Słońce zaczęło chylić się ku zachodowi, gdy szambelan
ponownie wyszedł na środka sali i ogłosił koniec posiedzenia. Melir odetchnął z
ulgą. Było już późno, a on musiał jeszcze porozmawiać z Heleną. Razem z innymi
członkami Rady udał się do rubinowej sali. To w niej, za zamkniętymi drzwiami,
mieli rozstrzygnąć czy Guwes jest winny, czy też nie. Zgodnie z podejrzeniami
Melira jak tylko strażnicy zamknęli drzwi, rozpoczęła się awantura.
– Zupełnie nie rozumiem po co ta cała szopka? – zagrzmiał
lord Kaher. – Skurczybyk spiskował przeciwko królowi, pojmano go w trakcie
spotkania z innymi zdrajcami. Nad czym tu więc dywagować, zabić go i kropka.
– Nie tak prędko. – Wszedł mu w słowo lord Tomar. Stary
smok pogroził sąsiadowi palcem. – Nie znasz młodzieńca. Podobno miał
nieposzlakowaną opinię.
– Zdradził i kropka. – Upierał się przy swoim Kaher, a
kilku innych lordów ochoczo mu przytaknęło.
– Jest synem zdrajcy. – Dołożył swoje hrabia Gus, a Melir
prawie podskoczył na fotelu. Guwes faktycznie był synem zdrajcy. Jego ojca
stracono razem z innymi spiskowcami, zaś chłopaka oddano na wychowanie innej
rodzinie. Kwestia pochodzenia nie została jednak poruszona na procesie, skąd
zatem Gus o niej wiedział?
– To akurat nic nie znaczy. – Cedric zerwał się z miejsca
i groźnie zerkając na smoki, wyrzucał co myśli. – Tylko dlatego, że ktoś
urodził się w złej rodzinie, że patrzył na knowania członków rodziców, nie
można zakładać, że sam jest równie przesiąknięty złem. Owszem jest to
prawdopodobne, ale proszę was... – zawiesił głos. – Ile on miał, kiedy stracono
jego rodzinę? Rok, dwa? A może był jeszcze w powijakach?
– Pół roku – odrzekł Melir i spojrzenia wszystkich skupiły
się na nim. – Tak, szanowni lordowie, Guwes miał sześć miesięcy, kiedy zginął
król Mirrag i uznano jego ojca oraz matkę za współwinnych spisku, a potem
stracono.
– To jakiś absurd – obruszył się baron Luwes. – O czym my
w ogóle rozmawiamy. – Takie małe dziecko ani nie pamięta swoich rodziców, ani
tym bardziej nie uczestniczy w żadnych spiskach.
– Może jednak darzyć nienawiścią nowego władcę i
wszystkich, którzy przyczynili się do zabicia jego rodziny. – Zauważył
przytomnie Quinkel..
– Szanowni lordowie – hrabina an Serrikle uniosła ręce i
spojrzenia wszystkich skupiły się na kobiecie. Była matką króla, nic dziwnego
zatem, że jej zdanie liczyło się podwójnie dla obecnych. – Myślę, że zapominamy
o najważniejszym. – Przesunęła spojrzeniem po członkach Rady. Większość z nich
znała od lat, pozostali stanowili dla niej zagadkę. – Wojownik nad losem
którego dyskutujecie niewątpliwie jest winien zarzucanym mu czynów: wplątał się
w spisek, knuł i werbował ochotników, być może nawet odpowiada za dwie próby
zabicia członków rodziny królewskiej, członków mojej rodziny. – dodała z
naciskiem. – Jednakże, należy się zastanowić, czy robił to we własnym imieniu,
z własnej woli. A może czuł się w obowiązku pomścić rodziców, których jego
zdaniem niesłusznie zabito? Możliwe, że ze swoją przeszłością, nie miał szansy
na awans w armii... – przerwała, spoglądając po zebranych.
– Co sugerujesz, przyjaciółko? – Quinkel odchylił się na
krześle. – Że chociaż jest winien, mamy wziąć pod uwagę okoliczności łagodzące?
Hrabina westchnęła ciężko.
– Król to mój syn, wiecie o tym dobrze. Kilka tygodni temu
usiłowano zabić Eleara, jedynego prawowitego następcę tronu, a ostatnio
udaremniono kolejny zamach tym razem na życie Eleny i Ariela. Nikt bardziej niż
ja nie powinien pałać żądzą zemsty na winnym tamtych zdarzeń. Ale to właśnie ja
proszę, byście pohamowali złość i zastanowili się, czy jest sens skazywać tego
wojownika na śmierć.
– On jest winien – zauważył spokojnie Melir.
– Oczywiście, przyjacielu. – Skinęła mu głową. – Proszę
was tylko byście nie myśleli o tej sprawie w kategoriach winny lub niewinności.
– Masz rację. – Quinkel przyklasnął smoczycy. – Musimy się
zastanowić się, czy skazanie gwardzisty na karę śmierci jest najlepszym
wyjściem. Jeśli chcecie znać moje zdanie, to skrócenie go o głowę nie rozwiąże
problemu. Bardziej skłaniałbym się ku osadzeniu go na resztę życia za kratami.
Słowa Quinkela wywołały spory zamęt wśród obecnych. Część
smoczych wybrańców głośno protestowała, obstając przy karze śmierci ani ochoczo
poparli propozycję Quinkela, jeszcze inni ciągle się wahali. Melir nic nie
mówił. Jego zdaniem Guwes był winien i należało go zabić, z drugiej jednak
strony, istniało spore prawdopodobieństwo, że po kilku latach przykrej
odsiadki, zechce podzielić się ciekawymi informacjami, a na te warto byłoby
poczekać. Nikt nie mógł zagwarantować, że żaden szlachetny ród tym razem nie
wplątał się w spisek, nazwiska, które w końcu mogłyby ujrzeć światło dzienne,
pogrążyłyby wielu.
Cedric podszedł do stołu i oparł na nim ramiona.
– Dość gadania, głosujmy. – Zadecydował. – Kara śmierci
albo dożywocie.
Smoki popatrzyły po sobie, nikt jednak nie zgłosił
protestu.
– Lord Cedric ma rację – Melir zabrał głos. – Czas ustalić
ostateczny werdykt. Zatem pytam was: kto jest za karą śmierci dla Guwesa.... –
Na jedną krótką chwilę zapadła cisza. Potem smoki zaczęły podnosić ręce.
Hrabina en Pales zrobiła to jako pierwsza, w jej ślady poszli: hrabia Kaher,
Wurell i Gus. – Kto jest za dożywotnim więzieniem? – Melir zapytał i uniósł
rękę. Jak się można było tego spodziewać, hrabina Serrikle zrobiła to samo.
Baron kel Warez, hrabia Tomar, Cedric ker Goric, hrabia Simra i baron Luwes an
Jam, oni również unieśli dłonie. – Czterech za karą śmierci, siedmiu za
dożywotnim wyrokiem. – Podsumował białowłosy smok.
Ciemność okryła Farrander, gdy lordowie wrócili do sali
audiencyjnej. Najstarszy z nich wyszedł na środek i ogłosił wyrok.
– Rada Królestwa Kirragonii, korzystając z przysługującej
im władzy skazuje Guwesa Garen na karę
dożywotniego więzienia w koloni karnej w Jorkin.
– Czy decyzja Rady jest ostateczna? – Szambelan podszedł
do hrabiego Tomara, a ten podał mu zwój z wyrokiem.
– Tak, Rada nie ma wątpliwości co do winy skazanego.
– Wasza Wysokość...? – Szambelan zwrócił się do króla, ale
władca tylko skinął głową.
– Akceptuję – powiedział. Chwilę później monarcha opuścił
salę audiencyjną. Wraz z wyjściem Ariela w izbie zapanowała wrzawa. Część
gapiów wrzeszcząc, domagała się zmiany orzeczenia i zabicia zdrajcy, inni
twierdzili, że wyrok jest sprawiedliwy. Mieszkańcy Farrader nie zamierzali tak
łatwo pogodzić się z decyzją sędziów i gwardziści musieli przystąpić do
działania, zmuszając tłum do opuszczenia sali. Jako ostatniego z pomieszczenia
wyprowadzono skazańca. Jak poprzednio, nic sobie nie robiąc z jego poranionego
ciała, wywleczono go za ręce.
Melir długo jeszcze stał i patrzył za Guwesem. Starał się
zapamiętać tę chwilę, by móc ją przywołać, kiedy nadejdzie odpowiedni moment. A
że nadejdzie, był tego pewien. To nie było jego ostatnie spotkanie z Guwesem.
Za jakiś czas odwiedzi skazańca. Tymczasem musiał porozmawiać z Cedricem.
Obiecał sobie, że zaraz po zakończeniu obrad zamieni z chłopakiem kilka słów,
niestety ten wybiegł za królem nim Melir zdołał go zatrzymać. Chcąc nie chcąc
musiał pójść za nimi.
Znalazł króla i hrabiego Gelar rozmawiających na
korytarzu, niedaleko dormitorium. Już na pierwszy rzut oka widać było, że
władca jest lekko poirytowany, zaś młodzian usilnie stara się wytłumaczyć
monarsze swój punkt widzenia. Melir odczekał aż rozmowa dobiegnie końca i
dopiero kiedy Ariel oddalił się w asyście swoich gwardzistów, podszedł do
przyjaciela.
– Cholera – klął Cedric. Smok minę miał nietęgą.
– To było bardzo ciekawe – Melir zatrzymał się przed
przyjacielem. Uśmiechnął się do niego współczująco.
– Nie kpij sobie ze mnie – warknął na niego Cedric. – I
bądź łaskaw nie prawić mi kazań. Dość mam już słuchania na temat Gerenisse.
– Wcale nie zamierzam. – Hrabia pokręcił głową. – Od tego
masz ojca, ja zaś chciałem prosić cię o przysługę. Pomóż mi złapać resztę
zdrajców, a wstawię się w twojej sprawie przed królem. Brwi Cedrica podjechały
do góry. Smok spojrzał na Melira nieufnie.
– Czego konkretnie ode mnie oczekujesz?
– Chroń Helenę bądź jej tarczą, kiedy pójdzie spotkać się
ze spiskowcami. Ja zaś wstawię się za tobą i będę bronił twojej kobiety przed
królem.
Na twarzy Cedrica odmalowało się tak wielkie zdziwienie,
że Melir prawie się roześmiał.
– Naprawdę byś to zrobił? Dla mnie?
– Przyjaźnimy się, nie widzę powodu, dla którego nie
miałbym ci pomóc.
– Nie znasz Gen, skąd wiesz, czy można jej zaufać?
Hrabia Kiral westchnął ciężko.
– Ty jej ufasz, czy to nie wystarczy?
– Zdaniem króla, nie. – Cedric skrzywił się cierpko.
– Pomartwimy się tym później, teraz skupmy się na Helenie.
– Mówisz o tej rannej smoczycy?
Melir skinął głową.
–Tak właśnie o niej.
– Czy ona przypadkiem również nie była podejrzewana o
zdradę? – Cedric odepchnął się od ściany i podszedł do hrabiego.
– Teoretycznie. – Melira zaczynało powoli męczyć
opowiadanie tej samej historii. – Urodziła się na północy.
– W nieodpowiedniej rodzinie? – Cedric dokończył za niego.
– W pewnym sensie, choć to o wiele bardziej skomplikowane
niż ci się wydaje.
– Mów – hrabia skrzyżował ramiona na piersi. – Wydawało mi
się, że tylko ja się wkopałem w niewygodny układ, a tu proszę...
Melir tylko przewrócił oczyma.
– Jesteś niepoprawny – skarcił go, a potem zaczął
opowiadać. – Helena jest sierotą. Pochodzi z północy. – Melir przerwał,
krzywiąc się z niesmakiem. – Wychowała ją Agatte i Tollesto. – Zgodnie z jego
podejrzeniami Cedric rozdziawił usta i przez długą chwilę milczał, w końcu
wysapał.
– Chcesz powiedzieć, że twoją kobietę wychowała twoja była
żona i największy wróg korony, a król nie uważa Heleny za zdrajczynię? Czy ty
wiesz jak to brzmi?
Melir wyrzucił ręce do góry w geście rozpaczy.
– Wiem, do cholery, ale to nic nie znaczy. Helena nie
miała wyboru, Agatte ją znalazła i wychowała, ale na tym koniec. Zdradziła
swoją wychowankę, pozwalając na skatowanie jej swemu synowi.
Cedric gwizdnął.
– No, chłopie. Ja się zaangażowałem w pokręcony związek,
ale ty to dopiero wdepnąłeś. Tollesto, jego syn, Agatte i Helena. A tak w
ogóle, czy Helena wie, że Agatte była twoją żoną?
Melir zagryzł dolną wargę. Doskonale zdawał sobie sprawę w
jak pokręcony układ się wpakował. Ale co innego wiedzieć o tym samemu, kiedy
zaś przyjaciel mówi ci to prosto w oczy, to już coś całkiem innego.
– Ona ciągle nią jest – warknął przez zęby Melir.
– Co? – Cedric zamrugał zaskoczony.
– Agatte ciągle jest moją żoną.
Lord Goric w jednej chwili przestał się uśmiechać.
– O kurwa, zupełnie o tym nie pomyślałem. – Smok
przeczesał włosy. – Wybacz, przyjacielu. To nie moje sprawy i nie mnie ciebie
poczuwać. Zapomnij, że cokolwiek powiedziałem, a teraz mów, jak mogę ci pomóc?
***
Cedric wszedł do warsztatu szewca Ernesta trzymając w ręku
zniszczony pas. Oparł ręce na ladzie, rozglądając się uważnie wokół. Kramik był
w rzeczywistości małym sklepikiem, gdzie oprócz naprawy obuwia i zamówienia
nowego, można było naprawić różnego rodzaju rzeczy wykonane ze skóry: sakwy,
pasy, torby. Miejsca było tu zadziwiająco sporo. Na licznych półkach leżały
pantofle z delikatnej skórki, idealne na lato i porządne trzewiki wysoko
sznurowane przydatne za zimowe chłody. Butów dla mężczyzn:, ciężkich,
nabijanych ćwiekami, zdobionych klamrami i kością również było bezliku. Gdyby
Cedric nie wiedział, że szewc oprócz swej działalności sprzyja również
zdrajcom, pewnie byłby zachwycony przedsiębiorczym jegomościem. Zapukał mocno w
ladę. Nie musiał długo czekać, kotara poruszyła się i chwilę później pojawiła
się głowa, a potem reszta właściciela. Cedric zmiął przekleństwo w ustach.
Właściciel przybytku był wysokim człowiekiem, o szczupłym ciele, co
niewątpliwie odziedziczył po swoich elfickich przodkach. Reszta, niestety
wskazywała na ród krasnoludów. Twarz miał pyzatą, skórę poznaczoną licznymi
piegami i wypukłymi naroślami, nos przypominający kluchę. Z małych piwnych
ślepiów biła chciwość i przebiegłość. Rzemieślnik nosił krótko przyciętą
ciemnobrązową brodę, zaś jego łysawą czaszkę pokrywały pojedyncze włosy.
kurell, tylko tego było mu trzeba.
Ernest spojrzał z niechęcią na klienta. O tej porze
spodziewał się kogoś zupełnie innego – kobiety z zamku z blizną na twarzy – nie
smoka, który spoglądał na niego z miną, jakby chciał wypatroszyć go na miejscu.
Że też żadna zaraza nie mogła zgładzić tej rasy żachnął się w myślach.
Specjalnie dał uczniom wolne na cały dzień, byle mieć czas i sposobność spotkać
się z dwórką. Irmin od wielu godzin dreptał po zapleczu, również wypatrując
kobiety. Wojownik był już mocno zniecierpliwiony, a upływający czas bynajmniej
nie poprawiał mu nastroju.
– Czym mogę służyć? – Ernest starał się przywdziać na
twarz znudzony wyraz twarzy.
Smok sięgnął do kieszeni płaszcza i wyciągnął z niej
skórzany pasek.
– Pękła sprzączka – powiedział zdawkowo. – To jeden z
moich ulubionych pasów, da radę go naprawić?
Szewc wziął do ręki przedmiot. Wykonany z dobrej cielęcej
skóry, zdobiony złotymi ćwiekami, sprawiał wrażenie wartościowego. W materiale
wyryto wiele smoczych symboli.
– Oczywiście – odpowiedział usłużnie. – Zaraz to naprawię.
Proszę usiąść i poczekać. Zajmie mi to kilka minut. – Nim skończył wypowiadać
ostatnie słowo, drzwi skrzypnęły i do warsztatu weszła kolejna osoba. Okryta
ciemnym płaszczem, z kapturem na głowie, starała się ukryć swą prawdziwą
tożsamość, ale Ernest i tak ją rozpoznał – Helena – smoczyca, która była
najbliżej króla, która miała zabić władcę. Kobieta dostrzegła czekającego już w
izbie klienta i zamarła na chwilę. Szybko jednak wzięła się w garść. Podeszła
do lady i spojrzała pewnie na rzemieślnika.
– Przyszłam odebrać zamówione buty. – Głos miała melodyjny
wręcz słodki, ale przy tym silny i stanowczy.
– Witam lady. – Szybko odebrał z jej rąk kwit. Upewniwszy
się, że jest to ten sam fałszywy list, który do niej napisał, odetchnął z ulgą.
– Pani zamówienie jest już gotowe, chciałbym jednak ostatni raz sprawdzić, czy
pantofle nie będą panienki uwierać. Czy mógłbym prosić na zaplecze, zaraz je
przymierzymy... – Spojrzał wymownie na dziewczynę. Miał nadzieję, że będzie na
tyle inteligentna i zrozumie aluzję.
– Oczywiście – skinęła głową. Ernest uniósł kotarę i
wpuścił Helenę na zaplecze. Nim zniknął na tyłach warsztatu spojrzał raz
jeszcze na smoka. Mężczyzna stał przed regałem i oglądał wysokie buty bogato
zdobione złotymi okuciami.
– Zaraz wrócę – krzyknął do smoka i zniknął na zapleczu.
– Gdzieś ty się podziewała! – warknął Irmin. Mężczyzna
wyszedł z cienia i zbliżył się do Heleny. Kobieta zaś opuściła kaptur,
odsłaniając swą piękną. Nawet blizna szepcząca lewy policzek nie umniejszała
jej urody.
– Nie jestem głupią idiotką. Nie opuszczę zamku, kiedy
kręcą się po nim dziesiątki gwardzistów i sprawdzają każdą wchodzącą i
wychodzącą osobę. – Dwórka mimo swej pozornej delikatności, wcale nie była
przestraszoną niewiastą. W jej żyłach płynęła gorąca krew, co właśnie pokazała,
besztając Irmina. Nawet Ernest nie odważył się nigdy skrytykować swego
przywódcę. Ona nie miała takich oporów.
Przywódca buntowników tylko zmarszczył brwi. Chwilę
przyglądał się smoczycy, sondując jej słowa, starając się rozgryźć czy mówiła
prawdę, czy też może chciała go oszukać.
– Kobieta taka jak ty z łatwością przejdzie koło każdego
mężczyzny. Jakoś nie wierzę, że nie byłabyś w stanie oszukać gwardzisty?
Brwi Heleny podjechały do góry, a Ernest zauważył, że
zacisnęła dłonie w pięści.
– Tylko twoi ludzie kręcą się po zamku, plącząc się
gwardzistom pod nogami, dając im mnóstwo powodów do aresztowania. Szczęściem ja
nie słucham twoich rozkazów. Jak myślisz, ilu strażników miałabym teraz na
ogonie, gdym wyszła z zamku w trakcie obrad Rady?
Smok wzruszył ramionami.
– Rada zawsze długo się naradza. – Kłamał. Gdyby miał tak
bliskie powiązania z warownią, jak twierdził, wiedziałby, że posiedzenia Rady
są tajne i odbywają się bez udziału mieszkańców Farrander, a co za tym idzie,
bez konieczności mobilizowania połowy garnizonu.
– Nie ciekawi cię, jaki zapadł wyrok? – spytała. Mężczyzna
budził w niej coraz większy wstręt i nawet to, że był smoczym wybrańcem i biła
z niego siła, nie potrafiła zmienić tego odczucia. Dawno nie spotkała nikogo
tak kłamliwego i podstępnego.
– Znam go – odparł niedbale. Sprawiał wrażenie, jakby
zupełnie nie interesował go los skazańca.
– Nie boisz się, że Guwes może was zdradzić? – Ten człowiek
zaiste nie szanował nikog,o ani swoich ludzi ani tym bardziej króla.
– Myślisz, że mógłby mnie wydać? – zapytał ironicznie.
Chciała mu odpowiedzieć, ale ją ubiegł.
– Guwes nic nie znaczy, to tylko pionek. Znał swoje
miejsce w szeregu, wiedział co mu wolno, a co nie. Znał cenę lojalności.
Szkoda, że tego samego nie można powiedzieć o tobie?
– O mnie?! – W oczach Heleny pojawił się ogień, świadcząc,
że jej smoczyca się przebudziła i czekała na sygnał do ataku. – Ja znam swoje
miejsce. Wiem, co powinnam zrobić i konsekwentnie dążę do celu. Twoi ludzie zaś
tylko przeszkadzają. Ich nieudolne ataki zwróciły na nas uwagę władcy i lorda z
Karez.
Z piersi mężczyzny wydobył się stłumiony warkot, doskoczył
on do kobiety i chciał ją uderzyć, ale wywinęła się, odpychając pięść
napastnika. Oczy Heleny błysnęły groźnie, z jej ust wypłynęła smuga ognia,
uderzając w rękę Irmina. Smok cofnął się sycząc gniewnie. Potrząsnął poparzoną
dłonią. Ernest przysłuchiwał się rozmowie, wciśnięty się w najdalszy kąt izby.
Od dawna żył w Farrander i pierwsze czego się nauczył, to, że gdy smoki wpadają
w złość, o poparzenie naprawdę łatwo.
– Suka! – zawarczał Irmin.
– Nie obchodzi mnie, co o mnie myślisz – pogroziła mu. –
Ale jeśli chcesz skończyć z władcą, musisz przystać na moje warunki.
Prychnął lekceważąco.
– Sama niewiele możesz, ostatnia próba pokazała na co cię
stać.
– Mnie? – zaśmiała się histerycznie. – Ten nieudolny plan
zrodził się w twojej głowie. Od początku twierdziłam, że nie ma szansy na
powodzenie. Ja zrobiłabym to zupełnie inaczej.
– Jak? – Skrzyżował ramiona na piersi. Jego ręka ciągle
była czerwona i pokryta bąblami, on jednak zdawał się tym nie przejmować.
– O nie mój panie, koniec tych podchodów – pogroziła mu
palcem. – Znudziły już mi się te gierki. Mam ochotę stąd wyjechać, ale nim to
zrobię, zrealizuję swój plan. Od ciebie zależy, czy do mnie dołączysz, czy nie?
– Mów! – warknął przez zęby. Kobieta miała nad nim
przewagę i bardzo mu to nie odpowiadało.
– Powiem, ale dopiero kiedy przedstawisz mnie reszcie
twoich ludzi. Zabiję dla was króla, ale chcę wiedzieć, kto będzie zawdzięczał
mi ten zaszczyt. Ta wiedza może mi się przydać. Czasy są trudne, samotna
kobieta musi sobie jakoś radzić. Ty i twoi ludzie będziecie mi coś winni –
uśmiechnęła się promiennie.
Irmin nie wyglądał na zadowolonego, spojrzał przelotnie na
Ernesta, ale ten wolał nie wdawać się w dyskusję z silniejszymi od siebie.
Naprędce naprawiał pasek smoka. Minę miał jednak jakby wyczekiwał okazji do
ucieczki z warsztatu. Przywódca buntowników zmiął w ustach przekleństwo.
Mięśnie twarzy drgały mu nerwowo, groźnie spoglądał na kobietę, usiłując ją
zastraszyć, ale tym razem mu się nie udało.
– Dobrze – powiedział w końcu. – Pamiętaj jednak, że jeśli
spróbujesz mnie oszukać, osobiście wyrwę ci serce.
– Mogłabym to samo powiedzieć o tobie – odcięła się ostro.
– Zatem kiedy i gdzie się spotkamy? Powiesz mi teraz, czy mam znowu czekać na
tajemniczy liścik. – Kpina w jej słowach była wręcz namacalna.
Smok warknął ostrzegawczo. Z całej jego postawy biła
agresja i złość.
– Najchętniej skręciłbym ci kark – pogroził jej. Widząc
jednak, że jego słowa nie robią na niej wrażenia, dodał: – Potrzebuję trochę
czasu. Skontaktuję się z tobą.
– Tylko przyprowadź wszystkich – zażądała. – Chcę choć raz
spojrzeć wam w oczy. – Owinęła się szczelniej płaszczem i mijając osłupiałego
szewca opuściła zaplecze. W sklepie ciągle siedział Cedric. Smok nerwowo krążył
po izbie. Na jej widok, odetchnął z wyraźną ulgą. Ledwo dostrzegalnie skinęła
mu głową, a on odpowiedział tym samym.
Ernest odprowadził Helenę do samych drzwi.
– Bardzo przepraszam, że buciki nie pasowały. – Plątał
słowa, usiłując jakoś zakończyć to niezręczne spotkanie. – Postaram się jak
najszybciej ukończyć pracę i...
– Mam nadzieję, przerwała mu. – Opuszczając zakład
zmierzyła raz jeszcze szewca pogardliwym spojrzeniem.
Ernest szybko zatrzasnął drzwi i z zakłopotaniem spojrzał
na czekającego smoka.
– Naprawiłem pana pasek – powiedział, pomachał kawałkiem
skóry w powietrzu. – Założyłem nową sprzączkę, działa bez zarzutu.
– Dziękuję. – Mężczyzna odebrał przedmiot i przyjrzał mu
się uważnie. – Trochę to trwało, ale widzę, że się spisałeś – rzucił szewcowi
monetę, a ten chwycił ją chciwie.
Cedric opuścił warsztat szewca lekko podenerwowany. Stojąc
przed budynkiem rozejrzał się za Heleną. Dostrzegł ją idącą ulicą ku zamkowi.
Chwilę patrzył za kobietą, sprawdzając, czy nikt jej nie śledzi. Żadna
podejrzana osobą nie szła jej śladem, co uspokoiło go na tyle, że mógł opuścić
rzemieślniczą dzielnicę Farrander i okrężną drogą, by nikt nie połączył go ze
smoczycą udać się do zamku.
Melir po prosił go o pomoc, a on nie miał sumienia odmówić
przyjacielowi, zwłaszcza że sprawa dotyczyła króla i jego rodziny. Miał co
prawda wiele wątpliwości, ale kiedy hrabia przedstawił mu Helenę, przestał
pytać o cokolwiek. Dziewczyna miała w sobie coś, była nie tylko smokiem z krwi
i kości. Z jej spojrzenia emanowała siła i odwaga, twarz zaś nosiła ślady
bolesnych przeżyć. Właśnie to ostatnie przypominało mu Gerenisse i jej życie u
boku brata. Z tego też powodu zgodził się chronić podopieczną Melira i
towarzyszyć jej w spotkaniach ze spiskowcami. Martwiło go tylko jedno. Wizyta
Heleny u Ernesta była długa, co nie zapowiadało nic dobrego. Na domiar złego
wyczuł zapach ognia na zapleczu. Nie potrafił go co prawda rozpoznać, obawiał
się jednak, że na zapleczu był ktoś jeszcze, kto czekał na dwórkę. Kimkolwiek był, nie wahał się postraszyć
kobiety swoją bestią.
Super:-)
OdpowiedzUsuńPułapka zastawiona, mam nadzieję, że "połów" będzie udany. Co do wyroku Rady to mam mieszane uczucia. Bardzo dziękuję za kolejny rozdział. Pozdrawiam, Meg
OdpowiedzUsuńCos mi sie wydaje, ze ten co forsowal kare smierci tez moze miec cos na sumieniu...i dlatego chcial koniecznie pozbawic zdrajce glowy zeby kiedys sie nie wygadal...dziekuje Emis i buziolki :***
OdpowiedzUsuń