niedziela, 18 stycznia 2015

Twierdza Wspomnień - Rozdział 10_epizod 1



Smok który wszedł do sali audiencyjnej był w równym stopniu zły co ubrudzony i zmęczony. Jego twarz przypominała ściągniętą maskę, a blizny szepczące prawy policzek, wyraźnie nabrzmiały. Mimo to, jego kroki były pewne a głos donośny, kiedy przyklękał przed królem.
– Wasza Wysokość – zaczął, spuszczając nisko głowę. – Przynoszę wieści z Czerwonych Wysp.
– Wstań Vagumie – Ariel skinął ręką na rycerza. Oprócz władcy, w sali przebywali dworzanie, urzędnicy królewscy, nawet kilku smoczych wybrańców. Król omiótł spojrzeniem ich wszystkich. Większość z nich nigdy nie trzymała w dłoni miecza, nie czuła jego ciężaru i mocy. Krew zaś budziła w nich obrzydzenie i wstręt. – Zostawcie nas samych! – zawołał donośnym głosem. Nie musiał dwa razy powtarzać. Bez nawet jednego słowa protestu, urzędnicy i reszta dworzan opuściła izbę.
 Ja również mam się oddalić? – pytanie wyszło z ust białowłosego mężczyzny. Lord Melir w niszy okiennej, zbliżył się na środek sali.
– Nie – monarcha pokręcił głową. – Ty, Melirze, zostań. Twoja mądrość może mi tylko pomóc.
Smok skinął głową, a na jego twarzy nie drgnął nawet jeden mięsień z powodu tak jawnego komplementu. Przebywał na dworze królewskim już od paru dni, usiłując wyśledzić spiskowców, którym dziwnym trafem udało się przedostać do Farrander. Teraz powróciła jeszcze sprawa wrogich oddziałów na odległych wyspach. Wszystko to, mogło mieć ze sobą wiele wspólnego, lub wprost przeciwnie, nie mieć żadnego związku.
Rycerz, któremu Ariel powierzył dowództwo w niebezpiecznej misji na Czerwone Wyspy, był doświadczonym wojownikiem. Lata młodości miał już dawno za sobą, natomiast jego ciało ciągle kipiało pełnią sił. Vagum zawsze był po stronie korony i jedynego prawdziwego władcy. Chociaż urodził się na północy, na ziemiach podlegających Tollesto, nie posiadał majątku, ani tym bardziej tytułu, nigdy nie próbował przejść na stronę hrabiego. Za co ten dobitnie go piętnował i przez lata dręczył. Mężczyzna stracił wszystkich bliskich, nie padł jednak na kolana przed uzurpatorem. Przy pierwszej nadarzającej się okazji uciekł na południe, zaciągając się do oddziałów strzegących Farrander.
– Mów Vagumie, co odkryliście na Czerwonych Wyspach? – zażądał król, kiedy izba już całkowicie opustoszała.
– Nie jest dobrze, mój panie – wyrzucił z siebie jednym tchem. – To co tam zastaliśmy było przerażające. – Smok wzdrygnął się na samo wspomnienie tego czego doświadczył za morzem.
– Mówisz o istotach zamieszkujących tamte ziemie, czy gromadach smoków?
– Jednym i drugim, mój panie.
Ariel zmarszczył brwi. Znał Karanhan i wyspy wchodzące w jego skład. Wiele lat spędził na niegościnnych wodach, zwiedzając tereny o których reszta świata nie chciała nawet słyszeć. Nim nakazał grupie smoków udać się na zwiad, szczegółowo poinformował ich, czego mogąc się spodziewać. Ale i tak widząc zmęczone oblicze swego rycerza, wiedział, że bestie zamieszkujące wyspy zaskoczyły ich.
– Mów – zażądał. – Są tam smoki?
– Całe kolonie. – Twarz wojownika wyrażała bezgraniczną pogardę. – To nie są młode osobniki, mój panie. Tylko w większości dorośli mężczyźni, ćwiczący się w boju. Żyją w jaskiniach, niczym gobliny. Nie znają lęku ani też litości.
– Czym się żywią? – dociekał król. Na Czerwonych Wyspach praktycznie nic nie rosło. Piach, skały i gorące powietrze, tylko tyle można było tam znaleźć. Oczywiście były też furrie, ale o tych stworach lepiej było nawet nie myśleć.
– Zdobywają pokarm w ten sam sposób co kreatury opisane przez ciebie, królu – rzucił, a monarcha skrzywił się nieznacznie. Oboje wiedzieli o kim mówił.
Smok uniósł rękę, przeczesując ciemne włosy. Miał za sobą długą podróż, ostatni raz spał wiele dni temu, o jedzeniu nawet wolał nie myśleć. Nigdy dotąd nie był na tak trudnym zwiadzie i chociaż przeżył piekło, usiłując wyzwolić spod władzy Tollesto, tortury tego gada były niczym w porównaniu z okrucieństwem, którego był świadkiem na wyspach.
– Ile może sobie liczyć ich kolonia? – Władca zapewne już rozważał w jaki sposób zniszczyć wrogie oddziały.
– Sądzę, że jest ich mniej niż w Dolinie Ciszy, ale i tak całkiem sporo.
– Cholera! – przekleństwo wydobyło się z ust Melira. – Tylko tego nam teraz trzeba. Kim są te bestie o których mowa? – Białowłosy lord zaczął krążyć wokół przybysza. Spokój ciągle jeszcze malował się na jego twarzy, ale w głowie już wirowały dziesiątki myśli.
– To furrie – Vagum wypowiedział ostatnie słowo jak największe ohydztwo. – Przypominają ludzi, ale w rzeczywistości są największym koszmarem jaki można sobie wyobrazić. W jednej chwili spokojne, by zaraz potem przemienić się monstra z wielkimi kłami, gotowe pożreć wszystko na swojej drodze.
Hrabia Karez zaklął pod nosem, potem spojrzał na monarchę.
Ariel milczał. Smukłymi palcami stukał w poręcz fotela. Jego twarz była skupiona, usta ściągnięte.
– Mówisz, że są szkoleni, przez kogo? – zapytał po dłuższej chwili, nie zamierzając podejmować wątku maszkar.
– Grupę starych smoków – odparł Vagum, a jego głos nabrał większej głębi, wskazując, że smok traci nad sobą kontrolę.
– Znasz ich – dociekał Melir.
Smok skinął głową, dla nikogo w tym zamku nie było tajemnicą skąd pochodził.
– Niektórych aż za dobrze. – Pamiętał ogorzałe gęby znęcające się nad jego rodziną. Mężczyzn z twarzami naznaczonymi okrucieństwem, gwałcących jego siostry.
– To dawni towarzysze Tollesto? – dopytywał się Melir.
– Szkolili smoki jeszcze w Kirragonii, to oni przemierzali północne ziemie, wyszukując młodych chłopców, a potem siłą wcielali ich do armii Tollesto.
Melir nic nie odpowiedział. Zbyt dobrze zdawał sobie sprawę, że stojący przed nim wojownik był jednym z takich dzieci. Siłą wyrwany z domu rodzinnego, rzucony do stóp uzurpatora.
– Co jeszcze możesz nam powiedzieć? – dociekał król.
– Furrie i smoki ściśle współpracują – dodał z widoczną odrazą. – Podejrzewam jednak, że to gady zdominowały maszkary.
– Ja też tak myślę – stwierdził cierpko Ariel. – Skoro zamieszkują jaskinie, znaczy się, zmusiły je do posłuszeństwa. Widziałeś żeby je pożerały? – zapytał, a Melir aż uniósł brwi ze zdziwienia.
– Bardzo często, mój panie – potaknął wojownik. – To forma kary i sposób dyscyplinowania stworów.
Władca ponownie się zamyślił.
– Kto dowodzi gadami? – zapytał Melir, uprzedzając pytanie króla.
Vagum skrzywił się, jakby ktoś wbił mu nóż w pierś.
– To właśnie jest najgorsze –odparł głosem wypranym z wszelkich emocji.– Rzadko go widać, często gdzieś wylatuje, ale kiedy się zjawia silną ręka trzyma cały obóz. To on najczęściej zabija furrie.
– Kim jest? – naciskał Ariel. Jego głos również stał się nieco niższy, a gniew dał o sobie znać. Czerwony smok powoli budził się do życia, z gracją przeciągając pod skórą monarchy.
Po zmęczonej twarzy Vaguma przetoczył się ogień.
– Synem Tollesto – odparł tylko bez wahania.
W ciszy jaka zapanowała po jego słowach, słychać było tylko szybkie oddechy trzech smoków. Ariel siedział ze zmarszczonym czołem, Melir zaś wyglądał na równie zaskoczonego co zszokowanego.
– Niemożliwe – jęknął w końcu. – Hewarr nie miał dziedzica.
– Chciałbym móc się z tobą zgodzić, panie, ale prawda jest taka, że ten stwór wygląda jak hrabia. Ma jego wzrost i budowę oraz przeklęte rude włosy. Nawet mówi w ten sam sposób. – Wypowiadając ostatnie słowa, smok splunął na podłogę.
– A wiec to jednak prawda. – W głosie króla pojawił się smutek. Nawet nie złość, tylko smutek. – Zatem spokojne czasy definitywne odeszły w niepamięć. Dopóki ostatni z rodu Tollesto żyje, dopóty nasze królestwo nie zazna pokoju.
– Jest coś jeszcze mój panie – szepnął Vagum i potem nie czekając aż władca wpadnie w szał, zaczął mówić. – Na wyspach pełno jest kobiet. Smoki przetrzymują je w ciasnych klatkach. Regularnie gwałcą, karmią tylko wtedy gdy któraś zajdzie w ciążę. Słabe i niezdolne do poczęcia niewiasty oddają na pożarcie furiom. Tak samo czynią z nowo narodzonymi dziewczynkami.
Król uderzył pięścią w poręcz.
– A więc tak się sprawy mają. Ten gad chce za wszelką cenę zbudować armię! – wrzasnął. Twarz władcy zrobiła się czerwona, a zielone źrenice monarchy zastąpił już ogień. – Bezczelność! – warknął niskim głosem. – Na nieszczęściu swoich rodaków, pragnie zbudować armię posłusznych wojowników.
– Od jak dawna to może trwać? – dopytywał się Melir. Hrabia podobnie jak król wyglądał na wzburzonego, jednak on nie był zaskoczony rozmiarem zdrady. Oczekiwał tego i słowa wojownika aż tak bardzo go nie zaskoczyły.
– Podejrzewam, że od bardzo dawna. Ich legowiska są dobrze zorganizowane, a ilość młodych chłopców kręcących się po obozie jest całkiem spora.
– Hodują smoki jak zwierzęta – mruknął Melir. Przez jego głowę przelatywały dziesiątki myśli. – Nie sądziłem, że do tego dojdzie.
– Czy ilość dorosłych mężczyzn jest wystarczająca by wypowiedzieć nam wojnę? – dociekał król. Monarcha wstał z tronu i zszedł do rycerzy. Stał teraz przed umęczonym wojownikiem, przyglądając się mu badawczo. – Powiedz, czy twoim zdaniem mogą wypowiedzieć nam wojnę?
Vagum odpowiedział bez chwili wahania.
– Zdecydowanie tak.
– Tego się właśnie obawiałem – odparł król.
– Jak blisko udało się wam podejść? – wtrącił się Melir.
– Jeśli pytasz panie, czy nas odkryli, to odpowiedź brzmi, nie. Nie zostaliśmy zdemaskowani, przynajmniej tak było kiedy opuszczałem naszą kryjówkę.
– Udało się wam wejść do ich obozu? – dopytywał się król.
Smok pokręcił głową.
– Są bardzo dobrze zorganizowani, pilnie strzegą swych bram. Nikt niezauważony tam nie wejdzie.
– Ale wam udało się zajrzeć do środka – stwierdził cierpko hrabia.
– Nie było to łatwe. – Vagum nie zamierzał się tłumaczyć. Otrzymał wyraźne rozkazy i zamierzał się ich trzymać. Cena nie grała roli. – Mogliśmy szpiegować ich tylko nocą, ale wtedy furrie wyruszały na łowy.
Ariel spojrzał na swego poddanego. Chociaż smok tego jeszcze nie powiedział, on wiedział jakim sposobem zbliżyli się do skał i przebywających tam gadów. Melir był natomiast wielce ciekaw.
– Kamuflaż – odparł w końcu, choć zrobił to z wielką niechęcią.
– Przebieraliście się? – dociekał Melir, ale wojownik pokręcił głową.
– Musieliśmy zmienić swój zapach.
Monarcha nie skomentował jego słów.  Podejrzewał, że ludzie Vaguma musieli tarzać się w odchodach furii, by móc zbliżyć się do skał. Sam spędził na przeklętym lądzie wiele lat, stracił prawie połowę masy ciała nim nauczył się zdobywać pożywienie i pilnować pleców w koszmarnie długie noce.
– Którejś nocy natknęliśmy się na jedną z kobiet. – Ciągnął rycerz. Po jego twarzy przemknął cień, świadcząc, jak trudne było to spotkanie. – Uciekła z obozu, a smoki wysłały za nią furrie. Dopadły ją nad brzegiem morza. Znęcały się nad nią i piły jej krew bez żadnego umiaru.
– Ile ich było? – Ze swego doświadczenia z kreaturami Ariel wiedział, że zawsze działały gromadnie.
– Około dziesięciu osobników. – Mężczyzna wyprostował się. – Zabiliśmy je wszystkie, a truchła wyrzuciliśmy daleko w morze.
– Co z kobietą? – nalegał Melir.
– Żyła jeszcze kiedy po nią wróciliśmy. Miała jednak tak wiele ran, że jej śmierć była tylko kwestą czasu. Furrie naznaczyły jej ciało dziesiątkami krwawiących ran, a jej klatka piersiowa została otwarta.
– Coś powiedziała? – dociekał smok. Zakładał, że kobieta musiała umrzeć, ale przecież mogła zdążyć wpierw jeszcze coś powiedzieć.
Smok skinął głową. Dłonie zacisnął w pięści, mimo to mówił, pragnąc w końcu wyrzucić z siebie przykre doznania.
– Tak, to ona zdradziła nam skąd gady biorą kobiety i jakie praktyki stosuje się wobec dzieci. – W głosie wojownika pojawiała się odraza. – Każde nowonarodzone dziecko jeśli nie nosiło smoczych znamion natychmiast zabijano i pożerano. Zdrowe potomstwo odbierano matkom tuż po narodzinach i oddawano pod opiekę mamek. Chłopców od drugiego roku życia uczono władać małymi ostrzami i zabijać zwierzęta. A to dopiero początek.
– Zatem żadne z dzieci nie ma pojęcia kto jest jego matką, a kto ojcem – stwierdził król. A kiedy Vagum potwierdził że ma rację, dodał jeszcze: – Idealna armia. Nieodczuwająca litości, niemająca pojęcia czym jest miłość. I z tym wrogiem przyjdzie się nam zmierzyć.


10 komentarzy:

  1. Ależ ten rozdział jest pełny informacji Wyglada na to ze wojna jest jednak nieunikniona Biedny król bedzie mial pelne rece roboty Dobranoc Emi spokojnej nocy blanka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wojna, a jakże, zresztą nie tylko takie kłopoty czekają króla. Dziękuję za odwiedziny, Blanko.

      Usuń
  2. Tyle różnych wiadomości zwiadowca dostarczył królowi. Teraz już Ariel z cała pewnością wie, że wroga armia będzie chciała przejąc tron i jego królestwo. I to armia która nie zna litości . Wojna wydaje się nieunikniona chyba że król wymyśli bardzo dobry plan - jak pokonać wroga jeszcze przed atakiem -bo jak dojdzie do wojny to będzie rzeź. Bardzo dziękuję za epizod :) Pozdrawiam serdecznie Elka-el64.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeź to bardzo dobre określenie i niestety przykra zapowiedź przyszłości czekającej smoki.

      Usuń
  3. Emis i co ja mam teraz zrobic? nie wiem czy czytac ten rozdzial bo to zwykly blad numeracji czy mam czekac na rozdzial nr 10 bo go nie widze...chyba, ze slepy jestem ale juz patrzylem ze wszystkich stron Buziolki :***

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobra i tak przeczytalem bo mnie ciekawosc zzarla :D:D:D Swietny rozdzial, duzo sie wyjasnilo min. ze za pomoca furii mlody Tolesto chce wladze przejac po czym prawdopodobnie po ewnentualnym sukcesie pewnie ma w planach je wykonczyc.....dziekuje Emis i jeszcze jedne buziolki :****

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem furrie niewiele obchodzą Thargara. Są tylko środkiem do osiągnięcia celu, potem staną się zbędne.

      Usuń
  5. Czytaj, czytaj, Sławku, to tylko numeracja kopnięta. Poprawię jak dotrę do domu. Coś strasznie zakręcona jestem ostatnio. Ściskam cię gorąco.

    OdpowiedzUsuń
  6. Widzę, że ciężka będzie przeprawa z ludźmi(smokami) Thargarra. A to spryciarz bez serca, chyba wyssał to z mlekiem matki. Dobrze, że Ariel wie z czym przyjdzie mu walczyć, oj ciężko będzie. Bardzo dziękuję za ten przejmujący rozdział. Pozdrawiam serdecznie, Meg

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie będzie łatwa walka. Thargar nie odpuści i będzie knuł do samego końca.

      Usuń