poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Szmaragdowe Serce - Rozdział 8_epizod 2



Jak on mógł jej to zrobić?! Tak po prostu zostawić i odfrunąć w swoje strony. Wściekłość przepełniała dziewczynę, grożąc, że w każdej chwili wybuchnie.
– Wredny, paskudny, gad! – warknęła pod nosem.
Na dworze było już całkiem ciemno, a ona nadal gnała przed siebie, uczepiona grzbietu czarnego konia, niemiłosiernie popędzając biedne zwierzę. Szczęściem dla niej, trakt południowy pomiędzy szczytami, był znacznie łatwiejszy do przebycia i znacznie szerszy, niż wąskie przesmyki, które pokonywała w drodze do Lahmar.
Ale i tak raz za razem uderzała piętami w boki ogiera, zmuszając go do szybszego biegu. Ciemność nie przerażała jej tak bardzo jak zimno i wiatr targający jej odzieniem. Jakby tego było mało, niebo od wschodu co kilka uderzeń serca rozświetlało się smugami światła, zapowiadając nadejście burzy.
Nie wiedziała jak daleko było jeszcze do Querm, być może zamek ukaże się tuż za następnym wzniesieniem, a może będzie musiała spędzić w drodze całą noc. Świadomość tego ani odrobinę nie poprawiała jej humoru, zwłaszcza, że przeklęty smok już od wielu godzin grzał swe ohydne cielsko przed kominkiem. Ona, o cieple mogła tylko pomarzyć.
Koń zastrzygł uszami i choć ponownie wbiła pięty w jego boki, próbował sprzeciwić się jej, zwalniając, rzucając niespokojnie łbem i stając dęba.  Burza zbliżała się do nich nieuchronnie, a zwierzę coraz dobitniej domagało się przerwania podróży.
Po dłuższej szamotaninie z wierzchowcem, zdecydowała, że może jednak czas odpocząć. Wiatr przybierał na sile, targając jej płaszczem, za wszelką cenę usiłując zerwać go z jej pleców.
Zeskoczyła, łapiąc konia za uzdę i prowadząc w zaułek pomiędzy skałami. Noc pojaśniała od nagłego błysku, a chwilę później, potężny huk wstrząsnął górą, drobne kamienie posypały się na głowę i ramiona dziewczyny. Wierzchowiec szarpał się i wyrywał, próbując uciec, byle dalej od jej dłoni i grzmotów. Kharina zapierała się o twarde podłoże, próbując przekrzyczeć wiatr i ujarzmić wierzgające bydlę.
Burza przybierała na sile, wkrótce do wiatru dołączył również deszcz, mocząc doszczętnie płaszcz i odzienie dziewczyny. Lodowata woda spływała po twarzy Khariny, przyprawiając ją o dreszcze, wzmagając jej furię. Wiedziała, że drży, a koń lada chwila wyrwie się z jej uścisku i pobiegnie przed siebie. Mogła go tylko trzymać, tuląc do siebie, przemawiając do niego spokojnym głosem, wabiąc obietnicą ciepła oraz siana.
Czy zwierzę rozumiało, trudno stwierdzić, niemniej jednak przestało uderzać kopytami w ziemię, koncentrując się na spokojnym głosie dziewczyny.
Kharina wtuliła się w bok wierzchowca, kradnąc od niego odrobinę ciepła i mocy, zapewniając zarówno sobie, jak i jemu namiastkę bezpieczeństwa.
Nie chciała myśleć o tym, co robił w tej chwili baron. Smok był daleko i pewnikiem rozkoszował się teraz blaskiem ogniska, o strawie i napitku nie wspomniawszy.
„Przestań” – nakazała sobie w myślach.
 W wielkim pośpiechu opuszczała Lahmar, nie miała pewności, czy dobrze jedzie, nie wspominając już, że koń, na którym podróżowała wcale nie należał do niej. Podobnie było z prowiantem. Ukradła, ile tylko się dało, ale i tak worek siana oraz jeden bochen chleba starczył raptem do wieczora. Początkowo obawiała się, czy były właściciel zwierzęcia nie wyruszy za nią w pościg. Szybko jednak dotarło do niej, że mieszkańcy tych niegościnnych terenów wolą skupić się na walce o przetrwanie, niż ganiać za przybyszem spoza miasta.
***
Poranna mgła nie zdążyła jeszcze opaść, szczelnie otulając drzewa i wszelką roślinność białym kokonem, kiedy oddział rycerzy pod dowództwem barona Quinkela zatrzymał się przy rozwidleniu dróg, koło starych dębów. Smok zeskoczył z konia, a pozostali poszli za jego przykładem. W powietrzu unosił się zapach wilgotnego powietrza, porannej rosy i niestety, jakże przykra woń świeżej padliny.
Mężczyzna odczekał chwilę, pozwalając swoim zmysłom zapoznać się z różnoraką paletą bodźców, po czym ruszył przed siebie, ku miejscu, gdzie zapach rozkładu był najsilniejszy.
Zgodnie z tym, co podejrzewał, oprócz wnętrzności i skrawków futra nic nie znaleźli. Trawa i krzewy jak okiem sięgnąć schlapane były krwią. Najbliżej stojące drzewo miało zdartą korę, a w nagim pniu widniał zarys potężnych szponów smoka.
Nieco dalej, kolejne drzewo leżało, wyrwane z korzeniami, złamane z taką łatwością z jaką człowiek przełamuje gałązkę chrustu. Wojownicy za plecami barona szeptali pomiędzy sobą, wymieniając się uwagami.
Quinkel pochylił się nad szczątkami, oglądając je dokładnie, analizując sytuację. U jego boku pojawił się Farel.
– To truchło sarny – wtrącił się zarządca.
Smok tylko skinął głową.
– I to niejednej – dodał baron, wstając. Ręką wskazał na długie ślady, wyryte w ziemi, przecinające polanę. – Wygląda na to, że resztę swego łupu pociągnął w gęstwinę.
– Idziemy za nim?
Baron zmrużył oczy, krew ledwo zdążyła skrzepnąć, skrawki skóry i wnętrzności ciągle jeszcze parowały w rześkim powietrzu, widać gad pochłaniał sarninę w pośpiechu.
– Zostawiamy konie. – Zarządził Quinkel. – Bądźcie przygotowani – dodał, spoglądając na swoich ludzi. – Nie wiemy z kim mamy do czynienia i w jakiej jest teraz postaci. Może śpi po obfitym posiłku, a może doskonale wie, że tu jesteśmy i czeka na nas, gotowy rozpętać piekło.
Wojownicy barona nie wyglądali na przestraszonych. Warmar wypluł źdźbło trawy, które zwykle namiętnie przeżuwał. Reszta z podekscytowania zacierała dłonie. Dla czterech smoków jeden gad nie stanowił wyzwania, jednak Quinkel wiedział, że nawet mając tak liczebną przewagę, można spartaczyć każde zadanie. Kilka lat temu, pod Gelar cztery smoki stanęły naprzeciwko jednego – Ariela. Smoczy król, będący wówczas jeszcze tylko zwykłym wojownikiem, z łatwością zabił jednego, a pozostałych boleśnie poranił. Przewaga na nic się zdała, skoro zlekceważyli.
Wyciągnęli miecze i cicho ruszyli przed siebie. Jakby na zawołanie wiatr ustał zupełnie, a ptaki przestały śpiewać. Baron zagryzł wargi, nie podobało mu się to, choć z drugiej strony brak wiatru działał na ich korzyść. Łatwiej wśród drzew i krzewów ukryć obecność jednego smoczego wybrańca, niż czterech.
Szli przed siebie, ostrożnie stawiając kroki, ściskając w dłoniach miecze. Las w tym miejscu był już tak gesty, że zdrajca kimkolwiek był, nie mógłby przeciskać się pomiędzy drzewami w smoczej postaci. Raz po raz dostrzegali krwawe plamy na liściach paproci i korze drzew. Zbieg wyraźnie ciągnął swą zdobycz w głąb lasu. Teraz byli już pewni, że musiał nieść łup jako człowiek.
Czy wiedział o ich obecności, czy czuł, że podążają jego tropem? Wątpliwe. Gdyby tak było, już dawno porzuciły zdobycz i gnałby do przodu, co sił w nogach. Zdradziecki gad tymczasem wcale się nie spieszył, brnąc przed siebie poprzez zarośla, zmierzając do swego legowiska.
Baron nie mógł się już doczekać chwili, w której odnajdzie obóz smoka, złapie go, obezwładni i skrępowanego wyśle do Farrander. Jeszcze trochę i spokój na nowo zapanuje wokół jego zamku. Ludzie na powrót zaczną wypuszczać dzieciarnię na dwór, chłopi zbierać chrust, a łowczy odławiać zwierzynę.
Coś poruszyło się przed nimi w zaroślach, jakiś samotny ptak niepewnie podjął swą pieśń. Quinkel zacisnął mocniej dłoń na rękojeści miecza, krew żwawiej popłynęła w żyłach, smok dotąd uśpiony w ciele mężczyzny, przeciągnął się z gracją. Przyjemne mrowienie przemknęło po skórze barona.
Gdzieś całkiem niedaleko płonęło ognisko, delikatny zapach dymu łagodnie rozchodził się po lesie. Smoki przylgnęły do drzew, baron ostrożnie odchylił liście, zaglądając na niewielką polanę.
Szałas wcale nie był taki mały i wbrew temu, czego się spodziewali, porządnie go zbudowano. Szkielet ustawiono z grubych pni, boki i dach obłożono delikatnymi gałęziami i matami skleconymi z liści paproci. Ognisko również przygotowano starannie, gładkie kamienie, ułożone w idealny okrąg, chroniły żar przed wymknięciem się spod kontroli.
Smoki przyglądały się z oddali obozowisku kłusownika, czekając, aż wyjdzie z szałasu, ukazując im swą twarz. Jednak minuty mijały i nic się działo. Dwa kwadranse później baron miał dość. Czy smok był w obozie, czy nie, Quinkel wydał rozkaz wkroczenia do legowiska zdrajcy.
Wybiegli spomiędzy drzew, gotowi do starcia, ściskając w dłoniach miecze, oczekując walki, być może nawet ognia. Tymczasem zastali tylko ciszę.
U wejścia do szałasu leżały szczątki sarny, zwierzę było obdarte ze skóry i wypatroszone z wnętrzności. Gdyby jeszcze namoczyć je w mleku, byłyby idealne do upieczenia na rożnie.
Quinkel nakazał wojownikom czujność, sam zaś wszedł do prowizorycznej chatki. Tak jak podejrzewał, była pusta, na podłodze leżały maty z paproci, i dwie skóry, wyprawione już jakiś czas temu.
– Uciekł. – Farel czekał na barona przed szałasem.
Smok tylko skinął głową. Krew w nim szaleńczo buzowała, domagając się uwolnienia. Smok powarkiwał, szukając zdobyczy.
– Wyczuł nas, porzucił zdobycz i uciekł. – Quinkel zapatrzył się w niebo. – Raczej nie ukrył się pomiędzy drzewami, tylko wzbił się w powietrze.
– Już tu nie wróci. Wie, że znaleźliśmy jego szałas.
– To bez znaczenia. – Baron zacisnął dłonie w pięści. – I tak go dopadnę, jak nie dziś to jutro. 



Redakcja tekstu - Sylwia Ścieżka

8 komentarzy:

  1. Ciekawa jestem kim jest ten tajemniczy smok. Mam nadzieje, że Kharinie nic złego się nie stało. Dziękuję bardzo za Twoją twórczość i pozdrawiam cieplutko. beatatarn;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Lepiej żeby baron szybko go znalazł, bo czarny smok może jeszcze zaatakować Kharinę, tym bardziej że ona jedzie za Quinkelem. Bardzo dziękuję za nowy świetny rozdział. Pozdrawiam serdecznie, Meg

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawi mnie co za smok grasuje na ziemiach barona (okaże się zwykłym smokiem czy też może kimś z przeszłości Quinkela?). Trochę się też obawiam, że Karina napatoczy się na niego, bo z jej szczęściem wręcz należy się tego spodziewać!!! Ale oczywiście zacny Quinkel w ostatniej chwili uratuje biedną niewiastę i zabierze ją do swojego zamczyska, może nawet na swoim wspaniałym grzbiecie :D Bo smoki mają to do siebie, że mają wspaniałe grzbiety i nie tylko :P

    Swoją drogą biedna dziewczyna zawsze ma pod górkę i wiecznie w drodze. Pędzi za baronem i pędzi, a on wciąż niewzruszony umyka przed nią i nawet się nie obejrzy za siebie :( nie zatroska. Czuję, że ciężką przeprawę będzie miała naszą Karinę ze Smokiem, zanim go w końcu ujarzmi! A znając czarny humor Autorki, która lubi się nad mą romantyczną duszą znęcać, pewnie zadzieje się to na ostatniej stronie :P :*

    Na marginesie, bo zawsze zapomnę o tym wspomnieć, uwielbiam czułe słówka, którymi Karina zwraca się do barona... wredny, paskudny, gad! hihihihihihihihi czyż kobieta może rzec czulej do mężczyzny? :D:D I za to Cię właśnie Emiś uwielbiam i dziękuję, bo za każdym razem zabierasz mnie w podróż do krainy swoich wspaniałych Smoków :*

    Buziaki, Paskuda :*





    OdpowiedzUsuń
  4. O jej Kahrina nie miała łatwej nocy ale sama tez nie przemyślała swojego działania. Plan to podstawa szczególnie w takich warunkach. Ale łapcie to ma klejące chociaż robi to dla przetrwania kradnie co jej najbardziej potrzebne. A co do barona już myślał, że jest tak blisko rozwiązania swojego problemu ale jakże się mylił. Ale pewnie dziewczyna zaraz da mu sposobność do rozrywki chociaż może nie do takiej jakiej chce:D Dzięki za fragm. cieszę niezmiernie z niego i oczywiście czekam na więcej. :):)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie podpisałam się Misia1090:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Biedna dziewczyna aż musiała posunąć się do kradzieży ,pędzić w szalejącą burzę i prawdopodobnie na spotkanie z niebezpiecznym smokiem mordercą aby wyjaśnić gdzie jest szmaragdowe serce o tajemniczych właściwościach Wreszcie baron będzie miał pretekst do jej ukarania oczywiście po uratowaniu z łap sprytnego aczkolwiek złego smoka Dziękuję blanka

    OdpowiedzUsuń
  7. Ech kobiety....Kharina najpierw warczy, wyzywa i obraza biednego barona a potem zdziwiona, ze jej nie zabral ze soba hehe. Ciekawe teraz w jakich okolicznosciach na siebie wpadna czy to przypadkiem na drodze sie stanie czy moze podczas walki ze smokiem uciekinierem....
    Ach i nasza Paskuda zapomniala dodac, ze te wspaniale Smoki pewnie nosza kolczki w lewych sutkach :D no i przede wszystkim to nie Kharina bedzie miala ciezka przeprawe ze smokiem ale to biedny smok bedzie mial ciezko z nia :D Przeciez to od poczatku widac, ze dziewcze nie takie biedactwo a twarda sztuka....a ze ladna do tego i na barona odpowiednio dziala...oj biedny ci on oj biedny ;) Dziekuje Emis za ten kolejny epizod i teraz po tak milym przerywniku wracam z powrotem do wspomnianego powyzej Ariela :D Pozdrawiam i buziam :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie dosyć że smok jej uciekł to jeszcze musiała kraść aby podążyć za nim .W taką burzę i noc jechać za nim to naprawdę musi być wściekła. A baron ugania się za gadem -ciekawe czy go zna ?Bardzo dziękuję za kolejny epizod :) Pozdrawiam serdecznie Elka-el64.

    OdpowiedzUsuń