środa, 17 września 2014

Szmaragdowe Serce - Rozdział 23_epizod 2



– Planowałaś wymknąć się chyłkiem i sama pójść do kopalni! – warknął Quinkel, wypadając z chaty. Dziewczyna, sapała z wściekłości, próbując za nim nadążyć.
– I bardzo żałuję, że nie udało się mi tego zrobić.
– Umówiliśmy się, że poczekasz! – wrzasnął, zatrzymując się gwałtownie w miejscu.
Zazgrzytała z wściekłości zębami, omal nie zderzając się z plecami mężczyzny.
– Ja nic nie obiecywałam, to ty mówiłeś, że mam poczekać – warknęła, próbując go wyminąć, ale smok złapał ją za ramię. Kamienie skrzypiały pod ich stopami, tłumiąc nieco głosy, ale i tak pozostałe gady, czekający przy wejściu do Lasir, słyszały każde słowo.
– Czy ty naprawdę nie potrafisz posłuchać mądrzejszego od siebie? – syknął.
– Mądrzejszego? – prychnęła, wyszarpując rękę z jego uścisku. – Gdybyś był taki mądry za jakiego się uważasz, nie wchodziłbyś już więcej do kopalni.
– Co to niby ma znaczyć? – wrzasnął, podchodząc bliżej. – Czy jest coś, o czym nie wiem?!
Spojrzała na niego z politowaniem.
  Wydaje ci się, że to zwykłe demony, prawda? – W jej słowach pojawiła się gorycz. – Ale tu nie wystarczy twój miecz i siła. Ważniejsze jest, co masz w głowie i sercu.
Smok zamilkł ogłupiony.
– Nie rozumiem… – bąknął.
– To demony dusz – powiedziała na tyle głośno, by smoki stojące przy skale mogły ją usłyszeć. – One nie tylko mają szpony, rogi i ostre zębiska. Ich moc sięga dużo dalej. Sądzicie, że będą was atakować? – Spojrzała na Karisa, a potem na Kursse. – Nie będą musiały. Sami to zrobicie. Wzajemnie się pozabijacie, a one będą stały i czekały aż padniecie do ich stóp. Dopiero potem pożrą wasze dusze.
Bliźniacze gady spojrzały po sobie zdezorientowane, za to Hargar klął siarczyście pod nosem.
– Mówiłem, że wszystkiego nam nie powiedziała! – warknął przez zęby. – Chciałaś wciągnąć nas w pułapkę.
– Pułapkę? – popukała się palcem w czoło. – Nie kazałam się wam pchać do kopalni. Chciałam pójść sama.
– Dlaczego tobie ma się udać a nie nam? – W głosie Quinkela pobrzmiewała złość.
Westchnęła, ponownie spoglądając na kochanka.
– Jestem nie tylko smokiem – przypomniała mu. – W moich żyłach płynie również krew magicznych, elfickich rodów. Potrafię zablokować umysł i serce przed ich podszeptami. Wy nie macie z nimi żadnych szans. Zrobią wszystko, by was zniszczyć. Wedrą się do waszych serc i myśli. Wykorzystają każdą słabość, każdą zadrę, którą nosicie w duszy. A potem nastawią was przeciwko sobie.
– Niemożliwe – mruknął baron. – Nie pozwolę im przejąć kontroli.
– Nie łudź się – pokręciła głową.  – Gniew, pycha i zazdrość, wszystkie te cechy, demony znajdą w każdym z was. I wszystkie wykorzystają przeciwko wam.
– A ty? – Hargar zgrzytał zębami. – Jesteś przecież taka sama jak my.
Wzruszyła ramionami.
– Zapominasz, że już tam byłam. Stałam z nimi twarzą w twarz. Zmierzyłam się z ich potęgą i nie poddałam się ich woli. Ale mnie otaczała moc elfickich przodków. Co was ochroni?
– Przychodzi mi do głowy tylko zdrowy rozsadek – odezwał się w końcu Karis.
Uśmiechnęła się leciutko.
– Nie liczyłabym specjalnie na niego.
– Nieważne czym one są. Nie pójdziesz tam sama. – Zarządził Quinkel, przybliżając się do dziewczyny na tyle, że ich twarze prawie się ze sobą stykały. – Myśl sobie co chcesz, ale nie pozwolę ci samej zbliżyć się do skały. Jestem odpowiedzialny za ciebie i mieszkańców Lahmar. Reszta może zostać – dodał, spoglądając na swoich kompanów.  – Nikogo nie będę przymuszał.
Smoki jednak tylko wzruszyły ramionami, zaś Hargar wstał z kamienia, ruszając do kopalni.
– Acha – mruknęła pod nosem Kharina, również podążając za smokami. – Zatem plan by wejść cichaczem, zburzyć ścianę i zabrać Rillę, nie robiąc przy tym zamieszania właśnie padł z kretesem.
– Powinnaś się cieszyć, że tyle osób jest gotowych zaryzykować dla ciebie własne życie! – ofuknął ją baron.
– Lub dołączyć ich imiona do spisu tych, których śmierć obciąża moje sumienie – burknęła pod nosem.
Nie skomentował jej słów, zamiast tego puścił ją przodem, sam jako ostatni wchodząc do wnętrza przeklętej góry. Jak zawsze było tu ciemno, ale tym razem mrok był przesiąknięty czymś dziwnym, dobrze znanym i jednocześnie przerażającym. Kharina wiedziała co to jest – nadzieja. Demony czuły że przyjdzie, że być może odzyskała serce i spróbuje dziś złamać zaklęcie. Wiedziały i radowały się tym, podsycając w niej tęsknotę za siostrą, sącząc do jej umysłu wspomnienia twarzy Rilly.
Potrząsnęła głową, przeganiając podszepty kreatur. Nie zawierzy tak łatwo iluzji zwycięstwa. Zamierzała zniszczyć dziś tę ściana, a razem z nią potwory strzegące Rilly.
Szli w milczeniu, ostrożnie stawiając stopy. Górne pokłady, szerokie i przestronne, jeszcze nie tak dawno, tętniły życiem. Górnicy mijali się w nich nieustannie z ludźmi, pracującymi przy wyrobisku. Dziś tylko cisza szalała po pustych sztolniach. A jedynym namacalnym śladem obecności istot żywych, były płonące kaganki. Im głębiej schodzili, tym węższe stawały się chodniki, i więcej pyłu, oraz kamieni zalegało na posadzce.  Było też coraz ciemniej. Jeśli kiedykolwiek coś tu płonęło, dawno zgasło. Zło nie tolerowało blasku, skutecznie pochłaniając i depcząc każdy jego przejaw.
– Nie będzie tak strasznie – odezwał się Karis. Został im jeszcze spory kawałek, ale smok wyglądał jakby wstąpiły w niego nowe siły. Kharina tymczasem pociła się niemiłosiernie, nieustannie blokując napór złych myśli. Mężczyzna zaś wyciągnął ze ściany, zimną od dziesiątek lat pochodnię, dmuchnął na nią, rozniecając ogień. Beztroskim spojrzeniem rozejrzał się wokół.
– Łatwizna – dodał Kursse. – Zauważyliście, że nie śmierdzi tak bardzo? – powiedział, łapiąc drugą pochodnię, ale Kharina wyrwała mu ją z ręki.
– Przeciwnie – bąknęła, dmuchając na nią. – Cuchnie bardziej niż ostatnio, tylko wasze psie nosy tego nie czują.
– Hej! – Oburzył się Karis. –  Żadne z nas kundle!
– Zamknij się! – skarcił go Hargar, zatrzymując się przy dziewczynie. – Dlaczego twierdzisz że śmierdzi mocniej? Nawet nie doszliśmy do tunelu.
– Ty również uważasz, że wszystko jest w porządku?! – warknęła na niego. – Może wydaje ci się, że sam dałbyś radę, a my wszyscy jesteśmy niepotrzebni i dobrze by było pozbyć się nas?! – Kipiała z nadmiaru wściekłości. Nie dość, że ból rozsadzał jej głowę, to miała przed sobą otumanionych samców.
Hargar zmarszczył czoło.
– Skąd wiesz o czym myślałem? – Ściszył głos do szeptu. Próbował złapać dziewczynę za ramię, ale wywinęła się mu.
– To twoja wina – dodał Kursse. – Ty nas tu ściągnęłaś.
– Nie dotykaj mnie! – warknęła. – Żaden z was nie jest w tej chwili sobą. Bądźcie więc łaskawi trzymać łapska z dala ode mnie, inaczej wam je odrąbię.
– Hargarze, to złudzenie, ułuda – odezwał się Quinkel. Zadziwiające, ale jego głos brzmiał normalnie. Stanął przed dziewczyną, zasłaniając ją swoim ciałem przed wzrokiem smoków. – Wasze myśli nie należą do was, zrozumcie to wreszcie – powiedział.
Smoki jednak nie rozumiały co mówił. Spoglądały po sobie zdezorientowane, nie bardzo wiedząc, po co tu przyszły w tak licznym gronie, skoro w pojedynkę również można było uwolnić nieznajomą dziewczynę.
– Ona chce wszystkie zasługi sobie przypisać! – warknął Karis. – Mamy jej pomóc, by obnosiła się zwycięstwem?!
– Jesteście tu, bo Kharina nie będzie w stanie sama ocalić siostry przed demonami – sprostował Quinkel, wolno wymawiając słowa. Twarz barona stopniowo zmieniała kolor na ziemisty, a jego usta poruszały się z trudem.
Kharina zrobiła krok do przodu, kładąc rękę na plecach mężczyzny, posyłając mu trochę swojej siły, swego wsparcia i bezpieczeństwa.
– Oddychaj spokojnie – szepnęła. – Niech twoje myśli wypełnią bolesne wspomnienia, coś bardzo trudnego, przykrego, co pozwoli ci uwolnić umysł od zwodniczych wizji.
– Nie jestem głupi! – syknął przez zęby. – Wiem, że to co podszeptuje mi umysł, nie należy do mnie. Gdyby tak było, wszyscy leżelibyście martwi u mych stóp – powiedział, zerkając po twarzach smoków.
– Martwi? – W głosie Hargara pojawiło się w równej mierze zaskoczenie co zdziwienie. – Ja też o tym myślałem.
– Nieprawda – warknęła dziewczyna zza pleców barona. – Żaden z was o tego nie pragnie. To ich słowa i sugestie. Każą wam to zrobić, przelać krew, dla ich zabawy.
– Nie będą mną dyrygować – bąknął Kursse. Młody smok mrugał gorączkowo oczyma, próbując pozbyć się złych wizji.
– Już im się poddałeś! – huknął na niego Quinkel. – Weźcie się wszyscy w garść. Nie czas na marudzenie i fochy. Zapomnijcie o wzajemnych urazach i niespełnionych marzeniach. Liczy się tylko to, co jest tutaj. A tu są demony. Kreatury, gotowe zbrukać wasze dusze, a potem pożreć je bez wahania.
– Nie dam się zjeść jakiejś maszkarze! – warknął Hargar.
– To się obudź! – Ofuknęła smoka Kharina. – Albo zmiataj na górę. Nie potrzebuję tutaj nabuzowanych samców.
– Nic mi nie jest – odparł smok, wyrywając pochodnię z rąk Karisa i ruszając przed siebie. – Nie dam się drugi raz podejść. – W głosie mężczyzny pobrzmiewał gniew, ale mordercze wizje ciągle jeszcze krążyły mu przed oczyma.
Kursse potrzebował nieco więcej czasu na otrzeźwienie, ale Karis pomógł bratu, waląc go pięścią w głowę.
– Hej! – wrzasnął wojownik. – Nie pozwalaj sobie!
– Uciszcie się obaj! – syknął Quinkel. Namiestnik minął wojowników stając przed ciemną dziurą – wejściem do tunelu. – Nie jesteśmy tu sami.
– Pójdę przodem – zaoferowała się Kharina. – Wy zaś miejcie oczy i uszy szeroko otwarte, a miecze w pogotowiu. – Miała tylko nadzieję, że nie zechcą wbić jej ich w plecy.
Tunel był równie mroczny jak ostatnim razem. I podobnie jak wtedy, teraz czuła, że skały drżą pod jej stopami. Albo więc demony próbowały ją zastraszyć, albo już szykowały się do ataku.
Przylgnęła plecami do ściany, chociaż wiedziała, że nie uchroni jej to przed złem. Ale przynajmniej mogło ją to obronić przed mężczyznami, podążającymi jej śladem, jeśli maszkary ponownie spróbują przejąć nad nimi kontrolę. Nim zdołają rzucić się na nią, zyska przynajmniej kilka cennych sekund i zdoła dobyć miecza.
Pocieszając się tą myślą, wolno stawiając stopy, ruszyła do przodu. Starała się nie oglądać za siebie, słyszała jednak jak Quinkel raz po raz karci swoich podwładnych, którzy mimo walki, ciągle byli pod wpływem demonów.
Widziała już ścianę, równie śliską i odpychającą jak setki lat temu. Teraz, kiedy przyświecał im blask pochodni, odbicia potworów pod cienką taflą przeźroczystego  kamienia, były aż nadto wyraźne. Dwa demony i uwięziona pomiędzy nimi kobieta. Maszkary były wyższe niż większość mężczyzn, miały po dwie pary zakręcanych rogów i długie pazury zamiast dłoni. Ich cielska pokrywało futro, za wyjątkiem twarzy, bo ta zadziwiająco przypominała ludzkie odbicie. Z dwoma wyjątkami. Oczy demonów były czerwone jak krew, a z ich warg wystawały długie kły.
Nim zamieniły się w skałę, próbowały zaciągnąć Rillę do swego świata. Z ich twarzy biła euforia, rychła zapowiedź uczty na jaką się szykowały. Niestety, nie zdążyły, bo na ich drodze stanęła Kharina, zamykając wejście do podziemnego świata. Teraz ponownie wyczuwały jej obecność. Nie były już jednak tak naiwne jak ostatnio, sądząc, że miast jednej kobiety, dostaną dwie. Dziś, wiedziały, że jest kimś zupełnie innym i może ich pokonać. Do tego zaś nie zamierzały dopuścić.
Ściany ponownie zaczęły się trząść, ale ona była już na to przygotowana. Wbiła spojrzenie w Rillę, w jej pobladłą twarz i rozwarte w krzyku usta. Jedną dłoń zacisnęła na klindze miecza, w drugiej trzymała szmaragd.
Gdzieś z tyłu słyszała głosy Quinkela i wojowników. Smoki powarkiwały na siebie, słyszała zgrzyt ostrza o skały, oraz nerwowe szepty. Nie wiedziała tylko, kiedy Quinkel zbliżył się do niej na tyle, że mógł objąć ją ramieniem. Usłyszała jednak jak chwyta za miecz, gotów jej bronić zarówno przed demonami, jak i przed swoimi braćmi. Zło nie było już w stanie wedrzeć się do jego duszy.
– Rób, co konieczne! – wrzasnął, próbując przekrzyczeć hałas sypiących kamieni.
Nie odpowiedziała. Była już tak blisko, że mogła dotknąć twarzy siostry. Jej myśli wypełniło zaklęcie, usta poruszały się miarowo, wypowiadając słowa nad którymi tak naprawdę nie miała kontroli. Po raz pierwszy od setek lat położyła dłoń na twardej skale, tuż przy ciele Rilly. Uniosła kamień do góry. Szmaragd rozżarzył się do czerwoności, paląc jej palce. Ale nawet ból, nie sprawił, że przestała wypowiadać magiczne słowa. Intonowała pieśń coraz głośniej, mocniej akcentując każdą sylabę. Serce błyskało i strzelało iskrami. Góra trzęsła się, sypiąc pyłem i odłamkami na ich ramiona i głowy. W końcu przyłożyła kamień do ściany, a potem wypowiedziała ostatnie zdanie.
Widziała jak szmaragd przechodzi przez skałę, zajmując od dawna należne mu miejsce w piersi siostry. Rozległ się huk, a zaraz po nim ściana runęła i bestie wydostały się na wolność.
Usłyszała jeszcze ryk Quinkela, nie mogła się jednak obrócić, by sprawdzić z kim walczy i kogo ma po swojej stronie, a kogo nie. Trzymała w ramionach Rillę i chyba tylko tyle się liczyło. Widziała jak oczy siostry wypełniają się życiem, a jej pierś unosi się porwana pierwszym oddechem.
„Za tę jedną chwilę warto umrzeć” – przeszło przez myśl Kharinie.

11 komentarzy:

  1. Jak zwykle jestem zachwycona pelnymi życia dialogami to są perelki .Smoki jak zwykle duze a ... no niewazne ale juz na samym poczatku daly sie podejść demonom . Akcja pelna dramatyzmu teraz jestem bardzo ciekawa jak sie skończy Dzieki milego dnia blanka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skończy się skończy, ale nie tak prędko. Smoczusie zaś jeszcze trochę się napracują. A może i nie? Sama już nie wiem.

      Usuń
  2. Cudowny rozdział, nareszcie Kharinie się udało, mam nadzieję, że do końca uratuje Rillę. Smoki bardzo mi się podobały, zwłaszcza bracia, oby tylko obyło się bez strat. Bardzo dziękuję za to cudo.Pozdrawiam serdecznie, Meg

    OdpowiedzUsuń
  3. Szczęśliwe zakończenie zbliża się wielkimi krokami i wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie jeden drobny szczegół...

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawa jestem co to za szczegół. Nie trzymaj nas długo z następnym rozdziałem. Buziaki, Meg

    OdpowiedzUsuń
  5. A Baron jak zwykle milutko się odzywa do Khariny. W kopalni bez pomocy Khariny smoki na pewno poddały by się podszeptom demonów .Z pomocą Barona który ją ochraniał zdołała włożyć serce siostrze, ale czy zdołają zabić demony i wszyscy wyjść z kopalni cali.Bardzo dziękuję za epizod oraz pozdrawiam Elka-el64.

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam. Ja się tylko UPRZEJMIE pytam: co to za myśl Khariny w w ostatnim zdaniu ????? Pozdrawiam Lena

    OdpowiedzUsuń
  7. Udalo sie z Rilla ale jak to sie skonczy... wiem ze nas zaskoczysz :) czekam na ciag dalszy,pozdrawiam cieplutko zakewa :):)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nadrobilem 2 rozdziały i na poczatku wkurzył mnie Quinkel, wchodzi do pokoju widzi, że Kharina jest związana i jeszcze na nią warczy i pyskuje...i niby skąd wiedział, że Kharina chciała iść sama do kopalni skoro była związana i otoczona kurduplami....w kopalni za to to już inny Quinkus...widać że w nim silna krew płynie skoro potrafi się demonom oprzeć. ...dziękuję Emiś i buziole weekendowe :*****

    OdpowiedzUsuń
  9. Kharina jest naprawdę odważna postanowiła pokonać demony , a właściwie uwolnić od nich siostrę i do tego właśnie dąży. Magia sama w niej działa i nią kieruje aby się nie zatrzymała. Mężczyźni też mieli ciężko, żeby się tam przedostać i zostać przy życiu. A teraz najtrudniejsza część muszą pokonać demony i wydostać się z tunelu. Powodzenia ! Misia1090

    OdpowiedzUsuń
  10. Piękny fragment, bardzo przejmujący od początku do końca. W końcu Kharina uwolniła siostrę, mogła ją przytulić, bardzo wzruszający fragment.

    Mnie, tak samo jak Sławka, zastanowiło, skąd Quinkel wiedział że Kharina sama chciała iść do kopalni, przecież nic na to nie wskazywało...

    Demony, jakie na nich czekały w górze, okazały się groźniejsze niż przypuszczałam, prawdziwe gadziny... z takimi trudno walczyć, skoro potrafią wykorzystać każdą słabość jaka drzemie w człowieku. Nie wiem czy nie lepiej by było, gdyby Kharina tylko z baronem poszła się z nimi mierzyć. Dość trudno im będzie pokonać same demony, a co dopiero walczyć ze swoimi towarzyszami, gdyby zostali przez demony opętani...

    Dziękuję Emiś :*
    koralgol

    OdpowiedzUsuń