niedziela, 27 września 2015

Malos - Rozdział 16_epizod 1



Przebudzenie po seksie powinno być niespieszne i słodkie. Uczucie spełnienia winno przesłaniać ci wszystko. Dlaczego więc nie czuł się jak wygrany? Czemu poczucie winy przytłaczało go niczym wielki głaz? Z trudem usiadł na łóżku. Santi ciągle spała, nogę miała przerzuconą przez jego biodro, dłonie słodko splecione na poduszce. Prawdziwa anielica, krucha i delikatna, a jednak w chwilach namiętności ostra i dzika. Poruszył się na materacu, ostrożnie zsuwając jej nogę z siebie. Zamruczała przez sens coś niezrozumiałego, ale nie obudziła się.
Zaczerpnął powietrza i już wiedział, co go tak zdenerwowało. W domu wyraźnie wyczuwało się krew. Wyskoczył z łóżka, w pośpiechu naciągając na siebie spodnie. Nóż, który upadł w wirze namiętności na podłogę, leżał koło stanika Santi.
Zaklął w myślach. Pozwalając sobie na chwilę przyjemności, mógł narazić siebie i dziewczynę na atak.
Podniósł ostrze z podłogi i starając się nie narobić hałasu, wszedł do salonu. Pomieszczenie było puste, żadna podejrzana zjawa, czy rozwścieczona kobieta się w nim nie kryła. Jednak dla absolutnej pewności zajrzał w każdy kąt, odsunął zasłony, zerknął pod fortepian i za regały. Na obszernym balkonie i w łazience również nie znalazł ani śladu harpii. Czemu więc obudził się czując smak krwi na języku?
Potrząsnął głową. Nie podejrzewał siebie o szaleństwo, czy też chorobę psychiczną. Zapach krwi w dalszym ciągu drażnił mu nozdrza. Rozejrzał się nieporadnie na boki. Wszystko wyglądało tak jak kilka godzin temu. Marszcząc brwi, postanowił sprawdzić ostatnią możliwość – wycieraczkę przed drzwiami mieszkania. Ostatnim razem to właśnie tam bestie zostawiły przesyłkę.
Początkowo sądził, że to całkowite szaleństwo, jednak im bliżej był drzwi, tym zapach posoki nabierał ostrości. Jeszcze nim chwycił klamkę, wiedział, że jest źle. Niepokój zakradł się do jego serca. Ścisnął mocniej krótki sztylet, żałując, że nie jest to miecz albo chociażby glock. Możliwe, że nie zabiłby harpii, jednak spowolniłby ją na krótki czas.
Drzwi otwarły się z cichym skrzypnięciem, a serce Malosa prawie zamarło z przerażenia.
„To by było na tyle, jeśli chodzi o element zaskoczenia” – pomyślał. Jednak zamiast krwiożerczych kobiet, opętanych szałem zobaczył Nathaniela kucającego na korytarzu. Wysłannik Michaela wpatrywał się w paczkę leżącą na progu. Wzrok Malosa natychmiast powędrował w tamtym kierunku.
Pakunek był zaskakująco mały. Dość wąski, długości najwyżej kilku centymetrów. Tak jak poprzednio zawartość owinięta była w gazety. Krew moczyła papier, przesiąkając na zewnątrz. Obok zawiniątka leżała karta. Nawet nie kucając, Malos odczytał jej treść:
Zgadnij anielska suko, co jest w środku?
Wojowniczy anioł chwycił prezent niespodziankę oraz kartkę i dopiero wtedy wstał. Spojrzenie Nathaniela było chmurne i przepełnione furią. Malos przełknął ślinę. Nagle zrozumiał, czemu tak wielu niebieskich obawiało się tego mężczyzny. Nat lubił ból, a doprowadzony do ostateczności, zatracał się w nim całkowicie. To pragnienie krzywdzenia i zadawania cierpienia zobaczył teraz w jego spojrzeniu.
– Wejdźmy do środka – zażądał wojownik.
– Nie słyszałem ich. – Malos nie miał ochoty się tłumaczyć, a jednak czuł, że powinien to zrobić.
– Ja też, a kręcę się pod kamienicą od dobrych dwóch godzin – dodał Nathaniel.
Malos zarumieniał się na tę subtelną aluzję wojownika, co do powodu, dla którego nie mógł wejść do środka. Nat musiał mieć doskonały słuch albo też kołował wokół kamienicy i zobaczył przez okno, co działo się w mieszkaniu.
Nathaniel nie wszedł do salonu, tylko zatrzymał się w sieni.
– Gdzie jest Santi? – zapytał prawie szeptem.
– W sypialni – przyznał nieco zażenowany Malos.
– To dobrze – głos wojownika był chłodny jak stal, która błyszczała u jego boku. Malos zamrugał szybko. Dopiero teraz zauważył, że anioł był ubrany jak do walki: skórzane spodnie wzmocnione na kolanach. Czarny T-shirt i taka sama kurtka, obficie ponabijana ćwiekami. Z wysokich butów wystawały rękojeści noży, zakrzywiona katana wręcz rwała się do życia.
– Liczysz na bitwę? – wychrypiał Malos, nagle czując się mały i nic nieznaczący.
– A oczekiwałeś czegoś innego? – stwierdził nieco cynicznie wojownik. – Złapaliśmy ich trop, lada chwila legiony spadną na miasto.
– A ja? Co, ja mam robić? – usilnie starł się nie pokazać jak bardzo czuł się rozczarowany. Miał nadzieję, że również włączy się do walki, a tymczasem legiony zamierzały zakończyć sprawę bez jego udziału. Zapewne wszystko było od dawna zaplanowane.
Nathaniel oblizał usta i spojrzał na niego mrużąc oczy.
– Wyduś to wreszcie z siebie.
– Dobra, sam tego chciałeś! – warknął buńczucznie Malos. – Powiedz, że mam siedzieć na dupie i pilnować Santi, podczas gdy wy zgarniecie śmietankę! – wrzasnął, na chwilę zapominając o śpiącej tuż obok dziewczynie.
Brwi Nathaniela podjechały do góry.
– Myślałem raczej, że wyprowadzisz Willa, kiedy my będziemy zabijać harpie, ale skoro wolisz zostać w mieszkaniu…
– Nie, czekaj! – zawołał wielce uradowany. Szeroki uśmiech wpłynął na twarz młodego anioła. – Naprawdę mogę iść z tobą? – dopytywał.
Nat skinął głową.
– A Santi? – zapytał jeszcze, kiedy już dotarło do niego, że weźmie udział w walce.
– Jeden z moich z nią zostanie. – Na twarzy Nata nie drgnął nawet mięsień. Wojownik uznał temat wyprawy za zamknięty i nie dając szansy Malosowi na kolejne pytania, rozwinął zawiniątko. Wśród skrawków gazety leżał palce wskazujący. Dość niechlujnie urwany, bo z całą pewnością nie został obcięty żadnym narzędziem.
– O nie – jęknął Malos, ale Nat pokręcił głową.
– To podpucha – zawyrokował bez wahania. – Palec nie należał do Willa. Został zaledwie skropiony jego krwią.
– Skąd wiesz? – Ulga odbiła się na twarzy młodszego anioła.
– Mam dobry węch, nie łatwo mnie oszukać, a tym dziwkom z pewnością się to nie uda.
– Po co to zrobiły? – dociekał chłopak.
– Żeby nas wkurzyć, zdenerwować, albo podpuścić, jak wolisz – stwierdził, wpychając zawiniątko w ręce Malosa. – Pozbądź się tego, najlepiej w ubikacji, a potem włóż coś na siebie, chyba że wolisz iść półnagi i boso na akcję – dokończył kpiąco.


4 komentarze:

  1. Dziekuje Emi mam wrazenie ze mimo wszystko nie doceniaja harpii i walka moze przybrac nieoczekiwany obrót dobranoc blanka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym niedocenianiem to masz rację, kochana. Sprawy nie pójdą tak dobrze jak się im zdaje. Pozdrawiam

      Usuń
  2. Harpie nie dają za wygraną. Tylko czemu się tak przyczepiły do Santi. Szkoda, że ona nie weźmie udziału w akcji ratunkowej. Bardzo dziękuję za rozdział. Pozdrawiam, Meg

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy nie weźmie, tego nie jestem taka pewna. Z pewnością wolałby siedzieć w mieszkaniu niż zakradać się do gniazda harpii. Tylko, czy jej się to uda...

      Usuń