado mrówek, próbując nie dopuścić mężczyzn do wrót kopalni. Gady ostatkiem sił powstrzymywały się przed użyciem siły i rozpędzeniem namolnego towarzystwa na cztery strony świata.
– Co się tu do cholery dzieje! – wrzasnął baron, uciszając wszystkich.
– Nie chcą nas wpuścić do kopalni – rzucił szybko Kursse, nie czekając aż krasnoludy ponownie go zagłuszą.
– Nie macie tam nic do szukania – odparł gniewnie Gawin, wymachując toporem przed nosem Kursse.
Quinkel przeszedł pomiędzy knypkami, które na jego widok rozsuwały się w popłochu.
– Nie ty o tym będziesz decydował – ryknął, mierząc Gawina z wysokości swego wzrostu.
– A kto? – zacietrzewił się górnik, podskakując przed smokiem, próbując dorównać mu odwagą, grożąc toporem.
– Ja! – wrzasnął smok z całych sił, aż knypek cofnął się o krok, upuszczając topór.
Namiestnik tymczasem spojrzał po tłumie istot przyglądających się widowisku. W większości były to krasnoludy wspierające Gawina. Oprócz nich sporo było kurellów. Ci zaś stali w cieniu studni, nie troszcząc się o niczyje interesy poza swoimi. Ludzi było niewiele, ale też oni w tej górskiej osadzie, znaczyli najmniej.
– Słuchajcie mieszkańcy Lahmar – zaczął smok. – Wiecie kim jestem i jaką mam władzę w tym mieście. Nie zamierzam was nękać i wyzyskiwać, ale też nie pozwolę sobą manipulować. To ja tutaj rządzę i każdy musi się temu podporządkować – baron spojrzał wymownie na Gawina. – Albo możecie się wynosić do wszystkich diabłów.
Quinkel odczekał chwilę, aż wszyscy obecni przetrawią jego słowa, a potem kiwając głową na swoich ludzi, powiedział:
– Wchodzimy.
– Ja też idę! – krzyknęła Kharina, podchodząc do smoków, rozpędzając stłoczone krasnoludy.
Kursse i Karis wymienili porozumiewawcze spojrzenia, nikt jednak nie odważył się skomentować słów dziewczyny.
– Chyba już o tym rozmawialiśmy – powiedział baron. – To niebezpieczne.
– Wiem, ale jak już mówiłam, nie zacznę płakać z byle powodu.
– Skoro ona idzie, to ja też idę – Gawin wypchnął się przed szereg, stając u boku dziewczyny. Ta zmierzyła go tylko kpiącym spojrzeniem.
– Wybacz kurduplu, ale ja jestem smokiem i jak sprawy przybiorą zły obrót, jestem w stanie sama się obronić. Gdzie ty uciekniesz na swoich krótkich nóżkach?
Krasnolud wzruszył ramionami.
– Mów sobie co chcesz. Tylko jakoś mi się nie zdaje, byś była w stanie zmieścić swoje grube smocze cielsko w tych ciasnych korytarzach.
Dmuchnęła na krasnoluda, ciepłym powietrzem zrzucając czapę z jego głowy, wyraźnie urażona jego sugestią na temat figury.
– Co ty zrobisz, jeśli to coś nas zaatakuje? – zapytał Quinkel, ignorując marsową minę dziewczyny i błyski w jej oczach, świadczące że jeszcze chwila i skręci kark Gawinowi.
Krasnolud uśmiechnął się chytrze.
– Znam tę górę lepiej niż ktokolwiek z was. Pełno w niej ukrytych przejść i tuneli. Wiem, gdzie się ukryć, gdyby…
– Dobra – przerwał mu smok. – Idziesz z nami. A ty – pogroził palcem dziewczynie. – Trzymaj swój ogień na wodzy.
Prychnęła urażona, posłusznie jednak podreptała za Hargarem do wrót Lasir.
Gawin też ruszył, ale Quinkel chwycił go za kołnierz.
– Mam nadzieję krasnoludzie, że nie idziesz tam tylko po to, by zamydlić nam oczy i wywieść nas w pole. Bo jeśli to właśnie planujesz… – W oczach smoka pojawił się ogień. – Osobiście dopilnuję, byś został tam na wieki.
– Myśl sobie co chcesz – warknął knypek, wyszarpując się z uchwytu namiestnika. – To moje kopalnie i chcę wiedzieć, co się w nich kryje.
„Prędzej poznać, czy za ścianą nie ma klejnotów” – przeszło przez myśl baronowi, głośno tego jednak nie powiedział.
– Ruszamy – rzucił do Kursse. – Karis idziesz jako ostatni. Pilnuj, by nikt zbędny nie próbował się wślizgnąć. Hargar otwieraj.
Smok przeciął kłódkę i łańcuch pętający wrota upadł na ziemię. Masywne drzwi otwarły się szeroko, strasząc ciemnością i zaduchem panującym w środku.
– Powiedz mi Gawinie, czy kopalnie połączone są ze sobą korytarzami? – zapytał Quinkel jak tylko znaleźli się w środku i pierwsze pochodnie zostały zapalone.
– Wykluczone – odparł natychmiast krasnolud.
– A to ciekawe, bo słyszałem, że jednak wchodziliście do Lasir pod moją nieobecność. – We wnętrzu góry słowa smoka, zdawały się smagać niczym bat.
– Ci dwaj idioci sami się tu zapuścili – zapewnił knypek.
– Inne opowieści krążą po mieście – naciskał baron.
– Ktoś ci bzdur naopowiadał, panie – głos krasnoluda nawet nie zadrżał.
– Naprawdę? – Smok nie wydawał się być przekonany. – Jeszcze zobaczymy – powiedział, kierując się ku dolnym pokładom. W powietrzu wyczuwało się już przykrą woń zgnilizny, co tylko świadczyło jak blisko byli przeklętego korytarza. Pochodnie, które trzymali w dłoniach, zaczynały przygasać, jakby powietrze tutaj, miażdżyło ogień. To, co tutaj mieszkało, wyraźnie nie cieszyło się z ich odwiedzin.
Dawniej, kiedy najniższe pokłady pracowały pełną parą, a ciągły hałas uderzeń kilofów zagłuszał kroki, nie było tu tak strasznie. Dziś, cisza panująca wewnątrz góry, drażniła i kłuła w uszy, podsuwając do umysłów mężczyzn koszmarne wizje oraz obrazy.
Baron szedł pierwszy, ostrożnie stawiając stopy. W jednej dłoni ściskał pochodnię w drugiej miecz. Nie wyglądał na przestraszonego, raczej na spiętego i przygotowanego na najgorsze wojownika. Starali się nie zakłócać ciszy, ale i tak ich stopy sunące po skalnych chodnikach, czyniły niesamowity hałas. Prawie nie rozmawiali ze sobą, bardziej zajęci rozglądaniem dookoła i powstrzymywaniem wymiotów niż pogaduszkami. Kursse i Karis zasłonili sobie twarze chustami, ale nawet to nie było w stanie zapobiec wdychaniu woni rozkładu, tak wszechobecnej w tym miejscu.
– Uważaj – szepnęła dziewczyna do Quinkela. – To już naprawdę blisko. – Chciała coś jeszcze dodać, ale ich oczom ukazało się wąskie wejście do tunelu, odór śmierci i bólu uderzył w nich ze zdwojoną mocą.
Zamarli, zaskoczeni wybuchem mocy i smrodem przyprawiającym o odruch wymiotny. Jednak tylko dziewczyna musiała złapać się ściany, by nie upaść na podłogę. W głowie jej szumiało, a serce tłukło się szaleńczo. Przycisnęła rękę do piersi, próbując powstrzymać ból rozrywający jej członki. Cierpienie, które jej się należało, agonię, która powinna stać się jej udziałem. Słyszała jak mężczyźni rozmawiają szeptem, zastanawiając się co dalej robić.
Hargar uważał, że muszą otoczyć swe ciała smoczym płomieniem i wejść głębiej, Quinkel zaś twierdził, że nadmiar ognia może rozsadzić tunel. Karis chciał puścić smugę ognia w głąb i poczekać co się wydarzy. Gawin upierał się, że powinni zatkać sobie nosy i usta, a potem na pełzając, iść w głąb.
Jej nie obchodziły dyskusje mężczyzn. Przyszła tu tylko w jednym celu i zamierzała swój plan zrealizować. Podczas gdy oni ustalali co zrobić, ona przylgnęła do ściany i kryjąc się w ciemnościach, po omacku, ruszyła przed siebie. Z każdym kolejnym krokiem smród przybierał na sile, a niewidzialna ręka coraz mocniej zaciskała się na jej sercu. Z trudem oddychała, nogi pod nią drżały, mimo to parła na przód, napędzana krzykiem Rilly i własnym poczuciem winy. Ona gdzieś tam była. Sama, uwięziona, bezwolna, pozbawiona wszelkiej pomocy.
Musi ją uwolnić, a jeśli zginie przy tym – trudno. Nadszedł czas spłaty długu. Ostrożnie sięgnęła ręką do kieszeni, szmaragd prawie natychmiast przylgnął do jej palców, parząc ją i kłując. Czuła jak krzyczy do niej i nalega, by zdjęła klątwę. Jeszcze tylko kilka kroków, ściana była tuż, tuż. Już ją widziała, śliską, błyszczącą. Od jej łez, od ich mocy. Zło splątane z dobrem, czekające by rzucić się na nią i pożreć.
Uniosła kamień do góry, a on rozbłysnął, ukazując w całej przerażającej okazałości, istoty zamknięte w skale. Przeklęte, złe i nienasycone. Nie spoglądała jednak nie. Tylko na kobietę, którą dwie maszkary trzymały za ramiona.
W zielonych oczach błyszczały łzy. Rozchylonymi ustami wołała o pomoc, szarpiąc się z nieuniknionym. Ciemne włosy falujące wokół twarzy niewiasty, opadały na jej ramiona. Nie były jednak w stanie zakryć dziury wypalonej w piersi.
Kharina zatrzymała się przed ścianą, rozpaczliwie pragnąc uwolnić siostrę. Ocalić ją od zapomnienia, przywrócić do życia. Jej ręka bezwiednie spoczęła na śliskiej powierzchni skały. Tak niewiele dzieliło ją od Rilly. Zaledwie kilka centymetrów kamienia. Wystarczy tylko wypowiedzieć zaklęcie…
Nie zdążyła zaintonować pierwszego słowa, gdy rozpętało się piekło. Góra zatrzęsła się, gdzieś obok huknęło, a ściany zaczęły się walić. Ciemność uderzyła w nią ze zdwojoną mocą, odpychając od ściany. Poleciała do tyłu, lądując na stosie kamieni. Skalne odłamki sypały się jej na głowę i ramiona, rozrywając odzież i tnąc skórę. Mało ją to obchodziło, spóźniła się. Zło przebudziło się pierwsze, wyczuwając jej obecność. Zerwała się na nogi, rzucając z powrotem do ściany. Jeszcze miała szansę, jeszcze mogła zdążyć… Ktoś jednak złapał ją w pasie, ciągnąc do tyłu.
– Oszalałaś! – wrzeszczał Quinkel, próbując przekrzyczeć spadające kamienie. – Chcesz tutaj zginąć!?

15 komentarzy:

  1. Pełen napiecia i dramatyzmu fragment zakońcczony w takim momencie ..... Caly czas zastanawiam czy baron nie jest za bardzo arogancki nie wysluchal Khariny do konca i jeszcze zabrał klamliwego krasnoluda dzięki Emi spokojnej nocy blanka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak większość mężczyzn, Quinkel zakłada że jest najmądrzejszy, a kobiety nie mają niczego istotnego do powiedzenia. Pan i władca, a reszta ma się dostosować.

      Usuń
    2. Emis mam nadzieje, ze mialas na mysli smoczych mężczyzn :p:p:p

      Usuń
  2. Emi, tak się nie godzi...kończyć epizod w takim momencie... hmm, Gawin może, ale nie musi być "mężem opatrznościowym" w końcu to Krasnolud, a tych nie przedstawiasz zbyt pozytywnie;) jednak ratując swoje życie (przewiduję fajerwerki) uratuje i smoki...
    Pozdrawiam ciepło
    e.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej nie podejrzewam Gawina o dobre intencje, ale kto wie. Wszystko przed nami. Obawiam się jednak, że na odkrycie tajemnicy jeszcze przyjdzie im poczekać.

      Usuń
  3. Po kiego licha baron zabrał Gawina, ja bym mu nie ufała. Czy Kharina jest w stanie uwolnić siostrę? Mam nadzieję, że tak. Powinna przedtem porozmawiać o tym z Quinkelem. Bardzo dziękuję za ten pełen emocji rozdział. Pozdrawiam serdecznie, Meg

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że Kharina jest w stanie więcej zdziałać, niż się wszystkim wydaje. Uda się jednak to dopiero, gdy cała ta nabuzowana testosteronem gromada samców, odrobinę jej zaufa.

      Usuń
  4. O ja cie.............. Nie mogę się doczekać następnego fragmentu. Pozdrawiam Lena

    OdpowiedzUsuń
  5. To dlatego Kharina tak rozpaczliwie poszukiwała szmaragdu ,aby uwolnić siostrę .Teraz jak ją zobaczyła to nie odpuści. Tylko czy Baron pozwoli jej wrócić do kopalni? Epizod pełen emocji dziękuję :) Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za info Elka-el64.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj pozwoli, pozwoli, a jak będzie się upierał, to ona znajdzie skuteczny sposób, by zmienił zdanie.

      Usuń
  6. Nawet za cenę własnego życia Kharina zdecydowana jest uwolnić siostrę, tylko czy Baron będzie się tylko biernie przyglądał? Podejrzewam, że nie...Zastanawiam się po co zabrał Gawina, przecież mu nie ufa...Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. Pozdrawiam serdecznie Monika:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej nie będzie się przyglądał, tylko przetrzepie dziewczynie tyłek, za jej nieodpowiedzialność.

      Usuń
  7. Kharina wie co robi, albo jej się to wydaje. Nie mniej się do tego nie przyzna. Baron jest za to bardzo opiekuńczy wobec niej. Dziękuję Emi i pozdrawiam cieplutko. Beata;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie wierze :( nie opublikowalo mi komentu i musze jeszcze raz pisac...masakra normalnie.....a wiec po nadrobieniu zaleglosci w postaci 2 ostatnich fragmentow stwierdzam, ze mialem tego nie robic.....toz to normalne tortura Emis, zeby skonczyc w takim momencie i sobie na urlop pojechac :P Mam nadzeje, ze udany masz urlop i ze sie dobrze bawisz :D
    Zastanawiam sie kto uratuje smoki przed demonami....w Smoczym Plomieniu byl Ariel no i Lahante ktory zabil Mahine z pomoca duchow swoich przodkow a tu? Pewnie kluczowa role odegra Kharina i jej Szmaragdowe serce przy pomocy, ktorego zwalczy bestie i uratuje siostre...ale to nie znaczy, ze po wszystkim baron nie powinien jej dupki przetrzepac jak juz nie chociazby za to, ze nie powiedziala im co ich tam czeka co by mogli sie lepiej przygotowac to przynajmniej dla przyjemnosci swojej i Khariny hahaha,.a co do barona, mysli ze Kharina nie zauwazyla jak na niego dziala, a ja mysle ze nie tylko zauwazyla ale sama reaguje podobnie na bliskosc Quinkusia :D Dziekuje Emis pozdrawiam i buziam :****

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam Sławku, zaraz tak panikować? Fakt, siedzą tam bestie, ale nasza paczka smoków jakoś da sobie z nimi radę. Przynajmniej mam taką nadzieję. Nie stanie się to jednak w następnym epizodzie. Który już dziś wieczorem.
      Dzięki za odwiedziny i faktycznie urlop się udał.

      Usuń