środa, 21 sierpnia 2013

Mroczny Dotyk - Rozdział 15_ epizod 1




Mrok już od godziny, ciężką kołdrą przykrywał Budapeszt, kiedy pomiędzy dwoma posągami żałobnych aniołów, pojawiła się pierwsza postać. Chwilę później wyłoniła się kolejna, a po niej następna i następna.
Dopiero, kiedy grupka liczyła już sobie około dwudziestu osobników, uzbrojonych po zęby, powietrze pomiędzy nimi zgęstniało, zafalowało i chwilę później Galen pojawił się we własnej osobie.
Dozorca Nadziei zwinął w kostkę Płaszcz Niewidzialności, po czym schował go od kieszeni. Czujnym wzrokiem rozejrzał się po okolicy. Jasne włosy spływały po plecach, łącząc się z bielą skrzydeł.
Jeden z Łowców podszedł do niego, podając mu rękę i mówiąc coś przyciszonym głosem. Galen tylko potaknął z aprobatą, potem raz jeszcze obejrzał się za siebie.
Ciemność panująca dookoła nie była dziś ich sprzymierzeńcem. Była jednak konieczna, by spotkać się z wampirzycą. Galen nigdy nie wybrałby cmentarza na miejsce spotkania. Zbyt dużo pomników, nagrobków i drzew, a za którymi można było się ukryć. Musiał jednak ustąpić, gdyż Wiktoria nalegała, by negocjacje odbyły się na poświęconej ziemi. Jakiś stary wampirzy przesąd, czy coś podobnego. Nieważne. Przetrwa to, a nim noc się skończy, pojmie ją, a potemodda w ręce Rheii. Bogini już będzie wiedziała, co z nią zrobić.
Gdzieś w środku czuł niepokój. Nie, nie, wcale nie z powodu nocnych godzin i obecności na cmentarzu. Galen niczego się nie bał. Jego niepokój był raczej podyktowany czekającym go zadaniem, świadomością, że nie do końca miał pojęcie kim była kobieta, którą królowa kazała mu pojmać, a także czymś jeszcze…
Czym? Nie miał pojęcia. Przez ostatnie kilka godzin zastanawiał się, co też to mogło być. Niestety nic nie wymyślił, choć był absolutnie przekonany, że powinien to wiedzieć i że pamięć płata mu figla.
Stojący obok niego Łowca znowu coś do niego powiedział i Galen już miał mu odpowiedzieć, gdy nagle po jego uszu dobiegł odgłos kroków na żwirowej alejce.
Ktoś zmierzał w ich stronę.
Łowcy spięli się, chwytając za broń. Galen tylko skrzyżował dłonie na piersi, obracając się jedynie w stronę, skąd niosły się kroki.
Kobieta wyłoniła się spomiędzy drzew, przystając koło jednego z pomników. Jakieś pięć metrów od Galena.
- Nie jesteś sam - powiedziała zimnym tonem. Tak jak ostatnim razem miała na sobie czarne spodnie, wysokie buty i nabijaną ćwiekami czarną skórzaną kurtkę. Dziesiątki drobnych czarno - czerwonych warkoczyków opadały na jej plecy. Jej twarz oświetlana blaskiem księżyca, zdawała się być wyrzeźbiona z kości słoniowej.
„Coś mi umyka” ponownie przemknęło Galenowi przez głowę.
- Nie przypominam sobie, byśmy tak szczegółowo ustalali warunki spotkania - bąknął wojownik. - Ty również mogłaś przyjść w towarzystwie.
- To co mam ci do powiedzenia, zrobię tylko na osobności - zaczęła przeciągając słowa. - Chyba, że chcesz dzielić się sekretami władzy ze swoimi ludźmi? - ostatnie zdanie było jawną kpiną z niego jako dowódcy.
Ciemne brwi wojownika podjechały do góry. Nie skomentował jej słów, zamiast tego ruszył w jej stronę.
- Słucham - powiedział, zatrzymując się dwa kroki przed dziewczyną.
- Twoi chłopcy stale kręcą się po moim klubie. Zakładam, że to nie przypadek.
Galen wzruszył ramionami.
- Jego lokalizacja jest bardzo dla nas dogodna. Kiedyś mieliśmy tam swoją metę. Niestety Lordowie zniszczyli nam ją. Teraz na scenę wkroczyłaś Ty, ze swoją hordą wampirów.
Udała, że nie usłyszała obraźliwych słów pod adresem istot z jej gatunku.
- Chcesz, by Destiny ponownie stało się miejscem spotkań twojej zgrai zapaleńców?
- Tak.
- Co dostanę w zamian?
- Moją ochronę oczywiście - gładko wypowiedziane kłamstwo.
Prawie się uśmiechnęła. Sztylet gładko wsunął się do jej dłoni. „Już ja ci pokażę ochronę, bękarcie”, przeszło jej przez myśl. Zamiast tego powiedziała:
- Co jeszcze?
- Uczynię cię swoją prawą ręką, jeśli oczywiście do nas przystaniesz - kolejne kłamstwo. - Wydaje mi się, że mamy wspólnych wrogów.
- Być może - szepnęła, mocniej chwytając ostrze. Jeszcze chwila i będzie miała jednego wroga mniej.
Galen uśmiechnął się szeroko.
- Pozwól więc, że powitam cię wśród... - resztę wypowiedzi dozorcy Nadziei przerwała seria wystrzałów z pistoletu maszynowego.
- Lordowie! - ktoś krzyknął. - Chować się!
Część Łowców rzuciła się pomiędzy pomniki, reszta odpowiedziała ostrzałem na atak nieprzyjaciela. Lordowie szybko wyłonili się zza drzew i nagrobków. Nieprzerwanie strzelając oraz wymachując ostrzami, torowali sobie drogę do Galena.
Aeron ściął głowę pierwszego z Łowców, jak tylko ten wychylił się zza nagrobka, kolejnemu wbił ostrze w żołądek. Reyes nie strzelał, tylko wymachiwał ostrzami, rozrywając ciała nieprzyjaciela na strzępy. Lucien przeskakiwał od jednego Łowcy do drugiego, zadając ciosy, nim ci w ogóle zdołali go dostrzec.
Strider natomiast wyładowywał nadmiar emocji, naciskając na spust beretty. Stojący tuż za nim Torin również strzelał, dobijając tych spośród Łowców, którzy próbowali ratować się ucieczką. Zielone spojrzenie dozorcy Zarazy, było jednak skupione na Wiktorii i tego, co się wokół niej działo.
To jednak Strider jako pierwszy zbliżył się do Galena na odległość strzału. Szybko przeładował magazynek i nie bawiąc się otwartą walkę z dozorcą Nadziei, wpakował w niego serię kul.
Wszystko trwało zaledwie kilka sekund. Rozmowa z wampirzycą, pojawienie się Lordów, ostrzał...
Galen szybko zrozumiał, że dał się wykiwać. Strzelając jedną rękę, drugą wsuwał już do kieszeni, chwytając skrawek Płaszcza Niewidzialności. A potem zobaczył Stridera z kretyńskim uśmiechem, celującego prosto w niego.
Porażka przeładował broń i zaczął strzelać. Galen z pewnością zdążyłby uchylić się przed ostrzałem, gdyby stojąca za nim kobieta, nie chwyciła go za ramiona i nie przytrzymała w miejscu. Silne palce wampirzycy wbiły się w jego ramiona niczym ostrza, unieruchamiając go na dobre. A Porażka ciągle strzelał.
Kule, jedna po drugiej wbijały się w ciało wojownika jak w masło, rozrywając jego organy na strzępy. Krew tryskała z niego ochlapując wszystko dookoła. Dopiero wtedy kobieta go puściła.
Wojownik zgiął się w pół. Krew zalewała mu usta, sącząc się z jego klatki piersiowej niczym z konewki. „Niech to szlag” przeszło mu przez myśl. „Kurwa mać, to nie tak miało wyglądać. Zdradziła go. Jak młodzik dał się podejść”.
Ktoś pchnął go na ziemię. Upadł niezdolny by zaprotestować.
- Boli? - cichy głos tuż nad jego twarzą. Szybko go rozpoznał. Wampirzyca. - Mam nadzieję, że bardzo cię boli, zajączku - szepnęła mu wprost do ucha. - Ale wiesz co, będzie boleć jeszcze bardziej. Już ja się o to postaram.
Krew wypływała z ust wojownika, mocząc jego skrzydła, dławiąc go. Galen otworzył jednak usta, wypowiadając resztkami sił tylko jedno zdanie:
- Rheo... królowo... wzywam cię... dziewczyna... weź ją...
Drobinki światła natychmiast pojawiły się w powietrzu, zapowiadając pojawienie się królowej. Wiktoria wrzasnęła wściekle, zamierzając się na Galena, jednak nim jej ostrze zdołało zadać cios, Torin rzucił się na nią, powalając ją na ziemię.
- Musisz uciekać - krzyknął.
- Puść mnie! - wrzasnęła, szamocząc się z nim. - Galen, ja muszę do niego.
Lucien w ułamku sekundy pojawił się przy nich.
- Trzeba ją stąd zabrać - powiedział, kładąc rękę na ramieniu Torina, łapiąc jednocześnie wyrywającą się kobietę za nadgarstek. - Znikamy - zawołał i chwilę później już ich nie było.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz