wtorek, 6 stycznia 2015

Malos - Rozdział 6_epizod 2



Naciągnęła mocniej kaptur na głowę, mając nadzieję, że to osłoni ją przed hałasem i zgiełkiem ulic. Nic jednak nie było w stanie zagłuszyć tego, co działo się wokół niej. Nawet przytulne ściany mieszkania żony archanioła ledwie tłumiły dźwięki wiecznie żyjącego miasta.
Była tu ledwie kilka dni i już miała dość. Tęskniła za swoim cichym domkiem, słońcem, przestrzenią i samotnością. W Nowym Jorku człowiek nigdy nie był sam, to miasto nie zasypiało, zaś nocą nabierało nowych egzotycznych barw. Brnąc przez zatłoczone ulice, nieustannie będąc potrącaną przez przechodniów, zastanawiała się jak ci wszyscy ludzie są tu w stanie wytrzymać i nie zwariować.
Malos nie miał takich dylematów. Szedł prężnym krokiem, uważnie rozglądając się na boki, wypatrując wskazówek i istot, które nie powinny przebywać na ziemi. Jak na ironię losu, oni samy byli takimi właśnie istotami.
– Nie chciałabym marudzić, ale krążymy już tak kilka godzin – powiedziała, przeklinając w duchu, że jej głos brzmiał tak rozpaczliwie.
Anioł spojrzał na nią spod przydługawej grzywki.
– Zmęczyłaś się? – zapytał i o dziwo nie usłyszała w jego głosie drwiny, prędzej zmieszanie.
– Zgłodniałam – odparła zgodnie z prawdą. Szybka kanapka w mieszkaniu i kawa kupiona w parku jakoś nie napełniły jej żołądka.
– W takim razie chodźmy coś zjeść – rzucił, wskazując głową na knajpkę po przeciwległej stronie ulicy.
Odetchnęła tak głośno, że nawet anioł się uśmiechnął.
Lokal był mały, ale przytulny. Z mnóstwem plastikowym foteli, dziwnych skórzanych kanap, oraz tandetnych dekoracji. Kelnerki miały tu śmieszne, różowo-białe fartuszki i takie same czepki. Szczęściem jedzenie pachniało wybornie i dla Santi reszta przestała mieć znaczenie.
Ledwo usiedli przy stoliku pojawiła się kelnerka.
– Co podać? – zapytała, wyjmując obszerny notesik. Była to przysadzista kobieta o twarzy usianej mnóstwem pieg, lecz ciepłym uśmiechu.
– Chcielibyśmy zjeść coś na ciepło – Malos od razu przeszedł do rzeczy.
– Dań obiadowych jeszcze nie serwujemy – odparła, ale mogę was uraczyć późnym lunchem.
– Dobra – anioł zatarł ręce. – Dla mnie cokolwiek, byle było niezdrowe i było tego dużo.
Kelnerka skinęła głową.
– Takich klientów to ja lubię, a co dla pani?
Santi przełknęła ślinę. Nie znała się na ludzkim jedzeniu. Do tej pory próbowała jedynie kanapek i makaronowej zapiekanki.
– Poproszę sałatkę – zaczęła ostrożnie, z uwagą przeglądając kartę dań.
– Parówki w sosie naleśnikowym – dodał Malos, wyrywając jej menu z ręki i zwracając się do kelnerki. – Do tego dwie cole.
Kobieta skinęła głową i kołysząc biodrami oddaliła się na zaplecze.
– Dlaczego mnie wyręczasz? – fuknęła Santi, jak tylko zostali sami. Ten jednak wzruszył tylko ramionami.
– Długo się namyślasz, a ja jestem głodny.
– Nie lubię jeść byle czego – upomniała go tak łagodnie jak gdyby miała przed sobą niesfornego ucznia.
Ciemne brwi anioła podjechały do góry.
– Słuchaj, ja wiem że jesteś tu pierwszy raz i wszystko w równym stopniu cię przeraża co fascynuje. Staram się ci pomóc.
– Podejmując decyzję za mnie? – Skrzyżowała ramiona na piersi.
Mężczyzna skinął głową. Ciemna bluza z kapturem leżała na nim tak idealnie, że nikt kto go widział, nie pomyślałby że patrzy na anioła. Zresztą ona sama nie przypominała świetlistej istoty.
– Gdybyśmy mieli więcej czasu, pozwoliłbym ci na większą swobodę – odparł, przyznając otwarcie, że w tym ogromnym mieście musi kontrolować każdy jej krok.
– Zdajesz sobie sprawę jak szowinistycznie to brzmi – rzuciła, ale mężczyzna tylko uśmiechnął się szeroko.
– Kochana, nie mam czasu by cię niańczyć. Chcę odnaleźć Willa i jak najszybciej wrócić do siebie.
– Faktycznie, dzień bez użalającego się Malosa, dniem straconym –odcięła się, sugerując co naprawdę anioł robi w Concorze.
Mięśnie na twarzy chłopaka stężały w ułamku sekundy.
– Nic o mnie nie wiesz! – warknął, ściszając głos tylko odrobinę  przed przechodzącą kelnerką.
Santi wzruszyła ramionami, włosy związane w koński ogon zatańczyły z tylu jej głowy.
– Wiem, że mieszkasz w domu jednego z najlepszych archaniołów jakich widział nasz świat, a ty wiecznie użalasz się nad sobą i nie możesz znieść tego, że on zwyczajnie cię lubi.
Twarz Malosa przybrała ciemny kolor.
– Gówno wiesz! – warknął w odpowiedzi. – On zniszczył moje życie, odebrał mi marzenia, przyszłość.
– Czyżby? Uśmiechnęła się z politowaniem. Gdybyś mówił o Michaelu, pewnie bym ci uwierzyła, ale Gabriel...  – Pokręciła głową. – Nie zadałeś sobie trudu poznania go. Gdyś to zrobił, wiedziałbyś, że ten anioł nigdy nikogo nie krzywdzi bez powodu, zaś każdy wyrok okalecza jego serce i duszę.
Malos milczał. Znał Gabriela. Znał go lepiej niż Satni. Wiedział o jego chorych skłonnościach i upodobaniu do samookaleczenia. Nie wiedział tylko dlaczego anioł to robił.
– To zimny skurczybyk i tyle – zakończył dyskusję, nie próbując już więcej odzywać się do dziewczyny. Ochota na niezdrowe żarcie wyparowała wraz z dobrym nastrojem.

2 komentarze:

  1. Widzę, że Santi nawet na ziemi daje popalić Malosowi, a przecież on faktycznie o nią się troszczy. Ciekawi mnie co ją do niego przekona. Bardzo dziękuję za kolejny fragment. Pozdrawiam serdecznie, Meg

    OdpowiedzUsuń
  2. Nawet na ziemi ta dwie różne osobowości, które ciągle się ścierają. Muszą jednak przezwyciężyć własne demony i uprzedzenia by odszukać małego anioła. Mam nadzieję, że zdążą przed tym jak harpie stwierdzą że chłopiec do niczego im się nie przyda. Pozdrawiam Lena

    OdpowiedzUsuń