poniedziałek, 9 maja 2016

Malos - Rozdział 21_epizod 1



Harpia pochyliła się nad leżącą na podłodze kobietą. Krzywiąc się z odrazy odsunęła pasmo włosów z twarzy pojmanej. Długim paznokciem przejechała po jej policzku.
– Czemu nie chcesz umrzeć? – zapytała. – To takie proste, a ty tak rozpaczliwie trzymasz się życia. – Głos córy Lucyfera pełen był jadu i wściekłości.
Santi nie poruszyła się, nie wydała z siebie nawet jednego dźwięku. Nie była w stanie, a nawet gdyby była, nie zrobiłaby tego. Po tym jak ją potraktowały, jak została zdradzona w swoim mieszkaniu, nie zamierzała dawać zdziczałym kobietom satysfakcji z krzywdzenia jej.
– Znajdę sposób, by cię zabić – zasyczała napastniczka. – Choćbym miała ciąć cię kawałek po kawałku, przez całą wieczność, w końcu wycisnę z ciebie ostatnie tchnienie. – W dłoni wojowniczki błysnął nóż. Przyłożyła ostrze do pokrwawionego brzucha anielicy, przesuwając ostrą krawędzią po delikatnej skórze, cienka stróżka posoki spłynęła wzdłuż ciała Santi. Harpia z dziką radością zatopiła sztylet we wnętrznościach więźniarki. Jeżeli liczyła na reakcję pojmanej, musiała poczuć porażkę, gdyż z ust kobiety wydobył się zaledwie chrapliwy gulgot.
– Surma, puść ją. – Do izby weszła kolejna harpia. Miała ciemne kręcone włosy i kocie oczy. Długi miecz u pasa i nonszalancja, z jaką trzymała na nim rękę miał świadczyć, że potrafiła nim po mistrzowsku władać. I tak było w rzeczywistości.
– Czemu? – odwarknęła ciemiężycielka. – Żebyś ty, Kristo miała swoje pięć minut z moją anielicą?
Na twarzy przybyłej pojawił się drwiący uśmiech.
– Gówno mnie obchodzi anielskie ścierwo. Zapewniałaś, że potrafisz zgładzić nauczycielkę, tymczasem nie dość, że ci się to nie udało, to jeszcze sprowadziłaś ją do piekła, do domu swojej królowej, narażając całe zgromadzenie na odwet niebios.
Surma zaśmiała się dziko. Wstając z kolan, wyciągnęła z brzucha ofiary nóż. Wytarła go w materiał spodni. Więźniarka trzęsła się i dygotała z bólu jednak, mimo że krew jeszcze spływała po jej brzuchu, nie dało się nie zauważyć, że rana po ostrzu zaczyna się zasklepiać. Harpia zagryzła ze wściekłości wargi. Miała ochotę dołożyć kobiecie, bić, aż zabraknie jej tchu, wyrwać serce z wątłej piersi i zjeść na jej oczach. Nie zrobiła tego jednak. Po pierwsze już tego próbowała, ciągle czuła na języku smak bijącego organu, jej posunięcie nie przyniosło ostatecznej śmierci kobiecie. Po drugie, jeśli Krista pofatygowała się do piwnicy, oznaczać mogło to niechybnie, że Jej Wysokość była niezadowolona.
– Czy mam się stawić przed oblicze monarchini? – zapytała. Kołysząc biodrami podeszła do wojowniczki.
– Niezwłocznie. – Kpiący uśmiech pojawił się na wargach przybyłej. – Nie oczekuj ciepłego przyjęcia.
– Czyżby? – Surma nie zamierzała dać się zbić z tropu. – Zapominasz, że jestem córką królowej, a ona zawsze wspiera swoje dzieci.
– Jej Wysokość ma wiele córek, a ty dziś nie należysz do grona jej ulubionych.
– Uważaj, co mówisz! – Harpia pogroziła Kriście sztyletem. – Nie jestem w nastroju do żartów, podważaj dalej moją pozycję na dworze, a potraktuje cię jak anielicę. – Nie czekała aż zbrojna królowej odwdzięczy się kąśliwą uwagą, Surma ruszyła przed siebie, kierując się wprost do komnat królowej matki.
Korytarze w posiadłości monarchini były długie i kręte. Dojście do sypialni matki zajęło harpii trochę czasu. Co gorsza, nieustannie wpadała na którąś z sióstr lub przybocznych matki. W twarzach mijanych widziała mieszaninę satysfakcji z kpiną. Wszyscy bez wyjątku odsuwali się na jej widok. Zagryzała mocniej wargi, starając się usilnie zignorować pełne sarkazmu uśmieszki.
Zapukała do drzwi królowej i po krótkim: Wejść! Wkroczyła do izby władczyni wszystkich harpii.
Matka leżała na wyściełanym czerwonym suknem szezlongu. Miała na sobie czarną suknie, na tle której jej niezwykłe włosy odbijały się nader wyraźnie. U stóp monarchini leżał młody mężczyzna. Rozchełstana koszula i ślady krwi na kołnierzyku bardzo wyraźnie świadczyły, do czego służył władczyni.
– Ronie, zostaw nas samych. – Królowa skrzekliwym głosem dała znać kolacji, by opuściła komnatę.
Chłopak podniósł się z podłogi i nieco chwiejnym krokiem skierował się do drzwi. Na Surmę nawet nie spojrzał, tak bardzo był zajęty utrzymaniem pionowej postawy.
– Wytłumacz się! – zaskrzeczała Królowa ledwo drzwi zatrzasnęły się za Ronim. – Dochodzą mnie słuchy, że nie potrafisz uporać się małą anielicą. – Wiesz ile dla ciebie poświęciłam? Surma uklękła i schyliła głowę w pokłonie.
– Wybacz, matko. Nie chciałam cię rozczarować.
– Nie chciałaś?! – wrzasnęła królowa. – Poświęciłam pięć moich wojowniczek, by odwrócić uwagę Michaela i dać ci szansę na ucieczkę. W zamian za to, przywlokłaś do mego domu anielską sukę. Na domiar złego nie potrafisz jej zabić! – Krzyki monarchini głośnym echem odbijały się od ścian.
– Robię co mogę. – Surma tłumaczyła się niepewnie. – Dziwka sprawiała wrażenie zupełnie zwyczajnej. Wilk również zapewniał, że nie ma w niej nic szczególnego... – Harpia nie podniosła się z kolan, matka nie dała jej na to zgody. – Nie rozumiem, czemu mogę ją ranić, rwać na kawałki, a ona nie umiera. Czemu z taką łatwością odrastają jej kończyny. Nawet obcięcie głowy na nic się zda. Mogę ją krzywdzić i torturować, ale nie jestem w stanie wyssać z niej życia.
Monarchini podniosła się na szezlongu. W jej oczach zamigotały gniewne iskierki.
– Możliwe, że anielica ma jakąś niespotykaną moc, albo jest zwyczajnie przeklęta. Tak czy owak, wilk cię zdradził.
– Mam go zabić? – Surma odważyła się unieść głowę i spojrzeć w oczy matce.
– Zrób to niezwłocznie, a jego truchło wyrzuć na powierzchnię. Sądziłam, że zdradził anielską rasę dla nas. Widać jednak, że nas również oszukał.
– Zrobię jak każesz, matko. – Harpia uderzyła się w pierś. – Co mam uczynić z dziewczyną? Monarchini zamyśliła się. Smukłymi palcami bębniła w obicie szezlonga.
– Sama się nią zajmę. Jeśli ukrywa jakiś dar, wyduszę to z niej. Nasze wojowniczki mają dzień i noc strzec pałacu, nie chcę niezapowiedzianej wizyty pierzastych gnojków.
– Po co mieliby tutaj przychodzić. Nie mają pojęcia, że mamy ich kobietę. Zostawiłyśmy w mieszkaniu wystarczająco dużo śladów i szczątków, by zrozumieli, że pożarłyśmy ją na miejscu.
– Myślisz, że mnie to obchodzi! – Królowa zerwała się z miejsca. – Nie masz pojęcia, czy wilk zdradził ją, czy nas. Anielica jest zbyt wyjątkowa, by tak łatwo odpuścić. Jeśli aniołowie wiedzieli, o jej darze, nie przestaną szukać kobiety i szybciej niż ci się zdaje zapukają do naszych bram.
– Niech przyjdą, zabijemy ich – żachnęła się Surma, ale władczyni ostudziła jej zapał.
– Nie bądź głupia. Michael żyje od tysięcy lat, to doświadczony wojownik. Kogoś takiego się nie ignoruje.
– Co w takim razie możemy zrobić? – Gniew zabarwił skórę Sunny na ciemniejszy kolor.
– Zostaw to mnie, ty zajmij się wilkiem i nie pozwól nikomu zbliżyć się do anielicy. Od tej chwili ona należy do mnie i jej dar również.

1 komentarz:

  1. Dziwne jest to, że Santi jeszcze żyje. Jeżeli ma jakiś dar to czemu nie może mieć skrzydeł. Mam nadzieję, że przyjaciele znajdą ją zanim weźmie się za nią królowa. Bardzo dziękuję za kolejny fragment. Pozdrawiam, Meg

    OdpowiedzUsuń