wtorek, 11 listopada 2014

Malos - Rozdział 1_epizod 2



Żałował, że wyszedł ze szpitala, tam przynajmniej nikt go nie obrażał, podczas gdy Santi robiła to nieustannie i przy każdej nadarzającej się okazji.
Nigdy nie rozumiał co dziewczynę tak w nim denerwowało, chyba że sugerowała się brakiem skrzydeł, ale czy wówczas nie powinna taką samą nienawiścią darzyć siebie?
Ona zaś trzymała głowę wysoko uniesioną, mając się za lepszą od niego. Zupełnie tego nie rozumiał i nie miał ochoty roztrząsać jej animozji. Wolał skupić się na tym, co mu powiedziała. Czy faktycznie Gerima planowała powierzyć mu inne zadania? Nie chciał robić sobie nadziei, ale cieszyłby się mogąc pracować z dzieciakami. Lubił te rozkrzyczane pacholęta. Czy jednak mógł wierzyć Santi? Mogła sobie z niego żartować, lub też celowo wprowadzać go w błąd.
– Malos? – Usłyszał za sobą i zatrzymał się. Ana, żona Michaela szła ścieżką, zmierzając podobnie jak on do szpitala.
Skinął kobiecie głową.
– Czy z dzieckiem wszystko w porządku? – zapytała. Troska biła z jej głosu.
– Chyba tak, po prostu się nie spieszy – odparł.
Uśmiechnęła się szeroko.
– Gabriel długo czekał na swego syna, kilka godzin nie powinno więc stanowić dla niego problemu – stwierdziła. Żona archanioła podeszła do młodzieńca, a potem łapiąc go pod ramię, ruszyła razem z nim do szpitala.
– Sprawiasz wrażenie wzburzonego. Coś się stało? W pracy wszystko dobrze?
– Jak zwykle – odparł, nie wdając się w szczegóły.
– Widziałam Santi w parku – ciągnęła niezrażona jego milczeniem i sztywnością ruchów. – Rozmawialiście?
– Powiedzmy – stwierdził. W żadnym wypadku poglądów wymienianych z Santi nie nazwałby rozmową. Wyrzucali z siebie pojedyncze słowa, atakując się nawzajem.
– Nie przepadasz za nią, prawda? – Żona archanioła nie zdawała się być zaskoczona tym faktem.
Chłopak zatrzymał się.
– To aż tak widać? – zapytał. Na twarzy chłopaka malowała się tak wielka frustracja, że kobiecie zrobiło się żal młodzieńca.
– Coś między wami iskrzy – odparła dyplomatycznie – ale raczej nie są to dobre fluidy, jeśli wiesz co mam na myśli.
Siknął głową. Wiedział o czym mówiła, a jakże. Iskrzenie też coś. On nazwałby to burzą z piorunami.
– Traktuje mnie jak przestępcę – mruknął pod nosem. No dobrze może i był trochę zbuntowany. Może nie zawsze godził się ze starymi zwyczajami i nie lubił przedawnionych praw, ale przecież nie był mordercą.
Ana milczała dłuższą chwilę, by w końcu stwierdzić.
– A jeśli pod jej niechęcią do ciebie kryje się coś więcej?
– Coś więcej? – prychnął. – To zdecydowanie całe morze uprzedzeń i fochów.
Zaśmiała się perliście.
– Znam ją niewiele lepiej od ciebie, ale słyszałam że miała bardzo ciężkie dzieciństwo.
– No nie żartuj? – Głos anioła stał się jeszcze bardziej sarkastyczny. – A moje to niby było sielanką?
Ana uścisnęła jego ramię.
– Dobrze, może niefortunnie się wyraziłam. Wiem, że też masz przykre wspomnienia, choć z drugiej strony, jak się tak nad tym zastanowić to prawie każdy z aniołów dźwiga podobny bagaż.
– Co w tym dziwnego, nasi rodzice są popierdoleni – odparł tak zwyczajnie jak się rozmawia o pogodzie.
Śmiejąc się zapytała:
– Czy to kwestia genów?
– Pewnie tak. Od dawna powtarzam, że zbyt mocno je mieszamy. Przynajmniej Maria może mieć pewność, że nie urodzi jakiegoś psychopaty. –  Wiele razy dziękował Bogu za to, że pojawiła się w ich zepsutym świecie. Krew przyjaciółki była zupełnie świeża, dzięki czemu dziecko z pewnością nie odziedziczy żadnej wybuchowej mieszanki.
Doszli już do szpitala i Malos chwycił za klamkę, wpuszczając kobietę przodem.
– Dziecko Marii będzie bezpieczne – powiedział, bardziej do siebie niż do Any. Kobieta bowiem skupiła się już na osobach siedzących w poczekalni, podchodząc wpierw do Abigail. Malos zaś usiadł na krześle, które  męczył przez ostatnie godziny. Sfrustrowany i niezrozumiany nisko zwiesił głowę. Słyszał jak kobiety cicho rozmawiają ze sobą.
– Akcja porodowa nabrała tempa – mówiła staruszka. W palcach przesuwała kulki różańca, modląc się za szczęśliwe rozwiązanie.
– Wreszcie – odparła Anna. – Już się martwiłam, że konieczne będzie cięcie.
Abigail nie odpowiedziała, ale jej mina świadczyła, że myślała o tym samym.
– Urodzenie dziecka to nie taka prosta sprawa, a jeśli jeszcze maluch do tego ma parę skrzydeł, to już wyczyn godzien prawdziwej siłaczki. – Ciągnęła żona Michaela.
– Jak się ma Amelka? – spytała staruszka, zmieniając temat, wyraźnie nie chcąc kusić losu złymi wizjami.
Ana uśmiechnęła się szeroko.
– Kiedy wychodziłam ogrywała Michaela w szachy – rzuciła i obie kobiety zachichotały.
Malos zmarszczył brwi, jakoś nie wyobrażał sobie pierwszego pośród archaniołów bawiącego się z dziewczynką. Podobnie zresztą, jak nie umiał pogodzić się z myślą, że dziecko którego narodzin wyczekiwali będzie należało do Gabriela. Uważał, że poważny sędzia nie nadawał się na ojca, ale widać Maria sądziła inaczej.
Wymianę zdań obu kobiet zakłóciły kroki na korytarzu. Chwilę później z oddziału porodowego wyszedł Gabriel. Archanioł wyglądał na zmęczonego, jego ubranie i włosy były mocno potargane, jednak mimo znużenia, szeroki uśmiech gościł na jego twarzy.
– Już jest – oznajmił głosem pełnym dumy. – Syn, mój syn.
Westchnienie ulgi odmalowało się na twarzach kobiet. Abigail jako pierwsza podbiegła do mężczyzny, ściskając go i gratulując mu. Starsza pani szczebiotała radośnie, nie przestając całować świeżo upieczonego ojca. Ana również przyłączyła się do gratulacji.
– A Maria, dobrze się czuje? – spytała z troską w głosie.
Gabriel skinął głową.
– Już wszystko w porządku, zadbałem by za bardzo nie cierpiała.
Malos skrzywił się na te słowa. Przez myśl przeszło mu, że gdyby Gabriel chciał zadbać o zdrowie żony, nie zmuszałby jej do rodzenia, głośno jednak tego nie powiedział. Wstał z krzesła i szurając nogami, podszedł do opiekuna.
– Gratuluję – powiedział, podając dłoń mężczyźnie.
Gabriel uśmiechnął się szeroko.
– Dziękuję – odparł. A potem nim Malos zdołał wyszarpnąć rękę, dodał jeszcze: – Cieszę się że tu jesteś. Maria będzie szczęśliwa, wiedząc że czuwałeś w szpitalu.
Twarz chłopaka pokrył ciemny rumieniec.
– Myśl sobie co chcesz, ale nie siedziałem tutaj dla ciebie – rzucił przez zęby, wyszarpując dłoń. Potem nie zważając już na nawoływania archanioła, odwrócił się na pięcie, wybiegając z oddziału.

5 komentarzy:

  1. Miałam dodać wczoraj, ale przyznaję trochę poleniuchowałam, lub raczej starałam się odleżeć przeziębienie. Dziś już jestem i oddaję do waszej dyspozycji drugi już epizod Malosa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję Emi za Malosa. Przeczytam te dwa epizody i myślę, że Malos ma zadatki na dużego despotycznego anioła. Rozumiem jego niechęć do Gabriela , ale jego postawa jest męcząca. Santi też nie jest taka słodziutka, jak się wydaje. Pewnie coś między nimi zaiskrzy. Już pewnie o to zadbasz. Dziękuję i czekam na następny rozdział. Pozdrawiam cieplutko. Beata;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bym nie powiedziała, że jest męcząca, tylko dziecinna. Malos to taki duży, obrażony chłopczyk, którego złapano na psocie i za karę pozbawiono skrzydeł. Teraz strojąc fochy na wszystkich się obraża.

      Usuń
  3. Skoro Ana mówi, że iskrzy między nimi to na pewno coś z tego będzie. Trzeba tylko trochę poczekać. Fajnie, że Maria już urodziła i do tego syna, teraz Gabriel będzie dumny jak paw(jak każdy ojciec). Bardzo dziękuję za cudowny rozdział. Pozdrawiam serdecznie, Meg

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, dzidziuś Marii i Gabriela już na świecie. Teraz bohaterowie będą mogli skupić się na poważniejszych sprawach, lub raczej problemach, bo tych im nie zabraknie.

      Usuń