czwartek, 19 lutego 2015

Malos - Rozdział 10_epizod 1





Malos nie był zachwycony tym, co Nathaniel zasugerował chwilę wcześniej. Dziwił się, że w ogóle aniołowi przeszło coś takiego przez myśl. Może i tkwił tu z Santi, może i dostał rozkaz odszukania chłopca, ale na Boga nie oznaczało to, że musi połączyć go gorący romans z nauczycielką, lub jeszcze gorzej, że miałby wykorzystać swoją towarzyszkę. Ostatnia myśl sprawiła, że prawie się roześmiał. Santi nie była kobietą, która bez zastanowienia rzuci się w wir gorącego romansu. Zwłaszcza z nim. Sugestie Nata były idiotyczne i pozbawione jakiegokolwiek sensu.
Wsuwając klucz do drzwi, był już absolutnie pewien, że nie pozwoli sobie na żadne miłosne uniesienia. Chociaż, jeśli miałby być szczery, nie spotkał dotąd tak fascynującej i irytującej jednocześnie kobiety. Ze swoją urodą i zmysłowym spojrzeniem, mogła mieć każdego. Dziwił się, że do tej pory nikogo sobie nie znalazła. Możliwe jednak, że chciała być sama, albo aniołów odpychał jej brak skrzydeł.
Zadziwiające, ale dla niego nie stanowiło to już problemu. Ta myśl zaskoczyła go chyba najbardziej. Przekręcił klucz w zamku i wszedł do środka. Nathaniel cicho stąpał za nim.
– Już jesteśmy! – zawołał, rzucając klucze na stolik w przedpokoju. Odpowiedziała mu cisza i tylko zapalone światło w salonie świadczyło, że mieszkanie nie jest puste.
– Santi? – Nathaniel zatrzymał się pośrodku przestronnego salonu, czujnym wzrokiem rozejrzał się na boki. Ponownie odpowiedziała im cisza.
– Sprawdzę w sypialni, może zasnęła – rzucił Malos, kierując się do pokoju dziewczyny.
Nie minęła jednak chwila, jak stamtąd wybiegł.
– Nie ma jej! – zawołał. – Zniknęła również kurtka, którą nosiła.
– Cholera! – zaklął Nathaniel. – Wygląda na to, że twoja anielica opuściła cichaczem mieszkanie.
– Ona nie jest moja! – odgryzł się chłopak, biegnąc już do drzwi. W duchu obiecał sobie jednak, że jak tylko dziewczyna wpadnie mu w ręce, solidnie przetrzepie jej tyłek. Nieważne co stanie się później.
– Ta kwestia jest akurat chwilowo bez znaczenia – zawołał Nathaniel, wybiegając za nim. – Czy ona w ogóle zna miasto?
– Nie sądzę, by zadała sobie trud i kupiła mapę, jeśli o to pytasz. Jak ją znam, poszła za głosem serca.
Warknięcie było jedyną odpowiedzią Nathaniela.
– Może poszukasz jej z góry? – zaproponował Malos.
– Za chwilę, wpierw pokręćmy się po okolicy. Możliwe, że jest gdzieś blisko.
– Albo poszła nie wiadomo gdzie i teraz siedzi skulona na ławce, zanosząc się płaczem.
Nathaniel skrzywił się. Jakoś nie wyobrażał sobie, by Santi mogła dać się ponieść panice. Opanowanie tak właściwe nauczycielom otaczało ją niczym druga skóra.
Stanęli na ulicy, rozglądając się na boki. Było dobrze po drugiej w nocy, ale ulice płonęły jasnym blaskiem latarni. Nowy Jork tak naprawdę nigdy nie zasypiał, czasami tylko zapadał w lekkie odrętwienie. Tak jak, teraz gdy większość mieszkańców udała się już na spoczynek i tylko wytrwali bywalcy barów, dyskotek oraz taksówkarze szwendali się po mieście. Gdzieś w tym sennym tłumie była anielica, która nie znała zasad życia na ziemi.
– Może poszła do parku? – zasugerował Malos.
– Też o tym pomyślałem – odparł Nathaniel. – Idź tam, a ja rozejrzę się z góry.
Młody anioł pobiegł z powrotem do centrum, wojownik zaś wystartował pionowo, unosząc się tak szybko, że ludzkie oko nie byłoby w stanie pochwycić tej pięknej sceny.
Anioł przefrunął ponad ulicami, wypatrując uważnie drobnej anielicy. Nie miał pojęcia, w co była ubrana i czy w ogóle skierowała się do centrum. Instynkt podpowiadał mu jednak, że postanowiła na własną rękę odszukać dziecko.
Zatoczył koło na pobliskim parkiem i ulicami go okalającymi. Spacerowiczów było tu niewielu, raczej tylko spóźnieni kochankowie zmierzali do domów. Budek z hot-dogami ani tym bardziej dorożek, również nie dostrzegł. Pofrunął dalej, zaglądając na piątą aleję. Szybko jednak doszedł do wniosku, że Santi nie była typem kobiety, która chodzi i ogląda wystawy sklepów.
– Gdzie jesteś dziewczyno? – powiedział sam do siebie. – Przecież nie mogłabyś opuścić Manhattanu. – To właśnie stamtąd wrócił z Malosem. Gdyby tam była, spotkaliby ją.
I wtedy go oświeciło. Południowe krańce Manhattanu. Chinatown. Nie byli tam jeszcze, a chińskie dzielnice mogły stanowić doskonałe zaplecze dla harpii. Wściekł się, że wcześniej o tym nie pomyślał. Skręcił w lewo. Jego skrzydła uderzały tak szybko, że miejskie ptaki nie miały z nim żadnych szans.
Widział już kolorowe neony i napisy w orientalnym języku. Smukłe budyneczki egzotycznych burdeli i kolorowe knajpki. Do tego hotele robotnicze i dachy stoisk na miejscowym targu.
I wtedy ją zobaczył. Biegła chodnikiem, raz po raz oglądając się za siebie. Włosy miała rozwiane, policzki zarumienione.  Ewidentnie sprawiała wrażenie, że przed kimś ucieka i odkrycie to sprawiło, że Nathaniel spojrzał dalej. Wśród pokracznych budynków, pomiędzy ostatnimi turystami stała istota z twarzą umazaną krwią.
– Kurwa Mać! Harpia! – zaklął anioł.
Stwór zdecydowanie widział dziewczynę, gdyż nie spuszczał z niej swego czujnego wzroku. Lada chwila kreatura rozwinie swe drobne skrzydełka i ruszy za anielicą. Kobieta nie miałaby z nią żadnych szans. Wojownik nie zamierzał czekać, aż sprawy przybiorą niekorzystny obrót, składając skrzydła na plecach, zanurkował. Spadł na ulicę, porywając w ramiona zaskoczoną kobietę i unosząc ją w górę.
– Mam cię! – krzyknął, mocniej przyciskając ciało dziewczyny do siebie. Wyglądała na równie zszokowaną co wystraszoną. Nie próbowała jednak wyrywać się z jego uścisku. Przeciwnie, oplotła go ramionami. Z jej piersi wydobyło się długie westchnienie ulgi.
– Dziękuję – wychrypiała drżącym głosem. – Bałam się, że mnie zobaczy.
– I tak cię widziała – odparł sarkastycznie.
– Niemożliwe – jęknęła, odwracając głowę. Byli zbyt wysoko by mogła cokolwiek dostrzec. Miasto pozostało w dole.
– Już zapomniałaś? To potwory, z nimi wszystko może się zdarzyć.
 Ale... – zaczęła, jednak anioł nie dał jej dokończyć.
– To było bardzo głupie, Santi. Gdybym się nie zjawił, mogłabyś już nie żyć.
– Ale one tam były! – krzyknęła, uderzając anioła pięścią w tors. – Rozumiesz, były tam, widziałam je. Czyż nie o to nam chodziło? – dodała. W jej głosie ciągle pobrzmiewał gniew.
 Mimowolny uśmiech pojawił się na wargach mężczyzny. Słodka, mała Santi. Miała w sobie więcej ognia, niż się komukolwiek mogło zdawać. Więcej niż zakładał Malos.

4 komentarze:

  1. Kamień spadł mi z serca, Santi odnaleziona, teraz jeszcze kolej na Willa. Mam nadzieję, że to też im się uda. Bardzo dziękuję za kolejny fragment. Pozdrawiam, Meg

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Will to taki zaradny chłopiec, że nim nasze aniołki dojdą do porozumienia, sam ucieknie harpiom, ha ha

      Usuń
  2. Cieszę się, że Santi została znaleziona, nie miej harpie juz będą wiedziały o niej. Malos jeszcze sie zdziwi temperamentem Santi. Dziękuję i pozdrawiam cieplutko. Beata;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziewczyna nie raz zaskoczy anioła, tu się z tobą absolutnie zgadzam. Inna sprawa, że Malos postrzega ją jako ofiarę losu, a nią Santi zdecydowanie nie jest.

      Usuń