Królowa odłożyła czytany przed chwilą list
i spojrzała na małego chłopca, bawiącego się u jej stop drewnianymi klockami.
Książę Elear uparcie starał się zbudować zamek, ale wysokie wieże nie chciały
stać i raz po raz upadały, niszcząc cały jego trud. Malec jednak nie marudził i
nie złościł się, tylko z godnym podziwu uporem od nowa wznosił drewnianą
twierdzę.
– Co o tym myślisz? – zapytał Ariel.
Smoczy król stał przed kominkiem, opierając się ramieniem o kamienną belkę.
Minę miał wyczekującą, a ciało spięte.
Elena westchnęła. Ukochany, od wielu
tygodni chodził podenerwowany i źle sypiał. Sprawy królestwa martwiły go
bardziej niż własne zdrowie.
Co prawda nigdy nie było im lekko.
Zasiadając na tronie Kirragonii Ariel wziął na swoje barki trud odbudowy
monarchii po trzech tysiącleciach bezkrólewia. Wiele urzędów i funkcji
praktycznie nie istniało. Wyroki w sprawie morderstw, gwałtów i kradzieży, oraz
innych przestępstw wydawali lokalni lordowie, choć dawniej czynili to
specjalnie powołani do tego celu namiestnicy. Przytułki dla chorych i ochronki
dla biedoty dawno temu rozwiązano. Za to mechanizm szkolenia rycerzy i smoczych
wojowników był niezwykle sprawny, ale tego akurat można było się spodziewać.
Najgorzej sytuacja prezentowała się na
północy. Tam wiele z wiejskich dzieci przymierało głodem, o dostępie do
znachorów i nauki nie wspominając. Liczba istot nie potrafiących napisać nawet
własnego imienia, była zatrważająca.
Wprowadzenie ładu w tak wielu dziedzinach
wiązało się z ogromnymi kosztami i koniecznością poszukania odpowiednich osób
do piastowania najważniejszych funkcji w królestwie.
Część lordów z południa otrzymała pieczę
nad niektórymi warowniami z północy wraz z nakazem zaprowadzenia porządku na
tamtych ziemiach. Nie było to łatwe zadanie. Ludzie północy nie ufali obcym, a
smagani do tej pory batem Tollesto, szczerze nienawidzili smoków. Jeszcze wiele
lat będzie musiało upłynąć nim smocza ziemia stanie się jednością.
Tymczasem, miast pracować nad poprawą losu
najbiedniejszych po raz kolejny przyszło się im zmierzyć z groźbą kolejnej
bratobójczej wojny. Widmo konfliktu początkowo ledwie wyczuwalne, dziś spędzało
sen z powiek króla.
Elena spojrzała na męża. Brak snu już
odbijał się na jego twarzy. Ciemne cienie widniały pod jego oczyma, a szaty
dawniej idealnie leżące, zaczynały luźno powiewać. Ariel nie pragnął kolejnej
wojny i rozpaczą napełniała go myśl, że jego wysiłki mogą okazać się
niewystarczające, gdyż północ ciągle nie chce widzieć go na tronie.
– Sytuacja jest poważna – odpowiedziała,
ważąc słowa. Podejrzewałam, że tak może być. Nie sądziłam jednak że jest tak
źle. – Kolejny smutny fakt potwierdzający ich wcześniejsze domysły, że
mieszkańcy północy nie potrafią żyć jako wolni ludzie, tylko drżeć pod butem
smoczych uzurpatorów.
– Martwią mnie trochę słowa Pademefisa. –
Do dyskusji wtrącił się Lahante. Dawny król Tynaru, mieszkający obecnie w
Kirragonii wygrzewał się przed kominkiem, siedząc w głębokim fotelu. Kątem oka
spoglądał na wnuka, budującego drewniany zamek.
– Mnie również – odparł Ariel. –
Wiedziałem, że nie wszyscy zginęli w Dolinie Ciszy, nie zakładałem jednak, że
tak wielu jeszcze przebywa w królestwie.
– Tego akurat nie wiesz – ponownie wtrącił
się Lahante. –Więzień mógł mówić prawdę.
Smoczy król zmarszczył brwi. Do tej
pory mierzył się z myślą, że niedobitki zdrajców krążą po królestwie.
Świadomość, że gdzieś poza Siódmym Lądem, na nieprzyjaznych wyspach mieszkają
smoki, mnożą się i szkolą do walki o tron, nie napawała go optymizmem.
– Co radzisz? – zapytał w końcu. Ostatnie
lata nauczyły go korzystać z doświadczenia Lahante. Stary król przez wiele
setek lat władał Tynarem, niejednokrotnie ratując królestwo przed wojną.
– Myślę, że należałoby sprawdzić co
faktycznie dzieje się na Czerwonych Wyspach.
– Też o tym myślałem – przytaknął Ariel.
– Nie znam tamtych terenów, nie potrafię
ci więc doradzić w jaki sposób to zrobić.
Myśli smoka mimowolnie pomknęły do tych
wszystkich lat spędzonych na tułaczce poza Siódmym Lądem. Nigdy, nikomu nie
życzyłby takich doświadczeń. Był prawie na wszystkich wyspach leżących wokół
Karanhanu. Ten ostatni ląd wspominał najgorzej. Stwory tam mieszkające były
gorsze niż demony i o wiele bardziej podstępne.
Jeśli rzeczywiście smoki mieszkają na Czerwonych
Wyspach, to albo musiały je sobie podporządkować, albo też kryją się tam jak
przestępcy. Nie podejrzewał, by ogniste gady mogły zaprzyjaźnić się z
tamtejszymi monstrami.
– Czy tam w ogóle da się mieszkać? –
zapytała Elena.
Król skrzywił się. Nie miał ochoty
wspominać czasów młodości, ale sytuacja wyglądała źle i być może nadszedł czas
by wrócić do tamtych dni.
– To skaliste wyspy. Niewiele na nich
zieleni. Za to całe mnóstwo skał i wąwozów. Ziemia jest tak nieurodzajna, że
prawie nic na niej nie rośnie.
– Jak więc tam sobie radzą, czym się
żywią, gdzie mieszkają? – naciskała królowa.
Ariel westchnął. Lahante nic nie mówił,
ale również intensywnie wpatrywał się w zięcia.
– Istoty z tamtych rejonów w większości
mieszkają w jaskiniach, głęboko pod ziemią.
– Jak demony? – dociekał stary król.
„Gorzej” – przeszło Arielowi przez myśl.
Bo demony wyglądały jak demony, zaś te stwory nosiły ludzkie skóry, choć
tak naprawdę nie miały z nimi nic wspólnego.
– To nie są demony, choć wątpię by
posiadały duszę – odparł w końcu.
– Czym więc są? – Elena podeszła do męża.
Ostrożnie dotknęła jego ramienia, a ten uśmiechnął się do niej smutno.
– Na pierwszy rzut oka przypominają ludzi.
– Ale nimi nie są? – dociekał Lahante.
– Nigdy nie wychodzą na światło dzienne.
Wolą blask księżyca i chłodny powiew wiatru. Wychodzą po zmroku w poszukiwaniu
pożywienia.
– Zakładam że nie żywią się roślinnością,
skoro tam nie rośnie?
Ariel potaknął.
– By przetrwać potrzebują krwi, świeżej i
cieplej. Polują na ciepłokrwiste stworzenia. Jeśli nie znajdą ich na wyspie,
opuszczają ją i kierują się na inne, lub nieco dalej na zachód, na stały ląd
zwany Karanhanem.
Elena milczała, nie potrafiąc wyobrazić
sobie kreatur zdolnych do czegoś podobnego. Lahante zaś miał całe mnóstwo
pytań.
– W jaki sposób przemieszczają się
pomiędzy lądami?
– Mają skrzydła. Nieco małe, skórzaste i
szare. Chowają je pod ubraniem. Napadają na swoje ofiary po zmroku i wypijają z
nich krew.
– Ale… – Elena zaczęła i urwała w połowie
zdania.
– Piją krew ludzi? – Lahante wyglądał na
równe zszokowanego co córka.
Ariel skinął głową.
– Ludzi i zwierząt, rasa nie robi im
różnicy.
– To jakieś potwory – szepnęła Elena. W
jaki sposób je spotkałeś?
– Byłem zmuszony spędzić na wyspach jakiś
czas – odparł wymijająco. Wolał nie opowiadać jak bardzo musiał się natrudzić
by przetrwać. I nie dać się zabić.
Stary król popukał palcem w rękę.
– Jeśli to tak przerażające bestie, to
możliwe, że gromady smoków nie mogłyby tam mieszkać.
– Są inne wyspy – stwierdził cierpko
Ariel. – Poza tym gady mogły opanować tamte ziemie i podporządkować sobie
krwiożercze stwory.
– Wyślesz tam ludzi? – zapytał Lahante.
– Nie mam wyboru – odparł król . Nie
podobała się mu ta myśl. Dobrowolne narażanie najlepszych ludzi na atak ze
strony miharów, nie było tym czego pragnął.
– Wyślę najwyżej kilku wojowników. Duży
oddział wzbudziłby podejrzenie.
–Też tak uważam. – Lahante skinął głową.
Ariel zaś w myślach analizował, kogo
wysłać na tę niebezpieczną misję. Potrzebował doświadczonych wojowników,
rozsądnie myślących i doskonale panujących nad smoczymi popędami.
– Co zrobisz z dziewczyną? – Elena
zmieniła temat. Odsunęła się od męża i podeszła do malca. Chłopiec znudził się
już zabawką i teraz zaczął rozglądać się za matką.
– Należy do wrogiego obozu – odparł mąż.
– Czy była w grupie, która uciekła z
Lahmar? – zainteresował się Lahante.
Ariel skinął głową.
– Jest siostrą tamtejszego złotnika.
– Wiedziała o kradzieżach brata?
Ariel uśmiechnął się cierpko.
– Jestem pewien, że maczała w tym
wszystkim palce. Zdaniem mieszkańców skalnego miasta rodzina złotnika żyła
bardzo wystawnie.
– Nie masz jednak pewności czy ona i jej
brat dołączyli do wrogich smoków? – Nie ustępował stary król.
– Na razie niewiele wiemy. Nie zdążyłem
jeszcze jej przesłuchać. – Monarcha podrapał się po brodzie. Dziewczyna żadną
miarą nie wyglądała na taką co przestraszy się byle czego. To zaś oznaczało, że
być może trzeba będzie użyć siły, by cokolwiek z niej wydusić.
– Ale Pademefis napisał, iż była w jakimś
sensie więźniem smoków? – Nalegała Elena, mimowolnie stając w obronie
dziewczyny.
– Wiem o tym. – Ariel ponownie potarł
brodę. Zdaniem dawnego mentora, dziewczyna była raczej zakładnikiem niż częścią
gromady smoków. Nie do końca w to wierzył, chociaż ślady na kostkach i
nadgarstkach potwierdzały słowa druida.
– Nie wiem co mam z nią zrobić? –
stwierdził w końcu władca. Normalnie kazałby ją potraktować jak każdego innego
zdrajcę i bez znaczenia byłby tu fakt, że była kobietą. Ale druid dał mu
wyraźnie do zrozumienia, że siłą nic nie zyska, zaś podstępem i dobrym planem,
bardzo dużo.
– Co jeszcze przekazał ci Pademefis? –
zapytał Lahante. Stary król odebrał z rąk córki wnuka i teraz huśtał malca na
swoich kolanach.
– Napisał, że ma na imię Gerenisse i że
jest córką efki z kalzedońskich lasów. Dziewczyna dysponuje magicznymi
talentami, ale raczej potrafi ich w pełni wykorzystać.
– Co radzi starzec?
– Umieścić kobietę pod kuratelą zaufanej
osoby i tam ją obserwować, oraz zdobywać jej zaufanie.
– Skorzystasz z jego rady? Wypuścisz ją? –
dociekała Elena. Królowa chociaż tego nie mówiła, nie akceptowała tortur.
– Jeszcze nie podjąłem ostatecznej decyzji
– odparł wymijająco monarcha. – Najpierw muszę porozmawiać z dziewką. Zobaczymy
co powie nam dobrowolnie. Potem zadecyduję o jej dalszym losie. – W myślach już
rozważał kogo ewentualnie obarczyć przykrym obowiązkiem pilnowania niechcianego
więźnia. W grę wchodziło kilka rodów.
Mógł ją odesłać na Smoczą Skałę, pod opiekę
Darfeny. Matka posiadała wystarczająco silny charakter by zapanować nad
niesforną branką. Niestety, hrabina często spędzała czas z Elearem i choćby z
tego powodu nie mógł umieścić tam Gerenisse. Bezpieczeństwo rodziny stawiał
ponad wszystko.
Na północ w żadnym wypadku nie mógł jej
posłać. Ryzyko, że ucieknie do smoków, lub też pobratymcy spróbują ją odbić,
było zbyt wielkie. Quinkel oczekiwał narodzin syna i kolejna kobieta w
otoczeniu młodej małżonki nie była dobrym pomysłem. Miał jeszcze Melira, jednak
nienawiść hrabiego do kobiet była tak silna, że wolał nie ryzykować śmierci
dziewczyny nim cokolwiek się od niej dowiedzą. Kto więc mu pozostawał? Nie miał
wielkiego wyboru. A w zasadzie tylko jeden.
Mam nadzieje, że nie będą Ger za bardzo torturować... Jestem też ciekawa jak Ariel przekaże wesołe nowiny nowemu "opiekunowi" Gerenisse. Zapewne ten się ucieszy:)
OdpowiedzUsuńDzięki piękne za kolejny fragment.
Pozdrawiam K.
Nie, nie, Ariel nie pozwoli torturować dziewczyny.
UsuńDobrze jest spotkać się ze "starymi" znajomymi. Widzę, że Lahonte zamieszkał u córki. Ciekawi mnie kogo Ariel pośle na tą zabójczą wyprawę. Myślę, że Gelar poradzi sobie z Gerenise. Bardzo dziękuję za cudowny rozdział. Pozdrawiam serdecznie, Meg
OdpowiedzUsuńOch poradzi sobie, wręcz będzie zachwycony.
UsuńNo to wybor rzeczywiscie niewielki :D Niech ja postraszy, ze ja odesle na wyspy do wampirow hihihhi zacznie spiewac jak z nut :D:D:D Mam pytanie Emis bo piszesz o 3 wiekach bezkrolewia, a wydawalo mi sie, ze to byly trzy tysiaclecia....chociaz moze mi sie mylic musialbym do Smoczego Plomienia zajrzec Buzi :***
OdpowiedzUsuńMasz rację Sławku, moje przejęzyczenie. Buziaki
UsuńJuż nie mogę się doczekać wyprawy na Czerwone Wyspy :D
OdpowiedzUsuńDziękuje :* i pędzę dalej
korlagolka