czwartek, 19 marca 2015

Malos - Rozdział 11_epizod 2



Santi nie mogła doczekać się powrotu mężczyzn. Krążyła niespokojnie po mieszaniu Any, dopóki nie usłyszała głosów pod drzwiami. Pobiegła wpuścić ich do środka i od razu zarzuciła pytaniami, ale żaden z aniołów nie kwapił się z odpowiedzeniem na bodaj jedno z nich.
– Powiedzcie coś w końcu – zażądała. Ze zdenerwowania pociły się jej dłonie. Liczyła, że będą w lepszych nastrojach, wszak wskazała im trop. Pierwszy całkiem świeży ślad obecności harpii w mieście. Oni zaś sprawiali wrażenie, jakby ktoś wyssał z nich powietrze.
Nathaniel poszedł od razu do barku i nalał sobie solidną szklankę whisky. Malos zaś usiadł na wysokim stołku i z ponurą miną wpatrywał się w dziewczynę.
– Nic nie znaleźliście? – wychrypiała z niedowierzaniem, spoglądając to na jednego to na drugiego. – Jak to możliwe?
Nie była głupia. Zdawała sobie sprawę, że stwory posprzątają po sobie. Pewnie już zdążyły pozbyć się zwłok. Ale aniołowie też mieli swoje sposoby. Zresztą ludzkie ciało ich nie interesowało, chcieli złapać zapach krwiożerczych bestii.
– Trup ciągle tam leży – odparł niechętnie chłopak.
Zamrugała zaskoczona.
– Nie pozbyły się zwłok? – zapytała.
Malos skrzywił się jeszcze mocniej.
– Zrobiły coś więcej – wycedził. – Zawiadomiły policję.
– Policję? – Z wrażenia otwarła usta. – Ale dlaczego?
– Niewiele mieliśmy do roboty – dodał Nathaniel. Anioł opróżnił już drugą szklankę. – Na miejscu roiło się od miejscowych. Policja dopiero co grodziła teren. Przyjechał prokurator, koroner. Dolicz do tego tłum gapiów i masz mniej więcej pełen obraz.
Santi klapnęła bezładnie na kanapę.
– Zadepczą wszelkie ślady – jęknęła.
Nathaniel skinął tylko głową.
– O to zapewne chodziło harpiom.
 Jeśli kilkadziesiąt osób przejdzie przez miejsce zbrodni, to szanse na złapanie zapachu krwiożerczych kobiet spadną do zera.
– Niewiarygodne – powiedziała. – Nie podejrzewałam je o taki spryt.
– A ja wprost przeciwnie – warknął Malos. Chłopak zerwał się ze swego miejsca i zaczął gniewnie krążyć po salonie. Santi patrzyła na niego z niemałym zaskoczeniem. Miała świadomość, że coś go gryzie, nie miała pojęcia jednak, co to może być.
– Zawsze były bezczelne, ale nie głupie – ciągnął anioł, nie przestając wydeptywania ścieżek w dywanie.
– Dlatego cię podeszły? – wtrącił Nathaniel. Słowa starszego anioła sprawiły, że Malos zatrzymał się na chwilę. Twarz młodzieńca zrobiła się czerwona z zażenowania.
– Skąd wiesz? – zapytał.
Wojownik wzruszył ramionami.
– Zawsze wiedziałem. Myślisz, że ty pierwszy się z nimi zadałeś? Wielu próbuje zakazanego owocu.
Przez twarz młodego anioła przemknął cień złości.
– Wielu, powiadasz? Nie sądzę jednak, by którykolwiek z nich był na tyle głupi, że chciał z nimi mieszać swoją krew.
Ciemne brwi Nathaniela podjechały do góry. Nawet Santi zamarła, słysząc tak szokujące wyznanie. Zawsze zastanawiała się, co spowodowało, że Malos stracił skrzydła. Słowa chłopaka dosłownie zwaliły ją z nóg.
– Co konkretnie chciałeś zrobić? – zapytał Nathaniel. Wojownik nie wyglądał na zdruzgotanego, pewnie więc wiedział więcej, niż chciał po sobie pokazać.
– Rozwiązać problem braku potomstwa – wyrzucił z siebie jednym tchem Malos. Kiedy jego przyjaciele nie zareagowali na tę rewelację, ciągnął dalej. – Większość aniołów m problem ze spłodzeniem potomka. A ci, którym szczęście dopisało, najczęściej nie nadają się na rodziców – dodał kwaśno. – Nie muszę daleko szukać, idealnym przykładem jest mój ojciec – popapraniec jakich mało, despota i sadysta.
Nathaniel tylko parsknął, rozbawiony ostatnią uwagą chłopaka, Santi zaś w dalszym ciągu wyglądała na zszokowaną.
– Jeśli już wymieniasz naszych osławionych przodków, nie zapominaj o moim ojcu – wtrącił swoje trzy grosze. – Założę się, że przebiłby twojego na głowę, jeśli chodzi o brak jakichkolwiek wyższych uczuć.
Z ust Malosa wydobyło się długie westchnienie.
– Sami rozumiecie – rzucił, spoglądając na Natha i Santi, jednak dziewczyna siedziała sztywna na kanapie, jej mina zaś wyrażała, że zupełnie nie ma pojęcia, o czym chłopak mówi.
– Nasze geny kłócą się ze sobą – wyjaśnił jej, wolno cedząc słowa. – To właśnie próbuje wytłumaczyć ci Malos.
Santi skinęła ledwie dostrzegalnie głową.
– Co z tym wspólnego mają harpie? – wydusiła.
– W ich kodzie DNA znajduje się pewien szczególny chromosom. Łącząc ich krew z naszą, możemy w sposób znaczący zwiększyć szanse na potomstwo dla par, które dotychczas mogły tylko o tym pomarzyć.
– Skąd o tym wiesz? – zapytał Nat. Na jego twarzy po raz pierwszy odmalowało się zdziwienie.
– Odbywałem kiedyś staż w laboratorium. Patrzyłem, jak naukowcy badają anielskie DNA. Wiele się nauczyłem i nasłuchałem o teoriach bezpłodności anielskiej rasy.
– Czy nasi specjaliści wiedzą o właściwościach krwi tych stworzeń? – zapytał Nat.
– Oczywiście, a niby dlaczego zacząłem się tym interesować?
– Nigdy wcześniej o tym nie słyszałam? – dziewczyna pokręciła głową.
– Rada nie chce kalać świętości rasy – sprostował Nathaniel, udzielając odpowiedzi za chłopaka. – Archaniołowie nigdy nie dopuszczą do modyfikacji naszych genów. Tyle na temat.
– Gdyby to było takie proste – rzucił chłopak, a jego twarz ponownie pokryła się rumieńcem. – Niestety było coś jeszcze. Odkryłem, że jako aniołowie, możemy bez problemu łączyć się z córkami Lucyfera i płodzić z nimi potomstwo.
To wyznanie sprawiło, że w pokoju zapanowała cisza. Nawet gadatliwy zazwyczaj Nat stał teraz z rozdziawionymi ustami, nie wiedząc co powiedzieć. W końcu pierwsza opanowała się Santi.
– Chciałeś mieć dziecko z harpią? – zapytała piskliwym głosem, a z jej twarzy odpłynęły wszelkie kolory.
– Oczywiście, że nie – odparł zażenowany. – Mówiłem tylko, że to jest możliwe. Prowadziłem badania, zbierałem materiały.
– I do jakich wniosków doszedłeś? – rzucił kąśliwie Nathaniel. Wojownik doszedł w końcu do siebie i teraz ze złością wypisaną na twarzy mierzył chłopaka. – Pozwól, że ci podpowiem. Myślałeś, że krwiożercze zdziry chętnie podzielą się swoją krwią i jajeczkami z naszymi anielicami, byśmy my mogli zapładniać je bez umiaru. Niestety, one, zamiast się dzielić, zapragnęły własnego potomstwa z twojego nasienia. Mam rację? – kpina pobrzmiewała w głosie wojownika.
Chłopak wzruszył ramionami. Wszystko, co powiedział anioł, było prawdą. Liczył, że dogada się z harpiami, że wytarguje od nich życiodajną krew, a może nawet coś więcej, by naukowcy mogli dokończyć badania i przy odrobinie szczęście obdarować kilka par dziećmi. Zdziczałe kobiety jednak miały inne plany, chciały go dla siebie, chciały też, by zapłodnił je wszystkie. Szczęściem, wysłannicy Rady złapali go przed nimi.

2 komentarze:

  1. No i wyszło szydło z worka. Ale z dwojga złego chyba lepiej, że Malos został złapany przez Radę, niż wykorzystany przez harpie. Mam tylko nadzieję, że Santi znowu nie narazi się na spotkanie z harpiami. Bardzo dziękuję za kolejny rozdział. Pozdrawiam, Meg

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Harpie raczej nie odpuszczą anielicy, ale dzięki Bogu, ma dziewczyna do obrony dwóch super facetów.

      Usuń