czwartek, 2 października 2014

Szmaragdowe Serce - Rozdział 25_epizod 1



Zamierzał dopaść kurella i rozdeptać jak robaka. Tym razem nie będzie litości. Nie postąpi ze złotnikiem jak Gawinem, nie odda go w ręce króla, tylko sam wykona wyrok.
Nim to jednak nastąpi, wydusi z niego informacje o zdradzieckich gadach. Nie podejrzewał, sporo ich jeszcze zostało w Kirragonii. Myślał, że mają do czynienia z pojedynczymi osobnikami i wyłapią je bez najmniejszego problemu.
Gawin otworzył mu oczy, uzmysławiając jak wiele umknęło ich uwadze. Dawni ludzie hrabiego rozpierzchli się po smoczej ziemi, szykując się do przejęcia władzy. Jeszcze siedzieli cicho, nie podnosili głów, gromadzili jednak siły i sprzymierzeńców. Nie podjęcie żadnych działań, może ściągnąć na ich głowy nie lada kłopoty, jeśli nie wojnę. Najgorsze, że nie mogli mieć pewności, kto jest po stronie nowego króla, a kto nie.
Ariel na wieść o istniejącym zagrożeniu – choć to u niego rzecz niezwykła – wpadł w szał.
– Wytropicie ich wszystkich i w łańcuchach przywleczecie do Farrander! – Władca grzmiał, miotając się po sali tronowej. Czerwone włosy króla związane w warkocz, tańczyły na jego plecach. Ariel odrzucił płaczesz, który zazwyczaj okrywał jego ramiona, teraz jednak przeszkadzał mu w swobodnym poruszaniu się. – Chcę ich tu widzieć! Spętanych i rzuconych do moich stóp!
Quinkel ze spokojem słuchał słów władcy. W pełni zgadzał się z wolą monarchy. Wszelki bunt należy ukrócić, inaczej szybko wymknie się spod kontroli. Pozostali lordowie, biorący udział w audiencji, spoglądali po sobie zdezorientowani.
– Panie, czy nie wydaje ci się dziwne, że smoki miałby ukryć się w Smoczej Głębi? Wszak to sam środek południa? – Słowa wyszły z ust hrabiego Jorina. Młody gad, całkiem niedawno otrzymał tytuł z rąk Ariela. Sercem był przy królu, umysł jednak podpowiadał mu, że decyzje władcy są zbyt impulsywne.
Monarcha posłał mu karcące spojrzenie. Smok zmieszał się, zwieszając głowę.
– Właśnie z tego powodu ukryły się na południu – ciągnął Ariel podniesionym głosem. – Zacznijcie myśleć! – Zganił swoich lordów. – Podchodzą pod wasze domy, a wy nic nie robicie! Obudźcie się!
– Proponuję zorganizować małe oddziały i kawałek po kawałku przeczesać całą smoczą ziemię – zaproponował Quinkel. W przeciwieństwie do innych, on nie obawiał się gniewu króla.
Monarcha zatrzymał się, a potem spojrzał na swego doradcę. Przez chwilę milczał, analizując jego słowa. W końcu skinął głową, a czerwone pasmo włosów opadło na jego twarz.
– Dobrze radzisz, Quinkelu. Wysłanie armii wzbudzi panikę i spowoduje, że ukryją się jeszcze głębiej.
– Kilka zaufanych smoków łatwiej i dyskretniej przeszuka tereny wokół naszych majątków.
– A jeśli nadal siedzą na północy? – wtrącił poważnym głosem Melir.
Ariel zmarszczył brwi.
– Jest taka możliwość, chociaż wszystkie majątki skonfiskowane lordom na północy, przekazałem w dobre ręce.
– Pytanie, czy tamci lordowie nadal stoją po twojej stronie? – Ponownie odezwał się Jorin, wywołując tym zdaniem wrzawę w sali.
– Bezczelność! – Oburzył się lord Marik.
– Tylko zasłużone smoki otrzymały ziemie – dodał hrabia Berliz.
Ariel nic nie powiedział, ale jego milczenie świadczyło, że być może podzielał obawy młodego lorda.
– Wszyscy musimy zachować czujność – powiedział w końcu, uciszając dyskusje. – Sprawdzicie warownie i każdego smoka, który wyda się wam podejrzany.
Smoczy wybrańcy popatrzyli po sobie nieco zdezorientowani. Rozkaz króla oznaczał prześledzenie większości smoczych wybrańców i ich rodzin. Nikt tak jak smoki nie znosił wchodzenia z butami do ich rodzin.
– Zrobimy jak zechcesz, panie – zapewnił skwapliwie Quinkel.
– Dla ciebie, baronie kel Warez mam inne zadanie – powiedział król. Władca ponownie przystanął przed namiestnikiem, wbijając w niego uważne spojrzenie.
– Słucham cię, mój królu – odparł smok, napinając mięśnie w oczekiwaniu. Domyślał się co usłyszy i bardzo go to cieszyło.
– Chcę byś odnalazł i wytropił kurellów, oraz wszystkie skarby skradzione ze smoczych gór! – Władca po raz kolejny już tego dnia, zdawał się ledwie nad sobą panować. – Znasz ich, będzie ci więc łatwiej odszukać kryjówkę zdrajców.
Quinkel skinął głową. Czekał na ten rozkaz z ogromną niecierpliwością. Miał z Lamisem niedokończone porachunki i zamierzał je szybko wyrównać.
– Jeśli zeszli do Smoczej Głębi, trudno będzie ich wytropić – odezwał się Cedric. Młody smok, przejął tytuł po ojcu i teraz zamiast Tanisa, reprezentował ród ker Goric w Radzie Smoków.
– Zdaję sobie z tego sprawę – doparł Quinkel. – Gęste lasy utrudnią wyszukanie ich z powietrza, jeśli jednak przewożą skrzynie pełne kosztowności, będą poruszać się wozami, a te łatwo znaleźć.
Władca zmarszczył brwi, intensywnie się nad czymś zastanawiając. W końcu położył rękę na ramieniu smoka.
– Odszukaj kurellów – powiedział z mocą. – I pamiętaj, nie musisz okazywać litości.
Quinkel uśmiechnął się na te słowa. Zgoda króla na zabicie zdrajców ułatwi mu nieco zadanie. Przynajmniej nie będzie musiał zawracać sobie głowy jeńcami, tylko zwyczajnie wszystkich zniszczy.
Zamachnął raz jeszcze skrzydłami, dając się ponieść fali powietrznej. Pogoda była piękna, słońce świeciło mocno, zapowiadając ciepły dzień, ale smok nie myślał o tym. Czujnym wzrokiem przeczesywał teren pod nim, wypatrując gdzieś pośród drzew, kurellów. Towarzyszące mu dwa identyczne brązowo-złote smoki, również lustrowały gęstwinę pod nimi.
Młode gady chciały wyruszyć, jak tylko odkryto ucieczkę, Quinkel jednak miał inne na ten temat zdanie. Złotnik nie ułożył swego planu wczoraj, lecz dopracowywał go i kształtował przez ostatnie miesiące, jeśli nie lata. Możni przyjaciele i kryjówki, byli zapewne częścią jego dzieła.
Z tego też powodu, baron najpierw udał się do Farrander, naradzić z królem i zdać mu szczegółową relację z tego co wydarzyło się ostatnimi czasy w górach. Nie podejrzewał tylko, że Ariel już zdążył zwołać Smoczą Radę, oraz że sytuacja w całej Kirragonii tak bardzo się zaogniła.
Z każdego zakamarka królestwa napływały niepokojące sygnały o dziwnych przypadkach agresji i gadach nieznanego pochodzenia. Władca jeszcze nie podnosił alarmu, ale sytuacja stała się na tyle poważna, by podjąć zdecydowane działania. Z tego też powodu, lordowie otrzymali rozkaz wytropienia i schwytania zdrajców, grasujących na ich ziemiach, zaś Quinkel – rozkaz zlikwidowania kurella.
– Tam, na prawo – zawołał Karis. – Coś błysnęło pomiędzy drzewami.
Quinkel natychmiast spojrzał we wskazanym kierunku, ale nic nie dostrzegł.
– Sprawdźcie to! – rzucił, sam uważniej śledząc teren rozciągający się pod nim. Krążyli nad lasami porastającymi Smoczą Głębię od kilku dni, wypatrując każdego podejrzanego ruchu. Dziesiątki razy lądowali, sądząc, że trafili na ślad kurellów i nie znajdowali nic.
Owszem, były pozostałości obozowisk, nawet resztki kolacji, ale nic poza tym. Żadnych śladów kół, a przecież w jakiś sposób kurellowie musieli przewozić kosztowności. Nie wspominając już o tym, że setka ludzi, która zdaniem Gawina powinna towarzyszyć Lamisowi, nie może tak po prostu rozpłynąć się w powietrzu. Wśród wędrujących, oprócz  elfów, były również krasnoludy. Knypki, choć małe, nie rozstają się zazwyczaj z wielkimi toporami, przez co są dość ciężkie i zostawiają głębokie ślady stóp.
Tymczasem, w lesie panowała absolutna cisza. Nie znaleźli nic, co mogłoby potwierdzić słowa Gawina, nawet jednego, świeżego odciska buta. Cała ta sytuacja była co najmniej absurdalna. Wiedzieli, że Lamis gdzieś tu jest, coś jednak sprawiało, że nie byli w stanie wpaść na trop złotnika. Czas mijał i w namiestniku zaczynały budzić się złe przeczucia.
 Jeszcze nic nie mówił, ale Karis i Kursse już szeptali o magii, pod płaszczykiem której ukrywał się kurell. Osobiście nie wierzył, by wśród ludzi złotnika, byli tacy, którzy znają się na zaklęciach, choć musiał przyznać, że wypalone ogniska, bez śladów stóp, nawet na nim robiły wrażenia. Zastanawiał się jak długo jeszcze mogą tak krążyć i czy przypadkiem nie powinien wysłać kogoś po Kharinę. Wszak dziewczyna naprawdę nosiła w sobie moc. Mogłaby pomóc, albo chociaż powiedzieć im, czy wyczuwa czary w lesie.
Nie zdołał jednak wcielić swego pomysłu w życie, gdy Karis nadleciał z szerokim uśmiechem na pysku. Brązowo-złoty smok szczerzył się tak szeroko, jakby dorwał się do darmowego udźca.
– Oni tam są – powiedział pełen dumy.
– Gdzie?! – W namiestniku natychmiast obudziła się czujność. – Naprawdę ich znalazłeś?
– Tak, choć widziałem ich tylko przez chwilę.
Smok warknął gniewnie.
– To widziałeś ich czy nie?!
– Poruszają się traktem nieco na lewo od nas. Wdziałem wozy załadowane skrzyniami, kurellów i krasnoludów na przedzie korowodu. Potem przyśpieszyli, ginąc wśród drzew.
– Znajdziesz to miejsce? – Quinkel zgrzytał zębami.
– Oczywiście, uśmiechnął się szeroko Karis.
– To lećmy tam – dodał ochoczo, Kursse.
– Dla złodziei i zdrajców nie ma litości! – zawołał baron. Smok zamachnął gwałtownie skrzydłami, skręcając w prawo. Karis leciał jako pierwszy, uważnie wypatrując ścieżki pośród drzew. W końcu, po pełnych napięcia minutach, odwrócił łeb.
– Tam! – zawołał, wskazując na liście. Korony drzew były w tym miejscu wystarczająco bujne, by ukryć konie i jeźdźców pod konarami, jednak wozów nie sposób było schować. Wierzchowce szybko wyczuły zapach smoków, rżąc przeraźliwie i wpadając w popłoch. Któryś z krasnoludów uniósł głowę do góry, wrzeszcząc w niebogłosy.
Quinkel nie czekał na dalszą reakcję.
– Na nich! – ryknął. Smok potrzebował nieco miejsca, by wylądować. Gładko przefrunął ponad drzewami, szukając dla siebie dogodnej polany. Nie widząc jednak takiej, klnąc siarczyście w myślach, przystąpił do bezpośredniego ataku.
Podmuch wiatru, wywołany przez skrzydła gadów trząsł konarami. Smoki nie przejęły się tym jednak ani trochę. Łapami chwytały, długie gałęzie, odrzucając je na bok, łamiąc  konary jak drzazgi, wyrywając całe drzewa.
W karawanie uciekinierów powstało zamieszanie. Krzyki krasnoludów i rżenie koni, oraz spadające konary, zagłuszały wszystko. Lamis, jadący z tyłu, chwycił cugle pierwszego z brzegu wozu, wrzeszcząc na woźnicę.
– Jedź w krzaki!
– Ale smoki! – skomlał kurell.
– Ruszaj, idioto! – wrzeszczał złotnik, próbując przekrzyczeć hałas i panikę. Obrócił się w siodle, wskazując pozostałym, by uczynili to samo. – Wszyscy w krzaki! – Jednocześnie wzrokiem wyszukiwał tę, która mogła ocalić ich przed śmiercią. – Gerenisse! Do mnie! – Wypatrzył siostrę z przodu. Przemykała pomiędzy spadającymi gałęziami. Smoki były nad nią, długimi szponami wyrywały drzewa razem z korzeniami i rzucały je na bok. Robiły to z taką łatwością, z jaką dziecko odrzuca na bok, znudzoną zabawkę.
Gady torowały sobie drogę do wozów i krasnoludów idących na przedzie. Potem nie bacząc już na nic, łapały je paszczami, rozrywając na strzępy, wdeptując w ziemię, paląc ogniem. Smród trawionych ciał powoli wypełniał las. Konie uciekały w popłochu, tratując przerażonych knypków, padając w równej mierze łupem stworów, co kurduple.
Gerenisse przeskakiwała pomiędzy gałęziami, umykając raz po raz długim szponom. Widziała jak Lamis krzyczy i macha ku niej rękoma.
– Pośpiesz się! – wrzeszczał, niewiele sobie robiąc z niebezpieczeństwa, które stało się jej udziałem i śmierci krasnoludów.
Pędziła ile sił, ledwie wyhamowując przed bratem.
– Rzuć zaklęcie ochronne! – Zażądał bez żadnych ceregieli. Jego oczy płonęły wściekłością.
– Nie zdołam już ukryć krasnoludów, smoki rozdeptują je jak robaki.
– Oni mnie nie obchodzą. Ukryj nas i wozy przed wzrokiem gadów.
Dziewczyna zmarszczyła brwi, potem raz jeszcze spojrzała na rzeź, której ofiarą padły krasnoludy, tylko dlatego, że Lamis kazał im iść na przedzie. W końcu odwróciła głowę, patrząc po twarzach osób próbujących skryć się w krzewach porastających leśną głuszę. Marna to była kryjówka, a już na pewno nie stanowiła większej przeszkody dla bystrego oka smoczego wybrańca. Wśród przerażonych twarzy, wypatrzyła matkę. Elfka siedziała na jednym z wozów, zaciskając kurczowo dłonie na obramowaniu płaszcza.
– Na co czekasz?! – wrzasnął brat.
– Na nic – mruknęła, koncentrując się na słowach zaklęcia. Przez ostatnie dni nic innego nie robiła, jak trzymała całą karawanę pod ochronnym płaszczem, iluzji niewidzialności. Zdejmowała urok tylko na chwilę, na czas postojów i snu. W nocy byli bezpieczni, a smoki nie mogły im nic zrobić.
– Pospiesz się, głupia dziewucho, bo nas również wyczują – wrzeszczał Lamis, ale dziewczyna nie słuchała już jego słów. Jej usta poruszały się rytmicznie, wypowiadając prastare zdania. W miarę jak mówiła, powietrze wokół niej i otaczających ją istot, zaczęło rozmywać się. Wozy, konie i kurellowie, wszyscy zaczęli niknąć, tracąc swój prawdziwy wygląd i zapach, stając się iluzją na krwiożerczych smoków.
Nikt się nie poruszył, ani nie odezwał. Nawet Lamis zamilkł, choć zdążył już pojechać do matki, pocieszając ją w rozpaczy. Tylko nieliczni tak jak Gerenisse, odwracali głowy, patrząc na umierające krasnoludy. Smoki powoli kończyły zabawę, wypatrując nowych ofiar. Z ich pysków ściekała krew, a ze szponów zwisały fragmenty ciał knypków.
Jeden z gadów ruszył do przodu, podchodząc bardzo blisko miejsca, w którym ukryli się kurellowie. Nie wiedział ich, ani nie słyszał, chociaż zdawał sobie sprawę, że chwilę wcześniej tu byli. Z jego ust wydobył się pełen wściekłości i zawodu, warkot.
Stwór miał czarne łuski i dziewczyna natychmiast rozpoznała w nim namiestnika smoczych gór. Miała ochotę wpakować  w jego ohydne cielsko, wszystkie strzały, które miała w kołczanie. Był tak blisko, że z łatwością mogłaby go zabić. Jednak poza obrzuceniem gada nienawistnym spojrzenie, nie zrobiła nic innego. Jedna wypuszczona przez nią strzała zdradziłaby jej pozycję i zdjęła zaklęcie. Milczała więc, wściekle klnąc w duchu na przebrzydłe monstra, przysięgając sobie, że jeśli będzie miała kiedyś okazję, zatopi ostrze swego miecza w piersi smoka.

11 komentarzy:

  1. Czy wyjdę na wielką gapę, jeżeli przyznam się, że dopiero teraz zaskoczyłam, kto będzie bohaterką Twierdzy wspomnień :(((((( wstyd, wstyd, wielki wielki wstyd :(((((

    No no no, magia, tego się nie spodziewałam,... A Quinkel od razu powinien zabrać ze sobą Kharinę, a nie tak samopas sobie lecieć. Oj nieładnie baronie, nieładnie. Później się dziwi, że dziewczyna nie współpracuje i robi po swojemu. Jak ma mu ulegać, jak on tak postępuje? Klapsy się panu, szanowny panie baronie należą, ot co ;)

    Jak zwykle knypkom się dostało, a kurrelom nie. Lamis na tę chwilę górą, znowu, nad baronem :( ech, niech już się Kharnia zjawi i mu tyłek spierze! Bo liczę, że nie ujdą mu jego przekręty płazem!

    buziole i dziękuję Emiś za piękny fragment :*

    Koralgol

    ps. człowiekowi smutno się robi, bo koniec tuż tuż, a trochę czasu się spędziło, towarzysząc bohaterom w ich przygodach :(

    ps2. okrutnie spodobała mi się myśl, coby Kharina baronowi tyłek przetrzepała :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasiu, wszystko się kiedyś kończy. Zapewniam cię jednak, że w twierdzy jeszcze nie raz spotkasz się z Khariną i Quinkelem.

      Usuń
  2. I znowu podły Lamis umknął. Moja przedmówczyni ma rację, baron powinien zabrać ze sobą Kharinę, wtedy mogłoby się wszystko inaczej potoczyć. A tak niestety czeka zwolenników króla walka ze zdrajcami. Bardzo dziękuję za cudowny fragment. Pozdrawiam serdecznie, Meg

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na rozliczenie się z Lamisem jeszcze przyjdzie czas, tymczasem, dobrze by było się przekonać, jak zakończy się historia Khariny i Smoka.

      Usuń
  3. Nie ma żadnych wątpliwosci ze brakuje tu Khariny i jej magii oraz świetnych dialogów miedzy nimi no ale cóż pewno akcja tego wymagala w końcu to cała interesujaca fabula z wieloma intrygujacymi watkami a nie tylko dziennik słownych przepychanek miedzy moimi dwoma ulubionymi smokami dzieki wielkie blanka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twój apetyt na przepychanki, Blanko postaram się wkrótce zaspokoić.

      Usuń
  4. Rzeczywiście brak Khariny daje się zauważyć. Krasnoludy i elfy się w końcu doigrały. Ciekawa jestem czy Quinkiel poprosi Kharinę na pomoc i czy znajdą Lamisa. Dziękuję za Twoją cudną pracę twórczą. Pozdrawiam cieplutko. Beata;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z pewnością Quinkel jeszcze się natrudzi nim dopadnie Lamisa, chociaż nie jestem tak do końca przekonana, że ta sztuka uda się właśnie jemu.

      Usuń
  5. To teraz król ma nie lada kłopot- sprawdzić kto chce mu zaszkodzić. Lamis to naprawdę kawał drania który dba tylko o siebie, nawet siostra potrzebna mu tylko dla jej mocy . Baron będzie wściekły że Lamis znowu mu uciekł, ciekawe czy jak by poprosił Kharine o pomoc ona umiała by złamać zaklęcie niewidzialności? Bardzo dziękuję za epizod i pozdrawiam Elka-el64. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że Quinkel będzie prosił, nawet błagał Kharinę, ale o coś zgoła innego.

      Usuń
  6. Quinkel powinien zabrac ze soba Kharinę a napewno Lamis by nie uciekl a tak... Dziekuje i pozdrawiam zakewa

    OdpowiedzUsuń