piątek, 20 czerwca 2014

Szmaragdowe Serce - Rozdział 15_epizod 1



Ślad jaki pozostawił po sobie smok był tak wyraźny, że baron nie miał najmniejszego problemu ze zlokalizowaniem tej części lasu, w której ukrył się gad. Trochę to dziwiło Quinkela, tym bardziej, że do tej pory stwór doskonale maskował swoją obecność.
Machał skrzydłami ile tylko miał sił w mięśniach, z łatwością więc dogonił Farela i Tamara, nad lasem. Złość i troska o dziewczynę pchały go naprzód, dodając mu mocy. Wcześniej nie byli w stanie wytropić zdradzieckiego gada, tym razem cały las przesiąknięty był jego zapachem. I nie tylko jego. Jak to możliwe?
Rozliczne patrole wyruszające z Querm i przeczesujące las przez długie tygodnie nie natrafiały na żaden wyraźny znak, tylko stare ślady. Tym razem było inaczej, trop był bardzo wyraźny, zupełnie jakby gad zapraszał go do siebie. Coś tu śmierdziało i baron wcale nie miał na myśli woni krwi oraz spalenizny unoszącej się nad wsią i lasem.
Od początku wszystko było dziwne, zniszczenia, jakich gad dopuścił się w Bireg i fakt, że nadleciał od strony gór. Poza tym nikt w wiosce nie potrafił określić koloru łusek stwora i momentu, w którym rozpoczęła się masakra. Po prostu nagle wszystko zaczęło płonąć, a w gęstych oparach dymu co kilka chwil pojawiał się gad, wyłapując mieszkańców, pożerając ich lub też zapędzając rozkrzyczaną gawiedź na środek wioski.
Czemu to robił? I dlaczego jedni twierdzili, że w pierwszej kolejności rzucił się na stado owiec, inni zaś, że polował głównie na ludzi. Był jeszcze zapach, woń smoka pozostawiona w osadzie. Właśnie to irytowało barona najmocniej. Miał wrażenie, że znał ten zapach, co niestety oznaczało najpewniej, iż spotkał go już kiedyś. Może w Dolinie Ciszy, a może podczas innej bitwy. Sporo ich było na przestrzeni ostatniego tysiąclecia.
Tak czy siak, Quinkel był pewien, że rozpozna stwora jak tylko go zobaczy. Kimkolwiek był, planował zniszczyć porządek na smoczej ziemi, a do tego nie zamierzał dopuścić.
Obniżył lot, uważniej przypatrując się drzewom pod nim. Tak naprawdę to spacerując po Bireg, wśród spalonych chat, Quinkel wyczuł coś jeszcze, jeszcze jeden niepokojący zapach. Coś, co przeraziło go dużo bardziej niż świadomość, że Kharina została sama w lesie. Był jednak zbyt oszołomiony zajściami w osadzie, by martwić się tym na poważnie. Teraz przerażanie ściskało go za gardło. W myślach prosił szlachetnych przodków, by jego podejrzenia okazały się nieprawdziwe. Jeśli jednak miał rację – dziewczynie groziło większe niebezpieczeństwo niż można to sobie było wyobrazić.
Tuż za nim frunął Tamar z Farelem. Obydwa smoki również intensywnie śledziły to, co działo się w mrokach lasu. Sytuacja była co najmniej dziwna. Zakładali, że kreatura wychyli łeb z nory, nie podejrzewali jednak, że zrobi to tak spektakularnie. Napaść na osadę, była zbyt widowiskowa, by ktokolwiek mógł uznać ją za przypadek. O takiej tragedii zawsze dowiadywał się król, a odpowiedź władcy mogła być tylko jedna – przysłanie wojowników z Farrander. Czy zatem gad, który spalił Bireg nie był tego świadom? A może powinni założyć, iż doskonale wiedział, co robi? To z kolei oznaczałoby to, że rozmyślnie wymordował chłopów, tylko po to, by ściągnąć na siebie uwagę.
Quinkel warknął. Kogo bestia chciała sprowokować? Jego, czy może Ariela? Wątpliwe by król osobiście pofatygował się do Querm. Zatem chodziło mu o barona.
Gniew buzował w piersi Quinkela, napędzając go do dalszego działania. Czarne skrzydła z jeszcze większym impetem przeszywały powietrze, unosząc wielkie cielsko smoka na czubkami drzew. Wiatr owiewał twarz Quinkela, przynosząc mu zapach krwi i drugiego gada. Zapachu Khariny nie wyczuwał, ta jedna myśl dodawała mu otuchy. Gdziekolwiek uparta dziewczyna zaszyła się, nie było przy niej smoka.
Quinkel zanurkował pomiędzy drzewa, kierując się za wonią świeżej, ludzkiej krwi. Warmar i Farel podążyli za nim. Drzewa gięły się do ziemi, targane podmuchami wiatru, naginane siłą smoczych skrzydeł. Krew i ogień na przemian uderzały w nozdrza Quinkela.
Wtedy go zobaczył.
Siedział pośrodku niewielkiej polany, której zdecydowanie wcześniej nie było w tym miejscu. Był ciemnoniebieski z jasną pręgą biegnącą wzdłuż kręgosłupa. Jego skrzydła miały lekko szarą barwę, a jedno z nich nosiło ślady licznych ran i zadrapań. Połamane drzewa i sterczące w każdym kierunku kikuty świerków, świadczyły w jaki sposób gad zrobił sobie przestrzeń do życia. Stwór pożywiał się łapczywie, szybkimi ruchami paszczy połykając ochłapy tego, co przytrzymywał pazurami. Nie trzeba było się specjalnie wysilać, by dostrzec, szczątki człowieka wystające spomiędzy jego łap.
Smok spieszył się, mimo to w jego spojrzeniu było coś, co pozwalało stwierdzić, że delektował się każdym kęsem, każdą nawet najmniejszą cząsteczką swojej ofiary. W baronie zapłonął gniew na gada i tak bestialsko zadaną śmierć. Ryknął, przyciągając uwagę niebieskiego smoka. Jeśli zakładał, że uda się mu zaskoczyć gada – mylił się. Uśmiech jaki pojawił się na ociekających krwią wargach wyraźnie mówił, że oczekiwał ich wizyty.
– Widzę, że odebrałeś moją wiadomość! – zacharczał niebieski stwór. Odepchnął łapą szczątki i skoncentrował się na przybyszach. Uśmiech zadowolenia nie opuszczał jego warg, mimo iż widział trzy gady kołujące nad swoją głową.
– Rozerwę cię na strzępy – wrzasnął Quinkel nurkując. Łapy smoka rozwarły się, szpony wysunęły gładko, szykując do ataku.
Niebieski gad zdążył już jednak poderwać się do lotu. Wielkie cielska zderzyły się ze sobą. Smok kłapnął zębami, starając się uchwycić gardło Quinkela, czarny smok był jednak szybszy. Jego pazury zahaczyły jedno ze skrzydeł, urywając ich fragment.
Zdradziecki gad ryknął, przeszyty bólem. Z rozdartego skrzydła ciekła krew, mocząc błękitne łuski, kapiąc na drzewa. Quinkel ponownie przystąpił do ataku, długim ogonem uderzył w kręgosłup stwora, pazurami przeorał mu bok.
– Zabiłeś niewinnych ludzi! – wrzasnął do niebieskiego, ale ten zarechotał tylko.
– To była prawdziwa przyjemność – syknął. – Byli tacy smaczni…
– Zapłacisz mi za to! – Quinkel ponownie ruszył na smoka, ale ten zrobił unik.
– Jesteś taki naiwny – w głosie gada pojawiła się drwina. – Chłopska wioska niewiele mnie obchodzi, choć z drugiej strony, nawet tak małej garstki ludzi nie zdołałeś ochronić. Jak zatem zdołasz ocalić mieszkańców Querm, goniąc po lesie? – Smok rechotał, ubawiony własnymi słowami.
– Zabiję cię i wtedy już nikogo więcej nie skrzywdzisz – wrzasnął Quinkel.
– Baronie… – Farel trzymający się nieco na uboczu, ale wystarczająco blisko, by ruszyć swemu panu na pomoc, szepnął uspokajająco. – Nie możesz… król.
Tak, Ariel przykazał żywcem brać zdradzieckie gady, ale w tej chwili Quinkel miał to gdzieś. Smok zniszczył wioskę, zabił jej mieszkańców i teraz groził śmiercią służącym w Querm.
– Myślę, że już dość się nagadałeś – warknął baron, rzucając się ku niebieskiemu smokowi. W powietrzu zakotłowało się, łapy uderzały w grube łuski, ogony ścierały się, walcząc o dominację. Tym razem zęby Quinkela dosięgły celu, zaciskając się na miękkim podgardlu. Krew zalała usta barona, nie puścił jednak – przeciwnie, wzmocnił nacisk. Kości trzeszczały, szpony niebieskiego gada drapały czarne łuski Quinkela, niewiele już jednak mogły mu zrobić.
Smok w końcu puścił gada, pozwalając, by jego ciało upadło na zbroczoną krwią ziemię. Quinkel wylądował tuż obok. W jego piersi buzował gniew napędzany słowami niebieskiego gada. Widział jak Farel z Tamarem lądują tuż obok i ciągle jeszcze w smoczej postaci próbują powstrzymać go przed zabiciem stwora. Niewiele sobie jednak robił z ich krzyków. Za wszystkie ataki, za śmierć niewinnych i groźby pod adresem mieszkańców Querm, należała się mu śmierć.
Usiadł na ciele błękitnego gada, przygniatając je do ziemi. Smok próbował jeszcze się bronić, ale Quinkel nie dał mu do tego okazji. Odtrącał jego szpony, raz za razem częstując gada ostrymi pchnięciami po miękkim podbrzuszu. Stwór zaczął charczeć i trząść się. Mężczyzna nie czekał na nic więcej, zadał ostatni cios, rozrywając brzuch kreatury i wylewając jego wnętrzności na trawę.
Minęło jednak kilka chwil, nim ciężko dysząc, usiał na zwalonym pniu. W głowie mu szumiało, a język drętwiał od smoczej krwi. Truchło gada podrygiwało jeszcze, wstrząsane pośmiertnymi spazmami. Baron zabił  zdrajcę, choć król tego zabronił. Uczynił to jednak dla swoich ludzi, by ich chronić i ocalić przed napaścią smoka. Król będzie musiał wziąć to pod uwagę.
Tamar zatoczył koło w powietrzu, a potem wylądował na trawie obok Farela i Quinkela.
– Nareszcie – rzucił lekko, widząc jednak posępną minę Farela, zamilkł. Ariel zabronił wymierzać sprawiedliwość na poplecznikach Tollesto. Śmierć niebieskiego gada, może ściągnąć im na głowy gniew władcy. Tym właśnie martwił się stary smok.
Baron tymczasem zdawał się nie zauważać tego małego problemu. Przez chwilę przyglądał się martwemu cielsku, by zaraz potem skoncentrować się na lesie.
– Musimy ją odnaleźć – powiedział tak cicho, że towarzyszącym mu smokom, przez chwilę wydawało się, że tylko słyszeli jak wypowiada Khariny imię.
– Może już wróciła na zamek – odezwał się cicho Tamar, ale Quinkel posłał mu ostre spojrzenie.
– Była wściekła, nie mogła tak zwyczajnie wrócić.
– Przynajmniej jest bezpieczna – dodał mimochodem Farel.
Niestety, przeznaczenie postanowiło zadrwić sobie ze słów starego zarządcy. Krzyk kobiety, który chwilę później rozdarł powietrze, przyprawił ich o mocniejsze bicie serca. Zaraz po nim nastąpił huk i smuga ognia pofrunęła w przestworza.
Mężczyźni zamarli.
– Kharina… – jęknął przerażony Quinkel.
– O bogowie, jest jeszcze jeden smok – w głosie starego zarządcy pojawiła się panika.
***
Warmar odrzucił nadwęgloną belkę na stos innych. Odruchowo obejrzał się za siebie, sprawdzając jak wojownicy z Querm pracują przy usuwaniu zniszczeń. Sporo domów ciągle jeszcze się tliło, inne, całkiem spalone straszyły poczerniałymi wnętrznościami.
Mieszkańcy kręcili się pomiędzy dymiącymi ochłapami, zaglądając do środka, rozgarniając zgliszcza, wyciągając z popiołów wszystko, co miało jakąkolwiek wartość. Nie było tego za wiele. Jakieś gliniane naczynia, gdzie niegdzie nóż, lub otrze siekiery, albo uprząż konia. Wszystko inne: drewniane sprzęty, odzież, zapasy żywności – spłonęło.
Smok spojrzał na tlące się u jego stóp bale i poczuł gniew rozlewający się po ciele. Przeżył szok wjeżdżając do wioski. Spodziewał się zniszczonej chaty, może wytrzebionego bydła, rozdeptanych zagonów, ale nie tego, że wieś praktycznie przestała istnieć. Żadna z glinianek nie nadawała się do zamieszkania. Te, które strawił ogień, straszyły pustymi ścianami. Inne rozdeptane przez gada, stanowiły bezładną masę gliny i drewna.
Większość mieszkańców kręciła się po zniszczonej wsi, płacząc i lamentując. Trudno było wyciągnąć z nich cokolwiek, o pomocy przy rozkopywaniu domostw nie wspominając. A przecież ciągle mogli być tam ludzie.
Nie miał pojęcia, ile osób zginęło w płomieniach, a ile gad pożarł. Zdawał sobie jednak sprawę, że bestia raczej nie ograniczyła się do bydła w zagrodach, mimo iż niektórzy spośród chłopów tak właśnie uważali. Nie bardzo rozumiał ich bełkot i dziwne tłumaczenia, zakładał jednak, że w całym tym zamieszaniu, w smugach dymu łatwo było się pomylić.
Starsza kobieta przystanęła przy nim, ze łzami w oczach przyglądając się zgliszczom.
– To był mój dom – jęknęła, ocierając łzy.
Warmar spojrzał na nią. Miała już swoje lata, siwe włosy, mocno przerzedzone na głowie, fruwały w każdą stronę. Suknię i koszulę miała osmaloną i lekko nadpaloną. Mimo to, ściskała w okopconych dłoniach płócienne zawiniątko, przyciskając je do piersi, jakby było najcenniejszym skarbem na świecie.
„ Zapewne tak właśnie było” – przeszło smokowi przez myśl. Cały jej dobytek.
– Przykro mi mateczko – powiedział do niej cicho.
Staruszka pokiwała głową.
– Nie wiem jak to się stało – szeptała cicho mamrocząc słowa. Potrząsała głową, chyba nie do końca zdając sobie sprawę z obecności rycerza. – Wyszłam tylko nakarmić kozę, a kiedy wróciłam, smok już siedział na dachu mojej chałupki. – Jej głos stał się jeszcze cichszy i Warmar musiał uważnie się w słuchać, by zrozumieć to, co mówiła.  
– Rozdeptał ci chatę – wtrącił, ale staruszka nie słuchała go.
– Taki szary, taki piękny i taki przerażający – jęknęła, kręcąc głową. – Rozrywał pazurami strzechę, szukając ludzi. Chciał ich zjeść.
Warmar zamrugał zaskoczony. Większość chłopów twierdziła, że smok miał niebieskie łuski.
– Mateczko – mężczyzna chwycił niewiastę za ramię. – Twoje oczy źle widziały. Smok był niebieski z białą pręgą na plecach.
Staruszka spojrzała na niego zdziwiona.
– Nie, mój panie. Moje oczy choć stare, dobrze widzą. Był ogromny, szary, lewe skrzydło zwisało dziwnie, jakby było rozcięte.
– Musisz się mylić – naciskał smok, ale kobieta kręciła głową.
– Nie tylko ja go widziałam – wskazała trzęsącą się dłonią na chłopca tulącego się do matki. – Azra też go widział i jego matka pewnikiem również. Zapytaj ich panie.
Warmar wciągnął głęboko powietrze. Nieco dalej kobieta tuliła chłopaka do piersi, tłumacząc mu drżącym głosem, że nie musi się już bać, bo ludzie barona są w wiosce.
Wojownik słuchał jej przerażonego głosu, klnąc w duchu na czym świat stał. Zastanawiając się jak mógł ujść ich uwagi fakt, że masakry w wiosce nie dokonał jeden smok, tylko co najmniej dwa.
O szlachetni przodkowie, jak mogli przegapić ten fakt?
Redakcja tekstu - Sylwia Ścieżka

13 komentarzy:

  1. Dziekuję za kolejny fragment Walka była krotka ale tak to bywa gdyż z reguly najsilniejszymoze zostać królem a baron przecież z tego zrezygnowal Tyle ciekawych wątków się pojawilo Sama nie wiem poprzednio buszowal jakiś zdziczały smok teraz sa dwa i to zorganizowane drugi pewno atakuje zamek ale jest pytanie jak jeden smok moze atakować zamek pełen smoków przeciez tam zostala straz Nie wydaje mi sie żeby mógl do tego wykorzystać Kharine bo sam baron jescze nie wie sam czego chce od niej Taka jestem cekawa nowego wroga który ma powiązania z przeszlościa barona już przestaję myśleć co bedzie dalej bo jeszcze sama stworzę przz pomyłkę ff dzięki Emi czekam niecierpliwie na dalszy ciąg bo otworzyłas puszkę Pandory/ ciekawości/ blanka

    OdpowiedzUsuń
  2. Ależ Blanko w zamku nie ma już żadnego smoka. Quinkel, Farel, Tamar i Wamar opuścili mury Querm, a to przecież jedyne smoki w tej historii. No, może nie jedyne... pojawi się całkiem niespodziewanie jeszcze jeden i to już w następnym fragmencie.
    Zakładam, że Quinkel spodziewa się wszystkiego, ale to co zobaczy zupełnie go zaskoczy.
    Kończąc napiszę tylko, że mieszkańcy zamku są bezpieczni, jednak Kharina już nie koniecznie, ale w końcu od czego ma się obrońców.
    Dziękuję za odwiedziny i miłego dnia życzę.

    OdpowiedzUsuń
  3. DWA SMOKI!!!!! Gdzie oni mieli nosy??? A takk.. Barona węszył za Khariną , na i po spotkaniu ze świńskim błockiem nabawił się kontuzji powonienia i godności. Pozdrawiam Lena. A właśnie a gdzie scena Kharina kontra smok???, oczywiście w następnym epizodzie, a my tu nerwosol przedawkujemy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiem, wiem, okropna jestem, ale jeszcze trochę, kilka dni i wszystko się wyjaśni... a może jeszcze bardziej zagmatwa? Sama już nie wiem.
    ściskam

    OdpowiedzUsuń
  5. Hahahaha ciekawe co Kharina zrobila temu drugiemu, ze az ryczal i ogniem plul ;) To sie zdziwi baron pewnie jak na ratunek poleci, a tam juz Kharina sama da rade....moze w koncu sie wyjasni kim ona jest?No i ta wscieklosc.....chce zobaczyc wsciekla Kharine....baron moze mniej hihihi.....Dziekuje Emis i buziole :*** No i wszystkiego najlepszego moja Sapkowski w kobiecym wydaniu :D hihihihi

    OdpowiedzUsuń
  6. A dziękuję, dziękuję. Zawsze miło gdy ktoś pamięta.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam nadzieję że Kharina dała mu solidnie popalić:) Gorące dzięki za nowy fragment:)Cieplutko pozdrawiam:) Dana

    OdpowiedzUsuń
  8. Wspaniały kawałek:) Akcja pełną para i do tego jaki zwrot akcji, bardzo jestem ciekawa co się też dzieje teraz Khariną. Warmar pewnie teraz ruszy na pomoc Baronowi i dopiero się zacznie. Już się nie mogę doczekać :D :D Misia1090

    OdpowiedzUsuń
  9. Baron wpadł już po uszy i dlatego tak trudno jest mu się skupić i zacząć rozsądnie myśleć, czuł przecież w wiosce znajomy zapach, kiedy napotkał niebieskiego, powinien od razu domyśleć się, że są co najmniej dwa smoki.

    Opis walki jak zwykle genialny w Twoim wykonaniu Emisia, a Quinkel, no cóż, niczego innego się po nim nie spodziewałam :D:D uwinął się raz dwa z niecnym smokiem. No bo Quinkel to w końcu Quinkel było nie było hihhihihi Liczę, że Ariel nie wyciągnie żadnych konsekwencji względem barona, wszyscy przecież pamiętamy, że z Ariela równy gość jest :P

    Czyli jeden smok już nie żyje, cały czas mam w pamięci, że ma zginąć jakiś smok, ale podobno nie grasant rozbójnik...

    Emilko chcę powiedzieć tylko tyle, że się bardzo przywiązałam do wszystkich smoków i śmierć każdego będzie dla mnie bardzo przykrym przeżyciem. Tym bardziej, że znając Cię, należy się spodziewać, iż zginie jeden z fajniejszych smoków ;/

    „Krzyk kobiety, który chwilę później rozdarł powietrze, przyprawił ich o mocniejsze bicie serca. Zaraz po nim nastąpił huk i smuga ognia pofrunęła w przestworza.” ... zastanawiam się co tam mogło się zadziać... szczególnie ciekawi mnie ten huk i smuga ognia... i tak naprawdę nic nie potrafię wymyślić... No może tylko tyle że Kharina wpadała w obiecaną furię hihihihi

    Dzięki Emiś za cudny fragment i bardzo ładnie proszę o następny, buziole :****

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten huk i smuga ognia oznacza nic innego jak to, że Kharina wpadła w poważne tarapaty i jeśli Quinkel nie ruszy swych łuskowatych czterech liter, to może stać się jej poważna krzywda.

      Usuń
  10. Piękny opis walki Quinkela z drugim smokiem. Ale niespodzianką jest drugi smok, i co to tam tak huknęło. Bardzo dziękuję za wspaniały rozdział. Pozdrawiam, Meg

    OdpowiedzUsuń
  11. Jejku ile się dzieje :D Opis walki jak najbardziej bezbłędny :) Ciekawa jestem, czy Kharina poradziła sobie ze smokiem... Mam cichą nadzieję, że jednak tak. Pokaże Quinkelowi na co ją stać :D Może wtedy zmieni o Niej zdanie :) Z niecierpliwością czekam na kolejny fragment. :) Pozdrawiam, Bella1232

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że gdyby Quinkel miał jednym słowem określić Kharinę, brzmiałoby ono - KŁOPOTLIWA.
      Chyba nie ma drugiej takiej niewiasty na Siódmym Lądzie, tak często wpadającej w tarapaty jak Kharina.
      Szczęściem baron zawsze kręci się w pobliżu.

      Usuń