poniedziałek, 8 września 2014

Szmaragdowe Serce - Rozdział 22_epizod 2



Wyskoczyła z łoża zaraz po tym jak drzwi zatrzasnęły się za Quinkelem. Cicho stąpając po podłodze, przeszła przez izbę. Odczekała kilka uderzeń serca i dopiero słysząc głos barona dobiegający z głównej izby – zaczęła się ubierać. Spodnie, czysta koszula, tunika, buty. Związała włosy na karku i tak uszykowana spojrzała na łoże. Na razie nie miała ochoty zastanawiać się nad tym, co wydarzyło się pomiędzy nią a smokiem – czas na rozmyślania przyjdzie później – wolała więc skupić się na sztylecie. Jeśli dobrze pamiętała, baron rzucił go na bok, zaraz po tym jak rozciął jej pancerz.
Zmarszczyła brwi, wspominając dotyk jego palców na swoim ciele. Mimowolnie zarumieniła się. Nigdy wcześniej nie myślała o nim w ten sposób, ale teraz musiała przyznać, że lubiła czuć go przy sobie. Był silny i nie próbował tego przed nią ukrywać. Zresztą, ona również nie należała do delikatnych kobiet.
Zerknęła na drzwi, zastanawiając się co zrobi Quinkel, kiedy nie zastanie jej w komnacie. Z pewnością wpadnie w szał, będzie się ciskał, przeklinał i miotał. Nawet żałowała, że nie będzie mogła tego zobaczyć. Lubiła oglądać jego wzburzoną twarz, groźnie zaciśnięte usta, pulsujące żyły na szyi. Smoczyca mieszkająca w jej ciele, przeciągnęła się z wolna, dając znać, że zgadza się z jej opinią.
– Czas na mnie – rzuciła sama do siebie. Jak tylko odszuka ostrze, uda się z powrotem do Lasir. Nikogo więcej, prócz siebie samej nie narazi na spotkanie z kreaturami.
Chwyciła pierwszą z brzegu poduszkę, podnosząc ją, nie znalazła jednak sztyletu. Złapała drugą i znowu nic. Już miała ją odrzucić, ale miast to zrobić, przysunęła płótno do twarzy, wciągając do płuc gęstą woń, samczego zapachu. Zakręciło się jej w głowie, a kolana poczęły drżeć. To był jego zapach: silny, korzenny, dominujący. Dawno nie spotkała mężczyzny, który tak mocno działałby na nią.
Quinkel irytował ją i wkurzał. Nie zmieniało to jednak faktu, że pragnęła go jak nikogo innego na świecie. Odłożyła poduszkę na miejsce, zastanawiając się jak będzie wyglądać jej życie, kiedy to wszystko się skończy. Potrząsnęła głową. To nie był dobry moment na snucie planów na przyszłość. Doświadczenie nauczyło ją, że liczyła się tylko chwila obecna, a marzenia potrafią miast radości przynieść tylko ból.
„Rilla przede wszystkim” – skarciła siebie w myślach. Resztą, w tym, dumnym smokiem, będzie martwić się później.
Coś poruszyło się za nią, niewielki cień przemknął po ścianie. Odwróciła się gwałtownie, ale już wtedy wiedziała, że się spóźniła. W izbie były krasnoludy. Zajęta poszukiwaniami sztyletu i rozmyślaniami nad baronem, nie zauważyła jak wślizgują się przez okno. Zagryzła wargi, po raz kolejny uświadamiając sobie, że słabość do mężczyzn, znowu zagroziła jej życiu.
Przesunęła wzrokiem po twarzach karłów. Było ich zbyt wielu, by mogła dać sobie z nimi radę gołymi rękoma. Pozostawało smocze wcielenie, ale wówczas cała chata pójdzie w dymem.
Dwóch najodważniejszych przystawiło jej ostrza mieczy do gardła. Zaskakujące, że w ogóle byli w stanie sięgnąć do jej szyi. Tuż za nimi stał Gawin.
– Ty zdradziecka szumowino – syknęła do krasnoluda. Najchętniej zacisnęłaby ręce na jego karku, ale knypki mocno napierały na nią ostrzami.
– I kto to mówi, smocza suka – usta krasnoluda wygięły się we wściekłym grymasie. – Paktujesz z każdym, począwszy od demonów, Lamisa, a skończywszy na namiestniku.
– Bredzisz, głupcze – warknęła. – Ze strachu robisz pod siebie, bo nie wiesz z czym masz do czynienia.
– Za to ty wiesz doskonale – w pulchnych palcach krasnoluda błysnął sztylet. I jak na ironię losu, był to jej sztylet. Miała ochotę wrzasnąć na knypka.
– Nie wyjdziesz stąd żywy – syknęła.
– To się jeszcze okaże, głupia kobieto – Gawin pstryknął na kamratów, ci zaś ruszyli do niej, łapiąc ją za ramiona i nogi, ciągnąc przez izbę do krzesła. Skrępowali ją dokładnie, przywiązując do drewnianych szczebli.
Przywódca górników zbliżył się do niej, dopiero kiedy miał pewność, że nie dosięgnie go rękoma. Złapał ją za podbródek, zmuszając, by spojrzała mu w oczy. Nareszcie dominował nad tą przeklętą wiedźmą, nareszcie musiała słuchać jego poleceń.
– Już dawno byłabyś martwa, ale potrzebuję informacji.
–I myślisz, że ja ci ich udzielę? – prychnęła, plując mu w twarz. Za co krasnolud uderzył ją na odlew w policzek.
Jej głowa poleciała do tyłu, a usta wypełniły się krwią. Tyle wystarczyło by obudzić smoka i wypełnić jej żyły płynnym ogniem. Zmrużyła oczy, nie chcąc pokazać kurduplowi swej ognistej natury, obiecując sobie w duchu, dać mu solidną nauczkę.
– Nie lubię nieposłuszeństwa, ale najbardziej nie znoszę krnąbrnych i pyskatych dziewuch, które nie wiedzą gdzie ich miejsce.
Zagryzła wargi, korciło ją powiedzieć krasnoludowi kilka przykrych słów, powstrzymała się jednak. Wrzeszcząc na niego nic nie zyska, a już z pewnością nie dowie się, po co tu przylazł.
Gawin przyjrzał się jej uważnie, biorąc zaś jej milczenie za oznaczę posłuszeństwa, przystąpił do zadawania pytań.
– Co siedzi tam w górze? – zaczął.
Uśmiechnęła się złośliwe.
– Jak to, wielki dozorca i pierwszy złodziej królewskich skarbów, nie ma pojęcia, co mieszka w jego górze? – zakpiła.
– Nie drażnij mnie, kobieto – warknął, zamierzając się na nią, ale w odpowiedzi pokazała mu ostre zęby i krasnolud opuścił dłoń.
– Wiem, że są tam demony, nie wiem tylko czego pilnują.
Kharina pogratulowała sobie w duchu. A więc o to mu chodziło. Knypek myślał, że maszkary pilnują skarbu.
– Za słaby jesteś na walkę z nimi – bąknęła, rozluźniając się nieco.
– Nie zamierzam się z nimi mierzyć, chcę tylko tych kosztowności dla siebie – powiedział, a ostrze w jego dłoni niebezpiecznie zbliżyło się do szyi dziewczyny.
Zaniemówiła, nagle odkrywając coś, co zapewne umknęło wszystkim wokół.
– To ty posłałeś tę dwójkę do kopalni – w głosie kobiety pojawiła się odraza. – Oni wcale nie zabłądzili, wysłałeś ich tam na przeszpiegi.
Wzruszył krótkimi ramionami.
– Potrzebowali pieniędzy – skwitował, podsumowując wartość ich życia.
– Wiedziałeś że zginą, ale mimo to posłałeś ich tam.
– Chciałem wiedzieć dokąd uda się im dotrzeć.
– Nim demony ich zniszczą – dokończyła za niego.
Krasnolud podrapał się po brodzie.
– Ofiary są konieczne.
– Jakoś nie widzę ciebie wśród ochotników zawarcia bliższej znajomości z maszkarami.
– Za to ty wprost przeciwnie – warknął krasnolud, dociskając ostrze do jej gardła. Kilka kropel potoczyło się po skórze dziewczyny, brudząc jej koszulę.
– Czego tam szukałaś?
– Nie twój zasrany interes – syknęła, lekceważąc krew i ukłucie bólu.
– Uważaj – w głosie Gawina pojawiła się furia, on sam zaś coraz trudniej nad sobą panował. – Myślisz, że nie wiem, co planujesz? Chcesz skarbu! Mojego skarbu!
– Głupi jesteś – zakpiła. – Gdyby tak było, po co pchałabym się tam z namiestnikiem i jego smokami?
– Myślałaś, że odwalą za ciebie brudną robotę. Zabiją demony, albo wpadną w ich zasadzkę, podczas, gdy ty zgarniesz wszystko.
Prawie się roześmiała. Teoria kurdupla była równie naciągana, co prawdziwa.
– Nie drażnij mnie – huknął krasnolud. – Wiem, że wypytywałaś o szmaragd i szukałaś go w Lahmar. Lamis mi powiedział.
Uśmiechnęła się drwiąco.
– A ty jak potulny piesek uwierzyłeś w każde jego słowo.
– Założę się, że ten szmaragd jest częścią skarbu.
– Jak zwykle nie wiesz co mówisz – skwitowała.
– Masz go – oblizał chciwie usta, w myślach zapewne już widząc klejnot w swoich dłoniach. – Założę się, że znalazłaś go, przebrzydła szmato. Oddawaj! – warknął, pochylając się nad nią. – Natychmiast!
Miała tego dość, zwłaszcza, że krasnolud coraz mocniej naciskał ostrzem na jej szyję. Do tej pory jeszcze tolerowała jego nieudolną próbę wyciągnięcia z niej informacji. Nawet bawiła ją jego ignorancja i chciwość. Jednak grożąc jej odebraniem szmaragdu, posunął się odrobinę za daleko.
Zapragnęła puścić z dymem cały ród krasnoludzki. Zresztą, nie od dziś miała o nich jak najgorsze zdanie. Małe kurduple, swoją chciwością przewyższały wszystkie inne rasy żyjące na Siódmym Lądzie. I pomyśleć, że to smoki uważano za chytre i żądne błyskotek.
– Daj mi go! – wrzasnął, ponownie tnąc jej gardło. Tym razem otrze jeszcze mocniej wbiło się w jej skórę.
W Kharinie zapłonął gniew.
– On... jest... – ściszyła głos tak bardzo, że Gawin musiał pochylić się prawie nad jej ustami, chcąc usłyszeć miejsce ukrycia klejnotu. Ona zaś, rozwścieczona, puściła w jego stronę gorący, smoczy podmuch. Nie był to ogień – ten spaliłby go na popiół – tylko obłok dymu, wystarczająco gorący, by poparzyć twarz krasnoluda.
Gawin ryknął, rzucając się do tyłu, dłońmi próbując rozgonić drażniące opary. Jego twarz zdążyła już pokryć się bąblami, a włosy na głowie i brodzie stopić w bezładną masę. Rzucał się i wierzgał po podłodze, walcząc z bólem. Pozostałe krasnoludy jak na komendę cofnęły się pod okno, dopiero teraz pojmując, że nigdy nie miały żadnych szans ze smoczycą, a skrępowanie jej było nic nie wartym pomysłem.
– Wynocha! – wrzasnęła z całych sił, budząc popłoch wśród knypków. Część posłuchała, uciekając przez okno, inni stali jak skamieniali, wpatrując się to w Kharinę to w postać stojącą teraz niczym przeklęte bóstwo zniszczenia pośrodku komnaty – baron Quinkel kel Warez.
Smok nie był w nastroju do żartów. Czerń przebijała się przez skórę jego twarzy, świadcząc, że smok przebudził się już ze snu i teraz szykuje się do walki.
– Miałaś się zachowywać – warknął przez zęby, kierując swoje słowa do dziewczyny.
– A nie bawię się grzecznie? – Uśmiechnęła się do niego szeroko, szarpiąc więzami, próbując zerwać je z rąk.

8 komentarzy:

  1. To lubię w Quinkelu, jak z pretensjami to tylko do Khariny i gdzie tu jej wina. A z Gawina przebrzydły drań, ale to już było wiadome, że tylko skarby go interesują, gdyby mógł to nawet z demonami by szedł na umowę, chciwy drań. A tak to mam nadzieję, że dostanie za swoje matactwa. Bardzo dziękuję za rozdział. Pozdrawiam serdecznie, Meg

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Emilia Kaczmarek10 września 2014 10:56

      A ja wprost przeciwnie, właśnie to lubię w Quinkelu, że za każdą sprawę której nie rozumie, wini Kharina. Typowo męska logika. Jak coś się źle dzieje, zawsze winna baba.

      Usuń
  2. No i wiadomo co zrobil kurupel po ucieczce z kopani....Kharina pieknie go podsmazyla, Quinkus go zaraz upiecze hihihi no i co on znowu warczy na nia? Slepy jest i nie widzi, ze ta sie dobrze bawi czy jak? :D:D:D Dziekuje Emis i buziolki :****

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Emilia Kaczmarek10 września 2014 10:52

      O tak, Quinkel nie popuści mu tak łatwo. Jednak na definitywne rozwiązanie sprawy z krasnoludami przyjdzie jeszcze poczekać.

      Usuń
  3. Świetne dialogi a końcowka wręcz mnie powaliła i oplułam monitor To wlaśnie lubię pelne humoru rozmowy Wredne krasnoludy pewnie dostaną za moment to na co zaslużyły i lecimy do kopalni akcja ,akcja !! dzieki Emi to wlasnie kocham z rana dobra kawa , muzyka i kolejny Twoj fragment milego dnia blanka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Emilia Kaczmarek10 września 2014 10:51

      Mnie też bawią ich sprzeczki, zwłaszcza kiedy Kharina jest nastawiona na drażnienie Quinkela. Smok nie zawsze łapie jej dowcipy i każde jej słowo bierze na poważnie, lub wręcz traktuje je jako wyzwanie.
      pozdrawiam
      Emi

      Usuń
  4. Quinkel nigdy się nie zmieni zawsze co złe to Kharina :):) ale wynika to z jego dbania o nią, paradoksalnie. Te krasnoludy są okropne myślą, że życie wszystkich kręci sie jedynie wokół klejnotów. Każdy, jak widać, mierzy swoją miarą. idę dale zobaczyć co się będzie działo :) Misia1090

    OdpowiedzUsuń
  5. W pierwszej chwili zachowanie Khariny wielce mnie rozczarowało, nie mogła z buta strzelić któremuś z kurduplów? Co z tego że mali i mniejszych się nie bije? W tym konkretnym przypadku wykorzystanie buta a nawet dwóch wielce wskazane było, bo to co się stało, przypomniało mi zachowanie naszych piłkarzy grających z Koreańczykami, kiedy Ci prawie między nogami im przebiegali, oczywiście wygrać mieliśmy a przegraliśmy. No więc kiedy Kharina tak bez walki zniewolona została, z miejsca minusa załapała. Ala Ona miała plan :D Bardzo fajny i efektowny plan. Osmalenie Gawina cudne. Quinkel w drzwiach... no cóż mogę rzec :D

    Chociaż nie wiem czemu się jej czepia, zachowywała się przecież :D

    Dzięki Emiś, pędzę dalej
    koralgol

    OdpowiedzUsuń