środa, 5 listopada 2014

Malos - Rozdział 1_epizod 1



Kręcił się bezsensownie po korytarzu, raz po raz zerkając na białe drzwi, licząc, że w końcu się otworzą i ujrzy w nich położną, lub chociażby Gabriela. Nie żeby pałał szczególną tęsknotą za archaniołem, po prostu martwił się o Marię. Poród, który zaczął się tuż po północy, trwał w najlepsze, a maleństwa jak nie było na świecie tak nie było.
Gabriel czuwał przy żonie. Niestety, prócz archanioła, nikogo innego nie dopuszczono do rodzącej.  Abigail siedziała w poczekalni razem z innymi. Starsza pani drzemała w najlepsze, niewiele sobie robiąc z tego co działo się po drugiej stronie korytarza.
Malos najchętniej złamałby zakaz i osobiście sprawdził jak się sprawy mają, ale po pierwsze obawiał się, że urazi Marię tak bezpośrednim zachowaniem, po drugie, lękał się, że jeśli usłyszy jej krzyk wpadnie w szał i może przyłożyć lekarzowi.
Tak więc trzymał się z dala, wydeptując ścieżki na jasnych płytkach, głupiejąc pomału od monotonnej bieli ścian i ciszy panującej w anielskim szpitalu.
Półgodziny później wiedział już, że dłużej tego nie zniesie. Podszedł do pielęgniarki czytającej najspokojniej w świecie gazetę. Kobieta miała na sobie biały mundurek, idealnie zlewający się z jej jasnymi skrzydłami. Już samo to doprowadzało go do szału, nie wspominając o gumie, którą kobieta bez przerwy żuła.
– Muszę się przewietrzyć – rzucił i doczekawszy się jedynie kpiącego spojrzenia, skierował się do wyjścia.
Jak tylko znalazł się na zewnątrz odetchnął pełną piersią. Od razu poczuł się lepiej, nawet pożałował, że nie zdecydował się wyjść wcześniej. Wszak nikt go tam nie potrzebował. Maria była pod dobrą opieką lekarzy, a w razie gdyby coś poszło nie tak, pozostawała jej jeszcze cudowna moc dotyku Gabriela. Amelka znajdowała się u Any i Michaela i miała tam pozostać do czasu aż maluch się urodzi. Jednym słowem, nikt go nie potrzebował.
Mamrocząc pod nosem, wsunął dłonie w kieszenie dżinsów i ruszył przed siebie. Dotąd mieszkał w domu Gabriela, ale teraz, kiedy na świat pchało się dziecko archanioła, zastanawiał się czy jest tam jeszcze dla niego miejsce. Oczywiście, nie był zazdrosny o anielątko. Przeciwnie, cieszył się szczęściem swego opiekuna. Obawiał się jednak, że Maria zajęta niemowlęciem nie znajdzie już czasu, na rozmowę i wysłuchiwanie jęków anioła bez skrzydeł.
Mrucząc pod nosem, kopnął kamyk leżący na ścieżce, nie zastanawiając się nawet gdzie go posyła. Dopiero głośne auć, spowodowało, że podniósł głowę. Na ławce siedziała Santi i rozcierała kostkę, w którą uderzył ją kamień.
– Mógłbyś bardziej uważać! – Skarciła go anielica.
Malos napiął ramiona. W normalnych okolicznościach przeprosiłby kobietę i udawałby skruszonego, ale ta dziewczyna działała na niego jak czerwona płachta na byka.
– Skąd mam wiedzieć, czy celowo nie wystawiłaś nogi, by trafił cię kamień? – Odciął się.
Posłała mu kpiące spojrzenie.
– Tłumaczenie godne dziecka. – Zbeształa go. Miała na sobie różowe dżinsy i rozciągnięty podkoszulek z napisem Hello Kitty. Jasne włosy niczym nie skrępowane, opadały luźno na jej ramiona. Normalnie za jej plecami powinny wystawać skrzydła, ale ich tam nie było.
Malos ugryzł się w język, by ponownie nie powiedzieć czegoś głupiego, chociaż musiał przyznać, że w tym luźnym stroju, jakże innym od szkolnego mundurka, wyglądała o wiele lepiej i młodziej.
Zmarszczył brwi, zły na siebie, że zauważył coś podobnego. Nic mu było do tego, jak się ubierała po pracy i co robiła.
– Kiedy już przestaniesz się boczyć, mam ci do przekazania wiadomość. – Wstała z ławki, strzepując niewidzialne pyłki ze spodni. Książkę, którą czytała wcześniej, schowała teraz do torebki.
– Jaka to wiadomość? – zapytał, pozornie lekceważącym tonem. W rzeczywistości umierał z ciekawości, co też mogła chcieć od niego, mocno jednak obawiał się, że usłyszy coś w stylu: zauważyłam, że nie dość dokładnie myjesz talerze po obiedzie.
Kobieta tymczasem weszła na chodnik i przyglądając się mu krytycznie, powiedziała coś co musiało sprawić jej nie lada problem.
– Gerima uważa, że marnujesz się jako moja pomoc.
Zamrugał zaskoczony. Spodziewał się wszystkiego, tylko nie tego, że będzie prawić mu pochlebstwa. Zakłopotany przeczesał włosy.
– Ma dla mnie inne zadanie?
Dziewczyna skrzywiła się.
– Uważa, że mógłbyś poprowadzić lekcje gimnastyki. Oprócz umiejętności latania, dzieci powinny posiadać większą sprawność fizyczną, a ty jesteś dość wysportowany.
Malos uśmiechnął się szeroko. Zdawał sobie sprawę, że nie miała ochoty powiedzieć mu tego. I już samo to napawało go dumą.
– Od kiedy mam zacząć? – zapytał ochoczo.
– Nie bądź taki szybki – przystopowała go. – Jeszcze nic nie jest ostatecznie postanowione.
– W takim bądź razie, po co mi to powiedziałaś! – zirytował się anioł, ale dziewczyna wzruszyła ramionami.
– Nie lubię cię – stwierdziła po prostu. – Uważam, że nie pasujesz do szkoły i dajesz dzieciom zły przykład. Gdyby to ode mnie zależało, wyrzuciłabym cię za drzwi.
Zacisnął dłonie w pięści. Gdyby była facetem, przyłożyłby jej twarz. Teraz zaś mógł się jej tylko odgryźć.
– Wyobraź sobie, że mam o tobie dokładnie takie samo zdanie – rzucił, zostawiając osłupiałą i poczerwieniałą z gniewu dziewczynę.

5 komentarzy:

  1. Oj niegrzeczny Malos, tak przygadać Santi, zresztą ona nie pozostała mu dłużna. Ciekawie będzie obserwować tę parę. Bardzo dziękuję za rozdział. Pozdrawiam serdecznie, Meg

    OdpowiedzUsuń
  2. Serdecznie gratuluję zajęcia miejsca na podium w I edycji małpkowego konkursu :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawe dlaczego Santi tak nie lubi Malosa a on jej ? Z takimi bohaterami nie będzie nudno :) Bardzo dziękuje za rozdział :) Pozdrawiam Elka-el64.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie będzie nudno, zapewniam. Temperamentni bohaterowie i wartka akcja, tyle tylko mogę wam zdradzić.

    OdpowiedzUsuń
  5. Haha dobre :) Co też jest między tą dwójką, że się tak nie lubią? A niby takie aniołki ;)
    Pozdrawiam K.

    OdpowiedzUsuń