środa, 9 września 2015

Zdrada niejedno ma imię - Rozdział 15_epizod 2



Nie spał całą noc, wiercąc się i przeżywając od nowa słowa wypowiedziane przez Hargara. Zżerała go zazdrość: o smoka, o czas, który spędził, chodząc za Heleną, poznając jej sekrety, delektując się jej urodą i wrażliwością, podczas gdy on szukał spiskowców.
Wojownik był zdania, że dziewczyna spaceruje po mieście i zagląda do podejrzanych miejsc. Sawier również twierdził, że wartownicy na murach regularnie widują ją w centrum. Powinien wyciągnąć z ich słów jakieś wnioski, podjąć decyzje co do dalszego losu dziewczyny, nie bardzo jednak wiedział, co powinien zrobić. Oficjalnie nadal była w kręgu podejrzanych, choć on już dawno przestał uważać ją za niebezpieczną. Czy ostatnie rewelacje, miały oznaczać, że się pomylił? Że wprowadziła go w błąd, mamiąc swoją delikatnością i kruchością?
Bił się z myślami całą noc. Smok wewnątrz niego wyrywał się do kobiety, nie wierząc w plotki, a serce Melira mówiło to samo. Ale umysł podpowiadał, że kobiety potrafią być równie zdradzieckie jak mężczyźni i o wiele bardziej wredne. Jego była żona była tego dobrym przykładem.
Co miał więc zrobić z Heleną? Wezwać ją na przesłuchanie? Zamknąć pod kluczem? A może śledzić dzień i noc? Powinien czuć się strasznie, ale myśl o zamknięciu niewiasty wydała mu się nader kusząca. Pod warunkiem, oczywiście, że byłaby to jego własna sypialnia.
Odsunął gwałtownie przykrycie i usiadł na łożu, spuszczając stopy na podłogę. Kamienie były zimne, ale nawet to nie potrafiło ostudzić żaru tlącego się w jego ciele. Hrabia ukrył twarz w dłoniach. Białe włosy rozsypały się po szerokich plecach.
Nigdy dotąd nie czuł się tak rozdarty. Nigdy też nie czuł takiej obsesji na punkcie jakiejś smoczycy, a to, że Helena stała się jego obsesją, było dla niego oczywiste. Jej obraz towarzyszył mu przez cały dzień. Wszędzie czuł jej zapach i odnajdywał ślady jej obecności.
– Oszalałem – mruknął sam do siebie, wstając z posłania.
Noc skończyła już panowanie nad światem i słońce powoli zaczynało swój taniec po niebie, jednak większość mieszkańców zamku ciągle jeszcze spała. Melir zignorował ten fakt. Ubrał się pospiesznie, wciągając spodnie i koszulę, nie zaprzątając sobie głowy kaftanem. Związawszy włosy rzemieniem, wyszedł na opustoszały korytarz. Miecz dźwięczał, obijając się o jego nogę. Hrabia szybkim krokiem przemierzał korytarze, mijając zmęczonych po warcie strażników. Szedł tak szybko, że nawet nie zauważył, kiedy znalazł się na dworze. Dopiero gdy chłodne powietrze poranka przesunęło się po jego skórze, dotarło do niego, gdzie się znajduje. Ale nawet wtedy się nie zatrzymał. Szedł dalej, zagłębiając się w kręte uliczki Farrander.
Musiał tam pójść, do tej przeklętej gospody, i spróbować dowiedzieć się, co Helena robiła w miejscu, do którego zapuszczali się spragnieni dziewek wojownicy i podrzędni kupcy.
O tej porze ulice miasta smoków były wręcz opustoszałe, straganiarze jeszcze nie zaczęli rozkładać towaru, a mieszczanie ciągle jeszcze wylegiwali się w swoich łożach. Wiatr rozwiewał śmieci, zaś nieczystości płynęły wąskimi kanałami do granic miasta, skąd spuszczano je systemem śluz do podnóża skały.
Szedł  wąską uliczką, po czym, minąwszy dwa wysokie budynki, skręcił w lewo. Kamienne domy pięły się wysoko do nieba, otaczając go z każdej strony. Cisza, jaka panowała wokół, była wręcz przerażająca. Słyszał zaledwie stukot własnych butów i niewyraźne odgłosy dobiegające z zaułka nieopodal. Mimowolnie spojrzał w tamtym kierunku. Zobaczył mężczyznę, prawdopodobnie smoka, przyciskającego do ściany powabną dziewkę. Kobieta miała ogniście rude włosy i mocno zaróżowione policzki. Chichotała, pozwalając towarzyszowi sunąć ręką pod spódnicą. Melir minął ich bez słowa. Szyld „Oddech Smoka” powiewał na wietrze. Ponownie ogarnęło go złe przeczucie odnośnie tego miejsca. Nie bez powodu Hargar mu je pokazał. Coś się tu działo i Melir musiał dowiedzieć się, co to było. Nie zdążył przejść na drugą stronę, gdy nagle zobaczył cień sunący tuż obok budynków, trzymający się najmroczniejszych miejsc. W smoku natychmiast obudziła się czujność. Ten, kto tam szedł, był wysoki i szczupły, poruszał się pewnym krokiem, jednak jego kroki były ledwie słyszalne. Kimkolwiek był obcy, jego ciało od stóp do głów okrywał płaszcz, zaś twarz ginęła pod obszernym kapturem. Hrabia zamarł przyciśnięty do ściany. Nie spuszczał wzroku ze zjawy, dłoń odruchowo zacisnął na mieczu.
Obcy tymczasem szedł od domu do domu, chowając się pod balkonami, szukając cienia, wyraźnie unikając jasnych miejsc. W końcu zatrzymał się pod drzwiami gospody. Chwilę zerkał na lewo i prawo, sprawdzając, czy nie jest śledzony. Upewniwszy się, że jest sam, złapał za klamkę, otwierając drzwi. Gorące powietrze z gospody buchnęło na zewnątrz, zrzucając z głowy postaci kaptur, odsłaniając długie czarne włosy, białą skórę i czerwoną bliznę ciągnącą się od oka przez policzek do linii szczęki.
Helena!
Z płuc Melira uszło wszelkie powietrze. Smok stał jak oniemiały, nie będąc się w stanie poruszyć, nie potrafiąc uwierzyć w to, co przed chwilą zobaczył.  Helena, ta jedna myśl wirowała mu w głowie. To była Helena. Niczym szpieg skradała się na spotkanie do karczmy. Hrabia musiał złapać się ściany pobliskiego budynku dla zachowania równowagi. W głowie mu szumiało od nadmiaru myśli, serce waliło jak oszalałe, zaś smok wewnątrz niego wył rozwścieczony zachowaniem kobiety.
Przyszła spotkać się z kochankiem, czy spiskowcami?
W lordzie rozgorzał gniew. Bestia zawarczała, zgadzając się całkowicie z myślami mężczyzny.
Lord odepchnął się od ściany i ruszył do gospody. Tylko chwilę wahał się, czy wejść do środka, czy może jednak poczekać, aż kobieta wyjdzie i dopiero wtedy zaaresztować ją pod zarzutem zdrady. Jednak im bliżej był budynku, tym większe ogarniały go wątpliwości.
Nim złapał za klamkę, przystanął przy oknie, zakładając do środka. Ażurowe zasłonki zasłaniały większość tego, co działo się w środku, jednak w pustej o tej porze izbie z łatwością dostrzegł Helenę. Kobieta nie usiadła przy żadnym ze stołów, tylko podeszła do kontuaru. Karczmarz, który pojawił się chwilę później, bynajmniej nie wyglądał na zdziwionego jej widokiem. Powiedział coś zwięźle, a potem wskazał ręką schody. Ona zaś skinęła głową i bez wahania podążyła we wskazanym kierunku.
W hrabim ogień rozszalał się na całego. Smok szarpał się i drapał pazurami ciało mężczyzny, żądając uwolnienia, domagając się konfrontacji. Lord zaś zacisnął dłonie w pięści. Jego twarz na powrót stała się maską pozbawioną uczuć.
Oszukała go. Powinien się tego domyśleć. Powinien zauważyć, że jest taka sama jak Agatte – obie siebie warte wiarołomne zdrajczynie.
Odsunął się od drzwi i okna, w myślach analizując, co dalej zrobić. Idąc za niewiastą, przerwie jej schadzkę i nigdy się nie dowie, czy spotkała się z kochankiem, czy wspólnikiem zbrodni. A na tym zależało mu najbardziej.
Uniósł głowę, przyglądając się budynkowi. Nie był wysoki. Zaledwie dwa pietra. Drewniane balkony, lekko wysunięte kamienne gzymsy. Dziewczyna poszła na piętro, schodami wiodącymi nad główną salą, zatem będzie w którejś z izb od strony ulicy. Nie wiedział tylko, na którym piętrze czekał jej gość.
Uniósł głowę, ponownie przyglądając się budynkowi. Pod postacią smoka z łatwością zajrzałby do środka, jednak jego wielkość i hałas, jaki spowodowałaby poruszające się skrzydła, w jednej chwili zwróciłby uwagę spiskowców. A do tego nie zamierzał dopuścić.
Mrucząc pod nosem przekleństwo, podszedł do ściany i, dotykając kamiennych bloków, usiłował poszukać w nich szczelin, których mógłby użyć do wspinaczki. Manewrując ciężarem, podciągał się. Pokonywanie kolejnych centymetrów było iście mozolnym zadaniem. Wolał nie zastanawiać się, czy na dole nie zebrał się już tłumek gapiów lub czy też wartownicy nie mają uciechy, obserwując go z murów.
Jako dziecko wspinał się nieustannie. Musiał jednak przyznać, że nawet na nim czas odcisnął swe piętro i zmęczenie w dłoniach zaczynało być dla niego powoli odczuwalne. Nogi z łatwością znajdowały oparcie, jednak ramiona z coraz większym trudem unosiły go do góry. Parę razy zdarzyło się mu nawet, że place ześlizgnęły się z kamienia i zawisał na jednej ręce. Z ulgą powitał drewniane belki tworzące podstawę balkonu na pierwszym piętrze. Podciągnął się, przerzucając nogi, po czym stanął na solidnej konstrukcji.
Nie miał czasu na obmyślanie, co dalej, mógł tylko przylgnąć do ściany i chłonąć strzępy rozmowy toczącej się w środku. Okno zasłaniała gęsta tkanina i tylko przez niewielkie rozcięcie w środku był w stanie dojrzeć postać kobiety.
Helena stała pośrodku izby. Nadal miała na sobie płaszcz, choć już nie zadawała sobie trudu zasłanianiem twarzy. Jej lico było blade, a usta lekko zsiniałe. Dziewczyna wyraźnie się denerwowała, usilnie jednak starała się to ukryć. Zgodnie z przewidywaniami Melira w komnacie czekał na nią mężczyzna. Spacerował w tę i z powrotem, wyrzucając z siebie pojedyncze słowa, raz po raz podchodząc do kobiety i grożąc jej palcem. Zarówno ciało jak i twarz obcego było zakryte płaszczem, toteż Melir nie mógł dostrzec, z kim ma do czynienia.
Zdrajca mówił szeptem, koncentrując się całkowicie na kobiecie, wyraźnie żądając od niej konkretnej reakcji. Jednak dziewczyna co kilka chwil potrząsała głową, nie zgadzając się z rozmówcą.
W Melirze rozgorzał gniew. Pragnął ponad wszelką miarę dorwać mężczyznę, zerwać z niego kaptur, odsłonić jego twarz, a potem zabić. Za to, co robił, za zbrodnicze plany, jakie snuł względem króla i sposób, w jaki traktował Helenę. Słyszał jej drżący glos, kiedy usiłowała sprzeciwić się żądaniom spiskowca. Widział jej pobladłą twarz i ściągnięte brwi.
I wtedy stało się coś, czego się nie spodziewał.
– Głupia suka! – warknął obcy, a potem uderzył Helenę w twarz. Dziewczyna zatoczyła się pod ścianę. Chwilę trwało nim otrząsnęła się z szoku. Drążącą dłoń uniosła do policzka, dotykając pulsującego miejsca. Cios  był silny, nie rozciął jednak skóry.
– To ty jesteś głupi, jeśli myślisz, że będziesz mną sterował – wysyczała przez zaciśnięte zęby. – Mogę pójść na ustępstwa, ale nie będę marionetką – dodała, prostując się. Jej dłonie opadły już d boków, na twarzy jednak pozostał zacięty wyraz. – Żegnam – stwierdziła sucho, kierując się do drzwi.
Jej rozmówca stał ciągle w tym samym miejscu, ciężko dysząc, nie potrafiąc ogarnąć zaistniałej sytuacji. Przez chwilę sprawiał wrażenie jakby chciał się na nią rzucić, jednak ogień płonący w spojrzeniu kobiety skutecznie zatrzymał go w miejscu. Była o wiele silniejsza niż usiłowała mu wmówić. Słowami i gestami usiłowała przekonać go, że jest kruchą niewiastą, wszystko to jednak było ułudą.
Melir cofnął się na krawędź balkonu. Twarz miał purpurową, a w piersi buzował ogień. Smok drzemiący w mężczyźnie warczał, szarpiąc jego ciałem, usiłując wyrwać się na zewnątrz. Szpony z łatwością przedarły się przez skórę, skrzydła trochę dłużej torowały sobie drogę, drąc materiał koszuli. W spojrzeniu Melira czaiła się śmierć.
Ten typ uderzył Helenę! Ta jedna myśl spychała hrabiego na krawędź obłędu. Bestia żądała krwi zdrajcy, łaknęła jego bólu i cierpienia. I pewnie tak by się stało, gdyby gdzieś na dole drzwi karczmy nie otwarły się z hukiem i chwilę później nie zamknęły się z równie głośnym trzaskiem.
Widział, jak wybiegła na ulicę. Kaptur ponownie zakrywał jej twarz. Płakała. Nawet ze sporej odległości widział jej podrygujące ramiona, czuł w powietrzu zapach jej łez.
Chęć zemsty ustąpiła nowemu nieznanemu uczuciu, któremu białowłosy mężczyzna poddał się bez reszty. W następnej chwili zeskoczył z balkonu, rozłożone skrzydła skutecznie zamortyzowały siłę upadku. Stopy miękko dotknęły kamieni, a skórzaste błony ułożyły się na plecach. Smok patrzył w ślad za oddalającą się kobietą, licząc w myślach do dziesięciu. W tym czasie jego ciało zdołało wrócić do swej ludzkiej formy, ona zaś opuściła niebezpieczną okolicę. Ruszył za nią, dopiero kiedy jej postać zaczęła ginąc mu z oczu w zaułku.
Dogonienie Heleny nie nastręczyło mu wielu problemów. Nie usłyszała jego kroków, mimo iż nie starał się ukryć swej obecności. Złapał ją za ramię, szarpiąc do tyłu, wciągając w swoje objęcia.
Krzyknęła przeraźliwie. Usiłowała nawet wyrwać się z uścisku, dopiero glos hrabiego przywołał ją do przytomności.
– Heleno, to ja! – zawołał.
Zamarła, unosząc głowę, spoglądając na niego pociemniałymi oczyma. Zaskoczenie, jakie się w nich odmalowało, upewniło go, że nie spodziewała się go tu zastać. Odruchowo spojrzała ponad ramieniem mężczyzny. Ulica była pusta i żaden przypadkowy przechodzień, ani tym bardziej spiskowiec, z którym wcześniej się spotkała, nie czaił się w pobliżu.
– Melirze... – wyszeptała głosem tak bardzo przepełnionym smutkiem, że w mężczyźnie serce zmiękło doszczętnie. – Tak się cieszę, że cię widzę – dodała. Już się nie szarpała, przeciwnie, wsunęła się mocniej w jego ramiona, przytulając całą sobą do twardego ciała mężczyzny. Oparła głowę o jego tors i przymknęła oczy.
– W całym tym zamieszaniu i chaosie, który mnie otacza, ty jeden jesteś niezmienny i tylko ciebie mogę być pewna.
Słowa kobiety i jej zachowanie tak bardzo nim wstrząsnęły, że przez dłuższą chwilę stał skamieniały, nie wiedząc, czy powinien ją objąć i przytulić, czy może zganić za jej zachowanie. Smok wyraźnie domagał się jeszcze bliższego kontaktu, reagując na ciepło kobiety, wyczuwając bezbłędnie równie gorącą istotę kryjącą się we wnętrzu.
– Co tutaj robisz? – zapytał, kiedy już minął pierwszy szok, a bestia jeszcze nie rozochociła się na dobre. Nie był głupcem, pragnął Heleny wręcz rozpaczliwie, a jego ognista natura tylko podsycała to pragnienie.
– Nie – wychrypiała, nie podnosząc głowy z jego piersi.
– Wiem, co się dzieje i z kim się spotykasz – dodał ostro.
Helena odsunęła się od niego.
– Wiesz? – Zaśmiała się gorzko, a jej czysty głos rozniósł się echem po okolicy. – Bardzo ci zazdroszczę, bo ja nie mam pojęcia, co się dzieje. Wiem tylko, że trzeba chronić króla i jego bliskich.
Zamrugał zaskoczony. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Obawiał się, że będzie kręcić lub kłamać w sprawie tamtego mężczyzny.
– O czym ty mówisz? – wycedził przez zęby. Zimny pot spłynął mu po plecach, a romantyczny nastrój ulotnił się w jednej chwili.
– Przysięgnij, że będziesz ich chronić – zażądała, ignorując jego wcześniejsze słowa. – Przed wszystkimi, a zwłaszcza przede mną.
Betowanie rozdziału -  Wiktoria Filipowska

6 komentarzy:

  1. Dziekuje za kolejny fragment wreszcie ten epizod zaczyna mnie wciagac zdecydowana postawa Heleny podoba mi sie byc moze pomoze to usunac czesc zdrajców milego dnia Emi blanka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Helena to kobieta skrywająca wiele tajemnic. Osobiście wierzę, że Melir zbyt szybko wszystkich nie odkryje.

      Usuń
  2. Melir zadziałał zbyt pośpiesznie. Moim zdaniem powinien najpierw odkryć kim był ten mężczyzna w gospodzie. Miałby jednego zdrajcę mniej. Ale słowa Heleny też go zadziwiły, zwłaszcza ostatnie. Pięknie dziękuję za bardzo ciekawy rozdział. Pozdrawiam, Meg

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może i powinien, ale dzięki temu mógł pójść za Heleną i upewnić się, że jest bezpieczna, a chyba na tym ostatnio koncentrują się wszystkie myśli hrabiego.

      Usuń
  3. Noooo nareszcie :) Nareszcie Helena powiedziala cos co ja zdradzilo, ze moze byc potencjalnym spiskowcem a to oznacza tylko, ze musi teraz powiedziec cala prawde kto, dlaczego i jak sie znalazla na zamku....no i o szantazu jakim sa dzieci... Mam nadzieje, ze teraz w koncu cos sie ruszy do przodu: Dziekuje Emis i buzi :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy się ruszy to nie wiem. Mam nadzieję, że Melir w końcu przyciśnie Helenę (dosłownie i w przenośni) ha, ha.

      Usuń